Reklama

"Jest się czym chwalić"

Jak doszło do waszej współpracy z Martinem Atkinsem i Waynem Hussey'em?

Bodek: Martin Atkins był zawsze naszym ulubiony perkusistą, od kiedy słuchaliśmy jego nagrań. A nagrywał już z Public Image Limited, czyli z zespołem wokalisty Sex Pistols. Później z Ministry, Swans, Depeche Mode, Nine Inch Nails... Generalnie kultowe zespoły, które każdy z nas ma na półce z płytami. Stwierdziliśmy, że współpraca z takim człowiekiem byłaby fascynująca, chcieliśmy się jakoś otworzyć na świat. Wszystkim się wydaje, że nawiązanie współpracy jest jakąś barierą. A wystarczy zadzwonić lub wysłać maila.

Reklama

Ja do niego napisałem oficjalnego maila, zapraszając go do współpracy. Martin odpisał po prostu: "Let's Rock!" czyli "Działajmy!". Wysłaliśmy mu nagrania, do których on się ustosunkował, i nagraliśmy tyle i tyle. Spodobało mu się to tak bardzo, że zaproponował nawet miksowanie materiału, co się stanie na anglojęzycznej wersji płyty.

Sławek: Na Wayne'a natknęliśmy się grając na festiwalu w Belgii. Po prostu do niego podeszliśmy, poprosiliśmy o pamiątkową fotę i zagailiśmy. Przy poprzedniej płycie skontaktowaliśmy się z nim, ale nic z tego nie wyszło ze względów czasowych. Tym razem odezwał się jednak od razu z Brazylii, gdzie nagrywa swoje projekty. Napisał tekst i sam nagrał partię wokalną.

Czy nie boicie się, że udział takich gwiazd sceny podziemnej może przyćmić was samych i że o płycie będzie się mówiło więcej właśnie ze względu na udział Atkinsa i Hussey'a?

Sławek: Mogą występować takie obawy, ale zrobiliśmy to, by udowodnić sobie i innym, że jesteśmy równorzędnymi partnerami dla ludzi ze świata. Wspólnie odbieramy na podobnych falach. A Atkins i Hussey mogli się nie zgodzić, gdyby stwierdzili, że to jest artystycznie słabe. Kompleksy trzeba zostawić na boku i wierzyć w to, co się robi. My wierzymy w to.

Bodek: Zresztą dostaliśmy sygnały od polskich zespołów, że jest super... Między innymi od zespołu Sweet Noise. Poza tym wykorzystujemy to, że wzięli udział w nagraniu płyty, bo jest się czym chwalić.

W informacji prasowej na temat nowej płyty znalazła się wzmianka, że zespół zmieniła image, a "In" to wstęp do nowego rozdziału w historii grupy? Co kryje się pod tymi sformułowaniami?

Bodek: Wracamy raczej do mrocznych klimatów. Zmieniamy scenografię na scenie. Poprzednia płyta spowodowała u naszych fanów i ludzi wrażenie, nie wiadomo zresztą dlaczego, że gramy psychopop czy coś takiego. Pojawiło się słowo pop, co absolutnie nie odzwierciedlało zawartości tej płyty. Natomiast pojawianie się kilkakrotnie w internecie czy prasie słowa pop, avant-pop czy jakoś tak, spowodowało, że niektórzy fani zaczęli kręcić nosami i nawet nie sięgnęli po tamtą płytę.

A ona płyta wcale nie była lekka. Miała dwa lżejsze utwory. Być może niefortunnym zabiegiem było wybranie singla w języku polskim do utworu "Aniołowie", który rzeczywiście nie brzmi jak Agressiva, ale 70 procent płyty to były łomoty.

Natomiast Piotr Kaczkowski z radiowej Trójki porównał nas do Pink Floyd. Zrobił nawet taki konkurs na antenie - czyje to nagranie i skąd ten zespół pochodzi? Wszyscy pisali Australia, USA... Nikt oczywiście nie wpadł na pomysł, że to może być zespół z Polski - gdy powiedział, że Agressiva, to wszyscy oczy otworzyli. I tak samo będzie prawdopodobnie z tą płytą.

Sławek: Ja myślę, że wypracowaliśmy wreszcie swoje brzmienie i to jest taki nasz eklektyzm, który łatwo nam przychodzi. Czerpiemy z różnych źródeł emocjonalnych. I jeżeli można znaleźć Pink Floyd, Depeche Mode, NIN, Ministry, nie wiem co jeszcze... Nie ma tylko reggae, country i bluesa na tej płycie. A jest nawet muzyka poważna, można tam znaleźć odniesienia do Lutosławskiego, w numerze właśnie z Hussey'em.

Czy dosyć kontrowersyjna okładka ma być częścią "nowego image'u"?

Bodek: Czy jest kontrowersyjna to nie wiem, natomiast na pewno jest dobra. Odrzuciliśmy okładkę, która była zrobiona w Japonii, mieliśmy zdjęcia takich różnych elektrycznych rzeczy... W ogóle wiele osób pracowało nad projektami, dostaliśmy projekty od znajomych z Londynu, które nie trafiły kompletnie w nasze gusta.

Wykorzystujemy wszystkie możliwe rzeczy, żeby to nie było takie polskie. Można zrobić zdjęcie Tatr, można fajne rzeczy graficzne zrobić, ale my lubimy zdjęcia generalnie, często na naszych okładkach były zdjęcia.

Sławek: Zwracamy uwagę na szatę graficzną, gdyż nie będziemy zespołem, który ma to daleko gdzieś. Jak się patrzy na nową płytę zespołu Maanam, na jej okładkę, to jestem zdziwiony, bo znamy się z Maanamem, znamy się z Korą... A to nam nie pasuje - tacy mądrzy ludzie, w dobrym guście, a okładka...

Bodek: Nie oddaje kompletnie tego materiału, jakby ktoś był pozbawiony jakiegoś piękna... Tak naprawdę okładka jest też częścią muzyki i musi ją odzwierciedlać. Przynajmniej w tym przypadku wydaje mi się, że trafiliśmy z okładką i ona bardzo oddaje charakter muzyki. Jest tam kobieta, która jest wściekła, która jest trzymana na uwięzi. Jest to dziwne z pewnością.

Ta kobieta to rosyjska modelka Oksana. Wpadliśmy na to zdjęcie, bo nam się ta modelka spodobała. Uchylimy rąbka tajemnicy - wykasowaliśmy tego Murzyna, bo nam się nie podobał. Zostały tylko jego ręce. Zrobiliśmy więc małą autocenzurę (śmiech).

Na premierowy album Agressivy fani czekali prawie 5 lat? Dlaczego tak długo?

Sławek: Związane to jest z procesem produkcji. Wszystko, co robimy, musi mieć swoje miejsce i czas. Po ostatniej płycie zagraliśmy trochę koncertów, trochę może zmieniliśmy sposób myślenia, kupiliśmy nowe instrumenty, nowe urządzenia, trzeba było trochę czasu, żeby je poznać i wykorzystywać świadomie.

Początki były takie, że Bodzio zaczynał coś w domu, ja zaczynałem coś w domu, później spotkaliśmy się we dwóch, chłopaki coś tam myśleli u siebie. Pojawiły się pierwsze szkice, pomysły. W takich przypadkach spotykamy się już gremialnie, na wsi, w jakimś domku letniskowym u czyichś rodziców i tam jest fajna balanga, fajna praca, nie dzwonią telefony, nikt nas nie zaczepia i powstają z reguły fajne rzeczy. I tak ten proces się ciągnie, ciągnie...

Każdy z nas mieszka w innym mieście, poza tym każdy jeszcze czym innym się zajmuje. To trwa dłużej. Później zaczyna się etap finalny. Chłopcy piszą teksty - mam na myśli Roberta [Tutę - przyp. red.], Jacka [Tokarczyka - przyp. red.] i Tomka [Grocholę ? przyp. red.]. My wzięliśmy na siebie ciężar muzyczny i producencki. Jak zawsze od 3-4 płyt. Później studia nagrań, realizatorzy.

Przy tej tej płycie pracowało wielu ludzi - Elektrostudio z Adasiem Toczko, który zmiksował nam kilka utworów, Piotrek Zygo - Izabelin Studio, Olek Bobrow - edycja wokalna, robi to w swoim prywatnym mieszkaniu, ale robi to bardzo dobrze. Oprócz tego Falcon z zespołu Zakopower edytował bębny na naszą płytę.

Bodek: Wiele osób, znajomych, zaangażowało się w tę płytę. Czasem nawet chętniej oddajemy pewną części pracy technicznej, edycyjnej, ludziom, do których mamy zaufanie. A my zajmujemy się bardziej kompozycjami. Np. organizowaliśmy 15-osobową orkiestrę w Studio Buffo dlatego, że nie dostaliśmy zgody na użycie sampla z oryginalnego nagrania Witolda Lutosławskiego, gdyż Towarzystwo im. Lutosławskiego stoi na straży, by chyba tej muzyki nie poznać...

W związku z tym, kiedy wszyscy na świecie dostają zgody na sample, tutaj pojęcie "sampla" u panów, którzy mają 60-70 lat, chyba było problemem i nie dano nam zgody na 16 sekund. Musieliśmy w to miejsce zaangażować kompozytora, który nam skomponował według skal Lutosławskiego swoje aranżacje i później zorganizować nagranie 15-osobowej orkiestry. Finansowo i organizacyjnie nie jest to proste, bo w jednym momencie pozbawiono nas gotowych smyczków. I to nie jest takie "hop siup".

A my nie używamy keyboardów do tego, bo to jest troszkę nie to brzmienie. Skoro wcześniej nagrywało 50 osób, to ani się nie dało tego zapełnić 10 czy 5, tylko trzeba było 15 osób. Ale podpięliśmy się do pewnej sesji i dziękujemy bardzo, że taka była możliwość.

Sławek: Sesje z Atkinsem też nie trwały krótko. Musieliśmy się zmieścić między jego trasą po Stanach a wolnym czasem, który miał potem. Nagrał coś, pojechał na 70 koncertów, wrócił, dokończył. To wszystko musi trwać. Ale obiecujemy, że zmienimy trochę tempo swojej pracy.

Tak w ogóle zastanawialiśmy się nad tym, że to trochę skandal, bo możemy pracować szybciej, tylko trzeba dokonać pewnych zmian.

Bodek: W międzyczasie wydaliśmy przecież box "Dirt" w 2004 roku, w którym były zremasterowane wszystkie nasze płyty, których nie było już na rynku. Wszystkie wytwórnie płytowe, które nas wydawały, przestały istnieć. W związku z tym sami - a ja prowadzę label i wydaję młodych polskich artystów - postanowiliśmy, że siebie też wydamy. Zremasterowaliśmy cztery płyty, dodaliśmy koncert z III Programu, a w limitowanej wersji nasz koncert z Holandii. Jest tam dużo zdjęć, są opisy dyskografii...

Chcieliśmy, żeby wreszcie tych płyt można było posłuchać po ludzku. Bo w latach, gdy nagrywaliśmy pierwszą i drugą płytę, nie było takiego pojęcia jak mastering. Te płyty nie były głośnie i nie mogliśmy brzmieć tak jak brzmi ten box obecnie. Teraz fani mówią: "Ale ta muzyka jest fajna, czemu wcześniej tego nie zrobiliście?".

Sławek: Ja sobie przypomniałem jeszcze jedną rzecz, że my czasie pracy nad tą płytą jako producenci pracowaliśmy przy projektach ze Staszkiem Soyką, robiliśmy też aranżacje dla Maryli Rodowicz...

Bodek: To były remiksy, które okazały się lepsze od oryginału, bo weszły na płytę...

Sławek: Robiliśmy też coś dla Reni Jusis, dla Maanamu...

Bodek: Co chwilę ktoś pytał, dla Sweet Noise robiliśmy coś na "Revoltę"... No i jakieś filmy też powstały po drodze...

Czy zamierzacie promować "In" poza granicami Polski?

Sławek: Mamy taki pomysł, żeby trzecim singlem był utwór z Waynem Hussey'em i tutaj mamy obiecane zdjęcia do klipu z filmu Marka Skrobeckiego "Ichtis", który już został dostrzeżony w Kanadzie - w Ottawie dostał chyba główną nagrodę w animacji. Zresztą nasza przygoda z nim trwa już długo. Dostaliśmy trzy lata temu dwa Yachy za "Situations". Mamy nadzieję, że ten obrazek - dobrze zmontowany i fenomenalny - do tej muzyki, którą zrobiliśmy z Hussey'em, będzie strzałem na rynek zachodni.

To jest rzecz w konwencji klipów Toola, w niczym nie ustępuje tamtym produkcjom. Poza tym Wayne to wokalista, który cieszą się charyzmą i na pewno jest jakąś ikoną na tamtym rynku, co może spowodować, że będzie udany wjazd na zachodni rynek. A poza tym szykujemy też anglojęzyczną wersję.

Bodek: Nie mamy tylko całego materiału w języku angielskim, ale plan jest taki, że najlepsze utwory z tej płyty, właściwie 80 procent, pójdą na płytę anglojęzyczną plus 2-3 utwory z poprzedniej płyty, ponieważ są tam klipy Marka Skrobeckiego i chcielibyśmy wypuścić to na Zachód. I wtedy będziemy mieć klipy zrobione na taśmie 35 mm, wyglądają na zachodnie, zresztą każdy kto widzi te klipy nie ma żadnych wątpliwości...

A u nas w Polsce, niestety, nie puszczono tych teledysków - nie wszędzie - ponieważ są zbyt mroczne, że nie spełniają walorów targetowych dla 15-latków.

Sławek: Ja myślę, że pojawimy się niedługo w TVP Kultura, bo wreszcie powstała stacja, która nie boi się takich rzeczy.

Wasz poprzedni album zatytułowany "Agressiva 69" skierowany był do szerszej publiczności. Czy zmiana waszego brzmienia przełożyła się na wzrost popularności? Czy w przypadku "In", który ma spory potencjał komercyjny, też liczycie na to, że uda wam się dotrzeć do większej ilości fanów?

Sławek: O tej komercyjności na poprzednim albumie to tak nie do końca prawda. Ta płyta może nie jest do końca równa i stąd biorą się może takie opinie, że są utwory za łagodne, zupełnie niepodobne do naszej wcześniejszej twórczości. Mam tu na myśli takie nagrania, jak "Aniołowie", "Planeta Słońce" czy choćby "Egoiści" z Edytą Bartosiewicz, aczkolwiek uważam, że ten numer mieści się w naszej konwencji.

Natomiast największą przygodą, jaką zrobiliśmy do tej pory i chyba już tego nie powtórzymy, był utwór "Chaos i kosmos", który nie ukazał się na płycie, był na singlu i pojawiły się straszne docinki ze strony tych ludzi, którzy cenią w nas agresję i czad.

Bodek: Niestety albo "stety", gościł on najczęściej na antenie stacji radiowych.

Sławek: Najwięcej emisji mieliśmy właśnie tego utworu, aż dziw bierze...

Bodek: I najwięcej opinii negatywnych i batów od fanów.

Sławek: Teraz możemy przyznać - zrobiliśmy to trochę celowo, by sprawdzić, jak to działa. No i działa doskonale, ale to nie jest nasza mantra.

Bodek: Ten utwór wybrał z naszego dema Paweł Kostrzewa, który stwierdził, że jest to radiowy numer na składankę "Trójkowy Ekspres".

Sławek: Na koncercie ta wersja jest zupełnie inna.

Bodek: Na koncercie jest to bardzo ostre, ale też zrezygnowaliśmy, bo nam się to trochę kojarzy już z takim... Nie wiem. My gramy dużo ostrzej, dynamiczniej. Pewnie fani Myslovitz albo zespołu IRA by to łyknęli, ale w konwencji Agressivy to się nie mieści, jest za mało mroczne.

Bodek, co ciekawego ukaże się wkrótce w barwach twojej wytwórni 2.47?

Bodek: Plany 2.47 nie są zbyt wielkie, natomiast wydaję tylko rzeczy, które są bardzo ciekawe. Dużymi krokami zbliża się drugi album zespołu Husky, kapeli która jest już kultowym zespołem na polskim rynku. Późną jesienią ukaże się drugi album formacji Oszibarack. W planach jest pierwsza EP-ka sopockiej formacji Seluminezja. A niedawno ukazał się wspaniały, właściwie rewelacyjny, album formacji Kanał Audytywny, który staje się popularnym zespołem i jest to bardzo pracujący band, który robi dużo projektów. Także kto wie, czy czegoś znowu nie wymyślą.

Natomiast nie wydaję wszystkiego, co mi wpadnie w ręce, zresztą koledzy mi pomagają - ich ostre docinki na tematy repertuarowe mojego labela są bardzo brane pod uwagę.

Dzięki za wywiad.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Depeche Mode | muzyka | utwory | okładka | nagrania | sławek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy