Reklama

"Jesteśmy coraz większym zespołem"

Z członkami amerykańskiej grupy 30 Seconds To Mars spotkaliśmy się w Krakowie, podczas festiwalu Coke Live. W trakcie wywiadu panowie cały czas stroili sobie żarty, wygłupiali się i przedrzeźniali.

Jared Leto, charyzmatyczny frontman zespołu, tym razem postanowił sobie pomilczeć, wyciągnął się na wygodnym, kremowym foteliku i dał się wygadać bratu Shannonowi (perkusja) i gitarzyście Tomo Milicevicowi. W czasie kiedy oni odpowiadali na pytania, Jared wykonywał rękami różne zabawne gesty - robił falę, kołowrotek...

30 Seconds To Mars to wciąż grupa aspirująca do grona rockowej czołówki. Mają na swoim koncie trzy albumy (ostatni to "This Is War") i z roku na rok grono ich fanów się powiększa. Nadal jednak nie udało im się pozyskać przychylności krytyków.

Reklama

Zespół słynie przede wszystkim z niezwykłych, epickich wręcz teledysków, których budżet sięga kilku milionów dolarów. Z Shannonem, Tomo i Jaredem spotkał się Michał Michalak.

Jakie są wasze pierwsze wrażenia z pobytu w Polsce?

Shannon: Polacy są bardzo przyjaźni, wyluzowani, spokojni, uprzejmi, uroczy, pełni pasji.

Podoba mi się. Powiedzieliście kiedyś, że sztuka polega na odkrywaniu. Co jeszcze zostało do odkrycia w świecie rockowej muzyki?

Shannon: Bardzo wiele jest do odkrycia! To bardzo pojemny termin. Możesz odkrywać siebie, swoje otoczenie, swoich przyjaciół, wszystko...

Czy zasmuca was fakt, że rockowa muzyka jest z roku na rok coraz mniejszym światem?

Shannon: To zabawne. Rockowa muzyka jest coraz mniejszym światem, ale my jesteśmy coraz większym zespołem.

Widziałem cover przeboju "Bad Romance" w waszym wykonaniu. Jesteście fanami Lady GaGi?

Shannon: Jest utalentowaną artystką, która podejmuje ryzyko. To nam się podoba, doceniamy to.

Wydaje mi się, że są dwie wizje występowania na scenie. Mamy na przykład Davida Gilmoura, który wychodzi na środek sceny w swoim czarnym t-shircie, w ręku trzyma gitarę i po prostu gra swoje piosenki. Z drugiej strony mamy Lady GaGę z tymi wszystkimi niesamowitymi strojami i choreografią. Wydaje mi się, że wy także macie tendencję do pewnej teatralności w waszym występach.

Tomo: To zależy od osobowości. Tacy właśnie jesteśmy. To nie jest tak, że podejmujemy świadomą decyzję, że wyjdziemy na scenę i będziemy szaleć. Tak się po prostu dzieje. Muzyka tak na nas działa. Taki sposób występowania jest w nas zakodowany. Podobnie jest z Davidem Gilmourem. On jest muzykiem, koncentruje się na swojej gitarze, na utworach, a Lady GaGa z kolei jest showmanką, jest w niej dużo teatralności. Jesteś tym, kim jesteś i to widać na scenie. To nie jest kwestia decyzji, tylko kwestia bycia sobą.

Shannon: Dobrze powiedziane, Tomo.

Tomo: Dzięki, Shannon.

Dużo dyskutuje się na temat przyszłości muzycznego show-biznesu. Jakie jest wasze zdanie na ten temat? Czy na przykład albumy na płytach CD znikną wkrótce z rynku?

Shannon: Tak, myślę, że na pewno znikną z rynku.

Tomo: Trzeba znaleźć nowy sposób na to, by muzyka znów stanowiła dla ludzi wartość. Problem polega na tym, że ludzie nie cenią już muzyki tak jak dawniej.

Shannon: Dokładnie. Wszystko jest teraz tak łatwo dostępne w internecie. Wszystko jest podane na już, od razu. Wszystko jest takie szybkie. Zgadzam się z tym, co powiedział Tomo.

Tomo: Jeśli ludzie odnajdą nową wartość w muzyce, będą ją kupować. Nie kupisz czegoś, czego nie cenisz. Na tym polega problem. Nie ma to nic wspólnego z sytuacją na rynku, z płytami CD czy z zespołami. Muzyka obecnie nie przedstawia dla ludzi wartości.

Shannon: Muzyka przestała być dla ludzi war-to-ścio-wa [Shannon cedzi, a Tomo po nim powtarza, panowie wybuchają śmiechem].

Wasz wywód brzmi dość depresyjnie...

Shannon: Nie do końca. To w pewnym sensie wyzwanie, i to bardzo ekscytujące. Wszystko się zmienia, my musimy iść razem z tymi zmianami, nie zostawać w tyle. Trzeba wciąż implementować nowe rozwiązania, tak by rozrywka, sztuka była bardziej przystępna, ale i wyjątkowa.

Macie cztery nominacje do nagród VMA - gratulacje. Czy bardzo bym się pomylił, gdybym powiedział, że wasze epickie, monumentalne teledyski są najważniejszym aspektem waszej działalności?

Shannon: Myślę, że wizualny aspekt jest tak samo ważny jak ten muzyczny.

Pytam, ponieważ są zespoły, dla których kręcenie teledysków jest niemalże karą.

Tomo: To dlatego, że ich klipów nie robi Bartholomew Cubbins.

Shannon: Może gdyby go mieli, byłoby inaczej. Ale to my go mamy, a nie oni.

Tomo: Kręcenie klipów to świetna zabawa, ale i ciężka praca. Przez chwilę musisz stać się kimś, kim nie jesteś.

Shannon: Ale potem zdajesz sobie sprawę, że nim jesteś.

Tomo: I stajesz się nim. I potem... oto jesteś.

Shannon: To się staje faktem.

Tomo: I zawsze tak było.

Shannon i Tomo: I zawsze tak będzie.

Shannon: Właśnie [Muzycy ponownie wybuchają śmiechem].

Wspaniale [śmiech]. Czy żałujecie czegoś w swojej karierze?

Shannon: Nie.

Tomo: Zdecydowanie nie.

Shannon: Nic nie dzieje się bez przyczyny. Momenty ciemne, momenty jasne... Wszystko ma swój cel.

Co chcecie osiągnąć?

Tomo: Chcemy być szczerzy w stosunku do siebie, do swoich przekonań. Chcemy nadal tworzyć muzykę, którą kochamy i dotrzeć do jak największej grupy ludzi.

Shannon: Będziemy przeć do przodu, próbować różnych rzeczy, pozbywać się złych nawyków, chcemy przedzierać się coraz głębiej.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: 30 seconds to mars | Mars | zespoły | muzyka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy