Reklama

"Jesteśmy oryginalni"

Grupa Dzika Kiszka to jedno z ciekawszych zjawisk na polskiej scenie muzycznej końca lat 80. Pomimo ogromnej popularności wśród słuchaczy, zespołowi nie udało się wtedy odnieść sukcesu komercyjnego. Teraz 'Beastie Boys' z Tarnowa powracają! Na rynku pojawiło się właśnie drugie wydawnictwo Dzikiej Kiszki "Rap'n'roll part 2". Z tej okazji z Krzysztofem Krupą, perkusistą grupy rozmawiał Konrad Sikora.

Na rynku pojawiło się wasze drugie wydawnictwo. Co się działo z zespołem od momentu ukazania się debiutanckiej kasety?

Pod koniec lat 80., kiedy odnieśliśmy sukces podczas Ogólnopolskiego Młodzieżowego Przeglądu Piosenki i w Jarocinie i graliśmy ogromną ilość koncertów, wydawało się normalne, że zespół powinien wydać jakąś płytę. Niestety, nie było zainteresowania ze strony dużych, poważnych firm płytowych - zupełnie nie wiem dlaczego. Być może nikt nie myślał, że na takiej muzyce w Polsce można zarobić, a być może po prostu nie mieliśmy szczęścia. Zgłosiła się za to do nas mała firma z Krakowa – Gama – i dla niej nagraliśmy nasz materiał. Ja niewiele w tym wszystkim uczestniczyłem, bo miałem wiele innych zajęć, grałem przecież w Ziyo, które w tamtym okresie było na topie. Oddałem pałeczkę moim kolegom i to oni właściwie nagrali ten materiał. Był on bardzo kiepsko nagrany i bardzo kiepsko zagrany. Efekt finalny nie podobał mi się w ogóle.

Reklama

Niestety, kaseta się ukazała. Mimo tego, że była nie najlepszej jakości, zrobiła zamieszanie na rynku małopolskim, bo tylko tutaj ta firma miała zasięg. Wiadomo było, że chcieliśmy zrobić coś więcej. Szukaliśmy dojścia do dużej firmy. Niestety, nie powiodło się i wszystko rozeszło się po kościach. Podłamaliśmy się trochę, ja miałem zajęcie w Ziyo, więc było mi łatwiej. Wszystko w końcu ucichło. Pomiędzy tymi wydawnictwami chłopaki po prostu wrócili do swych zajęć, część z nich stale pracuje. Oni są normalnymi amatorami, którzy na co dzień pracują, a muzykę grają dla przyjemności. Ja grałem z Ziyo, Januszem Janiną Iwańskim i Justyną Steczkowską, teraz gram w zespole Bardzo Orkiestra. Rozpocząłem także pracę jako realizator dźwięku i producent nagrań w studio.

Jak doszło do tego, że powróciliście?

Nie chciałem, aby ten zespół, który kilkanaście lat temu był czymś niepowtarzalnym i oryginalnym, który jako pierwszy w tym kraju grał muzykę będącą mieszanką metalu i rapu, tak po prostu zniknął. Chciałem, aby to wszystko osiągnęło jakiś nowy wymiar, aby ukazał się nowy materiał, który jest zawodowo nagrany i zagrany, aby miał on wartość większą niż ta kaseta. W 1998 roku zapytałem chłopaków, czy mają ochotę jeszcze raz spróbować. Z uśmiechem na ryju stwierdzili, że oczywiście. Nagraliśmy demówkę, skład poszerzył się o dwóch muzyków z Tarnowa: Bartka, który kiedyś grał w Ziyo, a teraz gra na gitarze w Siedem oraz Kobrę, basistę, który gra także w Bardzo Orkiestrze. Zacząłem rozsyłać ten materiał po firmach i przy okazji produkcji Bardzo Orkiestry, w czerwcu 1999 roku, spotkałem się z Marcinem Jacobsonem. On to przesłuchał, dał Piotrkowi Metzowi i jeszcze komuś. Po około miesiącu stwierdzili, że jest w porządku i możemy nagrywać w Scenie FM.

Czy po nagraniu tej płyty jesteś zadowolony z końcowego efektu? Czy to jest wreszcie to, czego chciałeś?

Byłbym kłamcą mówiąc, że jestem zadowolony. Od zawsze mam bardzo krytyczne nastawienie do tego, co robię, może nawet za bardzo krytyczne. Zbieram opinie różnych ludzi i zazwyczaj mówią, że jest świetna. Ja jeszcze bym wiele poprawił. Na ten czas, kiedy nagrywaliśmy płytę, robiliśmy to jak najlepiej i na te warunki, jakie wtedy były, uważam, że jest to bardzo dobra płyta.

W 1989 roku otrzymaliście nagrodę publiczności w Jarocinie. Co dla was oznaczała ta nagroda?

Powiem trochę nieskromnie. Powstaliśmy w roku 1987, większość z nas to wtedy byli amatorzy, po roku byliśmy w pierwszej dziesiątce OMPP. W koncercie finałowym Marek Niedźwiecki zapowiadał nas jako "The Beastie Boys z Tarnowa", co w końcu do nas przylgnęło i bardzo nam się podoba. Do Jarocina pojechaliśmy jako zespół, który debiutował na małej scenie. Bez żadnego problemu dostaliśmy się na dużą scenę. Przyzwyczailiśmy się do tego, że ludziom podoba się to, co robimy i że jesteśmy dobrzy w tym jak gramy i w tym, co robimy na scenie. Reakcja ludzi jest bowiem bardzo ważna. Cieszyliśmy się bardzo z tej nagrody, ale było to dla nas konsekwencją faktu, że cały czas idziemy do przodu. To był powód do dumy. Tym bardziej właśnie dziwiliśmy się, że nie było zainteresowania ze strony firm fonograficznych, aby wydać nasz materiał.

Dość dużą oryginalnością odznaczają się wasze teksty. Skąd czerpiecie swe pomysły?

W większości jest to opisywanie tego, co dzieje się wokół. W jednym tekście opisuję okres, kiedy brakowało nam pieniędzy, a chcieliśmy imprezować, okres, kiedy kombinowaliśmy, skąd tę forsę wytrzasnąć, aby było na piwko lub winko. W innym tekście opisuję kobiety, których jest coraz więcej w tym kraju, które postępują według zasady - „pokaż mi czym jeździsz, a powiem ci, jakie masz szanse”. Dla mnie to masakra. Nie liczy się to, kim jesteś w sensie osobowym, ale to, jaka jest zawartość twojego portfela. Za kasę możesz zdobyć wszystko. Denerwuje mnie taki stan rzeczy. Inny tekst mówi o tym, że denerwują mnie akwizytorzy, którzy chodzą po ulicach, zaczepiają mnie i wciskają mi jakieś gówna. Kiedy przychodzą wakacje, mamy zatrzęsienie tych debili i nie mogę tego znieść. To samo kiedy pirat stoi z moją płytą i mnie okrada. Złodziejstwa nienawidzę. Opisuję rzeczywistość.

Oczywiście, mógłbym to robić bardziej poważnie, tak jak Kazik, albo Muniek Staszczyk. Sądzę jednak, że oni robią to na tyle dobrze, że ich dwóch na Polskę wystarczy. Ja patrzę na świat przez krzywe zwierciadło i takie są nasze teksty. One mówią o poważnych sprawach, ale w sposób prześmiewczy, komiczny, co powoduje, że są one oryginalne. Chciałbym, aby więcej osób tak patrzyło na świat, bo jak na pewno sam widzisz, w naszym kraju jest smutno. Albo pojawiają się jakieś zespoły, które robią totalną kaszanę typu HaDwaO, albo są to zespoły, które tak dołują, że ludzie, którzy żyją w smutnym kraju, są jeszcze bardziej zdołowali przez te teksty i muzykę. To nie jest żadne nasze posłannictwo, nie uważamy się za jakichś posłanników, misjonarzy. Mamy nadzieję, że kiedy ludzie przyjdą na nasze koncerty lub kupią naszą płytę, to zmienią swoje nastawienie do życia. Z takim podejściem bowiem jest łatwiej żyć.

Czy światopogląd wyznacza wam muzykę, jaką gracie, czy to raczej muzyka wyznacza wam światopogląd?

Generalnie jest tak, że zabawa powoduje, iż przynajmniej na chwilę zmieniasz swoje życie, a być może tak było w naszym przypadku, że ta nasza chęć do zabawy w jakiś sposób wpłynęła na naszą muzykę. Wiadomo, że mamy problemy jak każdy, ale tak nastawiliśmy się do życia, co powoduje, że taka, a nie inna jest nasza muzyka i takie, a nie inne są nasze teksty.

Płytę zadedykowaliście Jerzemu Waldorfowi. Dlaczego?

To jest człowiek-legenda. Ja chciałbym, aby nasze teksty chociaż w małym stopniu były zbliżone do tego, co i w jaki sposób on mówił. Czasami w podtekstach pojawiały się takie tematy i ostre słowa, a całość jego wypowiedzi miała formę komiczną. Nawet kiedy mówił o poważnych rzeczach, można było się pośmiać, a z drugiej strony głęboko się nad tym zastanowić. To właśnie chcielibyśmy osiągnąć naszymi tekstami. Trzeba ich posłuchać kilka razy. Udzielam wielu wywiadów i widzę, że ludzie często w ogóle ich nie rozumieją, dopiero jak im wytłumaczę, to łapią, że tam są jakieś podteksty. Czepiają się, często nie wiedząc w ogóle, o co chodzi. Chcę, aby ludzi traktowali nas poważnie, ale z tym przymrużeniem oka. Na płycie jest napisane – dedykowane nieśmiertelnemu Jerzemu Waldorfowi. Napisaliśmy ten tekst i chcieliśmy mu ją dać w prezencie. Niestety, cztery dni później umarł. Dla nas jest nieśmiertelny tym bardziej.

Chcieliście nagrać cover piosenki „You've Got To Fight” z repertuaru The Beastie Boys. Dlaczego nie otrzymaliście zgody?

Nie wiem. Kwestia jest taka, że nagraliśmy ją i chcieliśmy normalnie umieścić na płycie. Wtedy firma Universal zapytała nas, czy mamy do tego prawa. Nie mieliśmy ich. Zaczęło się poszukiwanie. Myśleliśmy, że da się to zrobić w przeciągu miesiąca. Okazało się, że taka firma jak Universal nie może sobie z takimi rzeczami poradzić. Było nam przykro, bo ta wersja jest naprawdę niepowtarzalna, śpiewana po polsku. Solówkę zagrał w niej Wojtek Klich z Bardzo Orkiestry i w ogóle miał to być nasz pierwszy singel. Niestety, nie udało się.

Jak oceniasz polski rynek muzyczny?

To jest temat rzeka. Denerwuje mnie to, co się dziej. Wku****ia mnie to wszystko, bo najmniej mogę zrobić. Ja jedynie mogę grać. Wszystko zależy od decydentów i artyści nie mają na to co się dziej wpływu.

A polskie media?

Bardzo często jeżdżę na Zachód i wiem, co się tam gra. Nigdzie nie jest tak, że muzyka narodowa jest w mniejszości. Tam się dba o swoich ludzi, daje się im pracę. Muzyk to też jest zawód. Jeśli się go nie promuje, to on traci pracę. Poza tym mamy skandal z koncertami. Za dużo jest darmowych imprez. Inwazja Mocy, otwarcia supermarketów - wszędzie ludzie dostają muzykę za darmo. Przyzwyczajają się do tego i przestają mieć szacunek dla artystów. Wiedzą, że jak nie dziś to jutro znów będzie jakiś darmowy występ. Ludzi przestają chodzić na płatne koncerty, za bardzo się ich rozpieszcza. Nawet gdyby na Inwazję bilet kosztował pięć złotych, to i tak jest to żaden wydatek. Te pieniądze, których nie wydadzą na bilet, przeznaczają na alkohol, co powoduje, że później są zadymy. Darmowe koncerty mają jeszcze w sobie to, że często przychodzą tam przypadkowi ludzie, którzy normalnie - gdyby mieli zapłacić - nigdy by się nie zjawili. A tak można się napić, zrobić zadymę, kogoś okraść i jest fajnie. Po co mam płacić za wejściówkę, skoro gdzieś indziej grają za darmo. Ludzie tracą szacunek dla muzyki i artystów, bo uważają, że im się to wszystko należy. Nie mówiąc już o tym, że zestaw zespołów, które grają, często jest sztucznie ustawiany. Może jakieś związki zawodowe by to wszystko załatwiły. Ja nie jestem jednak w stanie sam niczego zrobić.

Co sądzisz o Internecie?

Przeraziłem się trochę, że ludzie popadną w alienację, że przestaną wychodzić z domu, komunikować się w sensie osobistym. Kiedy technologia pójdzie naprzód i popularniejsze staną się kamery internetowe, to w ogóle już będzie strasznie. Na razie jeszcze ludzie spotykają się i witają uściskiem dłoni, chodzą razem na piwo, imprezują, ale obawiam się, że to się kiedyś skończy, właśnie przez Internet.

Co myślisz o mp3?

To samo, co o nagrywarkach – do śmieci. Tego nie da się kontrolować. Zabezpieczenia to tylko złudne nadzieje. U nas jeszcze dodatkowo istnieje taki problem, że ludzi nie stać na kupowanie płyt. Jednak jest to ciężka sprawa na całym świecie. Ogólnie rzecz mówiąc porażka.

Dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: koncerty | muzyka | wydawnictwo | firma | teksty
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy