Leszek Gnoiński: Czarno-biała rewolucja

"Mówi się, że każdego można zastąpić, ale akurat Grzegorza nie można. Był osobowością nie do zastąpienia. Był świetnym poetą, bardzo dobrym muzykiem, kompozytorem, jednym z najlepszych producentów w historii polskiej muzyki" /Mieczysław Włodarski /Reporter

Jedna z najbardziej rozpoznawalnych i unikatowych grup w historii polskiej muzyki w 2016 roku doczekała się swojej biografii. O tym, jak Republika tworzyła w trudnych dla kraju czasach, kto miał wpływ na jej oryginalne brzmienie i wizerunek, jak ważne w zespole są kompromisy i wreszcie, jak istotną dla polskiej kultury była postać Grzegorza Ciechowskiego, opowiada Interii autor książki – Leszek Gnoiński.

W grudniu 2016 roku do sprzedaży trafiła książka "Republika. Nieustanne tango", autorstwa Leszka Gnoińskiego. Biografia opisuje, jakie zmiany przechodził zespół i jak sobie z nimi radził, jak funkcjonował w trudnych warunkach lat 80., a jak w okresie wielkich zmian zachodzących w naszym kraju w latach 90. (już z Leszkiem Biolikiem, który zastąpił Kuczyńskiego). To także opowieść o tym, jak się rozchodzą artystyczne drogi twórców.

Autorem książki jest ceniony dziennikarz muzyczny Leszek Gnoiński, który w dorobku ma m.in. "Raport o Acid Drinkers" (1996), "Kult Kazika" (2000), "Myslovitz. Życie to surfing" (2009), "Marek Piekarczyk. Zwierzenia kontestatora" (2014). Jest też współautorem "Encyklopedii polskiego rocka" (cztery wydania), a także książki o zespole Farben Lehre (2015). Współtworzył głośny film "Beats of Freedom - Zew wolności" (2010), "Jarocin, po co wolność" (2016), "Fugazi - centrum wszechświata" (2016), a także dwie serie: "Historia polskiego rocka" (2009) i "Historię festiwalu w Jarocinie" (2014).

Reklama

Michał Korzeniowski, Interia: "Republika. Nieustanne tango" to długo wyczekiwana książka o jednym z najważniejszych zespołów w historii polskiej muzyki rockowej. Jak długo pracowałeś nad jej realizacją i czy było to duże wyzwanie?

- Plany pojawiły się w 2010 roku. Wtedy spotkałem się z Jerzym Tolakiem, menedżerem Republiki. Jurkowi pomysł się spodobał i zacząłem zbierać materiały. Największy udział przy tworzeniu książki miał oczywiście zespół. Zbyszek Krzywański (gitarzysta Republiki - przyp. red.) ma wręcz encyklopedyczną pamięć i pamiętał niemal każdy koncert. Bardzo wiele wniósł też Jurek Tolak. Kalendarium zespołu nie powstałoby, gdyby nie pamięć Zbyszka i dokumentacja Jurka. Duży udział mieli też pozostali muzycy: Paweł Kuczyński (pierwszy basista Republiki), Leszek Biolik (drugi basista Republiki), Andrzej Ludew (pierwszy menedżer zespołu). Pomagali nie tylko odpowiadając na pytania, ale wprowadzając mnie w historie dotyczące zespołu. Książka powstawała przez sześć lat, ale z przerwami, więc faktyczna praca trwała pewnie około trzech lat.

Było ci trudno, biorąc pod uwagę, że marka Republika to wciąż gorący temat w polskiej muzyce?

- Nie zastanawiałem się nad tym. Ta książka nie jest bowiem adresowana jedynie do fanów grupy. To szersza opowieść, nie tylko dla wszystkich lubiących polskiego rocka, ale także dla tych interesujących się najnowszą historią Polski. Republika jest bohaterem książki, lecz wokół zespołu dzieje się bardzo dużo, to opis lat 80. i 90., zmian zachodzących w tamtych czasach. Pokazuję, jak wyglądała Polska tych epok, czym były przemysł muzyczny, ekonomia, gospodarka. Zespół nie działał przecież w jakiejś wyabstrahowanej rzeczywistości. Republika funkcjonowała w konkretnym momencie historycznym, a jej twórczość była komentarzem do sytuacji w kraju.

W kontekście gospodarki, wystarczy przywołać fragmenty opisujące problemy z zakupem przez zespół instrumentów...

- Polak potrafi dać sobie radę w każdej sytuacji, wtedy też potrafił. Jedną z anegdot opisanych w książce jest historia gitary basowej, zrobionej własnoręcznie przez Pawła Kuczyńskiego, wspólnie z zaprzyjaźnionym elektronikiem. Co ciekawe, instrument później trafił do muzyka legendarnego zespołu niemieckiego Die Toten Hosen.

Poznajemy lata osiemdziesiąte, ale również i lata dziewięćdziesiąte, gdy Republika, a zwłaszcza Ciechowski, byli bardzo aktywni.

- Na historię Republiki składa się m.in. wielki boom rockowy lat 80., którego Republika była jednym z głównych przedstawicieli i beneficjentów. Na czas aktywności jego członków przypadają też przemiany demokratyczne, tworzenie się rynku muzycznego w Polsce. To wszystko jest nawet nie tłem tej "republikańskiej" historii, a jej niezwykle ważną częścią.

Co może w książce odnaleźć młody fan muzyki rockowej, dla którego ten kontekst historyczny nie jest ważny, a często i niezrozumiały?

- Pisząc chronologicznie, cofnąłem się do lat 50., opisując dzieciństwo członków Republiki. Interesowało mnie to, w jaki sposób wykluwa się zespół. Ktoś zaczyna grać na instrumencie, spotyka kolejne osoby i razem zaczynają tworzyć. To droga od podstaw. Prawie każdy wielki zespół zaczynał podobnie. Tak rozpoczynali Beatlesi, Stonesi, U2. To były zespoły, które zaczynały od grania w piwnicach, złożone z osób, które znały się od dziecka, dla których muzyka stawała się i zabawą, i sposobem wyrażenia osobowości. Tak było też z Republiką. Nagle okazywało się, że wszystkie trybiki zaskakiwały i wykluwało się coś interesującego i oryginalnego.

Czy jest to przewodnik dla ludzi, którzy chcą się profesjonalnie zajmować muzyką?

- Każda historia zespołu jest przewodnikiem po relacjach międzyludzkich. Jak się kształtują, jak rozwijają. Pokazuje choćby, jak ważne w relacjach muzycznych i międzyludzkich są kompromisy. Historia Republiki jest historią kompromisu. Opisuję jej rozpad w 1986 roku, spowodowany nieporozumieniami, jak i dumą zarówno lidera, jak i innych muzyków. Cztery lata później muzycy spotykają się ponownie i to z inicjatywy Ciechowskiego, który pozwolił pozostałym komponować. Dzięki temu w latach 90. inni członkowie zespołu mieli większy wpływ na repertuar.

Fenomen Republiki to też jej niezwykły wizerunek, który wraz z tekstami, muzyką, tworzyły unikalną jakość na polskim rynku. Zwłaszcza w latach 80.

- Był to pierwszy zespół, który potrafił się tak dobrze określić. Duży wpływ na wizerunek grupy miał ówczesny menedżer - Andrzej Ludew. Dzięki niemu Republika wypłynęła na tak szerokie wody, stała się rozpoznawalna. On stworzył słynny logotyp zespołu. Miał też pomysł na wizerunek Republiki na scenie. Tam wszystko było spójne: kolory, logo, ruch na scenie, teksty, muzyka. Ale najważniejsza była osobowość. Zarówno Grzegorza, jak i pozostałych muzyków. Oni potrafili ryzykować.

- I to jest ważna lekcja dla młodych osób. Potrzebny jest pomysł na siebie. Warto też ryzykować, warto coś zmieniać w swoim myśleniu o muzyce, świecie, sztuce. Republika początkowo grała art rock. Muzycy słuchali Zeppellinów, Jethro Tull. I nagle to wszystko odstawili i zaczęli komponować w oparciu o nową muzykę: punk rock, post punk. To była odwaga, zacząć tworzyć coś zupełnie od nowa. Ważne było również to, że każda płyta była inna. Zarówno muzycznie, jak i tekstowo.

Republika łączyła pokolenia. Podobała się wyrobionej, świadomej publiczności, jak i młodym ludziom. To też świadczyło o jej wielkości.

- Nie podobała się wszystkim. Wielu dziennikarzy starszego pokolenia uważało ich muzykę za bełkot. Dzisiaj wiemy, że teksty Ciechowskiego i muzyka Republiki jest czymś ważnym dla polskiej kultury XX wieku. Ale wtedy ta muzyka nie była tak doceniana. Ale taka jest rola tych, którzy coś zmieniają. Pierwsze dzieła Mickiewicza, czy malarstwo impresjonistów, też były niezrozumiałe, były nawet negowane przez tradycjonalistów. Tak samo z Presleyem, czy Beatlesami. Republika stworzyła własny, oryginalny język.

Ale też inspirowała się wieloma artystami z kręgu postpunkowej rewolucji.

- Oczywiście. Czarno-biały świat Republiki nie był czymś nowym. Taką stylistykę wykorzystywali zarówno The Stranglers i Madness, czy The Specials. Muzycznych wzorców też było wiele, ale każdy gatunek powstaje poprzez inspirację wcześniejszą twórczością innych artystów. Właśnie dzięki temu mamy pewną ciągłość w kulturze. Teraz wielu muzyków inspiruje się zarówno Republiką, jak i Obywatelem G.C.

Miarą popularności zespołu jest również fakt, że fani Republiki są wciąż aktywni, co widoczne jest choćby w komentarzach pod ich utworami, artykułami o nich. Wciąż analizują teksty podkreślając ich ponadczasowość.

- Grzegorz Ciechowski był przede wszystkim poetą, nie tekściarzem. Był polonistą, pisał wiersze już od szkoły podstawowej. Wszystkie płyty są niejako ich zbiorami. Muzyk podkreślał, że nie chce wydawać tomików poezji, bo one nie znalazłyby nabywców, ale kiedy wiązał wiersze z muzyką, kupowały je tysiące ludzi. Była to jakby poezja w 3D. Słowo, muzyka i do tego wizerunek. Efekt był znacznie mocniejszy. A dobra poezja zawsze się obroni. Po latach, po wiekach. I dlatego słucha się jej tak dobrze. Oczywiście w jego twórczości były utwory lepsze i gorsze.

Mimo upływu lat, Ciechowskiego jakby wciąż brakuje. Choćby jego aktywności na tak wielu obszarach muzycznych.

- Mówi się, że każdego można zastąpić, ale akurat Grzegorza nie można. Był osobowością nie do zastąpienia. Był świetnym poetą, bardzo dobrym muzykiem, kompozytorem, jednym z najlepszych producentów w historii polskiej muzyki. Spójrzmy choćby na Justynę Steczkowską. Ona do końca kariery będzie postrzegana jako "dziewczyna szamana" - postać, którą stworzył właśnie Ciechowski. On opisał to, jaka ona była, dopasował jej wizerunek. Przypomnijmy sobie album "OjDADAna", który miał kapitalne recenzje w prasie zagranicznej. Zresztą do dzisiaj dobrze się go słucha.

- Ciechowski komponował również muzykę do filmów i reklam. Miał olbrzymi dorobek. Tak... takiej osobowości naprawdę brakuje teraz w polskiej muzyce.

Wiele miejsca w książce poświęcasz okresowi po śmierci Grzegorza. Czy ta działalność jest równie ważna, co regularna aktywność zespołu?

- Ten rozdział jest ważny. Pokazuje rolę Republiki i Ciechowskiego obecnie. Ponadto pamiętajmy, że o ile Ciechowski nie żyje, to pozostali muzycy wciąż tworzą. Zbyszek miał wielki udział w płytach zespołu w latach 90. i po śmierci Grzegorza stał się świetnym twórcą muzyki teatralnej. Leszek Biolik jest niezłym producentem. Poza tym działalność Jurka Tolaka i Zbyszka, choćby organizowanie koncertów imienia Grzegorza Ciechowskiego w Toruniu, sprawiły, że o tym artyście się nie zapomina. Efektem tych działań jest większa aktywność wielu osób i instytucji. Narodowy Bank Polski stworzył monety z jego wizerunkiem. W grudniu 2016 roku w Toruniu otwarto plac jego imienia i miasto chwali się Grzegorzem. Chwali się nim też Tczew, gdzie również organizowany jest festiwal jego twórczości. Ta postać jest żywa dzięki takim działaniom. W przeciwnym razie mogłaby funkcjonować jedynie w kontekście radia Złote Przeboje, a tak pokazujemy, jak był ważny dla polskiej muzyki i dla polskiej kultury.

***Zobacz materiały o podobnej tematyce***

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Republika
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy