Kroki: Szukać siły w prostych słowach

Zespół Kroki podczas sesji zdjęciowej do okładki EP-ki "Szkoda" /Jacek Kołodziejski /materiały prasowe

- Cała sztuka polega na tym żeby przekazać coś znaczącego, dotykającego w prostych, przystępnych słowach. Dzięki temu, ludzie mogą to zrozumieć, mogą wrócić do różnych sytuacji ze swojego życia. Więcej rozumieją, bardziej to przeżywają. Myślę że dla nas, jako artystów, jest to bardzo ważne - mówi Interii Jakub Goleniewski (Jaq Merner) z Kroków. Zespół w składzie z nim, Szattem i Wują HZG promuje wydane w ostatnich miesiącach dwie EP-ki "Underwater" oraz "Szkoda".

Daniel Kiełbasa, Interia: Rozmawiamy dziś o EP-ce "Szkoda" i od razu muszę przyznać: szkoda, że ten materiał jest taki krótki. Czy zamysł, aby wydać go właśnie w takim kształcie, był planowany od samego początku?

Kuba Goleniewski (Jaq Merner), Kroki: - W pewnym momencie stanęliśmy przed dylematem. Mieliśmy sporo muzyki po angielsku i na horyzoncie pojawiało się parę ciekawych propozycji w naszym rodzimym języku. Jak pewnie się domyślasz klimat utworów po polsku, na tyle różnił się od materiału po angielsku, że w żadnym wypadku nie chcieliśmy tego łączyć w jeden materiał. Dlatego podjęliśmy decyzję o wydaniu dwóch, krótkogrających materiałów - "Underwater" i "Szkody". Patrząc na to co wyszło, myślę że była to bardzo dobra decyzja.

Reklama

Nie mieliście w sobie jakiegoś niepokoju, że obie EP-ki wychodzą niemal w tym samym czasie i jedna nieco przeszkodzi w promocji drugiej? Patrząc na to pragmatycznie, mówimy wciąż o dwóch wydawnictwach tego samego zespołu.

- Wyszliśmy z założenia, że "papierkowo" traktujemy te dwie EP-ki jako jedną płytę, w dużej mierze było to podyktowane kontraktem z wydawcą, dlatego nie chcieliśmy rozciągać tego procesu w nieskończoność. EP-ka "Underwater" była gotowa już jesienią 2020 roku, czuliśmy jej oddech na swoich plecach, dlatego nie mogliśmy się doczekać kiedy wydamy w końcu ten materiał. W międzyczasie powstawała "Szkoda", wydawca zaproponował połączenie dwóch materiałów i wydanie LP, czego przełknęliśmy i w ostateczności podzieliliśmy to na dwa osobne materiały i nagle obudziliśmy się w marcu 2021.

Myślę że w natłoku informacji i bombardowania ludzi informacjami na 1000 urządzeniach 24/h, częste wydawanie singli czy krótko grających materiałów wydaje się rozsądne. Media mają więcej oryginalnego materiału do podzielenia się z odbiorcami, a nasi słuchacze mogą cieszyć się, że ich ulubiony zespół co chwilę wydaje dla nich coś nowego. Żyjemy w czasach, w których ogromną rolę w promocji muzyki odgrywa algorytm. Zapewne innym ludziom podpowiada "Underwater" a innym "Szkodę". Przynajmniej tak mi mówi Spotify.

Odpowiadając na Twoje pytanie: Tak, był niepokój że jedne wydawnictwo, przeszkodzi w promocji drugiemu, ale wierzyliśmy też w to, że ten zabieg zaciekawi słuchaczy i media, mówiąc w skrócie, będzie co słuchać i będzie o czym porozmawiać.

Ta EP-ka przynosi dla was sporą zmianę, chociaż nie nazwałbym jej rewolucją. Mowa tutaj o utworach po polsku, które napisałeś razem z Szattem. To bardziej ewolucja, bo już na poprzedniej płycie testowaliście numer w rodzimym języku - "Balon" -  który napisał Bisz. To pisanie po polsku dojrzewało w was od tamtego czasu, a może przyszło to jednak decyzja była bardziej nagła?

- Tak... dojrzewało, to dobre określenie. Pamiętam że w momencie, w którym zaczynaliśmy swoją przygodę jako zespół, próbowaliśmy swoich sił z językiem polskim, nawet udało się jeden utwór grywać od czasu do czasu na koncertach, jednak nie przeszło to próby czasu. Żadna propozycja w języku polskim nie pojawiła się na "Stairs". W przerwie pomiędzy "Stairs" a "Controlled Chaos", znowu staraliśmy się stworzyć utwór po polsku, z którym czulibyśmy się dobrze, niestety... nie udało się. Dopiero współpraca z Biszem zaowocowała. Utwór spotkał się z super odbiorem na koncertach i w radiostacjach. To był sygnał dla nas że rzeczywiście chcemy iść w tę stronę.

W pandemii, Szatt zaskoczył nas prewkami utworów, z napisanymi tekstami po polsku... było ich sporo i były super. Od samego początku czuliśmy, że to jest to, że w końcu brzmi to znajomo, brzmi to jak "Kroki po polsku". Tak zaczęliśmy pracować nad utworami, ja przyniosłem wypracowany refren, a później wspólnie pracowaliśmy nad zwrotkami. Próbowaliśmy różnych rzeczy, inspirowaliśmy się różnymi artystami. Super zabawa, choć trzeba przyznać, że nie była taka łatwa. Zaczęliśmy pracować nad tekstami w bardzo podobny sposób, w jaki pracowaliśmy nad warstwą muzyczną i chyba dlatego wyszło coś oryginalnego, naszego.

Czy tematyka waszych nowych piosenek - pozornie prostych - ale dotykających ważnych emocji, sprawiła, że chcieliście, aby jak najwięcej osób mogło was zrozumieć i dlatego też wybraliście język polski?

- Dokładnie. W "Mam wiele wad" posługujemy się stwierdzeniem "szukam siły w prostych słowach". Cała sztuka polega na tym żeby przekazać coś znaczącego, dotykającego w prostych, przystępnych słowach. Dzięki temu, ludzie mogą to zrozumieć, mogą wrócić do różnych sytuacji ze swojego życia. Więcej rozumieją, bardziej to przeżywają. Myślę że dla nas, jako artystów, jest to bardzo ważne.

Odnoszę wrażenie, że zmieniła się też wasza muzyka. Według mnie stała się nieco bardziej popowa. Czy w waszym przypadku uznaliście, że do tekstów po polsku potrzebujecie nieco zmienić brzmienie?

- Przy tym materiale pracowaliśmy tak samo, jak w poprzednich latach. Mieliśmy jakieś szkice produkcyjne Łukasza i do nich się dogrywaliśmy i ciosaliśmy kamień, aż wyszło coś spójnego. Chcieliśmy zrobić coś alternatywnego, ale też bardziej przystępnego. Rzeczywiście, język podpowiada przysłowiowy mood utworu, ale nie ukrywamy, że sami chcieliśmy żeby to właśnie takie było. Przy "Frazach" spotkaliśmy się z opiniami różnych ludzi, nawet tych, o których bym nigdy nie powiedział, że ta piosenka im się w ogóle spodoba. Ten rozstrzał pokazuje, że trafiliśmy do szerszej grupy odbiorców. Zadanie wykonane, a my możemy sobie przemycać nasze alternatywne smaczki, w różnych momentach.

Skoro jesteśmy już przy "Frazach", to jak wyglądała praca nad teledyskiem do utworu? Mieliście jakiś koncept, który przekazaliście dalej, czy postawiliście całkowicie na wizję kogoś innego?

- Tutaj zdaliśmy się na reżysera. Często robimy tak, że oddajemy warstwę wizualną komuś innemu. W tym wypadku nie mieliśmy jasnej wizji, jak to powinno wyglądać. Wsparliśmy się więc jego doświadczeniem i percepcją tego materiału. Jak najbardziej zaakceptowaliśmy projekt i dla nas to było jasne, fajnie się wpasowało.

Jako Kroki żyjemy w pewnym kompromisie. Dajemy sobie wolność w tym co robimy, nie narzucamy sobie wielu rzeczy. W tym przypadku fajnie jest dawać wolność innym artystom. To jest sposób, w jaki oni widzą ten materiał. Jeśli nie ma się konkretnej wizji, którą chce się przekazać na obrazku, to można oddać pałeczkę i zobaczyć, co z tego wyjdzie.

To samo było przy okładce, którą zrobił Jacek Kołodziejski. Nawiązaliśmy współpracę z  artystami, którym ufamy i których rzeczy nam się podobają i oddaliśmy im tę część, żeby przerobili to na swój sposób. Z początku nie mogliśmy tego skumać, ale potem to zaczęło nabierać większego sensu.

Fajnie jest czasem coś komuś oddać pod opiekę artystyczną. Osobiście walczę z tym, że odrzucam rzeczy, których nie rozumiem, że często stawiam na swoim, bo to moja wizja. Z drugiej strony jeśli pracujesz z artystami, którzy zarabiają na życie tworząc i współpracują m.in. z cenionymi markami, to może powinieneś im zaufać? Fajnie jest czasem wystawić się na pewnego rodzaju dyskomfort, zobaczyć co z tego wyjdzie i po czasie zrozumieć, że twoja wizja niekoniecznie musiała być najlepsza.

Skoro już przeszliśmy płynnie do okładki, to zdradź szczegóły tego, jak powstała i ona. Bo z tego, co czytałem na waszym Facebooku, była to pewna przygoda.

- Wysłaliśmy nasz materiał do Jacka Kołodziejskiego i tak powstał pomysł żeby stworzyć z nas jakieś figury geometryczne, coś co będzie odjechane. Jacek wymyślił, że wklei nasze twarze w ciała wygięte w różnych dziwnych pozycjach. Agnieszka Konopka, która była dyrektorem ruchu, razem z  tancerzami tworzyli różne figury z ciał. Na końcu i tak zostaliśmy lekko wyrolowani, bo musieliśmy te pozycje odtworzyć, żeby efekt końcowy był możliwie najbardziej naturalny. Wyglądało to komicznie. Niedługo pokażemy, jak wyglądało to zza kulis.

Był jeszcze jeden pomysł... Kiedyś jak robiłem tosta, zrobiłem szybki ruch keczupem i narysowałem trzy osoby, które totalnie wyglądały jak nasz zespół. Więc był też koncept, aby zrobić zdjęcie tosta, a na tym toście miał być nasz zespół (śmiech). Ale może wykorzystamy to na następnej okładce - moim zdaniem super pomysł.

Czy traktujecie "Szkodę" jako nowy etap w waszej karierze? Proces twórczy, jak sam stwierdziłeś, się nie zmienił, jednak mamy tutaj do czynienia z nieco zmienionym brzmieniem i polskimi tekstami. Traktujecie EP-kę jako nowe otwarcie?

- Zdecydowanie tak, kolejny długogrający materiał robimy również w całości w języku polskim. Myślę że na podstawie doświadczenia, które zdobyliśmy przy "Szkodzie", jesteśmy gotowi na to by popłynąć teraz właśnie w tę stronę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: kroki | Trio Kroki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy