Reklama

"Działamy dalej"

"Griefshire", wydana pod koniec listopada 2006 roku, trzecia płyta Elis jest nie tylko najważniejszym dokonaniem w karierze muzyków z Lichtensteinu, ale przede wszystkim ostatnim zapisem głosu Sabine Dünser, utalentowanej wokalistki, zmarłej w lipcu 2006 roku na skutek udaru mózgu podczas jednej z prób. Miała zaledwie 29 lat. Jak mówi Bartoszowi Donarskiemu gitarzysta i lider Pete Streit, ten album był jej najukochańszym dzieckiem.

"Griefshire" to zdecydowanie wasz najbardziej wysmakowany album. Na czym najbardziej zależało wam podczas komponowania muzyki na tę płytę? Mieliście jakieś wyznaczone cele, zasady, którymi się tym razem kierowaliście?

Szczególnie zależało mi na tym, aby stworzyć muzykę mocniejszą od tej, która była na naszych wcześniejszych materiałach. Wiele dzisiejszych tzw. gothicmetalowych zespołów, zwraca się dziś za bardzo w stronę power metalu. A ja chciałem, żeby na "Griefshire" znalazło się więcej techniki i bardziej thrashowe riffy. Po prostu na tym albumie miały się znaleźć mocniejsze, cięższe kompozycje.

Reklama

Ten album został ukończony w bardzo smutnych okolicznościach, po śmierci waszej wokalistki Sabine Dünser. Mieliście wątpliwości, czy ciągnąć to wszystko dalej?

Szczerze mówiąc, nigdy nie zastanawialiśmy się nad złożeniem Elis do grobu. Działamy dalej i szukamy aktualnie nowej wokalistki. Muzyka jest dla mnie bardzo ważna, to integralna część mojego życia. Ja zwyczajnie muszę mieć zespół i grać. Bez tego bym chyba nie wytrzymał. Poza tym, ten album był już nagrany, kiedy umarła. Ciężko nam było w ostatnim etapie produkcji, masteringu. Wspomnienia o niej ciągle do nas wracały.

"Griefshire" to też chyba najbardziej emocjonalny materiał, jaki nagraliście. Cały ten koncept, tę historię doskonale się czuje. To trochę jak sztuka teatralna lub film opowiedziany za pomocą muzyki.

Dokładnie. I to właśnie było naszym celem. To chcieliśmy uzyskać. Wydaje mi się, że cała ta opowieść jest tym razem bardziej osobista, niż to bywało na wcześniejszych albumach. Myślę, że jest w niej sporo z życia Sabine, bo to ona jeszcze przygotowała ten koncept i teksty.

Z kolei za muzykę odpowiedzialny jesteś przede wszystkim ty.

Tak, tym razem to głównie ja zająłem się pisaniem utworów. Wcześniej dzieliłem się tymi obowiązkami z drugim gitarzystą. Niestety on zrezygnował z grania z nami i wiedziałem, że sam będę musiał się wszystkim zająć. Zresztą to właśnie ja wiem, jak to powinno brzmieć. Po prostu ciężej. Ja napisałem większość kompozycji, nasz basista jedną, a Sabine dwie. Jednak nad wszystko to ja miałem pieczę.

Czyli można by rzec, że Elis to twój zespół.

Sam już nie wiem (śmiech). W sumie jest nas piątka, tzn. dziś czwórka, choć przyznaję, to do mnie należy ostatnie słowo.

Podkreślasz, że ten album jest cięższy i mocniejszy, i chyba faktycznie coś w tym jest, bo choć nie brakuje tu łagodności, nie oddalacie się od metalu, co jest dziś wśród wielu zespołów dość powszechne.

Masz absolutną rację. W ogóle odnoszę wrażenie, że jest to dziś jedyny sposób na odróżnienie się w tłumie innych zespołów. Mam zamiar wciąż iść w tę stronę, grać solówki, mocne riffy etc. Dla mnie na tym to wszystko polega.

Czy można zatem bardziej konkretnie przewidzieć, jaka muzyka znajdzie się na kolejnych materiałach? Jaką drogę rozwinięcia stylu Elis wybierzesz?

Właśnie piszę nowe utwory. Przede wszystkim nie chcę powtarzać samego siebie. Na tę chwilę mogę powiedzieć tylko tyle, że będziemy ewoluować ku jeszcze mocniejszemu, metalowemu brzmieniu, choć nie zrezygnujemy z melodii i kobiecych wokali. Może tylko będzie między tymi elementami większy kontrast.

"Griefshire" jest kolejnym albumem Elis zarejestrowanym w niemieckim studiu Mastersound, pod okiem Aleksa Krulla, frontmana Atrocity. Musicie bardzo lubić atmosferę tego miejsca.

Znamy się już od bardzo dawna. Sądzę, że ważne jest, aby sesja nagraniowa miał spokojną atmosferę. Żeby nie było stresu. Prócz tego, mamy tam zawsze swój pokój, kuchnię, a podczas nagrań w studiu nie musimy mieszkać w hotelu. Poza tym to nasz menedżer. My dobrze wiemy, co chcemy osiągnąć i znamy jego sposób pracy, jak podchodzi do miksów czy masteringu.

Jaki jest Alex Krull jako producent?

(śmiech) Gdy ma jakiś pomysł, czasami trudno jest mu wytłumaczyć, że nie o to nam chodzi. On ma strasznie silną osobowość. Choć z drugiej strony, praca z nim to duża przyjemność. Czujemy się komfortowo.

I nawet jeśli Alex chciałby coś zmienić w aranżacjach, za bardzo nie ma jak, bo zanim wejdziemy do studia, odbywamy sesję przedprodukcyjną u siebie w domu, i cała muzyka jest praktycznie gotowa do nagrania. Czasami tylko pomaga nam w aranżacjach, ale to są sprawy marginalne.

Zawsze robicie przedprodukcje?

Tak. To bardzo pomaga. Dzięki temu można zobaczyć, czy dany utwór jest dobry czy też nie. Już w studiu można pokazać producentowi, jak widzimy pewne kwestie brzmieniowe itd. To bardzo przydatny proces.

Wracając do Sabine. Nie sądzisz, że jej głos był bardzo podobny do wokalu Liv Kristine? Podobna łagodność, pewne dziewczęcość w barwie.

Wielu ludzi porównuje nas do Leaves' Eyes. Nie bardzo potrafię to zrozumieć. Dla mnie te dwa głosy są zupełnie odmienne. Nasza muzyka jest o wiele bardziej metalowa. Jeśli miałbym już porównać nas do innego zespołu, to powiedziałbym Nightwish, bo oni też mają ciężkie riffy. Ale nie Leaves' Eyes, choć to bardzo fajny zespół.

Nie chodziło mi o muzykę Leaves' Eyes, ale o głos. Sam zresztą przyznałeś, że wielu ludzi wychodzi z podobnymi porównaniami, także może coś w tym jednak jest.

No może, tyle że ja za cholerę tego nie słyszę (śmiech).

Teksty dla Elis piszecie zarówno po angielsku, jak i po niemiecku. Dlaczego właśnie tak?

Może ma to coś wspólnego z nastrojem danej kompozycji. Ale tego nie wiem na pewno, bo to Sabine decydowała, który utwór jest śpiewany po niemiecku lub angielsku.

Czy nadal będzie obowiązywał ten podział?

Ja tego nie chcę, bo po prostu nie bardzo podobają mi się niemieckie teksty. Z drugiej strony mamy dzięki temu pozytywny odzew ze strony niemieckich fanów. Jeśli nowa wokalistka będzie chciała pisać teksty po niemiecku, to pewnie nadal będą one obecne w naszej muzyce.

Zmieniając temat. Żyjecie w małym kraju. Czy macie u siebie coś na kształt metalowej lub rockowej sceny? Inne zespoły, z którymi można się powłóczyć po klubach.

Wbrew pozorom jest tu wiele zespołów, choć prawie żaden z nich nie ma podpisanego kontraktu. Sama scena też jest całkiem spora, ale wszystko działa raczej lokalnie. Jest sporo grup grających przeróbki.

Przypomnij, dlaczego w 2001 roku zmieniliście nazwę zespołu?

Zaczynaliśmy jako Erben der Schöpfung. To był bardziej mój projekt grający electro, z którego najpierw - z niewyjaśnionych od dziś powodów - odszedł klawiszowiec, a później doszło do kilku innych zmian składu. Dlatego zmieniliśmy nazwę. Zmieniła się też sama muzyka z syntetycznej na gitarową.

Jak wspomniałeś wcześniej, szukacie wokalistki. Jak to na dziś wygląda?

Robimy wiele prób z kandydatkami, wśród których mamy 2-3 faworytki. Za kilka tygodni wszystko będzie już jasne i po przygotowaniach będziemy wreszcie gotowi do powrotu na scenę i koncertowania.

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: działanie | śmiech | teksty | muzyka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy