Reklama

"Drużyna pierścienia"

Na usta ciśnie się tylko jedno słowo: nareszcie! Rhapsody Of Fire wreszcie powrócili z nowym krążkiem. Krążkiem, który bez wątpienia usatysfakcjonuje legiony ich wiernych fanów, jak i przysporzy im wielu nowych. Muzyka Włochów ma jedną istotną cechę: kocha się ją, lub nienawidzi.

Teraz pewnie będzie identycznie i analogicznie, ale z drugiej strony: czy na pewno? Nowa wytwórnia, nowa płyta, nowy rozdział? Nowe Rhapsody Of Fire? Czas pokaże. Ja wiem jedno: nowa płyta jest jak na razie magnum opus tegoż zespołu. Poniżej zapis części rozmowy jaką Bart Gabriel z magazynu "Hard Rocker" odbył z gitarzystą Lucą Turilli i wokalistą Fabio Lione w siedzibie Nuclear Blast w niemieckim Donzdorfie, w kilka minut po pierwszym odsłuchaniu "The Frozen Tears Of Angels"...

Zacznijmy od najbardziej aktualnego tematu. Waszym zdaniem nowy album to kontynuacja od miejsca, w którym zatrzymaliście się z "Triumph Of Agony", czy raczej zupełnie nowy i odrębny rozdział dla zespołu?

Reklama

Fabio Lione: - To zdecydowania kontynuacja tego co robiliśmy na "Triumph Of Agony", ale od strony muzycznej patrząc, to nowy krążek jest chyba zdecydowanie bardziej metalowy, i dużo bardziej dojrzały... To nie znaczy, że "Triumph Of Agony" nie był dojrzały (śmiech), ale był raczej w średnich tempach. A nowy album, jest dużo bardziej intensywny, dużo szybszy i jeszcze bardziej epicki.

Po tym co przed chwilę usłyszałem, nie mogę się nie zgodzić. Ciekawi mnie jedno: to wszystko zupełnie świeży materiał, czy też na warsztat poszły również jakieś starsze kompozycje, które czekały na swój czas?

Luca Turlli: - Nie, nie, to wyglądało tak: oczywiście mieliśmy jakieś pozostałości z poprzednich produkcji, wiesz jak to wygląda, robimy piętnaście utworów, z czego dziesięć wchodzi na płytę. Potem ich słuchasz i stwierdzasz "to jednak dobry kawałek, powinniśmy go wydać". Ale tym razem było trochę inaczej, mieliśmy jakieś pięć-sześć nowych utworów, no i bardzo dużo czasu. Stwierdziliśmy, więc, że tym razem zaczniemy od zera, zrobimy coś nowego i całkowicie spójnego. Cały proces produkcji i pisania materiału zajął jakieś sześć miesięcy, to był dość kreatywny czas, cały czas pracowaliśmy nad tymi utworami, aż byliśmy w pełni zadowoleni.

A co sądzicie o opinii, że praca nad tak zaawansowanym albumem, chodzi mi o orkiestrę i metal, to jak praca nad dwoma osobnymi płytami, które w pewnym momencie trzeba połączyć?

Fabio Lione: - Wiem o co ci chodzi, ale u nas akurat tak nie było...

Luca Turlli: - Tak, w naszym przypadku od początku wiedzieliśmy co i jak, kiedy pojawiał się dany temat, fragment historii z tekstów, to muzyka płynęła sama, szło to dość sprawnie.

Nie mieliście ochoty zrobić podwójnej płyty?

Luca Turilli: - Nie, bo "Symphony Of Enchanted Lands" było w dwóch częściach, nie chcieliśmy robić znów czegoś takiego, nie chcieliśmy się powtarzać. Zresztą jak spojrzysz na naszą dyskografię, to niektóre płyty są bardziej symfoniczne, niektóre mniej. I tak jest w przypadku nowej płyty, jest trochę mniej symfoniczna, jest bardziej spójna i bezpośrednia.

Z tego co mówisz, wynika jasno, że pozbieraliście to co najbardziej charakterystyczne dla Rhapsody Of Fire, i wykorzystaliście to na nowej płycie - i oczywiście się z tym zgadzam. Ale pojawiły się także nowe elementy, jak naprawdę ekstremalne wokalizy czy blasty...

Luca Turilli: - Już mieliśmy kiedyś blasty...

No mieliście, ale nie tak intensywne jak na nowej płycie, które w połączeniu z prawie growlującym głosem Fabio dają piorunujący efekt (śmiech)...

Fabio Lione: - No zgadza się (śmiech).

Do tego pojawiły się niespotykane dotąd u was motywy, mylę się, czy zaczęliście się bawić orientalnymi skalami?

Luca Turlli: - Tak, tak! Ale powiem ci dlaczego (śmiech). Odkryłem taki zajebisty program komputerowy, Guitar Pro i tam mogę wszystko zaprogramować, bawić się skalami i posłuchać wszystkiego zanim to nagram. Myślę, że w ogóle wszystkie solówki na albumie są totalnie inne niż zwykle, zacząłem się bawić rytmiką, wszystko jest zupełnie inne i nowe.

Czuliście duże ciśnienie? Wiesz, to nie tylko nowa płyta, ale coś na zasadzie powrotu, chyba mieliście świadomość tego, że to musi być coś absolutnie doskonałego, że ludzie oczekują od was naprawdę sporo...

Fabio Lione: - Trochę trudno odpowiedzieć na to pytanie, wydaje mi się, że przed każdym albumem jest jakieś ciśnienie, ponieważ każdorazowo dajemy z siebie wszystko, podchodzimy do tego bardzo poważnie. Każdorazowo chcemy dodać coś nowego, dodać nowe elementy, a nie nagrać kolejny album będący kopią poprzedniego. Poza tym wszyscy mamy świadomość, że to co powstaje pod nazwą Rhapsody musi mieć odpowiedni poziom i odpowiednią jakość - a to dość ciężki temat, szczególnie kiedy wzajemnie od siebie czegoś wymagamy pracując w studio.

- Ale z drugiej strony znamy się już tyle lat, że wiemy czego się po sobie spodziewać, kiedy pracujemy nad utworem wspólnie, ja wiem jakie Luca może nagrać solówki, a on wie jakie ja mogę zrobić wokalizy, znamy swoje możliwości. Więc tak, jest ciśnienie, ale raczej pozytywne, takie które przynosi efekt.

Zauważyłem ciekawą analogię: historia na nowej płycie opowiada o wyprawie pięciu wojowników do krainy lodu, i o walce z rycerzem-demonem...

Fabio Lione: - Zgadza się...

...czyżby metalowy odpowiednik drużyny pierścienia?

Luca Turilli: - Chyba nie, nie tak do końca. Wiesz, dla nas to bardziej jak metafora: kiedy czegoś chcesz naprawdę mocno, kiedy do czegoś uparcie dążysz, to w pewnym momencie osiągasz mentalnie i duchowo wyższy poziom, jesteś skłonny do poświęceń. Tak jak w tym przypadku, chodzi o znalezienie księgi napisanej krwią aniołów - czyli metaforycznie, o osiągnięcie wyższego poziomu, przejścia dalej. Zawsze trzeba do czegoś dążyć, jeśli po prostu egzystujesz, stoisz w miejscu, to się nie rozwijasz, nie robisz postępów.

To jak z tą drużyną (śmiech)?

Luca Turilli: - No chyba tak można to odebrać, że jesteśmy odpowiednikami bohaterów z naszych tekstów, z naszych utworów, bohaterami którzy do czegoś dążą, chcą być lepsi i osiągnąć więcej. Ale z drugiej strony każdy może to tak zinterpretować, każdy może być jednym z wojowników z naszych opowieści. Wiesz, to ma być odskocznia, nie ukrywamy tego. Przecież o to chodzi, żebyś miał tą chwilę oddechu od codziennych problemów, od szarości. Tak jak Michael Jackson, cholera, no, Peter Jackson (śmiech) we "Włady Pierścieni" - zrobienie czegoś co jest stworzone z odpowiednim rozmachem, jest jednocześnie bajką, ale ma pozytywny ale i poważny przekaz...

Więcej w magazynie "Hard Rocker".

Hard Rocker
Dowiedz się więcej na temat: FIRE | muzyka | ciśnienie | śmiech | drużyny
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama