Reklama

"Dziewczyna z Kołobrzegu"

Arash Labaf to Irańczyk, który urodził się w 1978 roku i w młodym wieku przeprowadził się do Szwecji. Tam zajął się produkowaniem i komponowaniem muzyki dla innych wykonawców. Z czasem postanowił napisać coś dla siebie i zabłysnąć (imię Arash oznacza "błyszczący"). Na pewno jest oryginalnym zjawiskiem na rynku, gdyż wykonuje swe piosenki tylko w języku perskim. Ma ponoć zrobić wyjątek i nagrać coś po polsku. Tak przynajmniej powiedział w rozmowie z Pawłem Amarowiczem, gdy wpadł na kilka dni do Polski z okazji premiery jego debiutanckiej płyty "Arash Arash", którą promował przebój "Boro Boro". Ujawnił także, o czym opowiadają jego utwory, dlaczego śpiewa wyłącznie w języku perskim i co łączy go z pewną tajemniczą Polką z Kołobrzegu.

Jak to się stało, że chłopak z Teheranu znalazł się w Szwecji i stał się popularnym wykonawcą?

Przeprowadziłem się do Szwecji, gdy miałem 10 lat. To było 17 lat temu. Przez pięć lat tworzyłem muzykę dla innych zespołów, ale niedawno, jakieś dwa lata temu, postanowiłem sam spróbować. Zawsze lubiłem śpiewać, więc uznałem, że warto zacząć działać na własny rachunek. Niedawno wyszedł mój debiutancki album i z okazji jego premiery przyjechałem do Polski.

Gdzie pracujesz? Masz studio w domu?

Na początku miałem swoje małe studio w domu, ale nie miałem zbyt wiele sprzętu. Od kilka lat mam już normalne warunki do pracy.

Reklama

Skąd pomysł, żeby nagrać płytę tylko po persku?

Od dziecka lubiłem śpiewać i marzyłem o tym, by robić to zawodowo. Chociaż jako producent nagrywałem muzykę w języku angielskim, to gdy myślałem o własnej karierze, uznałem, że powinienem śpiewać po persku. To bardzo unikalny język. Poza tym śpiewając najlepiej się w nim czuję.

Jak myślisz, dlaczego twoje piosenki zyskują taką popularność, mimo że ludzie nie rozumieją o czym śpiewasz? Czy to kwestia egzotyki języka?

Nie. Myślę, że moje piosenki są po prostu dobre. Duże znaczenie ma rytm, ale też ciekawość o czym śpiewam (śmiech).

Co znaczy tytuł twojego debiutanckiego singla "Boro Boro"?

Dokładnie to znaczy "odejdź", "zejdź mi z oczu". To o mojej byłej dziewczynie. Zdradzała mnie, więc to taka moja mała zemsta.

A o czym jest cały album? O czym śpiewasz?

O miłości, życiu, relacjach z innymi ludźmi.

Używasz perskich przekleństw na swojej płycie?

Nie, nie przeklinam na płycie. W ogóle rzadko przeklinam. Tylko jak ktoś mnie bardzo zdenerwuje.

Będzie cię można zobaczyć na koncertach?

Bardzo dużo podróżuję promując płytę. I gram przy okazji koncerty. Wystąpię też w programie "Stratosfera" w polskiej telewizji.

Czy to twoja pierwsza wizyta w Polsce?

A tu cię zaskoczę, bo nie. Byłem trzy lata temu w Kołobrzegu, za sprawą pewnej Polki.

Czy "boro-boro" dotyczy tej dziewczyny?

Nie, nie. Ona była w porządku.

Masz swoją stronę internetową?

Tak i często kontaktuję się przez nią z moimi fanami. Mogę obiecać, że odpowiem też na maile słuchaczy z Polski.

Mówiłeś, że śpiewasz w języku perskim, nie chciałbyś nagrać czegoś po angielsku?

Nie, śpiewam tylko po persku. Może spróbuję po polsku.

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: piosenki | dziewczyna | Kołobrzeg
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama