Mam talent
Reklama

"Byłam bardzo samotna"

Rok 2009 był dla Susan Boyle najbardziej niesamowitym w jej 48-letnim życiu, a sukces samotnej Szkotki stał się największym popkulturowym wydarzeniem na świecie.

Popularność spadła na nią w kwietniu, kiedy wyemitowano fragment przesłuchania do "Mam talent", w którym Boyle zachwyciła jury i publiczność. W listopadzie wydała debiutancki album, który szybko okazał się wielkim sukcesem sprzedażowym.

Susan Boyle po raz pierwszy tak szczerze opowiada o swoim życiu i swoich emocjach.

Dlaczego zdecydowałaś się wziąć udział w "Mam Talent"?

Susan Boyle: Oglądałam program w telewizji, jak wszyscy. Obiecałam mamie, tuż przed jej śmiercią, że zmienię coś w swoim życiu. Zgłosiłam się więc do "Mam talent". Wypełniłam formularz i przeszłam wstępne eliminacje. Potem stanęłam przed jury i miałam na tyle szczęścia, że mnie wybrano.

Reklama

Kiedy wypełniałaś formularz zgłoszeniowy, o czym myślałaś?

Susan Boyle: Po prostu skupiłam się na nim. Były tam pytania o przeszłość, o pseudonim artystyczny. Ja uznałam, że moje imię się nada. Nie wiedziałam, czy potrzebuję pseudonimu czy nie.

Wielki sukces Susan Boyle w USA!

Kto z poprzednich edycji programu ci się podobał?

Susan Boyle: Glaswegians mi się podobali. Dopiero jednak kiedy wystąpiła chórzystka Faryl Smith, zrozumiałam, że ja też mogę temu podołać. Jest wspaniałą wokalistką. Życzę jej wszystkiego najlepszego. Paul Potts również był wyjątkowy. Fantastyczny głos. Zainspirował wiele osób. Wszystkich zwyczajnych ludzi, którzy po prostu lubią śpiewać. Skoro możesz śpiewać, pracując w Carphone Warehouse, możesz śpiewać wszędzie.

Zobacz, jak Susan śpiewa "Wild Horses":

Opowiedz o przesłuchaniu.

Susan Boyle: Nigdy tego dnia nie zapomnę. Był 21 stycznia. Wiele osób marzy o tym, by pojawić się w telewizji, o tym, by nagrać płytę, by śpiewać dla ludzi. Chciałam spróbować, ale nawet przez chwilę nie myślałam, że zajdę tak daleko.

Byłaś zdenerwowana w czasie przesłuchania?

Susan Boyle: Bardzo. Kiedy weszłam na scenę, kolana mi się trzęsły. Wiedziałam, że by nie pokazać, jak bardzo się denerwuję, muszę być trochę bezczelna. Przedstawiłam się więc i powiedziałam, że chcę śpiewać zawodowo, jak Elaine Paige.

Dlaczego wybrałaś piosenkę "I Dreamed A Dream"?

Susan Boyle: Po porostu uwielbiam musical, z którego pochodzi. Widziałam "Nędzników" w Edynburgu, w Playhouse i bardzo spodobała mi się postać matki. To było niedługo po śmierci mojej mamy. Ten utwór wiele dla mnie wtedy znaczył.

Możemy porozmawiać o twojej mamie?

Susan Boyle:  Oczywiście. Wszystko się zmieniło, kiedy jej zabrakło i wiedziałam, że nie mam już w niej oparcia. Musiałam się wiele nauczyć. Mój ojciec nie żyje od 10 lat a mama od dwóch i pół roku. Byli parą, odkąd mieli po 20 lat. Razem chodzili do szkoły, wychowywali się w tej samej okolicy.

Obiecałam mamie, że zrobię coś, by móc śpiewać. To dzięki niej zajęłam się tym. Dzięki niej śpiewałam w chórach i małych klubach. Wierzyła, że coś osiągnę. Była wspaniałą kobietą. Niedługo przed jej śmiercią widzieliśmy w telewizji pewną wokalistkę. Zapytałam ją, czy chce abym właśnie to robiła. Powiedziała, że tak. Zdecydowałam więc, że coś w końcu z tym muszę zrobić. Nie mogłam od razu, bo długo nie mogłam pozbierać się po jej śmierci. Teraz jest jednak już lepiej i wcielam złożoną jej obietnicę w czyn. Mój ojciec też marzył, bym została wokalistką, więc sądzę, że byłby ze mnie dumny.

Jak poradziłaś sobie z cierpieniem po śmierci mamy?

Susan Boyle: Moja mama zmarła w 2007 roku i przez pół roku w ogóle nie mogłam dojść do siebie. Byłam bardzo samotna. Zostałam sama z kotem. Kiedy odchodzi tak ważna osoba jak matka, czujesz jakby umierała część ciebie. To odbija się na Twojej pewności siebie. Zrozumiałam w końcu jednak, że chociaż nie ma jej już fizycznie, jej duch wciąż jest ze mną. Dzięki temu przezwyciężyłam to otępienie. Wiara w dużej mierze odpowiada za to, kim jestem.

Stąd zainteresowanie muzyką?

Susan Boyle: Owszem. Miałem pewną niesprawność, ale zamiast używać jej jako wymówki, postanowiłam znaleźć w sobie jakiś talent. Okazało się, że jestem dobra w śpiewaniu. Muzyka była dla mnie ucieczką, brat kupował mi mnóstwo płyt. Miałam bzika na punkcie The Osmonds. Uciekałam więc do swojego pokoju i słuchałam płyt. Wtedy czułam się bezpiecznie. Kiedy miałam 13 lat i widziałam ludzi śpiewających w telewizji, chciałam być na ich miejscu.

Kiedy odkryłaś, że masz tak wspaniały głos?

Susan Boyle: Zaczęłam śpiewać, gdy miałam 9 lat. Śpiewałam podczas przedstawień i w chórach. Raz nawet wybrano mnie jako solistkę. Byłam wtedy dość nieśmiała. Wiem, że trudno w to uwierzyć po tegorocznych wydarzeniach. Jak się okazuje, z wiekiem człowiek zaczyna nabierać śmiałości.

Ile masz zatem lat?

Susan Boyle: O matko, 48. Ale to tylko liczba.

Co powiedziałaby młoda Susan, gdybyś wieku 12 lat powiedziała jej, co jej się przydarzy?

Susan Boyle: Nic by nie powiedziała. Była zbyt nieśmiała.

Czy wiesz, czemu twoja historia miała tak wielki oddźwięk?

Susan Boyle: Nie do końca. To niezwykła historia. Nie radziłam sobie najlepiej w szkole. Słabo się uczyłam. Nie łapię tak szybko, jak inni. Zawsze byłam więc gdzieś na końcu. Teraz czuję, że mogę to wszystko nadrobić i to w cudowny, bardzo miły sposób. Szkoła była kiedyś inna. Teraz nauczyciele mają indywidualne podejście, wtedy trzeba było trzymać się programu i być zdyscyplinowanym. Muszę uważać na to, co mówię, ponieważ moja siostra Mary wspaniale śpiewa i jest nauczycielką. Ale jak wspomniałam, teraz jest inaczej. Próbuje się zrozumieć dzieci, które mają trudności.

Powiedz coś o znaczeniu hymnów, które znalazły się na płycie.

Susan Boyle: "Amazing Grace" to piękna piosenka. Po prostu piękna. To utwór, z którego staram się czerpać inspirację. O tym, jak łaska wpływa na Twoje życie. Śpiewałam ją na ćwiczeniach z chóru i uważam, że to jedna z tych kompozycji, które pozostają aktualne przez wieki.

Po przesłuchaniach stałaś się sławna. Jak to na ciebie wpłynęło?

Susan Boyle: Jak Boga kocham, nie wiem, jak to się stało. To było niesamowite.

Jak było wtedy w Blackburn?

Susan Boyle: Nie mogłam uwierzyć w całe to zamieszanie. Naprawdę nie mogłam. Zaczęło się jeszcze zanim pokazali to w telewizji. Obcy ludzie zaczęli do mnie pisać każdego dnia. Wszyscy byli bardzo mili. Blackburn stało się niemal magicznym miejscem. Ludzi z różnych telewizji pojawiali się u mych drzwi. Dzieciaki zaglądały, żeby sprawdzić, co się dzieje. W pewien sposób było to dość zabawne. Sąsiedzi okazali się bardzo życzliwi i pomocni. Nikt nie chciał nic złego. Ludzie, z którymi w życiu nie rozmawiałam, proponowali, że będą mi robić zakupy. Kiedy jechałam do Londynu na półfinał, miałam już mnóstwo nowych znajomych.

Jak się czułaś, śpiewając na żywo?

Susan Boyle: Dobrze. Wszyscy byli jednak bardzo dobrzy podczas półfinału. Nie potrafiłabym wyróżnić jednej osoby. Bycie sędzią w takim programie nie jest łatwe. Przychodziły maile od fanów i wszystko zaczęło się robić nieco chaotyczne. Ale ludzie byli bardzo mili dla mnie. Ant i Dec byli wspaniali. Piers i Simon też byli uroczy.

Prasa nie zawsze była jednak miła. Jak odbierałaś krytykę?

Susan Boyle: Nie można się czymś takim denerwować. Ludzie muszą pisać o Tobie, jesteś częścią pewnej sfery. Zdarzało się, że niektóre komentarze odrobinę mnie bolały i wiem, że gdybym czytała wszystko na swój temat, w końcu popadłabym w paranoję. Ale odrobina krytyki nie zaszkodzi. Powoli zaczynam się do tego przyzwyczajać, otrzymuję też dobre rady, jak sobie z tym radzić. Początkowo to był wielki szok, ale otaczają mnie ludzie, którzy pomogli mi radzić sobie w tej nieznanej sytuacji.

Jak się ma Pebbles?

Susan Boyle: Dobrze, dziękuję.

Też stała się gwiazdą.

Susan Boyle: Tak. Mój kot miał już na imię Bubbles, Peebles. Zawsze przekręcają jej imię.

Kiedy zdałaś sobie sprawę, że nagrasz płytę?

Susan Boyle: Dopóki nie skończył się program, nie byłam pewna. Miałam spotkanie w wytwórni i zapytali, czy chcę nagrać album. Byłam wtedy bardzo zdenerwowana. Niewiele pamiętam z finałowego występu, byłam tak wyczerpana. Później miałam jednak jeszcze kolejne spotkanie. Simon Cowell wiedział, że marzę o nagraniu płyty. Powiedział, że jeśli wciąż tego pragnę, ma dla mnie kontrakt. Takie rzeczy nie zdarzają się co dziennie - dzięki, Simon! Po 23 latach czekania i marzenia o płycie to naprawdę zapierające dech w piersiach. Nie ma słów, by to opisać. Poza jednym - wow! Nie mogłam uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Czekałam, aż powiedzą mi, że to tylko żart.

Opisz pierwszy dzień w studiu.

Susan Boyle: Kiedy wchodzisz do studia i widzisz te wszystkie złote, platynowe płyty innych artystów myślisz sobie: "jak będę dobra, mój album też znajdzie się na tej ścianie". Nie czułam się pewnie, ale byłam zdeterminowana, by dać z siebie wszystko. Ta płyta była dla mnie bardzo ważna. Zależało mi na tym, by nagrać piosenki, które mają dla mnie znaczenie.

Którą piosenkę nagrałeś jako pierwszą?

Susan Boyle: Najpierw "I Dreamed A Dream", potem "Cry Me A River". Pamiętam, że był to numer przewodni do programu McCalluma. Pojechałam do niewielkiego studia w Edynburgu, żeby przetestować głos. Okazało się, że to prostsze, niż się wydawało. To utwór Julie London z cudownym klimatem lat 50. Lubię tamten okres. Wydaja się teraz taki spokojny i niewinny. 

Oczywiście "I Dreamed A Dream" musiało znaleźć się na płycie.

Susan Boyle: Oczywiście. Ale inne nagrania też mnie poruszyły. Chociażby "Wild Horses". Nie zdawałam sobie sprawy, że mój głos będzie pasował do tego utworu. Nigdy wcześniej nie próbowałam śpiewać tego utworu. To było zupełnie nowe wyzwanie dla mnie. Zazwyczaj śpiewałam kawałki z musicali a to była rockowa muzyka. Wczułam się jednak w tekst. Podobnie było z "You'll See".

To było coś! Susan Boyle śpiewająca Madonnę.

Susan Boyle: Dla mnie to po prostu kolejne piosenka. Piosenka o determinacji. Ja jestem zdeterminowaną kobietą, pomimo tego co przytrafiło mi się w dzieciństwie. To utwór kobietach. Od razu spodobała mi się ta piosenka. Jest o tym, że cokolwiek Ci się stanie, pozostaniesz sobą.

A co z "Who I Was Born To Be"?

Susan Boyle: Tu los podpowiada mi, co powinnam zrobić ze swym życiem. Usłyszałam tę piosenkę i od razu wiedziałam. To premierowe nagranie. Bardzo silna piosenka. Bardzo wzruszająca.

Jesteś zadowolona z płyty?

Susan Boyle: Całość wyszła znakomicie. To przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Miałam wspaniałego producenta. Steve Mac był dla mnie tak miły. Jest genialny. Wykrzesał ze mnie to, co najlepsze. Album jest moim odzwierciedleniem. Tak długo czekałam, by zająć się śpiewaniem profesjonalnie i w końcu się udało.

A jak było ze śpiewaniem "Wild Horses" w amerykańskiej edycji "Mam talent"?

Susan Boyle: To było jedno z najwspanialszych doświadczeń w moim życiu. Kiedy nakładano mi makijaż, podszedł do mnie Piers Morgan, żeby się przywitać. Powiedział mi, że od teraz jestem prawdziwą artystką. Dali mi suknię, którą specjalnie dla mnie zaprojektowała Suzanne Neville. Zawsze drzemała we mnie supermodelka [śmiech]. No, niezupełnie. Wszyscy jednak bardzo się starali i kiedy później oglądałam zdjęcia, nie mogłam uwierzyć, że to ja. Czułam się, jakbym patrzyła na obcą osobę.

Myślisz, że rodzicie byliby z ciebie dumni?

Susan Boyle: Na pewno byliby bardzo dumni. Mam nadzieję. Wiem, że nieraz ich zawiodłam, ale myślę, że teraz im to wszystko wynagrodziłam. Sądzę, że uśmiechają się do mnie z góry. Czasem to czuję.

Jak to jest teraz być Susan Boyle?

Susan Boyle: Jestem bardziej pewna siebie. W końcu spełniłam marzenie. Czuję się szczęśliwa.

Czego się najbardziej obawiasz?

Susan Boyle: Tego, co każdy, ale także tego, że to wszystko zniknie. Chcę, by to trwało jak najdłużej. Wiem jednak, że gdyby skończyło się jutro, miałabym poczucie, że w pełni wykorzystałam daną mi od losu szansę.

Dziewczyna, która marzyła, o czym marzy teraz?

Suan Boyle: Marzę o poczuciu bezpieczeństwa. O spotkaniu tej jednej, właściwej osoby i uszczęśliwianiu ludzi swoją muzyką. Radzę wszystkim tym, którzy marzą - nie poddawajcie się! Skoro mnie się udało, uda się i wam.

Sony Music
Dowiedz się więcej na temat: muzyka | Mam Talent | talent | piosenka | Susan Boyle
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy