Reklama

Christofer Luca: Producent ma spore pole do popisu, jeśli chodzi o przekaz

Christofer Luca do Stanów wyjechał jako nastolatek. Tam miał okazję poznać rap zarówno z zachodniego, jak i wschodniego wybrzeża. Wpływy Nowego Jorku, Kalifornii i San Antonio można usłyszeć na płycie producenckiej "Stopy i werble". O pozycji Polaków na południu Stanów, poglądach politycznych przemycanych przez producentów na swoich płytach oraz współpracy z amerykańskimi raperami Luca opowiedział w wywiadzie dla Interii.

Christofer Luca do Stanów wyjechał jako nastolatek. Tam miał okazję poznać rap zarówno z zachodniego, jak i wschodniego wybrzeża. Wpływy Nowego Jorku, Kalifornii i San Antonio można usłyszeć na płycie producenckiej "Stopy i werble". O pozycji Polaków na południu Stanów, poglądach politycznych przemycanych przez producentów na swoich płytach oraz współpracy z amerykańskimi raperami Luca opowiedział w wywiadzie dla Interii.
Christofer Luca promuje swoją producencką płytę /Renata Starowicz /.

Christofer Luca to pochodzący z Katowic producent, który w 2016 roku wydał debiutancki album "Stopy i werble". Dwupłytowe wydawnictwo podzielono na część "czerwoną i "niebieską". Na "czerwonej" płycie można usłyszeć produkcję Luki z polskimi raperami (m.in. Rahim, Fokus, Zeus, K2, Skorup), natomiast na "niebieskiej" Luca zaprezentował efekty swojej współpracy z kolegami ze Stanów Zjednoczonych (Justice League, Lord Netty, K David).

Daniel Kiełbasa, Interia: W tym roku wydałeś album producencki, na scenie jesteś obecny od kilkunastu lat, ale bycie producentem to nie Twoje jedyne "muzyczne" zajęcie.

Reklama

Christofer Luca: - Kiedyś rapowałem z składzie MCF i współtworzyłem 19 Południk. Do tego grałem na gitarze i pianinie, dzięki czemu miałem okazję grać w Jazz Bandzie w Stanach.

Jako nastolatek wyjechałeś do Stanów Zjednoczonych. Jednak, jak sam przyznajesz, stało się to nieco przypadkowo...

- W skrócie - chciałem wyjechać na wymianę do Niemiec. Pojechałem na rozmowę kwalifikacyjną ze znajomym, który po części przekonał mnie do tego wyjazdu. Na rozmowie niestety jemu się nie udało, a mnie zaproponowano wyjazd do Stanów, bo stwierdzono, że dam sobie radę. I tak pojechałem do Teksasu.

Trafiłeś do dobrze sytuowanej rodziny w Teksasie. Jak odbierano Polaka na południu Stanów?

- Polacy w zachodnim Teksasie odbierani są bardzo dobrze. Jesteśmy biali i z katolickiego kraju, więc wszystko się zgadza. Do tego Teksańczycy, szczególnie ci ze średnich i małych miast, są gościnni i przyjaźni, dla osób którym zaufają. Na początku rodzina, do której trafiłem, trochę się obawiała, kiedy dowiedziała się, że maluję graffiti i zajmuję się rapem. Mieli pewnie stereotypowe wyobrażenia gangstera, który ich pewnej nocy zabije. Na szczęście miło się rozczarowali i mój dalszy pobyt w Teksasie wspominam bardzo dobrze.

Szybko trafiłeś tam do środowiska rapowego, chociaż grałeś również w live bandzie i miałeś kontakt z jazzem. Te młodzieńcze inspiracje również znalazły odzwierciedlenie na albumie?

- Na albumie "Stopy i werble" znalazło się w pewien sposób wszystko, czym się inspirowałem przez ostatnie dziesięć lat. Ten album to trochę takie muzyczne rozliczenie się z przeszłością.

Miałeś okazję zwiedzić Stany wzdłuż i wszerz. Obcowałeś z rapem ze wschodniego i zachodniego wybrzeża. Który styl tworzenia bardziej wpasował się w twoje upodobania?

- Zacząłem przygodę z rapem od Wu-Tangu i klimatów z Nowego Jorku. Potem duży wpływ miało na mnie zachodnie wybrzeże  - Dr. Dre, Snoop, Nate Dogg czy ekipa No Limit z Master P na czele. Później odkryłem składy z San Antonio czy Houston i tak mógłbym długo wymieniać. Ciężko byłoby mi  wybrać jeden styl czy wybrzeże jako ulubione, każde w pewnym okresie wywierało na mnie duży wpływ.

Wróciłeś do Polski i po czterech latach przygotowania do sprzedaży trafiły "Stopy i werble". Wydawnictwo jest dwupłytowe, nie kusiło cię, aby rozdzielić to na dwa osobne wydawnictwa?

- Początkowo album miał być w postaci jednego krążka, a artyści z Polski mieli mieć utwory razem z raperami z zagranicy. W trakcie zmieniłem koncept, bo mieszanie języków nie wpływało dobrze na przekaz i jakoś mi nie pasowało. W końcu Rahim zaproponował rozdzielenie artystów na 2 płyty i tak już zostało.

Polska część płyty została nazwana "czerwoną", a ta z amerykańskimi twórcami "niebieską". Skąd ten pomysł?

- Pomysł to nawiązanie do kolorów flag - biały i czerwony to flaga Polski, a jeśli do niej dodamy niebieski i kilka gwiazdek - otrzymujemy flagę USA.

Już na "Intro" pojawiły się odważne polityczne tezy. Myślisz, że producenci muzyczni mają odpowiednie środki przekazu, aby oddać swoje poglądy?

- Myślę, że producent ma spore pole do popisu, jeśli chodzi o przekaz, szczególnie na płytach producenckich, gdzie sam wybiera koncepcję, artystów i tematy. W moim przypadku dobór osób i tematów nie był przypadkowy, a w ten sposób miałem wpływ na przekaz. Do tego intro, outro czy okładka płyty - wszędzie można ukryć jakiś przekaz.

Tematy społeczne poruszyli m.in. Skorup, K2 i Mejson. Zgadzasz się z ich tekstami? Wolałeś, aby na płycie pojawili się raperzy, którzy mają podobny światopogląd do Twojego, czy nie zwracałeś na to uwagi i dałeś im całkowitą wolność?

- Starałem się dobrać osoby, które myślą podobnie do mnie, więc tak naprawdę dawałem wszystkim całkowitą wolność, bo wiedziałem, co mogą powiedzieć i jakie mają poglądy.

Spędziłeś sporo czasu w Stanach, więc miałeś na pewno styczność z amerykańską polityką. Zaobserwowałeś jakieś różnice pomiędzy ich i naszą kulturą polityczną?

- Różnic jest wiele - od prawnych aspektów po sposób prowadzenia kampanii i angażowania ludzi w politykę. Niestety, wspólnym aspektem polityków tu i tam jest brak zainteresowania społeczeństwem, problemami ludzi, a jedyne, co ważne, to statystyki, słupki i robienie interesów pod stołem.

Na drugiej części płyty pojawili się amerykańscy raperzy, jednak, jak można się zorientować, nie jest to czołówka sceny i mało który z nich zarabia muzyką. To trochę przełamuje polski stereotyp, że każdy amerykański raper ma na sobie kilogramy złota i wozi się drogimi samochodami.

- Z hip hopem jest jak z każdą inną dziedziną życia. Wszyscy znamy Jordana, ale nikt nie mówi o tysiącach dzieciaków, które grają w kosza i nie osiągają komercyjnego sukcesu. Podobnie jest z raperami - znamy może 1% tych, którym się udało i są bogatymi celebrytami, a reszta robi muzykę, z którą dociera lokalnie i żyje z innej pracy.

W numerze "Politycy" pojawili się Mejson, Scarneck i iPi. Trójka raperów wygrała konkurs "feat. Luca". Myślisz, że mają oni szansę na zrobienie kariery w najbliższym czasie?

- Szansę na pewno mają, bo są ciekawymi raperami.  Niestety do zrobienia kariery potrzebne jest szczęście, wbicie się w moment i wiele innych czynników, często niezależnych od artysty. Czekam na projekty od nich i mocno im kibicuję, a co z tego wyjdzie, czas pokaże.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy