Reklama

"Hip hop nie wziął się z powietrza"

Przedstawiać polskim słuchaczom DJ-a Krime'a to trochę tak, jakby w Stanach pytać, kto to jest Grand Wizard Teodore albo Jam Master Jay. Były sukcesy na zawodach Vestax Extravaganza oraz ITF, były też dobrze przyjęte mixtape'y, jak "Return Of The Stamina Beatz", "Strictly Hip Hop Classics" czy chociażby ostatni z nich "Krime Story". Co działo się z Krimem po tym czasie? Dlaczego tak nagle o nim ucichło w hiphopowym środowisku? Każdy Krakus zna odpowiedzi na te pytania. A wy? Jeśli nie, dowiedzcie się, co słychać u pioniera polskiego turntablismu! Z Krimem rozmawiał Filip Rauczyński ("Magazyn Hip Hop").

Co słychać u Krime'a?

Co słychać? Ostatnio w sumie nie tak wiele, od czasu do czasu grałem sobie trochę imprez, głównie w Polsce, czasami zdarzy się coś zagranicą. Oprócz tego coś tam sobie pracuję w domu nad jakimiś tam bitami i... Na razie nie wiele więcej, tak naprawdę.

Zawsze zastanawiałem się na jakiej muzyce się wychowałeś, bo jest to raczej oczywiste, że nie wychowywaliśmy się na rapie, tylko na muzyce, której słuchali nasi rodzice. A przynajmniej tak było ze mną. I teraz moje pytanie brzmi - jak to było u ciebie? Pamiętasz jakiej muzyki słuchali twoi rodzice? Na czym się wychowałeś?

Reklama

Mój ojciec jest muzykiem poetą, więc z muzyką miałem kontakt od zawsze, ale gdybym miał wymieniać jakieś konkretne płyty, to bym nie wymienił, bo ich nie pamiętam. U mnie w domu odbywały się próby zespołu mojego ojca - przychodzili muzycy i rozstawiali swoje instrumenty, więc ja się tymi instrumentami bawiłem, do tego dochodzi mój brat [MK Fever - przyp. red.], który jest ode mnie starszy, chodził do szkoły muzycznej. Tak więc można powiedzieć, że u mnie w domu generalnie się grało, a jeszcze było tak, że z kolei moja mama i ciocia bardzo dawno temu pracowały i obracały się w środowisku jazzowym - organizowały koncerty, były menedżerkami różnych muzyków i zespołów. Dzięki temu w naszym domu było trochę płyt jazzowych, których powiedzmy mniej lub bardziej świadomie słuchałem. Oprócz tego podkradałem kasety bratu, m.in. miałem od niego pierwszą kasetę Run DMC, którą dorwałem w 1989 roku...

Jeżeli już jesteśmy przy twoim bracie... Cofnijmy się do momentu, w którym twój brat przywiózł z zagranicy wasz pierwszy gramofon. Jak wspominasz tamte czasy, co sprawiło ci największe problemy w rozpracowywaniu tego urządzenia?

Hmm... na początku to było tak, że zafascynowałem się gramofonem oglądając pierwsze teledyski hiphopowe, właśnie Run DMC, gdzie usłyszałem jak Jam Master Jay skreczuje i strasznie mnie to zaczęło kręcić. Wiesz, wydawanie różnych dziwnych dźwięków. No i oczywiście zacząłem sobie wtedy marzyć, żeby się w tym spróbować. Oczywiście, to było totalnie nierealne, ponieważ profesjonalny sprzęt był bardzo drogi i taki sprzęt był wówczas trudno dostępny w Polsce. Na początku zepsułem kilka gramofonów, które były u mnie w domu - takich polskich, starych, paskowych... No a później mój brat, który na początku lat 90. (tak bardzo na początku) coś tam działał w materii DJ-skiej, gdzieś tam skołował czy też pożyczył od kogoś już taki powiedzmy bardziej profesjonalny gramofon i to była totalna zajawka. Spędzałem przy tym sprzęcie godziny pomimo tego, że to nie był żaden Technics. Matka mnie przeklinała, bo nie grałem na skrzypcach, tylko siedziałem przy gramofonie (śmiech). I jeżeli mam być szczery... to nie pamiętam, co na początku sprawiło mi największą trudność. Byłem tak zafascynowany tym, że w ogóle jest taki sprzęt w domu, że oddałem się temu bez reszty.

Powiedziałeś, że przez rodziców poznałeś muzykę z tej, no można powiedzieć ambitnej, bardziej poważnej strony, bo sami taką muzykę tworzyli. Zastanawia mnie, czy twoi rodzice mieli wobec ciebie jakieś oczekiwania na tym polu? Jak zareagowali na fakt, że - tak jak powiedziałeś - siedziałeś przy gramofonie zamiast grać na skrzypcach?

Pewnie mieli jakieś oczekiwania, jak to rodzice. Nie ukrywam, że nie do końca byli zachwyceni tym, że w pewnym momencie bardziej zacząłem się interesować tą muzyką, którą chciałem, czyli powiedzmy hip hopem, a skrzypce i powiedzmy muzyka klasyczna zeszły na dalszy plan. Myślę jednak, że z biegiem czasu jakoś do nich doszło, że tak naprawdę każdy realizuje się w tym, w czym chce. Myślę, że to zrozumieli pomimo tego, że nie do końca tą muzykę rozumieją. Widzą też, że interesuję się jazzem i że współpracuję z muzykami, których oni znają i kojarzą. Myślę, że to też daje im do myślenia. Może widzą, że to czym się zajmuję przedstawia jakąś wartość.

Do twojej współpracy z jazzmanami jeszcze powrócimy, chciałbym jeszcze zostać na chwilę w przeszłości. Słyszałem, że na początku musiałeś grać house, bo nie istniała u nas jeszcze scena hiphopowa i zresztą nie było nawet klubów, gdzie można było grać rap. Czy jesteś w stanie określić, kiedy ten stan rzeczy się zmienił?

Od początku kupowałem płyty hiphopowe i chciałem ten hip hop grać. Natomiast to było tak, że mój brat miał już sporą kolekcję płyt, generalnie różnych, z muzyką elektroniczną, house'ową i tak dalej, i właśnie te płyty sobie od niego podkradałem. Jakoś tak się złożyło, że te pierwsze imprezy, undergroundowe imprezy, to były imprezy z muzyką, którą dzisiaj można by określić bardziej jako muzykę klubową. Pogrywałem sobie coś z tych płyt od czasu do czasu i udało mi się także wrzucić od czasu do czasu jakiegoś hiphopowego seta... A pierwsze imprezy hiphopowe to o ile dobrze pamiętam była połowa lat 90. Wcześniej raczej jakieś sporadyczne akcje.

A czy kiedy grałeś te bardziej klubowe imprezy i nagle wplatałeś w nie rap, spotkałeś się z sytuacją, w której ludzie patrzyli na ciebie mając miny w stylu: "Co to kurde jest? Co on gra?". Były takie reakcje?

Tak, oczywiście, zdarzało się tak. Jeżeli na takie imprezy przychodziła powiedzmy undergroundowa ekipa, to wszyscy to jakoś kumali. Natomiast wiadomo, że na pierwszych imprezach, które się odbywały pojawiały się także przypadkowe osoby, które stykały się z czymś takim po raz pierwszy. W moim przypadku, kiedy grałem hiphopowe płyty, było to jakby mniej kontrowersyjne. Za to było gorzej, kiedy mój brat zafascynował się muzyką jungle, której nikt u nas nie kumał i gdy taki przypadkowy człowiek słyszał nagle całą kaskadę połamanych dźwięków, mógł się mocno zdziwić.

A czy pamiętasz swoje pierwsze winyle? Czy zachowałeś sobie z tamtych czasów woski, które trzymasz do dziś, np. z przyczyn sentymentalnych?

Powiem ci, że zastanawiałem się nad tym ostatnio i... muszę przyznać, że nie pamiętam żadnych. Nawet nie pamiętam jaka była pierwsza płyta, którą kupiłem. Na pewno było to na początku lat 90., jakoś w okolicach roku 1993, pewnie to będzie jakiś Black Moon lub Pharcyde, tudzież A Tribe Called Quest, albo coś takiego. Szczerze mówiąc nie pamiętam dokładnie.

Jako DJ działasz już spory kawał czasu, zagrałeś naprawdę mnóstwo imprez, słyszałeś już mnóstwo rapujących ekip. Czy po tych wszystkich latach nie jesteś już trochę znudzony rapem i samą jego konwencją? Zaryzykuję w tym miejscu stwierdzenie, że tak naprawdę po 2000 roku nic ciekawego się już w rapie nie wydarzyło...

Tak, trochę się ta formuła już dla mnie wyczerpała jakby sama w sobie. Zresztą już od jakiegoś czasu uważany jestem bardziej za DJ-a eklektycznego, który odnajduje się głównie w klimatach funkowych i coś w tej okolicy. Dlatego nie gram na imprezie jednego rodzaju muzyki, natomiast coś z rapu zawsze tam wplatam. Ale nie mógłbym grać wyłącznie hip hopu, bo po prostu bym się zanudził na śmierć, tym bardziej, że to co gram, to są powiedzmy klasyki, coś z tego rodzaju. Głównie lata 90. i coś z nowych rzeczy, które teraz wychodzą, ale tych nie jest wiele. Raczej obce są mi brzmienia tzw. baunsowe, jedyne nowe rzeczy jakie gram, to coś w stylu Jurassic 5 czy Omega Watts.

Właśnie od twojego, jakby na to nie patrzeć, znudzenia rapem chciałbym przejść do faktu, że zacząłeś współpracować z muzykami jazzowymi. Zastanawia mnie, na czym dokładnie polega ta współpraca, jak to dokładnie wygląda? Widziałem jedynie zdjęcia z wspólnych występów...

Generalnie polega to na tym, że biorę sprzęt i staję się kolejnym członkiem zespołu występującego na scenie... Ciężko powiedzieć tak naprawdę, na czym to dokładnie polega (śmiech). Staram się po prostu wykorzystywać gramofon - jak to się popularnie mówi - jako instrument i gram solówki, skreczuję, staram się ogólnie dopasować do tego, co się dzieje na scenie. Granie na żywo to jest zupełnie inna sprawa niż puszczanie muzyki w klubach, czy nawet granie koncertów z jakimś tam podkładem lecącym w tle. Jednak energia, jaka się wytwarza, kiedy są muzycy na scenie i jest jakaś interakcja, to jest coś fajnego. Tak samo jak improwizacja, gdzie wychodzi się na scenę i nie wiadomo, co się będzie za chwilę działo. Trzeba się nawzajem słuchać, dawać sobie znaki i jakoś się wzajemnie inspirować, nakręcać. Bardzo mi to odpowiada i cieszę się, że są tacy ludzie, muzycy, którzy widzą miejsce dla DJ-'a w zespole.

A czy byli ludzie, muzycy, którzy nie widzieli twojego miejsca w zespole jazzowym? Czy spotkałeś się z negatywnymi opiniami na temat tak niecodziennego połączenia?

Oczywiście, zdarzają się takie opinie, natomiast ja jakoś bezpośrednio się z tym nie spotkałem. Zdaję sobie sprawę z tego, że wykształceni muzycy, którzy powiedzmy pracują ciężko przez wiele lat, żeby osiągnąć poziom i nauczyć się grać, podchodzą do tego raczej sceptycznie, sceptycznie podchodzą do samych DJ-ów. Ja to rozumiem, bo dużo łatwiej jest sobie kupić jakiś sprzęt i puszczać płyty, niż nauczyć się grać na instrumencie. To wymaga lat ciężkiego ćwiczenia, o czym sam wiem, bo chodziłem do szkoły muzycznej, grałem na skrzypcach i fortepianie. Ale zdarzyło mi się też tak, że współpracowałem z ludźmi, którzy na początku zapatrywali się na to dosyć sceptycznie, a po zagraniu prób czy po jakimś koncercie sami proponowali mi współpracę, bo okazywało się to na tyle ciekawe, że dostrzegali w tym jakąś wartość.

A możesz powiedzieć, od kogo w ogóle wyszła inicjatywa: jazzmani plus DJ? I jak ma się improwizacja DJ-a do improwizacji jazzowej?

Generalnie to się zaczęło w ten sposób, że ja od dawna do tego dążyłem. Strasznie chciałem spróbować, nawet niekoniecznie w graniu z jazzmanami, ale po prostu z muzykami, z instrumentami na żywo. Jak pewnie wiadomo, bardzo lubię skreczować, no i zawsze puszczałem sobie jakieś podkłady z płyt, ale w pewnym momencie zacząłem sobie puszczać zamiast podkładów, bitów z jakiś płyt, płyty z żywą muzyką, do której sobie ćwiczyłem. I wtedy pojawiła mi się koncepcja, że byłoby fajnie móc zagrać sobie solówkę w takim zespole, bo jak wiadomo skreczowanie także jest pewnego rodzaju formą improwizacji. Zresztą też jest to ciekawy temat, bo zdarzało mi się prowadzić warsztaty DJ-skie i to zarówno dla powiedzmy osób z kręgu DJ-skiego jak i dla jazzmanów, bo i tak się też zdarzało. Musiałem wymyślić sposób, aby jednym i drugim wytłumaczyć o co w tym chodzi. Wiadomo, że hiphopowcom, czy powiedzmy osobom "z klimatu" łatwiej jest to pojąć, bo już to gdzieś widzieli i już to gdzieś spotkali. Natomiast ludziom zajmującym się inną muzyką nie jest łatwo wytłumaczyć, o co w tym chodzi. Zacząłem się tak naprawdę nad tym zastanawiać. I to jest tak, że scratching jest pewną formą improwizacji, można ją porównać w pewien sposób do improwizacji w jazzie. Tak jak muzycy jazzowi muszą się wyrażać w improwizacji, czy uczyć się skal czy poszczególnych riffów, które sobie ćwiczą i dopiero później, jak już mają to wyuczone, to mogą się swobodnie posługiwać muzyką i grać to, co chcą, to co słyszą w głowie. I ze skreczowaniem jest tak samo. Najpierw trzeba się nauczyć odpowiednich technik i jeśli ma się je dobrze opanowane, można je później łączyć w dowolny sposób, a tym samym improwizować.

Mówiłeś o warsztatach, które prowadziłeś - szczerze mówiąc byłem jedynie na Rodecu rok temu, ale zastanawia mnie pewna kwestia. Sam nie miałeś w DJ-ingu konkretnego nauczyciela, poza starszym bratem, ale chyba sam przyznasz, że to nie to samo, co dzisiejsi DJ-e wykładający na kursach.

Tak, wszystkiego uczyłem się sam...

Moje pytanie brzmi: jak ważne jest posiadanie nauczyciela, kiedy człowiek zaczyna bawić się w DJ-ing?

Nie wiem, czy to jest tak naprawdę jakoś super ważne. To jest tak: za czasów, kiedy ja zaczynałem, czyli powiedzmy w okolicach 1994 roku, wiadomo - pierwsza połowa lat 90., nie było jeszcze internetu, nie było dostępu do materiałów DVD i tak dalej, więc siłą rzeczy musiałem dochodzić do wszystkiego sam. Wiadomo, że ze sprzętem też nie było wtedy tak, jak jest teraz. Zaczynało się na jakimś tam powiedzmy amatorskim zestawie, także dojście do jakiegoś tam poziomu trwało o wiele dłużej niż teraz. Ale nie powiem, miało też swój urok. Taka nauka wykształca w ludziach jakiś styl, bo nie podpatruje się innych osób, tylko do wszystkiego dochodzi się samemu. Wiadomo, że coś się tam czasem zobaczyło na jakimś MTV czy gdzieś, to nagrało się to na video i później oglądało się to po sto razy. Takich materiałów było mało i ja w zasadzie nie miałem osoby, od której mógłbym się uczyć. Natomiast teraz jest to możliwe i jeżeli ktoś chce z czegoś takiego skorzystać, to czemu nie? Nie wiem, niektórym się wydaje: "To obciach", ale jeżeli ktoś ma jakąś wiedzę i doświadczenie, to może tylko na tym skorzystać. Jest to jakby poszerzanie swojej wiedzy i umiejętności i zdecydowanie jest to plus.

Przez te wszystkie lata z pewnością śledziłeś na bieżąco nowinki techniczne ze świata DJ-ingu. Czy był taki wynalazek, który był dla ciebie - jako DJ-a - jakimś przełomem? Mówi się o Serato, zgadzasz się z tym?

W pewnym sensie tak. Na pewno, jeśli chodzi o granie imprez. Systemy typu Final Scratch, czy właśnie Serato to duża rewolucja, sam jestem od niedawna użytkownikiem. Ale też spotykam się często z takimi głosami, że DJ-e powinni grać tylko z płyt, a to nie do końca tak jest. Oczywiście, ja dalej kupuję płyty i je zbieram, ponieważ jestem kolekcjonerem. Natomiast jeśli chodzi o samą wygodę, o przemieszczanie się, o to, że nie trzeba nosić ze sobą tych 30 kilo, tylko zabierasz sobie laptopa i skrzyneczkę, to jest to nieocenione. Zalet jest naprawdę bardzo wiele. Poza tym w odpowiednich rękach, jeśli ktoś jest manualnie sprawny, to naprawdę można z tego wiele bardzo fajnych rzeczy wycisnąć. Natomiast istnieje niebezpieczeństwo, że ci, którzy dopiero zaczynają, młodzież, nie ma tej świadomości zbierania płyt i powiedzmy tego, że to jest ważne po to, aby ta cała kultura przetrwała. Ściągają mp3 z sieci, nie kupują płyt i uważam, że to nie jest dobre, bo to wszystko padnie, jeśli nikt nie będzie kupował płyt. Przede wszystkim nikomu się nie będzie opłacało wydawać tych płyt. To wszystko to kwestia świadomości, mi też się zdarza od czasu do czasu coś ściągnąć, ale głównie po to, aby coś sprawdzić, przesłuchać. Natomiast wolę mieć fizyczny nośnik. Wracając jednak do urządzeń, które zrewolucjonizowały DJ-ing... W gramofonach standard się raczej nie zmienił, wiadomo, że Technics troszkę tam ulepszył swoje produkty, pojawiły się nowe marki, jak np. Vestax, ale tutaj się jakby nie wiele zmienia. Natomiast bardzo się zmienił rynek mikserów i wydaje mi się, że to jest bardzo istotna rzecz, bo to jakby całą scenę turntablistyczną pchnęło do przodu, dało nowe narzędzie, dało nowe możliwości do pracy. I tutaj właśnie przełomem było pojawienie się miksera Vestaxa typu 05 Pro. To był model, którego pojawienie się spowodowało wiele zamieszania. Później inni producenci podchwycili ten patent, no i dzisiaj - jak wiadomo - cuda się dzieją w tym temacie. Gdybym miał podać taki przełomowy produkt, to byłoby to właśnie to. Natomiast rzeczy typu Serato i Final Scratch bardziej dotyczą grania imprez niż samego turntablismu.

Skoro teraz bardziej skłaniasz się w stronę jazzu, soulu i funku, to może pora na jazzowy mixtape? Soul i funk już mieliśmy na "Krime Story"...

Tak, planuję coś takiego. Wiesz, co do planów, to planuję i planuję od dawna i na razie nic konkretnego z tego nie wychodzi (śmiech).

Nie powiedziałbym, masz już przecież na koncie kilka mixtape'ów, większość z nich wydałeś przecież na fizycznym nośniku...

No tak, ale już w sumie od dawna nic nie wyszło, ostatnie co wypuściłem to...

"Krime Story"?

Dokładnie. Nie chcę na razie podawać żadnych konkretów (śmiech), bo już kilka razy mi się zdarzyło, że coś tam zapowiedziałem, a się to nie ukazało. Ale na pewno coś tam będę dłubał... i dokładnie nie wiem co to będzie. Chciałbym nagrać kolejną część mixtape'u "Strictly Hip Hop Classics", bo mam jeszcze sporo klasyków hiphopowych, które chciałbym gdzieś tam zarejestrować. Na pewno taka płyta się pojawi, na pewno pojawi się także druga część "Krime Story" i oprócz tego jakieś inne rzeczy... Planów jest dużo.

Zawsze byłeś osobą bardzo aktywną, powiedziałeś też, że bardzo lubisz skreczować. Ale ta aktywność nigdy nie przekładała się na udział na polskich produkcjach. Udzielałeś się na kilku produkcjach, ale większość z nich to krakowskie płyty, gdzie dogrywałeś się, no powiedzmy, po znajomości. Nie było propozycji współpracy od kogoś spoza granic naszego miasta, czy ty sam zamykasz się na tego typu współpracę?

Nie wiem, jakoś tak się dziwnie poskładało... Ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie tak naprawdę (śmiech). Na kilku płytach jestem uwieczniony, jest też tak, że dużo osób gdzieś tam do mnie pisze na MySpace czy na maila, ale to są takie dosyć dziwne propozycje. Poza tym jestem teraz na tyle zajęty różnymi swoimi sprawami, że no nie bardzo mam czas się tym zająć...

Przeważnie DJ-e przechodzą drogę od DJ-i do producentów i ty sam już na początku naszej rozmowy wspomniałeś, że robisz "jakieś" bity. Samych deklaracji z twojej strony było mnóstwo, mówiłeś o tym już bardzo dawno temu. I teraz pozostaje mi zapytać, kiedy w końcu usłyszymy coś konkretnego twojej produkcji?

Wiesz co, generalnie robię w domu dużo bitów, z tym, że jestem osobą na tyle krytyczną w stosunku do siebie, że większość ląduje w szufladzie (śmiech). Czasem sobie coś tam wstawię na MySpace, ale nie wiem jak to będzie, nie wiem kiedy uznam, że coś co zrobiłem jest na tyle dobre, że powinno się gdzieś ukazać. Myślę, że wychodzi teraz tyle rzeczy, że nie ma sensu wypuszczać kolejnej średniawki. Ale podejrzewam, że za jakiś czas uda mi się wyselekcjonować jakąś tam porcję z tego co zrobiłem, zbiorę porcję bitów i zbiorę to w jakąś tam płytę. Współpracuję z różnymi ludźmi, z różnymi muzykami, z różnymi wokalistami i mam w głowie zrobienie takiej płyty autorskiej, powiedzmy po części instrumentalnej, po części z zaproszonymi ludźmi, niekoniecznie ze środowiska hiphopowego. Ale to też ciężko mi określić dokładnie, po pierwsze - co to będzie, a po drugie - kiedy to będzie. Na pewno będzie tam dużo jazzu, na pewno będzie tam trochę hip hopu. Co jeszcze... to nie wiem.

To teraz chciałbym odwrócić pytanie. Poznałem człowieka, który od lat jest producentem, ale chciałby się stać DJ-em i nawet już podejmuje w tej dziedzinie pierwsze kroki. Jakich rad mógłbyś mu udzielić?

To zależy od tego, co masz na myśli. Czy chodzi o ćwiczenie, czy o samą możliwość grania w klubie... Wydaje mi się, że samo miksowanie płyt tak naprawdę nie jest jakimś mega trudnym zadaniem, wystarczy sobie troszkę poćwiczyć w domu i jeżeli ktoś ma dobre ucho, to z pewnością sobie z tym poradzi. Chociaż wiadomo, specyfika grania w klubach jest różna, dlatego ja zawsze mówię, że są dwie odmiany DJ-ów. Jedni robią to dlatego, że kochają muzykę i muzyka jest ich pasją, chcą zaprezentować ludziom coś ciekawego, coś od siebie - i ja się zdecydowanie zaliczam do tej grupy. Druga grupa to ludzie, którzy podchodzą do tego stricte zarobkowo albo "fejmowo", na zasadzie: "O, fajnie jest być DJ-em", albo że można na tym zarobić pieniądze i... to są kurcze trochę takie szafy grające. Puszczają to, czego ludzie od nich oczekują. I wydaje mi się, że nie do końca jest to dobre podejście, bo wtedy DJ sprowadza się do roli automatu. Ja natomiast dążę do tego, aby zainteresować ludzi tym, co mam im do zaoferowania od siebie. I wydaje mi się, że każdy początkujący DJ powinien sobie już na samym początku zadać to pytanie: "Dlaczego chce zostać DJ-em". Jeżeli chce zarobić dużo pieniędzy, to lepiej, żeby na to nie liczył (śmiech).

Tak jak już wspomniałeś, grałeś całe mnóstwo imprez, zarówno w Polsce jak i zagranicą. Powiedz, czy masz jakieś ulubione miejsce, do którego zawsze wracasz z miłą chęcią? Nie chodzi mi tutaj o samo granie imprez...

Tak naprawdę ciężko powiedzieć...

Za dużo ich było?

Nie, w sumie to może nawet nie, ale chyba nie mam takiego miejsca. Do pewnego momentu bardzo lubiłem imprezy w Dublinie w Irlandii. Pojawiłem się w Irlandii w 2000 roku na Red Bull Music Academy, czyli będzie już siedem lat, nawiązałem tam bardzo fajne kontakty, m.in. z miejscowymi promotorami, DJ-ami. I tak to się potoczyło, że oni zaczęli mnie tam później zapraszać. I właśnie te imprezy bardzo miło wspominam, ale ostatnio trochę się tam popsuło i te imprezy przestały być undergroundowe, przestały być fajne, pojawiła się po prostu inna publiczność. Niestety, dzieje się to wszędzie, publiczność zawsze się zmienia, ale nie zawsze jest to zmiana na plus. A tak poza tym to nie mam jakiś szczególnie ulubionych miejsc, wszędzie gdzie jest fajnie... to jest po prostu fajnie (śmiech).

Od dłuższego czasu nie startujesz w zawodach. Nie masz czasu, chęci, czy po prostu wychodzisz z założenia, że udowodniłeś już to, co miałeś do udowodnienia na ITF'ach i Vestax Extravaganza?

To jest tak, że na pewno czuję się trochę niespełniony, jeśli chodzi o te zawody. Gdzieś tam faktycznie udało mi się wygrać. Nie ukrywam, że rzeczywiście jest to fajne i bardzo się cieszę z tego, że tak było, ale nigdy nie udało mi się, że tak powiem, szerzej na świecie wypłynąć. I pod tym względem czuję się w pewien sposób niespełniony, ale z drugiej strony przygotowywanie się do zawodów i ćwiczenie jest strasznie pracochłonną i czasochłonną rzeczą. Nie ukrywam także, że jest z tym związany duży stres - jest duża trema przy takich występach. I generalnie do pewnego momentu jest to fajne, później niestety przestaje wystarczać na to czasu i człowiek chce się zajmować innymi rzeczami, bardziej skupić się na samej muzyce niż na sportowej rywalizacji. Dlatego ja podchodzę do tego w ten sposób, że próbowałem już tego w życiu, miałem już jakieś tam osiągnięcia i generalnie nie czuję już takiej potrzeby, żeby się tym dalej zajmować. Już wolę sędziować takie zawody...

Właśnie, ostatnio zauważyłem, że coraz częściej sędziujesz na zawodach...

Tak, ponieważ mam duże doświadczenie i z jednej i z drugiej strony - ze strony zawodnika i ze strony powiedzmy obserwatora. Znam się na tym, dlatego myślę, że mam odpowiednie kompetencje do tego, aby takie zawody sędziować. Ale to jest tak, że czegoś takiego nie da się robić przez całe życie. Znam ludzi, którzy się zarzekali, że całe życie będą startować w zawodach, natomiast mija już kilka lat, czytam wywiady z nimi i mówią dokładnie to samo co ja. Jest to po prostu droga, którą można w pewnym momencie przejść. Daje to mnóstwo ciekawych doświadczeń i na pewno pomaga w osiągnięciu jakiegoś tam statusu, bo ktoś tam zawsze przeczyta o zawodach w gazecie czy nawet je zobaczy. W pewnym momencie dochodzi się do wniosku, że nie ma sensu rywalizować, czy czegoś tam komuś udowadniać. Muzyka to nie jest sport i nie dlatego powinno się nią zajmować. W muzyce trzeba się realizować i trzeba się w niej wyrażać - przekładać na dźwięki to, co się czuje.

Pora na moje ostatnie pytanie związane z DJ-ingiem. Wyobrażasz sobie siebie samego za deckami za powiedzmy 20, 30 lat? Myślałeś już o tym?

Tak (śmiech), muszę przyznać, że ostatnio myślę o tym dość intensywnie. Powiem tak, z jednej strony nie do końca sobie to wyobrażam, z wielu względów. Po pierwsze dlatego, że jest to dosyć wyczerpujące zajęcie, jeśli chodzi już nawet o samo ciało, bo wiadomo, że siedzenie w klubie gdzie jest głośno i gdzie jest nadymione, w ogóle nocny tryb życia, nie sprzyja i źle wpływa na stan zdrowia. No i wiadomo, że zawsze się tam człowiek coś napije i łatwo jest wpaść w pułapkę. Jest też tak, że z biegiem czasu czuję się coraz dziwniej na tych imprezach, ponieważ ja się starzeję, a publiczność jest coraz młodsza (śmiech). Chociaż grywam w miejscach, gdzie chodzi no powiedzmy starsza publiczność, bardziej w moim wieku, ale nie wiem jak to będzie za jakiś czas, czy po prostu nie będę się czuł za staro. Ale z drugiej strony fajnie jest zagrać na fajnej imprezie, gdzie na dodatek panuje fajna atmosfera i ludzie się dobrze bawią. Znam DJ-ów, którzy mają tam powiedzmy po 50 lat i ciągle grają, np. Steinski albo David Rodigan - bardzo znany selektor reggae. No i na ich imprezy przychodzą tłumy, dziadkowie generalnie dają radę. Tak więc nie wykluczam tego, ale szczerze mówiąc bardziej widzę się właśnie w tym, że utworzę jakiś swój projekt, powołam do życia jakiś zespół i w ten sposób będę się artystycznie realizował. Wiesz, bardziej w formie koncertowej niż w imprezowej. Czas pokaże.

Na zakończenie chciałbym ci zadać dosyć nietypowe pytanie. Słyszałem, że od lat jesteś miłośnikiem różnej maści gier komputerowych i konsol. Możesz powiedzieć coś więcej na ten temat? Od czego zaczęła się ta miłość, jak przebiegała i jak ewoluowała przez te wszystkie lata (śmiech)?

Co do gierek to faktycznie za młodu dosyć maniakalnie katowałem przeróżne gierki, od komputerów u kolegów. ZX Spectrum, chociaż to najmniej, Atari 800, Commodore 64, a później Amiga, sam zresztą miałem później Atari 1040 ST. I przeróżnych konsol - głównie spod znaku Nintendo, bo zawsze jakoś tą firmę bardzo lubiłem, choć nie powiem, na Plejce też trochę czasu mi przepadło (śmiech). Łaziłem też po tzw. salonach gier, które swojego czasu miałem naprawdę nieźle obcykane w Krakowie. Panował tam bardzo specyficzny klimat, przychodzili tam różni ludzie, większość łączyło zamiłowanie do gier, ale w takich miejscach odbywały się nieraz różne interesiki W ogóle było to dosyć ciekawe, patrząc nawet w kategoriach pewnego fenomenu społecznego. Generalnie byłem tak zafascynowany tematem, że pamiętam jak wynosiłem ukradkiem butelki po wodzie mineralnej z domu i kasowałem kaucję w sklepie żeby mieć na "flipery" (śmiech). Bardzo miło wspominam te czasy. Ostatnio rzadko grywam, bo nie mam na to czasu, czasem gdzieś u znajomych jakaś drobna sesyjka, a sam to jakiś czas temu zawiesiłem się na "GTA San Andreas", jeżeli miałbym powiedzieć, jaka była moja ostatnia gra. Celowo nie kupuję sobie żadnej konsolki, żeby nie wpaść w sidła (śmiech).

Doskonale to rozumiem (śmiech). Wielkie dzięki za wywiad, jeżeli chcesz coś przekazać naszym czytelnikom, to masz ku temu idealną okazję. Może kilka słów do tych młodszych słuchaczy, którzy chodzą na twoje imprezy...

Mogę jedynie powiedzieć, żeby wszyscy ci ludzie byli otwarci na muzykę, na nowe rzeczy, żeby się nie zamykali i nie słuchali tylko jednego gatunku. A niech ci, co słuchają wyłącznie hip hopu pamiętają o tym, że hip hop nie wziął się z powietrza. No i generalnie żeby robić swoje i się nie poddawać. Dzięki.

mhh.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy