Reklama

"Gdy Norwegia była jeszcze w pieluchach"

Gdy na początku lat 90. pochodzący z Kutna Xantotol nagrywał swe pierwsze demówki utrzymane w duchu pierwotnego black metalu, mało kto interesował się skandynawskim odłamem tego gatunku, zaś Norwegowie z Mayhem, Burzum, Immortal czy Emperor wciąż jeszcze parali się death metalem w Amputation, Old Funeral lub Thou Shalt Suffer. Zapewne właśnie dlatego brzmienie Xantotol bliższe było dokonaniom Szwajcarów z Hellhammer i Samael czy pionierów greckiego black metalu na czele z Varathron i Necromantią.

Wznowiony pod koniec września 2009 roku album "Thus Spake Zarathustra" oddycha unikalnym brzmieniem z zamierzchłych czasów, oferując podróż do początków polskiej sceny blackmetalowej. Reedycja jedynej płyty nieistniejącej już formacji z Kutna stała się doskonałą okazją do przypomnienia tamtych czasów, partyzanckich sesji nagraniowych, atmosfery, o której mało kto dziś pamięta, okazją do przeprowadzenia pierwszego wywiadu z Xantotol dla polskich mediów od dobrych 15 lat. Na pytania Bartosza Donarskiego odpowiadał perkusista Jacek "Venom" Szczepański.

Reklama

Pierwsze pytanie jest oczywiste - skąd ów genialny pomysł, by wznowić tę płytę z zamierzchłej przeszłości? Nosiłeś się z tym od dawna, czy cała kwestia wynikła niedawno?

To czysty zbieg okoliczność. Sprawa najważniejsza to fakt odnowienia koleżeńskiego kontaktu z Bartem (Hermh / Witching Hour) oraz sam fakt reaktywacji Witching Hour Production, z którą Xantotol był związany za czasów swojego istnienia. Gdyby nie to materiał na pewno by nigdzie nie wyszedł, pomimo iż od czasu do czasu ktoś się zgłasza z taką propozycją. Tak więc jest to zasługa głównie Bartka, gdyż on zdecydował się wydać ten materiał w swojej wytwórni.

Poprzednia produkcja "Liber Diabolus", wydana przez kolegów z Kampf Records (pozdrawiam) jest już praktycznie niedostępna, a pojedyncze egzemplarze można od czasu do czasu w stosunkowo wysokiej cenie kupić na portalach aukcyjnych. Tak więc chyba warto dać szanse nabycia tego materiału tym, którzy do tej pory jej nie mieli.

Pamiętasz jeszcze, jakie okoliczności towarzyszyły powstawaniu i nagrywaniu "Thus Spake Zarathustra"? Komuny, co prawda, od kilku lat już nie było, ale zapewne wciąż towarzyszyły temu partyzanckie warunki.

Tak, pamiętam doskonale .To był pot, krew i łzy (śmiech). Z jednej strony prawdziwa pasja i chęć tworzenia, a z drugiej kłopoty dosłownie ze wszystkim. Do tego z uwagi na nasze ortodoksyjne podejście do tematu, Xantotol nie mieścił się w ówczesnym mocno post-norwesko nastawionym trendzie i tak naprawdę, gdyby nie współpraca z Witching Hour, prawdopodobnie ten materiał byśmy musieli wydać sami.

Chwała Witching Hour, że zdecydowali się podjąć ryzyko wydania niszowego produktu w czasach, gdy drzwi wytwórni otwierały tylko pomalowane twarze i deklaracja wojny ze wszystkim i z każdym (śmiech).Większości kapel z tamtych czasów już nikt nie pamięta. Xantotol wydaje po raz kolejny wznowienie. Sam materiał, jak wszystkie materiały Xantotol, nagrywaliśmy na tzw. setkę. Potem Hermh dograł u siebie introsy.

Unikalnego klimatu waszego debiutu nie da się przecenić. Dziś na próżno szukać muzyki z taką duszą, że uderzę w sentymentalną nutę. Coś jednak w tym jest, nie sądzisz?

Dziękuje za przychylna ocenę. Trudno mi jednoznacznie oceniać to co się dzieje aktualnie z uwagi na to, że nie jestem jakoś specjalnie w to zaangażowany. Jednym z powodów tego braku zaangażowania jest to, że tak naprawdę od lat niewiele się dzieje. Oprócz dosłownie kilku wydawnictw mamy do czynienie z powielaniem motywów na skalę przemysłową, przez co tak naprawdę, gdy słyszało się jedną płytę, to tak jakby słyszało się wszystkie.

To przykre, ale jest to po prostu konsekwencja komercjalizacji black metalu, czyli procesu, który rozpoczęła się w połowie lat 90. Oczywiście, bywają produkcje warte zachodu, ale to margines. My też nigdy nie byliśmy oryginalni, jednak wkładaliśmy w to nasze granie całe swoje jestestwo i być może to właśnie odbiło piętno na naszych produkcjach. Być może dlatego pośród setek innych produkcji z tamtych lat nasz materiał rozpoznasz bez problemu.

Z jakimi reakcjami spotkał się ten materiał niemal 15 lat temu? Blackmetalowa zawierucha szalała wówczas w Norwegii, zatem czy ten album miał w ogóle szansę przebicia się do fanów spoza naszego kraju?

Paradoksalnie ten materiał był i jest dużo bardziej znany poza granicami naszego kraju, szczególnie w rejonach, gdzie norweska szkoła kundlenia black metalu docierała w ograniczonym stopniu. Mam na myśli takie miejsca jak Malezja, Singapur, Meksyk, Brazylia czy Kolumbia. Odbiorcy w tych krajach byli bardziej otwarci na ten rodzaj grania niż na schemat norweski. Przyznam że do dziś te dziwne rejony są przeze mnie eksplorowane pod względem muzycznym; posiadam naprawdę wiele arcyinteresujących nagrań pochodzących z wymienionych krajów.

Wydaje mi się, że są to rejony o większych predyspozycjach do przyjęcia black metalu w formie i treści jaką oferował Xantotol. Co do sytuacji w Polsce również nie miałem powodów do narzekania. Świadomi byliśmy, że tworzymy niszowy materiał i takich też odbiorców mieliśmy. Nie tłumy ogłupiałych małolatów, a staranie wyselekcjonowanych odbiorców, którzy poszukiwali w black metalu drugiego, a może nieraz i trzeciego dna.

Muzyka zawarta na waszym debiucie to coś zupełnie innego niż tzw. Norwegia. Pierwotną energię back / doom metalu porównałbym tu choćby z Hellhammer, czymś, co ma się nijak do święcącego wtedy triumfy black metalu. Nie sądzisz, że w tym też siła tej płyty? Jej - moim zdaniem - ponadczasowość.

Rozpieszczasz mnie komplementami (śmiech). No cóż, Xantotol powstał wtedy, gdy Varg grał jeszcze death metal w Old Funeral, to samo dotyczy Darkthrone itd. Norwegia była jeszcze wtedy w pieluchach, dlatego też nie było możliwości, aby w jakikolwiek sposób odcisnęło się to na naszej twórczości. Potem, gdy nastał ten norweski bałagan, my robiliśmy swoje. Nie kierowaliśmy się niczym innym niż tym, że robimy to co chcemy i tak jak chcemy, a nie tak jak wypada lub byłoby korzystnie.

Jak podejrzewam materiał ten w nowej wersji został poddany pewnym zabiegom produkcyjnym. Mam rację?

Tak, ale jeszcze nie wiem jakim, bo go nie słyszałem (śmiech). To się nazywa zaufanie względem wydawcy! Bart oddał go do "Hertza", aby trochę poprawić nadgryzione zębem czasu brzmienie kasety. Jednak jest to tylko kosmetyka bez drastycznych zmian. Witching Hour zajęło się także oprawą graficzną, która jest absolutnie nowa i absolutnie koresponduje z zawartością materiału muzycznego na tej płycie i jest świetna. Tutaj też obyło się bez jakiejkolwiek sugestii z mojej strony, a wyszło tak, jakbym sam to wymyślił .

Jakie zespoły, muzyka była wówczas podstawowym źródłem waszych inspiracji?

Nie widzę powodu, aby wstydzić się wzorowania na dobrych wzorcach. Na pewno wówczas punktem odniesienia dla nas był Samael oraz Hellhammer, a także Necromantia, ogólnie Grecja jako miejsce, gdzie powstawał najwspanialszy black metal w historii. Nigdy nie próbowaliśmy powielać pomysłów tych zespołów w sposób świadomy, ale na pewno grupy te odbiły piętno na naszej twórczości. Pozytywne piętno. Jeśli ktoś porównuje Xantotol z produkcjami Samaela z tamtych lat, odbieram to jako komplement.

Czy z jakimiś polskimi formacjami z tamtych dni łączyła was szczególna więź?

W Polsce bardzo dobrze wspominam kontakty z Mastomah oraz z Capricornusem, wtedy z Graveland, który w swojej Devilish Sounds jeszcze przed wstąpieniem do Graveland rozprowadzał nasz pierwszy materiał. Potem pojawił się Bartek i Hermh. Utrzymywałem kontakt z dziesiątkami kapel z powodu wymian oraz tego, że współpracowałem z kilkoma zinami, dla których przeprowadzałem wywiady ze znajomymi kapelami.

Dziś utrzymuję kontakty z Hermh, a także niedawno odnowiłem kontakt z inna ważną i do tego bardzo dobrą grupą z tamtych lat, czyli Taranis. Z perspektywy czasu oceniam, że Taranis to chyba najlepsza black załoga tamtych dni. Oni działali na podobnej zasadzie jak my.

Xantotol to nie tylko muzyka, ale i bijąca zewsząd filozofia. Czy materiał ten, jak sugeruje już sam tytuł, oparty na dziełach Nietzschego, wzbudzał wówczas kontrowersje, pokraczne interpretacje indywiduów, stróżów moralności?

Tak, były z tym niezłe historie. Wiesz, ludzie którzy słuchają black metalu z reguły poszukują w tej muzyce zła, rogatego diabła, bluźnierstwa itp. Trudno jest takim ludziom przetłumaczyć, że w prawdziwym black metalu w ogóle nie o to chodzi. Trudno wytłumaczyć, że black metalowi o wiele bliżej do filozofii Nietschego niż do jakiś antykatolickich postaw.

Prawdopodobnie teraz ludzie są bardziej otwarci, ale wtedy, tuż po obaleniu komuny, społeczeństwo zachowywało się jak zerwane z łańcucha. Obowiązywały proste pytania i proste odpowiedzi. To przekładało się na środowisko ówczesnych blackmetalowców. Odbiorcy potrzebowali świecących, jaskrawych i atrakcyjnych wzorców, najlepiej z zagranicy, dlatego, jak krowi nawóz muchy, przyciągał ich ten norweski model, który oferował mało myślenia, za to dużo efektów.

Czy radykalna postawa, która obecna była w waszych działaniach za dawnych dni, jest aktualna i dziś?

Tak. Zresztą black metal był tylko rodzajem manifestacji określonych poglądów, a nie powodem ich powstania. To było tylko narzędzie. Teraz życie toczy się swoim torem, a brak opcji tworzenia black metalu w niczym nie zmienia tego, czym kieruję się w życiu.

Zdradzisz, czym tak naprawdę była owa organizacja Fullmoon?

Fullmoon założyłem gdzieś w 1992 roku w porozumieniu z "Order Of The Left Hand Path" z Nowej Zelandii. Z założenia miała to być niejako komórka odpowiedzialna za rozprowadzanie materiałów najpierw tylko z "Order Of The Left Hand Path", a potem również z "Order Of Nine Angels". To był taki mój wkład w prostowanie ścieżki lewej ręki na terenie naszego kraju. Taka praca od podstaw mająca na celu zmianę obowiązujących stereotypów w temacie, którego dotyczyła.

Trzeba pamiętać, że to były czasy przedinternetowe, a zorganizowanie tego typu działalności było czymś wyjątkowo trudnym do wykonania. Tak czy siak, zapewniłem chętnym dostęp do super materiałów i przyznam, że udało się otworzyć oczy przynajmniej części z zainteresowanych. Potem popełniłem błąd i dopuściłem do tematu ludzi, którzy opacznie zrozumieli moje intencje i skrzywili idee powstania Fullmoon.

Mam na myśli głównie ówczesne wrocławskie środowisko. Wycofałem się tego, a z czasem Tempel Of Fullmoon popadło w chaos i już chyba nikt nie wiedział, o co w tym wszystkim chodzi. Z pierwotnego charakteru tego tworu pod koniec praktycznie nie pozostało nic i był to inkubator do wylegania się ówczesnych gwiazdek NS, pagan, nordic i diabli wiedzą jakiego jeszcze "black metalu".

Przygotowywaliście też materiał na kolejny album, który nigdy nie ujrzał światła dziennego. Czy muzycznie był on kontynuacją obranej wcześniej ścieżki? Swoją drogą, przypomnij, dlaczego to wszystko się rozleciało?

Tak, całe lato pracowaliśmy ciężko nad materiałem, który miał wydać Witching Hour. Było tego z 70 minut i bardzo nam się podobał ten stuff. Nie ma sensu rozwodzić się nad jego jakością, gdyż i tak nie da się tego zweryfikować. Materiał był na pewno kontynuacją, z tym że możliwość nagrania tego w prawdziwym studio pozwalała zrobić bardziej rozwinięte aranżacje, i tak ten materiał był przygotowany. Pamiętam, że Beata praktycznie całe lato nie rozstawała się z gitarą.

Dodam, że wtedy graliśmy znów w duecie. Wyznaczony termin nagrania został przez Witching Hour anulowany z powodu wyjazdu właściciela studia do USA. Kolejnego terminu się nie doczekaliśmy do dziś (śmiech). Z tego co się domyślał, był to efekt tego, że Bart popadł wtedy w pewne kłopoty, które zafundował mu nie żyjący już Karcharoth z Infernum, ale są to tylko moje domysły. Muszę kiedyś o to spytać Barta (śmiech).

W ostatnich latach jesteśmy świadkami powrotów niektórych, dawno zapomnianych grup z krajowego podwórka. Taka pokusa jest wam obca?

Na pewno nigdy nie wrócimy jako Xantotol. Xantotol to był twór tamtych czasów i niech tak pozostanie. Inna sprawa to fakt, iż Xantotol to ja i Beata. Nasze drogi dawno się rozeszły i nigdy już się nie zejdą. Jeśli kiedykolwiek pojawię się na scenie to tylko z nowym projektem, ale do niego potrzebuje zaufanych ludzi, a na dzień dzisiejszy nie widzę do tego żadnych kandydatów.

Dzięki za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Black | black metal | metal | muzyka | order | śmiech | Norwegia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy