Jacek Bończyk: Cisza, która denerwuje

Jacek Bończyk /Roman Jocher /materiały prasowe

- Uznaliśmy, że zarejestrujemy cały materiał i jeśli będzie nas satysfakcjonował, to wtedy wydamy go na płycie. Tak się stało. Osobiście wyszedłem z tego studia mocno wkurzony, trzasnąłem drzwiami i zniknąłem w hotelu, bo nie byłem zadowolony, mając świadomość, że śpiewamy w próżnię. Że nie mamy odzewu. Nie spodziewałem się, że ta cisza i brak zwrotnej reakcji aż tak bardzo zacznie mnie denerwować - mówi Interii Jacek Bończyk, który razem ze Zbigniewem Krzywańskim i Kubą Nowakiem wydał płytę "Czarno-Białe Ślady", będącą zapisem koncertu w Radiu Gdańsk z października 2020 roku.

Daniel Kiełbasa, Interia: Zacznijmy nostalgicznie.  Pamięta pan swój pierwszy świadomy kontakt z muzyką Republiki?

Jacek Bończyk: - Jasne. Rzecz się działa oczywiście dzięki Trójce i Liście Przebojów, której - nawiasem mówiąc - już nie ma, bo nie ma już tego radia. To właśnie tam po raz pierwszy usłyszałem Republikę. A później już poszło... Płyta "Nowe Sytuacje" była czymś niebywale nowym, wstrząsającym muzycznie i formalnie. Pamiętam taki moment z mojego rodzinnego Wałbrzycha, gdy złożyliśmy się w parę osób na bilety PKP dla kolegów, którzy pojechali do Warszawy i przywieźli stamtąd kilkanaście albumów Republiki wydanych przez Polton. Więc niemal od samego początku ten zespół był moją fascynacją, a ich losy obserwowałem przez cały czas.

Reklama

Pańskie kontakty z Republiką, które ostatecznie wyewoluowały w "Czarno-Białe Ślady" można podzielić na kilka etapów. Jednym z nich jest na pewno widowisko "Kombinat", powstałe w ramach Przeglądu Piosenki Aktorskiej. Czy to był pierwszy raz, gdy zaśpiewał pan Republikę przed dużą publicznością?

- Rzeczywiście to było tak, że dzięki temu, że Wojtek Kościelaniak, reżyser tego koncertu, zadzwonił do mnie, miałem szansę spotkać się z moimi idolami, w tym z Grzegorzem Ciechowskim, który jeszcze żył. Potem Grzegorz odszedł, ale koncert doszedł do skutku. Pamiętam, że to było niesamowite doznanie i przeżycie, gdy po dłuższym czasie pracy nad piosenkami, mogliśmy spotkać się z muzykami Republiki. Pamiętam niesamowite emocje, gdy usłyszeliśmy, że Republika jest na scenie, a potem weszliśmy i się poznaliśmy. Fakt faktem, że w takim anturażu rockowym zaśpiewałem Republikę po raz pierwszy. Po "Kombinacie" zaprzyjaźniłem się ze Zbigniewem Krzywańskim i nawiązaliśmy współpracę.

Wojciech Kościeleniak przy okazji koncertu "Kombinat" powiedział, że muzyka Republiki jest idealną muzyką do przełożenia na język teatru. Zgodziłby się pan z tym określeniem?

- Zgadzam się. Parę lat później zostałem poproszony przez Teatr im. Horzycy w Toruniu, aby stworzyć sztukę z utworami Republiki. Razem ze Zbyszkiem wymyśliliśmy coś, co nazywało się "Obywatel". Użyłem kilkunastu utworów Republiki bez tzw. słowa wiążącego. Wykorzystałem wyłącznie teksty Ciechowskiego, które udało mi się połączyć w dramaturgiczną całość i to potwierdza, że ta muzyka jest teatralna. Jest niesamowicie kreacyjna. Kiedy wielokroć rozmawiałem ze Zbyszkiem o tym, jak pracowali nad płytami, to dowiedziałem się, że Ciechowski namawiał kolegów, aby weszli z nim w pewną formę. Formę, którą spokojnie jako aktor i reżyser jestem w stanie pożenić z duchem teatru. To była pewna kreacja, nie tylko na wyjście na scenę i zagranie numerów.

2013 rok to umowna data powstania Czarno-Białych śladów, wtedy też zagraliście koncert na Mysiej, ale zręby tego projektu pojawiły się odrobinę wcześniej, bo podczas koncertu w Drawsku Pomorskim. Pamięta pan ten występ?

- Pamiętam, że Drawsko i sąsiadująca miejscowość -  Złocieniec - miała spór, o ile się nie mylę, o armatę. I poproszono Zbigniewa Krzywańskiego, aby jako mieszkaniec Drawska reprezentował swoją miejscowość. Poproszono go, żeby zagrał jakąś większą formę, a że my czasem w Deprecjonistach graliśmy utwory Republiki, to usiedliśmy i opracowaliśmy kilka utworów. To był przedpokój do "Czarno-Białych Śladów". A potem, z racji, że nie mogłem pojechać do toruńskiego klubu Od Nowa, gdzie byliśmy zawsze w rocznicę śmierci Grzegorza, to zaproponowałem, że znajdę miejsce - to była właśnie Mysia 3 - i zagramy tam pełnoprawny, akustyczny program z piosenkami Republiki. I znowu minęło parę lat, pograliśmy w różnych miejscach i zdarzyła się ta płyta.

Ta płyta jest zmaterializowaniem tego, co państwo robili przez ostatnie lata. Czy ten projekt koncertowego albumu, który ukazał się w tym roku, był planowany dużo wcześniej, czy wyszedł właśnie przy okazji koncertu w Radiu Gdańsk.

- Nie było. My się nawet wcześniej umówiliśmy, że nigdy nie będziemy wchodzić z tym materiałem do studia. W tym przypadku wszystko zaczęło się od Kamila Wicika, który zaprosił nas do Radia Gdańsk. To było w tym czasie, gdy poluzowano obostrzenia i była szansa, aby zagrać ten koncert z publicznością. Okazało się, że jednak to się nie wydarzy i tak naprawdę, gdy zorientowaliśmy, że zagramy sami, to chcieliśmy, aby coś z tego zostało, żeby został po tym jakikolwiek ślad. Uznaliśmy, że zarejestrujemy cały materiał i jeśli będzie nas satysfakcjonował, to wtedy wydamy go na płycie. Tak się stało. Osobiście wyszedłem z tego studia mocno wkurzony, trzasnąłem drzwiami i zniknąłem w hotelu, bo nie byłem zadowolony, mając świadomość, że śpiewamy w próżnię. Że nie mamy odzewu. Nie spodziewałem się, że ta cisza i brak zwrotnej reakcji aż  tak bardzo zacznie mnie denerwować. Kończyłem więc mocno emocjonalnie. Już w trakcie zgrywania okazało się, że jest całkiem nieźle. Niczego tam nie poprawiałem. Chociaż zawsze jest tak, że pół roku albo rok po wydaniu płyty, ma się świadomość, że można było inaczej. Ale w końcu zapisywaliśmy live, więc takimi prawami to się rządzi.

Jak buduje się atmosferę podczas koncertu na żywo, gdzie nie ma publiczności. Płyty koncertowe w większości przypadków mają to do siebie, że nie są idealnie, sterylnie nagrane, jednak atmosfera którą tworzy publika i wzajemna relacja wykonawca - fani, pozwala nadrobić wszystkie niedociągnięcia. Jak więc tworzy się atmosferę, gdy jest tylko jedna strona koncertu?

- To tak jak panu powiedziałem, byliśmy zaskoczeni tą ciszą. Wiedzieliśmy, że nie będzie tej publiki, ale nie wiedzieliśmy, że będzie to aż tak dojmujące. Usiedliśmy więc tak, aby się widzieć i właściwie zagraliśmy to dla siebie. Mieliśmy z tego momentami duży fun. Przyznam jednak, że wolałbym nie powtarzać takiego eksperymentu, bo jest on trudny. Publika to dla nas rodzaj transfuzji. Takiego odświeżenia. Po to się komponuje i gra, żeby ludziom sprawić przyjemność i żeby czuć ich obecność. Chodzi o tę interakcję. Po tym koncercie zrozumiałem to bardzo mocno, a jestem na scenie od 30 lat. I okazało się, że tej publiczności bardzo brakuje. Mam wielką nadzieję, że tak jak artystom brakuje koncertów, tak działa to w drugą stronę i ta publiczność jest złakniona, głodna kontaktu z żywą muzyką. Mam bardzo specyficzne podejście do internetu i wszystkich online'ów. Ja ich po prostu nie lubię. W ciągu roku dałem się dosłownie tylko kilka razy namówić na jakieś przedsięwzięcia, bo moim zdaniem nic nie zastąpi żywej reakcji i tego kontaktu z widzem. Nie chcę nawet przykładać do tego ręki.

2020 był specyficznym rokiem pod wieloma względami. Zwłaszcza październik, kiedy odbył się państwa koncert, w Polsce był gorącym miesiącem. Z jednej strony mamy pandemię, z drugiej sytuacja społeczna w kraju robi się również burzliwa. Czy w związku z tym trakclista przed koncertem została ułożona w taki sposób, aby podkreślić to, co dzieje się wokół nas?

- Akurat na mnie przeważnie spada układanie tracklisty na koncertach i na płytach. Pewnie dlatego, że koledzy wiedzą, że jestem reżyserem i mam o tym pojęcie. A przy okazji lubię jako wokalista tak sobie to poukładać, żeby mi było z tym dobrze. Układ koncertu jest specyficzny. Były to piosenki, które chcieliśmy bardzo zagrać, zwłaszcza, że robiliśmy to z Kubą Nowakiem i mogliśmy to inaczej zorganizować. Przede wszystkim zależało mi na tym, aby na płycie znalazły się teksty, mogące odnosić się do teraźniejszej rzeczywistości. Sam się za każdym razem łapię, że teksty Ciechowskiego są znakomite, ale i uniwersalne. Te teksty nadal korespondują z obecnymi czasami. Nagle kompletnie inaczej podeszliśmy do "Białej Flagi", kompletnie inaczej brzmi "Nie pytaj o Polskę" no i "Koniec czasów", po zagraniu którego powinno się walnąć banię albo wyjść na ulicę. Po to są właśnie takie utwory. Tak samo muzykę Republiki mam zawsze pod ręką - czy to w domu czy w samochodzie. Bo wiem, że w pewnym momencie będzie mi potrzebna. Czy jadąc w trasę, czy gdy nagle na ulicach zrobi się groźnie, bo policja przepycha się z protestującymi. Wiem czego dokładnie w tym momencie chcę posłuchać i co chcę przekazać. W związku z tym ten przekaz dramatyczny czy też budowanie programu, istnieje zawsze.

Czy "Czarno-Białe Ślady" po tym koncercie i w takim kształcie, z Kubą Nowakiem, gdy już sytuacja wokół nas nieco się ustabilizuje, będą promowały tę płytę. I jak wygląda sprawa odnośnie drugiego projektu tworzonego ze Zbigniewem Krzywańskim. Kiedy możemy się go spodziewać? I czego możemy się spodziewać?

- Odnośnie "Czarno-Białych Śladów" - my jesteśmy złaknieni tego grania i marzymy o tym, aby to w paru miejscach sobie zagrać. Jeśli tylko nadarzy się okazja, jeśli poluzują się obostrzenia, a sytuacja w naszym niezwykłym kraju - dynamiczna, chaotyczna, prowadzona przez mało zorientowanych panów i panie - się uspokoi, to wrócimy do grania. Ten materiał na to zasługuje, by pograć koncerty. Wiemy, że miał bardzo dobry odbiór u słuchaczy.

A odnośnie materiału, nad którym pracujemy już od kilku latu. W momencie zamknięcia działalności jako Deprecjoniści, w poprzednim roku postanowiliśmy pokazać go pod nowym szyldem i to niebawem nastąpi. Najpierw celowaliśmy we wiosnę, ale wszystko się posypało, również przez plany wydawnicze, które się przesuwają. W tej chwili mówimy, że chcielibyśmy bardzo po wakacjach wystartować  z kompletnym nowym otwarciem i pokazać materiał, który następuje po Depresjonistach, jak i wtedy ogłosić nową formację, która się tworzyła przez lata, i która wystartuje i przyłoży.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Jacek Bończyk | Zbigniew Krzywański
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy