Reklama

"Kolekcjoner kości"

W światku muzycznym bywa tak, że czasem determinacja i poświęcenie jednego człowieka decyduje o istnieniu zespołu. Niewątpliwie kimś takim jest Peter "Peavy" Wagner, filar niemieckiej formacji Rage od początku jej istnienia, wcześniej mający krótką przygodę z zespołem Mekong Delta. Jego grupa nie weszła, przynajmniej na razie, do heavymetalowego Panteonu, ale trudno byłoby zaprzeczyć, że od kilku lat dostarcza fanom coraz ciekawszych albumów. Gdyby wzorem sportowym podzielić heavy metal na pierwszą i drugą ligę, Rage można by z pewnością umieścić w czołówce drugiej ligi ze sporymi szansami na awans do ekstraklasy. W przededniu wydania kolejnej płyty Rage, zatytułowanej "Welcome To The Other Side", Lesław Dutkowski rozmawiał z przesympatycznym liderem Rage. o nowym albumie, planach na przyszłość, jego kolegach z zespołu i niecodziennym hobby.

Gratuluję wspaniałej płyty. Jej nagranie zajęło wam trzy miesiące, ale biorąc pod uwagę brzmienie, nie wydaje się to długim czasem. Co twoim zdaniem sprawia, że ten album jest wyjątkowy w waszej dyskografii? Użycie sprzętu analogowego?

Dziękuje za gratulacje. Tak naprawdę wcale nie wydaje mi się to takim krótkim okresem czasu. Poza tym być może we wkładce jest błąd, bo właściwie spędziliśmy w studiu cztery miesiące. Rzeczywiście, nasze nowe kompozycje nagrywaliśmy przy użyciu urządzeń analogowych i to z pewnością miało wpływ na brzmienie

Reklama

Po wydaniu waszej poprzedniej płyty „Ghosts” zapewniłaś, ze następny materiał będzie znacznie cięższy i dotrzymałeś słowa. Chciałbym się dowiedzieć czy macie już jakiś materiał na kolejne wydawnictwo, a jeśli tak to czym ono będzie się różnić od „Welcome To The Other Side”?

Teraz cieszymy się z tego albumu i nie myślimy jeszcze o następnym. Ale nie mogę sobie wyobrazić, że miałby on przypominać w jakimś stopniu nasze najnowsze dzieło. Jestem bardzo zadowolony z tego składu Rage i z pewnością podążymy w kierunku wytyczonym na „Welcome To The Other Side”, lecz nie będzie to prosta kontynuacja. Myślimy o napisaniu piosenek w stylu „Straight To Hell” czy „Point Of No Return”, które mają takie głębokie brzmienie i ciężki riff, ale w tej chwili nie mogę z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że one powstaną. Po prostu jest jeszcze na to za wcześnie.

Czy tak jak miało to miejsce w przypadku poprzednich albumów przygotowaliście inne wydanie na rynek europejski, a inne na japoński?

W zasadzie nie. Nie będzie żadnych coverów, czy innych szat graficznych. Na japońskiej edycji znajdzie się nowa wersja naszego starego kawałka „Don’t Fear The Winter”. To jedyna różnica. Reszta będzie taka sama wszędzie.

Tym razem nie skorzystaliście z usług ani Praskiej Orkiestry Symfonicznej ani Lingua Mortis Orchestra. Wiem, że Victor ma klasyczne wykształcenie muzyczne, a jego ojciec jest znanym w Rosji kompozytorem. Czy to oznacza, że od tej pory to właśnie on będzie odpowiedzialny za wszelkie orkiestracje, tak charakterystyczne dla waszego stylu?

Z orkiestrą praską nagraliśmy tylko EP-kę „Lingua Mortis”, a na kolejnych płytach wspomagali nas wynajęci muzycy, którzy funkcjonowali jako Lingua Mortis Orchestra. Kiedy przestaliśmy występować na żywo z orkiestrą, co zdarzyło się podczas ostatniej trasy, postanowiliśmy, że tym razem nie chcemy nagrywać w studiu partii klasycznych z wynajętymi muzykami. Nie widzieliśmy potrzeby, aby znowu to robić. Dzięki temu płyta brzmi ciężej, a orkiestracje są tylko w kilku piosenkach.

Każdy fan metalu jest świadom, że Rage stworzył swój własny, rozpoznawalny styl, na który składają się epickie utwory, szybkie i ostre kompozycje, ballady, a do tego wszystkiego jeszcze partie orkiestrowe. Ciekawi mnie czy w ostatnich latach poznałeś jakieś zespoły, dla których Rage byłby inspiracją?

Tak naprawdę jedyna rzecz jaką zauważyłem w ostatnich latach to, że wiele naprawdę wielkich zespołów zaczęło nagrywać z orkiestrami symfonicznymi. Nie wiem w jakim stopniu my mogliśmy ich zainspirować do takiego kroku. (śmiech) Graliśmy kiedyś z Deep Purple, a następna rzecz jaką oni nagrali była płytą z orkiestrą symfoniczną. (śmiech) Poważnie mówiąc, nie sądzę, aby znali nasze dokonania na tym polu. To byłaby przesada. Poza tym musisz wiedzieć, że takie przedsięwzięcie wymaga ogromnych środków finansowych, a oni je mają i nie muszą się na nikogo oglądać. Jeśli chcą coś nagrać po prostu to nagrywają. To może przynosić niezłe dochody. My zrobiliśmy ten krok kilka lat temu i zaczęliśmy zarabiać przyzwoite pieniądze. (śmiech) Trudno mi jednak oprzeć się wrażeniu, że po tym, jak my nagraliśmy „Lingua Mortis” wykorzystywanie do nagrań muzyków klasycznych stało się modą.

Na „Welcome To The Other Side” Victor skomponował muzykę aż do dziewięciu utworów. To bardzo dużo. Czy dzięki temu miałeś więcej czasu na myślenie o tekstach? Jeżeli to ma być wasza recepta na nagranie dobrego albumu to musze przyznać, że jest ona bardzo skuteczna

Victor jest fantastycznym kompozytorem i naprawdę bardzo lubię kawałki, które napisał. W ten sposób zamierzamy oczywiście pracować w przyszłości. Jednak w przypadku tej płyty w zasadzie podzieliliśmy się obowiązkami po połowie. Zauważ, że ja napisałem pięć piosenek, razem skomponowaliśmy trzy kawałki. Do tego dochodzą intra i interludia. W ogóle to w studiu napisaliśmy około 30 kawałków.

Aż tyle?! Nie mogę nie zapytać, co stanie się z pozostałymi, które nie trafiły na płytę?

Tego jeszcze sam nie wiem. Być może część z nich trafi na nową płytę. Nie można wykluczyć, iż część pomysłów znajdzie się na solowej płycie Victora, bo takowa jest w planie. Oczywiście będzie to płyta gitarowa. Nie jest jeszcze pewne czy będzie to w całości album instrumentalny. Możliwe, że ja zaśpiewam w kilku kawałkach, być może Victor zaprosi także innych wokalistów. Pomysł tego wydawnictwa powstał, kiedy Victor wybrał się na wielkie targi sprzętu muzycznego „NAMM” (National Association Of Music Merchants) do Ameryki, podczas których prezentował gitary Yamahy i przy okazji demonstrował swoje umiejętności. Poznał wówczas wielu wybitnych instrumentalistów, np. Billy’ego Sheehana, i umówił się z nimi na spotkanie na targach muzycznych we Frankfurcie. W czasie tego pobytu kilka z tych gwiazd wpadnie do studia i nagra partie na jego solową płytę.

Wielokrotnie przeglądałem waszą dyskografię i nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że czegoś w niej brakuje. Po jakimś czasie dotarło do mnie, że nie ma tam albumu koncertowego z prawdziwego zdarzenia. Jest tylko mini-album „Live From The Vault”, który został nagrany w Niemczech, a wydany tylko w Japonii, co jest dla mnie troszkę dziwne. Mam nadzieję, że to się zmieni

Myślę o tym już od dłuższego czasu, ale kiedy już miało dojść do jego realizacji następowały zmiany w składzie. Problemem było także to, że kiedyś zmieniliśmy wytwórnię z Noise na Gun Records. Chodziło o prawa do kawałków, które miała Noise i nie chciała udzielić zgody na wykorzystanie naszych znanych piosenek na płycie koncertowej. Tak to już jest w tym biznesowym gównie. Gdybyśmy go nagrali, musiałyby się na nim znaleźć kawałki wydane wyłącznie przez Gun Records. Jak widzisz to nie nasza niechęć sprawiła, że nasza dyskografia jest uboższa o płytę live. Nagraliśmy sporo materiału podczas poprzedniej trasy, zamierzamy rejestrować także podczas nadchodzącego tournee i zobaczymy, co uda się z tym zrobić.

W kawałku „Leave It All Behind” użyliście sitaru. Czy to oznacza, że Rage zamierza w przyszłości wzbogacać swoją muzykę brzmieniem innych instrumentów? Innymi słowy, czy jest to wasz sposób na urozmaicenie waszego stylu?

To nie było nic wielkiego, tylko mały fragment na początku. Ma klimat jak z kawałków The Beatles. (śmiech) Akurat w tym utworze potrzebne było coś, co oddałoby ducha muzyki hinduskiej, a że Victor potrafi grać na sitarze, postanowiliśmy to wykorzystać. Nie oznacza to jednak jakiegoś przełomu w brzemieniu Rage. Nie będziemy na pewno grupą grającą muzykę świata. (śmiech)

Wiem, że osobiście nie jesteś zwolennikiem zbyt bliskich związków z elektronicznymi eksperymentami?

Może nie do końca tak to wygląda. Victor jest specem od eksperymentowania z brzmieniem w naszym zespole. Może tak się zdarzyć, iż uznamy, że coś elektronicznego pasuje do naszej muzyki, ale w żadnym wypadku to nie oznacza, że chcemy brzmieć jak Rammstein. (śmiech)

Ostatnimi czasy kilka bardzo znanych metalowych grup postanowiło rozstać się z wielkimi koncernami i zdecydowały się na podpisanie kontraktów z wytwórniami specjalizującymi się w wydawaniu heavy metalu. Wy jeszcze jesteście związani umową z Gun Records. Chciałbym poznać twoją opinię na ten temat.

Po pierwsze zamierzamy się rozstać z Gun Records. A co do mojej opinii, to uważam, że biznes staję się coraz bardziej bezlitosny i trudniej jest metalowym zespołom zaistnieć w wielkim koncernie. Coraz trudniej jest sprzedawać płyty metalowe. W wyspecjalizowanych wytwórniach masz większą moc oddziaływania. Jeżeli grupa metalowa jest w wytwórni, która wydaje muzykę rockową czy popową, to nietrudno sobie wyobrazić na kogo postawi firma.

Chciałbym, abyś mi opowiedział coś o Peterze Dellu, który odwalił fantastyczną robotę projektując waszą najnowszą okładkę. On chyba potrafi znakomicie oddać poprzez obraz to, co drzemie w waszych głowach?

Przede wszystkim zatrudniliśmy go, bo jest naszym przyjacielem. Przed laty on także był muzykiem i grał w zespole Risk. Ale cała koncepcja graficzna „Welcome To The Other Side” jest autorstwa naszego perkusisty Mike’a.

Jak już jesteśmy przy Mike’u, chciałem zapytać czy dalej ma kłopoty z niemieckimi władzami? Wiem, że nie mógł przez jakiś czas dostać niemieckiej wizy. Czy ma już te problemy poza sobą i może legalnie pracować w Niemczech?

Tak, na szczęście wszystko ma już poza sobą. Jedyne co mu pozostaje to przedłużenie ważności prawa jazdy. (śmiech) Obecnie mieszka w Dortmundzie, podobnie jak ja i Victor. Razem jako zespół założyliśmy firmę, w której wszystkie udziały podzieliliśmy po równo. A zrobiliśmy to po to, aby kontrolować finansową i podatkową stronę istnienia Rage. Każdy z nas stał się więc członkiem Rage Company. (śmiech) Tak jest łatwiej i lepiej dla nas.

Nie myślałeś o założeniu własnej wytwórni płytowej?

Nie. Mamy strasznie dużo pracy i jedyne nad czym się mogę skoncentrować to Rage.

Wspominałeś w wywiadach, że wasze ostatnie albumy sprzedawały się naprawdę dobrze i wreszcie zaczęliście zarabiać przyzwoite pieniądze. Czy z tym wiąże się również to, że zacząłeś odczuwać ciężar bycia muzykiem popularnego zespołu?

Zależy od tego, jak zdefiniujesz popularność. Jeśli weźmiesz pod uwagę stopień popularności np. Michaela Jacksona to rzeczywiście możesz mieć ciężkie życie. (śmiech) Dla mnie jako członka zespołu metalowego nie jest to żadnym problemem. Heavy metal jest naprawdę na marginesie muzycznego biznesu. Owszem zdarza się, że jestem rozpoznawany na ulicy, ale nasi fani nie zachowują się jak rozwrzeszczane i piszczące nastolatki. Dlatego znoszenie tego jest sprawą łatwą. Oczywiście dla Rage byłoby dobrze osiągnąć jak największą popularność, bo my żyjemy wyłącznie z muzyki i potrzebujemy odpowiednich wpływów finansowych, aby się rozwijać.

W tym roku skończysz 37 lat. Czy kiedykolwiek przemknęło ci przez myśl, że należałoby skończyć z graniem i zająć się czymś innym np. produkowaniem płyt?

Oczywiście są takie chwile, kiedy coś się nie udaje. Ale teraz Rage jest lepszym zespołem niż kiedykolwiek wcześniej i naprawdę nie mam najmniejszego powodu by myśleć o zrezygnowaniu z muzyki. Staramy się robić wszystko, co w naszej mocy, aby sprawy szły jak najlepiej.

Pytam dlatego, bo po wydaniu „Ghosts”, gdy po raz kolejny zmienił się skład Rage, nie byłeś podobno w najlepszej kondycji psychicznej.

Tak to prawda. Był kryzys, ale na szczęście udało się go przezwyciężyć.

Twój zespół powstał mniej więcej w tym samym czasie, co inne znane niemieckie grupy metalowe – Kreator, Sodom i Destruction. Nie byliście jednak tak popularni jak wspomniane grupy, ale staliście się mistrzami heavymetalowego drugiego planu. Z pewnością natomiast wydajecie w ostatnich latach lepsze płyty od tej trójki. Dlaczego tak się dzieje, że choć wasze płyty są lepsze, te zespoły wciąż są bardziej popularne od Rage?

Może troszkę te proporcje się już zmieniły na naszą korzyść, ale w latach 80. i na początku 90. rzeczywiście było tak, jak mówisz. Być może przyczyna tkwiła w tym, że ja nie starałem się odkryć niczego nowego i działałem w granicach przez siebie zakreślonych, bez kopiowania swoich płyt. Natomiast Tom Angelripper cały czas starał się wymyślić coś zupełnie nowego i dlatego w końcu stworzył ten swój uboczny projekt. Jego koncepcje muzyczne dla Sodom były dość ograniczone i oni nie byli w stanie zdobyć nowych fanów. W zasadzie cały czas robili to samo. Osobiście na przykład nie kupiłbym nowej płyty Iron Maiden, bo wiem, że nie znajdę na niej niczego nowego, świeżego. Gdyby starali się zawrzeć na nowym albumie jakiś ciekawy pomysł wówczas na pewno bym po niego sięgnął, bo kiedyś naprawdę ich lubiłem.

Kiedyś zrobiliście nawet cover „The Trooper”, o ile mnie pamięć nie zawodzi?

Owszem nie zawodzi cię. Ale to, co znalazło się na „Brave New World” nie jest niczym interesującym.

Co w takim razie sądzisz o powrocie Bruce’a?

Niewiele ciekawego mam na ten temat do powiedzenia. To jest tylko i wyłącznie biznes. Być może by mi to tak nie przeszkadzało, gdyby nowy album nie był tak nudny. Kawałki są złe i brzmią jak gówno. (śmiech)

Wiem Peavy, że masz bardzo nietypowe hobby, mianowicie kolekcjonujesz czaszki i kości. Czy mógłbym zapytać skąd je bierzesz i jak duża jest twoja kolekcja? Kiedyś powiedziałeś, że gdybyś był niewidzialnym przez 10 minut ukradłbyś czaszkę Beethovena. Czy ona jest już częścią twojej kolekcji?

(śmiech) Niestety nie mam już na to zbyt wiele czasu. Źródeł jest wiele. Czasem je od kogoś dostaję, innym razem kupuję w różnych miejscach. Eksponaty musiałem przenieść do mojego przyjaciela, bo nie miałem już na nie miejsca, a poza tym moja dziewczyna wprowadziła się do mnie i sam rozumiesz...(śmiech)

Jako swoje marzenia wymieniłeś kiedyś poznanie Petera Steele’a z Type O Negative i naukę języków obcych. Któreś z nich udało ci się zrealizować?

Jeszcze nie poznałem tego gościa, a co do języków... Zacząłem się uczyć greckiego, ale musiałem przerwać, bo nie za bardzo miałem możliwości praktykowania.

Pod tym względem Victor jest lepszy od ciebie, bo zna rosyjski.

Victor zna siedem języków.

Aż tyle?!

Tak. Mówi kilkoma językami słowiańskimi np. po czesku, ukraińsku.

Czy zna również polski?

Tak, zna polski. Oczywiście mówi świetnie po angielsku, chyba po węgiersku i nie pamiętam w jakim jeszcze języku.

W książeczce do waszej płyty znajdują się monety z waszymi podobiznami, a nad nimi fragment z mitologii greckiej o przekroczeniu Styksu i udaniu się na drugą stronę. Czy to znaczy, że zaczęliście już myśleć, że należy się gdzieś wybrać? Mam nadzieję, że nie do wieczności?

To w zasadzie opowiedzieliśmy w tytułowej piosence. Wiesz, życie po życiu to mój ulubiony temat. Pomysł o nawiązaniu do mitologii greckiej wyszedł o Mike’a. Uznaliśmy, że znakomicie pasuje on do tekstu tego kawałka. Jego tytuł można odczytywać dosłownie, ale może mieć drugie znaczenie - Witajcie w innym życiu Rage.

Jeśli już wspomniałeś o tekstach to muszę ci się przyznać, że studiując je trochę się o ciebie martwiłem, bo w wywiadach jawiłeś się jako osobnik bardzo wesoły, a tu piszesz o smutnych rzeczach jak przemijanie, utrata kogoś bliskiego. Czy mogę być spokojny, że to tylko wytwór twojej wyobraźni i nic złego ci nie grozi? Wiesz, że pisanie o takich rzeczach może wielu ludzi zaniepokoić

Zasadniczo to wygląda tak, że kiedy zabieram się do pisania tekstów staram się uwolnić wszystko, co drzemie w mojej duszy. Staram się wówczas coś wychwycić i używam tego, jako punktu wyjścia. Rzecz jasna, nie jest to dokładnym odbiciem mojej osobowości. Mogę tylko powiedzieć, że dla mnie o to właśnie chodzi w pisaniu tekstów.

Myślałem, że w jakimś stopniu inspirował cię serial „Z Archiwum X”. Wiem, że byłeś jego fanem

Kiedyś rzeczywiście go oglądałem, ale nowe odcinki są już z przefantazjowane, że się tak wyrażę.

Czy Victor wciąż będzie grał w zespole Mind Odyssey. Nie będzie to kolidować z planami Rage?

Tego zespołu już nie ma o jakiegoś czasu. Mniej więcej od roku. Poza tym jeden z tych kolesi opowiadał masę bredni o Victorze, rozsiewał jakieś plotki i Victor nie czuł się dobrze w tym zespole. Odszedł więc od niego i dołączył do Rage na dobre.

Wypada mi zapytać o to, czy Internet odgrywa jakąkolwiek rolę w twoim życiu? Przy okazji wyraź swoje stanowisko w sprawie darmowego ściągania plików mp3.

Dal mnie jako artysty jest to problem, bo ludzie kradną moją muzykę, a z tworzenia jej i sprzedawania ja się utrzymuję. To jest naprawdę poważny problem. Nie do końca jest tak, że to potępiam. Internet daje niesamowite możliwości w dziedzinie wzbogacania swojej wiedzy muzycznej, ale trzeba też pomyśleć o jakimś udziale artysty w tej kwestii. Wiele mnie kosztuje produkowanie muzyki i ludzie powinni to zaakceptować i zapłacić należną mi część.

A prywatnie używasz w domu Internetu?

Wciąż nie jestem podłączony. W tej materii jestem dość staroświecki w porównaniu z Victorem i Mike’m. (śmiech) Uważam jednak, że to wspaniałe medium, dające wielkie możliwości komunikowania się i bardzo chcę mieć do niego dostęp.

Na zakończenie chciałem wyrazić nadzieję, że będzie mi dane zobaczyć was wreszcie na koncercie w Polsce. Od ostatniej wizyty Rage upłynęło kilkanaście lat i chyba najwyższy czas na ponowne odwiedziny? Bardzo chciałbym usłyszeć jak na koncercie brzmi wasza wersja „Motorbreath” Metalliki.

Niestety nie ma Polski na tegorocznej trasie, która zaczyna się 18 kwietnia. Poprzednio były jakieś problemy z policją i chyba do dziś nie zostały rozwiązane. Może kiedyś się jednak uda u was zagrać.

Dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: heavy metal | hobby | metal | nagranie | other | Side | śmiech | Kości
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy