Ewa Farna: Nie zgodziłam się na sesję w "Playboyu" [WYWIAD]

Ewa Farna prezentuje teledysk "Ciacho" /Beata Matheova /Warner Music Poland

- Za moje ciało bardzo długo mi się obrywało, ale zawsze lubiłam siebie - mówi Interii Ewa Farna. Wokalistka właśnie zaprezentowała teledysk do piosenki "Ciało", która jest pierwszym singlem z nadchodzącego szóstego polskojęzycznego albumu.

Choć mieszka na stałe pod Pragą i w ciągu ostatniego roku pojawiała się w Polsce sporadycznie, Ewa Farna wciąż ma u nas grono wiernych fanów, których zelektryzowała wiadomość o tym, że po sześciu latach przerwy gwiazda wreszcie wydaje nową płytę.

Album miał trafić do sklepów jeszcze w 2020 roku, jednak przez pandemię prace nad nim się przeciągnęły i teraz wiadomo, że ukaże się w 2021, choć Farna wciąż nie zdradziła dokładnej daty premiery.

Ewa Farna ma na koncie dziewięć płyt, w tym pięć polskojęzycznych. Ostatnia pt. "Inna" ukazała się w 2015 roku.

Reklama

Kasia Gawęska, Interia: Sporo czasu cię nie było. Co robiłaś przez sześć ostatnich lat?

Ewa Farna: - To, że płyty nie było, nie znaczy, że nie byłam aktywna muzycznie (śmiech). Prócz ciągłego koncertowania w Polsce i w Czechach, zrobiłam duże wydarzenie z okazji 10-lecia na scenie, wyprodukowałam z tej okazji też dokument, co było świetnym doświadczeniem. No i wydawałam single - bo przyszły bardzo singlowe czasy, które trwają do dzisiaj. Natomiast teraz poczułam, że chcę wydać płytę, już bardzo mi się chciało wyśpiewać z tylu emocji, który wreszcie miałam czas pozbierać. Bo jak można tworzyć, skoro co roku wydaje się płytę, a życie spędza się w hotelach, na stacjach benzynowych w trasie, codziennie w innym mieście? Trzeba jeszcze żyć, więc właśnie to robiłam: zbierałam doświadczenia, ważne tematy.

Co to za ważne tematy, które poruszysz na płycie?

- Właśnie zaczynamy zdjęcia do teledysku do drugiego singla, który będzie dotyczył sztuki powiedzenia "nie". Po pierwsze, dojrzałam do tego, że zawsze trzeba umieć powiedzieć "nie", a poza tym odkryłam, że moje "nie" definiuje mnie o wiele bardziej niż "tak". Zdarzało mi się odmawiać udziału w jakichś reklamach, w danej telewizji, nie zgodziłam się na sesję w "Playboyu". To są rzeczy, o których ludzie nie wiedzą, ale lepiej pokazują, jaką jestem osobą. 

Na płycie znajdzie się też piosenka, w której śpiewam o smutku jako o naturalnej emocji, którą trzeba umieć przeżyć i przepracować. To, że mamy gorszy nastrój, coś niefajnego się wydarzyło, czy w danym momencie jest nam smutno, nie musi znaczyć, że jesteśmy nieszczęśliwi. Jeśli będziemy ten smutek w sobie dusić, to w końcu przejmie nad nami kontrolę, zamieni się we frustrację. Myślę, że ta niechęć wobec smutku wynika w dużej mierze z naszego dzieciństwa, kiedy rodzice mówią nam: "Nie płacz, przestań się mazać!".

To potrafi być bardzo szkodliwe.

- No właśnie! Bo trzeba się wypłakać, przecież to naturalne. Nie jest to ciężka piosenka, ale mówi o trudnym temacie. Jestem teraz w dobrym momencie życia, jest mi dobrze. Taka sama będzie ta płyta: radosna, o szukaniu równowagi.

Pozytywny jest też utwór "Ciało". Nie masz obaw, że kiedy przyjmiesz taką perspektywę i będziesz swoją muzyką dawała ludziom radość, pojawią się oczekiwania, że zawsze będziesz musiała być uśmiechnięta i szczęśliwa, perfekcyjna?

- Wiesz, że dokładnie o tym śpiewam w tej piosence o smutku? Impulsem do jej napisania była pewna sytuacja, do której doszło podczas jednej z moich tras koncertowych. Jechaliśmy gdzieś z trzeciego z rzędu koncertu. Była trzecia nad ranem, byłam zaspana w busie, wyglądałam tragicznie i potrzebowałam się czegoś napić. Zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej, poszłam kupić wodę. Pani kasjerka zobaczyła mnie i powiedziała: "Pani Ewo, pani taka smutna i nieszczęśliwa... Co się stało?". Odpowiedziałam, że jestem po trzech dniach intensywnej pracy, jest środek nocy, jestem zmęczona, a nie nieszczęśliwa. A ta pani myślała, że skoro zawsze wszędzie widzi mnie uśmiechniętą, to zawsze taka jestem. Nie chciałabym, żeby ktokolwiek oczekiwał ode mnie, że będę rzucała żartami jak Jim Carrey w swoich filmach, bo przecież to tylko rola.

Często jest mi trudno, kiedy ktoś do mnie podchodzi po zdjęcie, zakładając, że nie odmówię, bo zawsze sprawia mi to radość. I super, tylko że jeśli właśnie w jednej ręce niosę trzy torby, a w drugiej dziecko, bo wysiadamy z auta po dziesięciu godzinach jazdy, to jest to dla mnie ciężka sprawa. Nie chcę być niemiła, wiem, co czują fani, jak bardzo zależy im na takim zdjęciu czy autografie, ale zastanawiam się, czy ta osoba mnie zrozumie, gdy odmówię, jak się poczuje, co zrobi. Dlatego też na płycie poruszam takie tematy, pokazuję, że nie jestem idealna, ale myślę, że ten album da ludziom nadzieję. Bo nawet, jeśli teraz nie jest świetnie, to dobro jeszcze przyjdzie. Moją misją jest chyba dawanie ludziom energii, którą sama zwykle posiadam, ale też motywowanie ich do refleksji nad gorszymi chwilami.

Sprawdź tekst piosenki "Ciało" w serwisie Tekściory.pl!

Ciekawe jest dla mnie to, że teraz rozmawiamy, bo jesteśmy mniej więcej w tym samym wieku i pamiętam, jak kiedyś byłaś dla mnie taką "polską Demi Lovato", jeszcze jak byłam fanką Disney Channel i "Camp Rocka" [śmiech]. Tak jak Demi, dorastałaś na oczach wielu ludzi. Miałaś kiedyś momenty zwątpienia, było ci trudno?

- To prawda, nawet czasami porównywano mnie do polskiej Demi Lovato [śmiech]. Napisałam nawet taką piosenkę, która chyba nie znajdzie się na płycie, ale był w niej tekst typu: "Polska Demi Lovato/Ubiera się na czarno". Miałam gorsze momenty, oczywiście. Ludzie myślą, że przez ostatnie sześć lat nic nie robiłam, a ja wydawałam piosenki, tylko nie były aż tak popularne. Moje piosenki są dla mnie jak dzieci. Kocham je, a później pokazuję takie małe dzieciątko światu i czekam na reakcje. Nieprzychylne opinie oczywiście są normalne.

Mało jest takich artystów, którzy wydają hit za hitem. Hit to wypadkowa wielu czynników. Może to nie był mój czas, a może po prostu w porównaniu do hitowej epoki, do której załapałam się z "Cicho" czy "Ewakuacją", cokolwiek innego jest skazane na porażkę? Bo kurde, czasy się zmieniają, dziś już na rynku jest tylu artystów, codziennie pojawia się w serwisach streamingowych 60 000 piosenek! Wszyscy mamy spersonalizowane playlisty, swoich idoli, nie ma już tylko jednej drogi radiowej, która definiuje hity. Szykowana przeze mnie płyta nie jest wykalkulowanym albumem, zrobionym po to, by zadowolił wszystkich, bo to utopia. Dla mnie to i tak będzie sukces, bo jest cholernie autentyczna, pozytywna, i dałam radę zrobić ją z dzieciakiem na rękach, że tak powiem. Zobaczymy, wierzę w tę płytę, postanowiłam robić swoje, mieć mniejsze oczekiwania, ale robić coś, z czego jestem w pełni zadowolona.

To tak samo jak z wyglądem, prawda? Nie można dogodzić wszystkim, a tak często próbujemy to robić. Jak wyglądała twoja droga do samoakceptacji, o której śpiewasz w "Ciele"?

- Wiesz, dopiero teraz zaczynam o tym śpiewać, aż cała się trzęsę, o tym mówiąc, bo to nie jest zamknięta sprawa. Nie jestem jakąś bohaterką. Jestem w procesie, uczę się tego, co jest dla mnie w porządku, a co nie. Za moje ciało bardzo długo mi się obrywało, ale zawsze lubiłam siebie, wciąż jestem świadoma swoich plusów i minusów, dobrze się ze sobą czuję. "Ciało" to akceptacja tego, czego już nie mogę zmienić. Można chyba schudnąć, przytyć - chociaż nie zawsze i nie jest to dla wszystkich sprawa łatwa, o tym jednak nie jest ta piosenka. Śpiewam bardziej o śladach, które zostawia na naszym ciele czas. Starzejemy się, przeżywamy różne historie, nasze ciała ciągle się zmieniają. Trzeba to zrozumieć i zaakceptować.

Napisałam tę piosenkę po ciąży, bo dotarło do mnie, że moje ciało, na które wszyscy wokół pluli, jest zdrowe, niesamowicie funkcjonalne, dało nowe życie. Teraz nosi na sobie tatuaże od natury. Później podeszłam do tematu szerzej. Widziałam, że są dziewczyny, które mają blizny po różnych chorobach, innych trudnych sytuacjach. Zebrałam je na planie teledysku, spędziłam z nimi dwa dni. Były tak dumne z siebie i swoich ciał... To było niesamowite. Dopiero patrząc na to, jakie są za***iste, odważyłam się pokazać w teledysku swoje blizny. Fizycznie ten plan był łatwy, ale psychicznie dał mi dużego kopa. Jak mogę się przejmować dwoma małymi rozstępami, skoro te dziewczyny żyją pełnią życia po tak trudnych momentach?

To cudowne, że bohaterkami tego klipu stały się prawdziwe, odważne kobiety. Możesz przybliżyć mi ich historie?

- Z częścią z nich skontaktowałam się sama, bo śledziłam je na Instagramie. Jedna z nich pokazuje tam na przykład różne aspekty macierzyństwa. Wszystkie dziewczyny już pierwszego dnia na planie teledysku opowiedziały mi swoje historie. Jedna z nich jest bardzo szczupła, ale ma brzuszek z rozstępami, bo ma 31 lat, a urodziła już czwórkę dzieci. Druga jest po chorobie, w wyniku której wycięto jej kawałek czaszki.

W klipie występuje też ponad czterdziestoletnia prawniczka, która straciła nogę. Po tym, jak usłyszała kiedyś, że musi poddać się amputacji, przez pięć lat nie mogła się z tym pogodzić. W końcu nie mogła już uciekać przed operacją. Teraz mówi: "Ewa, odkąd skończyłam 16 lat, nie mogłam pływać, nie mogłam jeździć na nartach... Dopiero teraz żyję pełnią życia". Wspaniała kobieta! Mówi, że czasami, jak idzie do pracy w kancelarii prawniczej, ubiera krótką sukienkę, żeby było widać, jaki ma "drogi dodatek". "Niektórzy mają torebki od Diora, a ja mam to" - mówi.

Następna dziewczyna to fotografka. 22 lata, młoda dziewczyna. Ma raka jelita grubego. Podobno taką diagnozę dostają zwykle mężczyźni po pięćdziesiątce, którzy jedzą dużo mięsa. Ona ma 22 lata i jest wegetarianką, a jednak jej się to przytrafiło. W teledysku są też dziewczyny, które są po prostu w ciąży i niedługo urodzą. Jest kobieta, która cierpi na chorobę, przez którą musi piłować swoją skórę. Na planie byłyśmy boso, a ona musiała stać na czymś miękkim, bo po dwóch minutach stania w miejscu nie mogła wytrzymać, to było dla niej bardzo bolesne. To niesamowite kobiety, które kochają siebie, są aktywistkami w tej dziedzinie. To ważne, szczególnie w czasach Instagrama.

Ostatnio Kendal Jenner wypuściła na kanale YouTube Vogue'a serię, w której spotyka się z ekspertami z dziedziny psychologii i opowiada o swoich zaburzeniach lękowych. Niedawno mówiła o tym, jak social media wpływają na jej ataki paniki. To dla mnie ciekawe, bo z jednej strony to ważne, mówić głośno o zaburzeniach psychicznych, ale przecież siostry Kardashian-Jenner są w dużej mierze odpowiedzialne za rozkwit mediów społecznościowych i kult ciała w dzisiejszych czasach. Jak ty do tego podchodzisz?

- Social media to zarówno błogosławieństwo, jak i przekleństwo. Rzadko możemy je kontrolować, a przecież dobry sługa, zły pan. Według mnie drogą do szczęścia jest nieporównywanie się do kogokolwiek. "Ta mama już wróciła do pracy po porodzie, a ja nie - jestem straszna", "Ta ma taki brzuch, a ja nie mam takiego brzucha - jestem straszna", "Ona sama obsługuje swojego Instagrama i jest życiowo taka ogarnięta, a ja nie jestem w stanie ogarnąć nawet swojego domu - jestem straszna". Zawsze jest ktoś lepszy albo ma coś lepszego. Musimy się wspierać, uświadomić sobie, w czym jesteśmy dobrzy i to rozwijać. To lepsze podejście niż wieczne skupianie się na tym, w czym nam nie wychodzi. 

Czasami czuję się też gorzej, patrząc na artystki, które wydają single cały czas, są w każdym programie, grają po cztery koncerty tygodniowo, mają piersi na fajnym miejscu (śmiech)... Dopiero później przypominam sobie: "hello, Farna, ale ty masz dziecko, rodzinę, sama prowadzisz swoją karierę pod swoją wytwórnią, bo chciałaś, żeby wszystko przechodziło przez ciebie, pracujesz, kiedy dziecko śpi".

Myślę, że dobrze by było wypracować sobie empatię wobec otaczających nas ludzi. Zaprzestać tego szczucia się nawzajem, porównywania się do siebie. Wiesz, obserwuję na przykład profil Ewy Chodakowskiej, która ma przepiękne ciało, wygląda zupełnie inaczej niż ja, ale mnie motywuje. To nie jest tak, że mnie wkurza, że ona coś ma, a ja nie. Każdy ma w sobie takiego anioła i czorta, a ten, którego żywimy swoim zachowaniem czy myślami, będzie silniejszy.

W temacie wspierania siebie nawzajem, szczególnie wśród nas, kobiet... Mi wiele lat zajęło nazwanie się feministką. Ty nią jesteś?

- Mam problem ze zdefiniowaniem tego słowa. Oczywiście zgadzam się z tym, że kobiety powinny być na równi z facetami, powinny tyle samo zarabiać, mieć takie same prawa - podpisuję się pod tym i wspieram takie inicjatywy. Ale samo słowo feminizm ma też takie negatywne konotacje... Niektóre feministki występują zupełnie przeciwko mężczyznom, a to nie jest bliska mi postawa. Każda ideologia ma swoich ekstremistów, feminizm nie jest wyjątkiem. Wiesz, ja lubię facetów [śmiech]. Potrafią być cudowni, sama mam wspaniałego męża, który jest też w stu procentach zaangażowany w wychowanie naszego dziecka. Nigdy nie czułam się gorsza od facetów, ale może to też dlatego, że mój zespół jest złożony z mężczyzn, a ja jako kobieta jestem ich szefową. Nigdy mnie nie ograniczało to, że jestem dziewczyną, mimo to jestem w dobrym miejscu i zapracowałam sobie na to, żeby się w nim znaleźć. Ale wiem, że nie każdy ma takie szczęście. Dbanie o praw kobiet jest więc dla mnie bardzo ważne, dziewczyny są mega silnymi istotami.

A łapiesz się czasami na takich drobnostkach, które stawiają cię w gorszej pozycji? Ja na przykład niedawno odkryłam, że często wchodzę na jakieś spotkanie i pierwsze, co mówię, to: "Przepraszam za mój wygląd, ale...". A później myślę: "Za co ja przepraszam? Po prostu tak wyglądam" [śmiech].

- Też często przepraszam za to, jak wyglądam. Rzadko się maluję, a później jakiś dziennikarz czeka, aż przyjdę, "wielka gwiazda", a wyglądam jak bezdomna [śmiech]. Ale z drugiej strony jestem osobą, która bardzo lubi dbać o dress code. Na przykład w Czechach różne rozdania nagród odbywały się chociażby w Operze Narodowej, a część osób przychodziła ubrana tak, jakby przed chwilą jadła burgera gdzieś w knajpie. Nie podoba mi się to. Lubię respektować dress code, czasem się odstrzelić. Więc gdybym pojawiła się słabo ubrana na takiej uroczystości, czułabym się źle. Ale jeśli spotykam się z kimś na kawę, to często pojawiam się bez makijażu i nie tłumaczę się z tego, jak wyglądam. Na co dzień zupełnie nie jestem idealna jeśli chodzi o wygląd.

Ale to fajnie, bo przykładasz wagę do wyglądu tylko wtedy, gdy chcesz, a nie dlatego, że czujesz, że musisz.

- Tak, to pomaga mi też się czuć pewniej. Jeżeli siebie lubisz, to też chcesz o siebie dbać, ogólnie rzecz biorąc, trzeba się dobrze czuć ze sobą. Nie dla innych, nie w chory sposób, lecz dla własnego zdrowia i fajnego samopoczucia. Ludzie, którzy tego nie potrafią, często mają potrzebę plucia na innych, gnębienia ich. Ja dzisiaj jestem zadowolona z tego, gdzie jestem. Jest wiele piękniejszych, czy bogatszych ode mnie osób, ale życzę im jak najlepiej i cieszę się z ich sukcesów - jeśli sobie na to zapracowali, a nie coś ukradli [śmiech].

Czując się ze sobą dobrze, nie musisz już też szukać potwierdzenia swoich zasług i sukcesów wśród innych ludzi.

- Tak, chociaż jestem trochę taką osobą, że męczę swojego męża: "No, powiedz mi, że mnie kochasz" [śmiech]. I oczywiście, że mnie kocha, inaczej by ze mną nie był, ale on tę miłość okazuje głównie poprzez swoje czyny, a ja potrzebuję jednak, żeby mi to czasem potwierdził tak słownie (śmiech). Staram się być wystarczająco pewna siebie, żeby tego nie potrzebować, ale kurde, miło jest, jak ci ktoś okazuje sympatie. Chodzi bardziej o to, by to dobre samopoczucie nie opierało się tylko na zewnętrznym podziwie ze strony otoczenia... to chyba powinno być w środku. A środek swój kształtujemy w zdrowym środowisku, w domu. Ja w takim się wychowałam, ale pewnie dużo osób nie ma tak samo. Jeśli coś w domu było nie tak, to trzeba się bardzo napracować, żeby czuć się dobrze w dorosłym życiu. Zawsze ogromnie się cieszę, kiedy ktoś tę pracę podejmuje.

Wygląd jest ważny w branży muzycznej?

- Niestety, ale tak. Chociaż myślę, że nie chodzi tu o to, czy ktoś ma większe łydki, mniejsze piersi, czy odstające uszy, ale o sympatię ludzi. Trzeba mieć ten błysk w oku, coś, co ludzi zaintryguje. 

No właśnie, na zewnątrz budynku, w którym jesteśmy, jest olbrzymia okładka płyty Lizzo, więc chyba jest całkiem nieźle.

- Lizzo ma ten błysk w oku, jest ciekawa. Można wyglądać perfekcyjnie, ale jeśli nie masz tego "tabasko", nikt tego nie kupi. Myślę sobie, że zawsze jest jednak jakaś moda. Billie Eilish - kiedyś chodziła w za dużych ciuchach, nie chciała, żeby zwracano uwagę na jej ciało. Pewnie trwało to już za długo i to, co teraz robi, postrzegam jako mocny ruch marketingowy. Billie teraz zrobiła okładkę "Vogue'a", gdzie pokazuje swoje kształty.

Kiedyś były plastikowe dziewczyny, teraz liczy się naturalność, ale zaraz zapewne ludzie będą chcieli czegoś jeszcze innego. Lady Gaga nosiła sukienkę z mięsa, a później ludzie przeżyli szok, odkrywając, że jest naturalną, zwykłą kobietą w "Shallow". To działa też w drugą stronę: każda "grzeczna dziewczynka" kiedyś się zbuntuje. Hannah Montana zamieniła się w Miley Cyrus. Nawet Demi Lovato miała taki moment buntu, chociaż w jej przypadku to bardziej złożona historia. To wszystko przychodzi etapami. Tak jak trendy w muzyce. Kiedy byliśmy zalewani elektroniką i muzyką robioną na komputerze, pojawił się Ed Sheeran z gitarą i ludzie przypomnieli sobie, że istnieją instrumenty i im się to spodobało [śmiech]. Ja kiedyś trochę musiałam przecierpieć te przytyki do mojej wagi, ale teraz jest dobrze i myślę, że to dobry moment, żeby otworzyć się, może pozwolić ludziom lepiej mnie zrozumieć. Może w ten sposób te blizny lepiej się goją.

Ewa, na koniec powiedz mi proszę, jakie uczucia towarzyszą ci przed premierą "Ciała", pierwszego singla z nadchodzącej płyty? [wywiad odbył się przed premierą singla]

- Jestem bardzo podekscytowana, że to się wreszcie dzieje. Ostatnie dwa lata intensywnie pracowałam. Spełniałam się jako matka, ale już mnie ciągnęło do dopracowywania tych piosenek. Być może przyjdą nowi fani, może ci, którzy mnie lubili, odejdą, bo to nie jest rock... Dawno niczego nie wydałam, czasy się zmieniły, ja dorastam. Jestem w fajnym miejscu swojego życia, więc ta płyta jest radosna, ale porusza dla mnie ważne tematy, chociaż cały czas na popowo. To było niezłe wyzwanie. Muszę się nauczyć funkcjonowania w tym nowym świecie, ale bardzo mnie to cieszy i ekscytuje. Ta płyta to dla mnie kolejne dziecko. Życzę jej jak najlepiej.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy