Reklama

Budka Suflera: Lepiej dobrze zagrać polkę niż słabo rock'n'rolla [WYWIAD]

Po ponad czterdziestu latach znajomości Romuald Lipko, Felicjan Andrzejczak, Mieczysław Jurecki i Tomasz Zeliszewski postanowili w końcu nagrać wspólną płytę. W trakcie nagrań Lipko zmarł, jednak zostawił swoje piosenki. Powstał album "10 lat samotności".

Po ponad czterdziestu latach znajomości Romuald Lipko, Felicjan Andrzejczak, Mieczysław Jurecki i Tomasz Zeliszewski postanowili w końcu nagrać wspólną płytę. W trakcie nagrań Lipko zmarł, jednak zostawił swoje piosenki. Powstał album "10 lat samotności".
Od lewej: Tomasz Zeliszewski, Felicjan Andrzejczak, Mieczysław Jurecki /materiały prasowe

"Ta i pozostałe piosenki to naturalna reakcja ludzi na smutek, żal, złość, rozgoryczenie. Ludzi, którzy włożyli w te dźwięki, to co mieli: talent, entuzjazm, szaleństwo, wyobraźnię, serce... 

Powstała scena dźwięków, jakiej nie planowaliśmy, ale przez to być może niezwykła" - tłumaczył zespół przy publikacji tytułowego singla z płyty "10 lat samotności".

W nagraniach wzięli udział jeszcze dwaj gitarzyści: Darek Bafeltowski i Piotrek Bogutyn. Roli klawiszowca podjął się Piotr Sztajdel. Całości dopełnił Robert Dudzic.

"10 lat samotności" to szesnasty album studyjny zespołu Budka Suflera, jednak pierwszy wydany z udziałem Felicjana Andrzejczaka. 

Reklama

Miał premierę 20 listopada 2020 roku. 

Zacznę klasycznie, od pytania o zdrowie. Panie Felicjanie, pan ostatnio zmagał się z koronawirusem. Mam nadzieję, że już jest lepiej?

Felicjan Andrzejczak: Podśpiewuje sobie "Ja mam to już za sobą" Fogga (śmiech).  

Zaspokójmy od razu ciekawość fanów  - będzie kolejna płyta i koncerty w tym składzie?

Tomasz Zeliszewski: Jeżeli będzie można te koncerty grać, to na pewno będą. Najbliższy zagramy na WOŚP-ie we Wrocławiu, w Starym Klasztorze [koncert został przeniesiony na 31 stycznia - przyp. red.].

Płyta "10 lat samotności" może wydawać się bardziej... polityczna niż pozostałe płyty Budki. To już ten moment w historii Polski, że poczuli panowie przymus, żeby się odezwać?

T.Z.: Ja bym tu trochę polemizował. Na przykład płyta "Za ostatni grosz" odnosi się bardzo mocno do rzeczywistości, natomiast nigdy tak nie była postrzegana. Nie do końca tak jest z tą polityką. My się nią nigdy nie zajmowaliśmy, zajmowaliśmy się muzyką. A jeżeli teksty opisywały rzeczywistość... Na dobrą sprawę, można o piosence "Jolka, Jolka" powiedzieć, że to jest tekst komentujący pewną epokę i możemy ją wsadzić nawet do quasi-politycznej szuflady. Marek Dutkiewicz opisywał rzeczywistość i to z takiej perspektywy jak Bareja, z humorkiem, ale i gorzką nutą. Te teksty po prostu są o czymś. Na przykład Zbyszek Hołdys pisze o rzeczywistości, bo on taki jest. To artysta, którego interesuje to, co się wokół nas dzieje.

Mieczysław Jurecki: W tekście Zbyszka nie ma nic o polityce. Napisał tekst, obserwując rzeczywistość ze swojej perspektywy, tam nie ma żadnego kłamstwa i nie ma to nic wspólnego z polityką. My się zajmujemy muzyką, od polityki są inni.  Zbyszek napisał, że "Taco grzmi, że się w Polsce źle dzieje". Taco! Uważam, że naszą rolą nie jest szarpanie się z politykami. Słyszałem w przeszłości, że zespół z Wrocławia o nazwie Mausoleum kilkadziesiąt lat temu obalił komunizm. Pewnie wszyscy komuniści przestraszyli się tego zespołu i postanowili zakończyć swoją komunistyczną działalność, bo zespół coś zagrał. To przecież bzdura! Poza tym my jesteśmy od tego, aby dostarczać ludziom radości, emocji i wrażeń. Publiczność powinna na naszych koncertach dostać to, czego nie ma na co dzień, ludzie powinni odpocząć od tych wszystkich sytuacji, które ich codziennie otaczają. Na politykę szkoda czasu. My nie możemy jej zmienić. 

F.A.: Ja podchodząc do nagrań, kiedy już zdążyłem się zapoznać z tekstami, nigdy nie myślałem, że ktoś może powiedzieć, że ta płyta trąca o politykę. To nieprawda, bo ja takimi rzeczami się nie zajmuję w swojej twórczości. Polityczne piosenki mnie nie interesują. Ale pamiętam 1982 rok, kiedy nagrywaliśmy "Jolkę" i byłem zdziwiony, że cenzura tego tekstu nie zatrzymała...

M.J.: Niektórzy mówili, że "Jolka" to tak naprawdę jest Jolanta Kwaśniewska.

F.A.: Graliśmy tę piosenkę na festiwalu w Opolu. Kierownik muzyczny przyszedł do mnie i mówi: "Felicjan, słów ‘Jolka, Jolka’ postaraj się nie zaśpiewać". Okazało się potem, że w pierwszym czy drugim rzędzie siedziała żona prezydenta, pani Jolanta Kwaśniewska. Ja wtedy nie wiedziałem, o co mu chodzi, wyszedłem na scenę i zaśpiewałem normalnie. Początek poszedł w telewizji i w radiu, ale w amfiteatrze już nie.

Co do wspomnianego Taco Hemingweya, to zupełnie odległy gatunek od tego, który panowie wykonują. Słuchają panowie też takiego gatunku muzyki?

F.A.: Ja słucham trochę hip-hopu. Kiedyś brałem udział w takim projekcie, że do tekstów hiphopowych napisano muzykę jazzową. Nagrałem ze Zbyszkiem Wodeckim i wieloma innymi wykonawcami całą płytę ["Albo Inaczej", 2015 - przyp. red]. Od tego czasu zacząłem się hip-hopem bardziej interesować.

M.J.: Kiedy MC Hammer wydał swoją pierwszą płytę, to byłem zafascynowany tym, że można w zupełnie inny sposób podchodzić do muzyki. Natomiast nasz zespół nigdy nie przejmował się modą. Naszą siłą jest to, że mamy znakomity repertuar. Przez kilkadziesiąt lat naszej działalności powstało wiele przebojów, które zna i śpiewa każdy Polak. Muzyka dzieli się na dobrą i taką sobie. Ja zawsze wolę zagrać dobrze polkę niż słabo rock’n’rolla. Można się śmiać z disco polo i z innych gatunków, ale to jest widocznie komuś potrzebne, skoro tyle milionów kaset i płyt zostało sprzedanych. A podążanie za modą nie ma sensu. Tak jest w każdej branży. Prędzej czy później, tak jak w modzie, historia zatacza koło i my znów jesteśmy - aktualni (śmiech). 

Tekst piosenki "Ziemia jest płaska" napisany przez pana Hołdysa dość brutalnie krytykuje środowisko antyszczepionkowców i antycovidowców. Nie bali się panowie fali negatywnych komentarzy?

T.Z.: W którym momencie jest tam krytyka covidowego środowiska?

Może nie stricte covidowego, ale ludzi, którzy zajmują się teoriami spiskowymi. Cały tekst jest ironiczny. Zaczynając choćby od tytułu...

T.Z.: To jest rzecz o tym, co nas otacza. To, co mi się podoba w narracji Zbyszka, to to, że on nie recenzuje niczego. Covid nas otacza i to jest bezdyskusyjne. Smutek, radość, ironia, również głupota nas otaczają. Dlatego pewnie skojarzyło mu się, że "wiedza to zło i zabija mózg". To po prostu licentia poetica. Ta treść ma nas poruszać. A jeżeli jeszcze daje do myślenia i powoduje, że mamy swoją wizję tego, co autor chciał powiedzieć... O to chodzi.

M.J.: Takie teksty są po to, żeby ludziom dawały do myślenia. I chwała Zbyszkowi za to, że napisał tak, a nie o tym, że "ona mnie kocha, a ja jej nie".

W jednym z utworów pada też pytanie "Czego ty od życia chcesz?". Mają panowie jeszcze jakieś konkretne marzenie, które chcieliby zrealizować, czy ten moment kariery to już spełnienie wszystkich marzeń?

T.Z.: Zawsze człowiek czegoś chce od życia. Od najmłodszych lat czegoś chcemy, tylko te priorytety nam się zmieniają. Zresztą to, że ta płyta wyszła teraz, to widocznie tak miało być. Przez parę dekad głównie o niej rozmawialiśmy. Mam nadzieję, że przed nami jeszcze kilka miłych koncertów, nowe piosenki, a dlaczego nie kolejna płyta? To tylko kwestia pragnień.

F.A.: Dążymy za marzeniami. Mimo że pesel jest, jaki jest, to dążę za marzeniami i nie wiem, kiedy skończę (śmiech).

M.J.: Najlepszą płytę to my dopiero nagramy. Nie, że już kilka mamy i wystarczy. Dzięki temu jest po co żyć.

Panie Tomaszu, zaczął pan pisać teksty w zasadzie z potrzeby sytuacji. Polubił to pan czy to nadal raczej przymus?

T.Z.: Bardzo to polubiłem. A najbardziej lubię to, że nie mam w związku z tym jakichś nerwowych oczekiwań. Robię to z przyjemnością i bardzo się cieszę, kiedy komuś się podoba.

M.J.: Tomek oczywiście wyraził się bardzo skromnie, ale przecież napisał kilka naszych wielkich przebojów. To kwestia słownictwa, wykształcenia, oczytania... Tomek to wszystko ma.

Pan Felicjan wspominał, że najtrudniejszą piosenką na tej płycie jest "To dobry moment", ponieważ jest bardzo emocjonalna.

F.A.: Wspomniałem o nim dlatego, że bardzo się wzruszyłem, nawet przy nagraniu, kiedy musiałem wyśpiewać ten tekst. Nie wstydzę się przyznać, że jestem wrażliwym człowiekiem. Było jeszcze piękniej, kiedy Tomek następnego dnia przyszedł do studia i powiedział, że nie mógł pół nocy spać, bo wymyślił, żebyśmy ostatnią zwrotkę zaśpiewali wszyscy razem. Zadzwonił jeszcze po Roberta Żarczyńskiego [aktualny wokalista Budki Suflera - przyp. red.], który natychmiast wsiadł do pociągu i przyjechał. To było coś pięknego. Jak można nie przeżywać takiego utworu?

T.Z.: Żadnemu z autorów nikt nie mówił, o czym mają być teksty. Tekst do piosenki "To dobry moment" to był ostatni tekst, który do nas dotarł. To było niezwykłe. Jak post scriptum, naturalny i oryginalny finał, idący w stronę dedykacji i ukłonu dla przyjaciela i kompozytora, który określał nasz zespół. Jacek Cygan przysłał nam tekst i od razu wiedzieliśmy, o czym to jest. Tam nie ma imienia i nazwiska, ale trudno się pomylić. Nikt nie prosił Jacka, żeby napisał coś "ku pamięci". To się stało naturalnie.

M.J.: My znaliśmy Romka przez kilkadziesiąt lat i nie tylko dlatego, że graliśmy ze sobą. Byliśmy jak rodzina - Romek był świadkiem na moim ślubie, Tomek jest ojcem chrzestnym mojej córki. Nie były to jedynie więzi zawodowe. A piosenki z naszej ostatniej płyty łączy muzyka, którą skomponował Romek. Był kompozytorem przemysłowej wręcz liczby hitów. Tymi piosenkami można by obdzielić kilkudziesięciu kompozytorów i każdy byłby szczęśliwy, gdyby stworzył chociaż jedną z nich. Ja również odczułem wzruszenie, kiedy śpiewałem ostatni refren "To dobry moment". Nie chciałbym, aby zabrzmiało to patetycznie, ale jest to dla nas ważne, bo on był dla nas ważny. 

Zdradzą panowie, co robią w czasie tej przymusowej izolacji? To czas dla rodziny czy jednak na realizację kolejnych projektów muzycznych?

M.J.: Brak możliwości grania koncertów to jest katastrofa!  Jestem przyzwyczajony do tego, że jeździmy na koncerty i gramy. Od 1 marca powinniśmy w każdym tygodniu grać kilka koncertów. To bardzo przykre, że nie możemy koncertować. Jesteśmy od tego, żeby grać dla ludzi. Granie w domu może i jest fajne, ale mamy inną rolę. Koncerty online tego nie zastępują. Online nie ma nic wspólnego z prawdziwym koncertem, kiedy kilka tysięcy osób przychodzi, żeby posłuchać naszych piosenek. Ja teraz nagrywam u siebie w studio, ale to również nie zastąpi występów na żywo. 

Gdyby wiedzieli panowie, że słucha panów cały świat - co by panowie powiedzieli?

T.Z.: "Dzień dobry" przede wszystkim (śmiech). To niezwykłe pytanie, żeby z kilkudziesięciu lat naszego życia, z tego, co przeczytaliśmy, przeżyliśmy, w co wierzymy, wybrać maleńkie ziarenko, które jest najcenniejsze wśród miliona innych ziarenek. Nasze życie jest zbiorem tak wielu wartości... Ale wystarczy, że mamy odpowiedni dystans. Dlatego najuprzejmiej byłoby chyba powiedzieć: "Dzień dobry, jak się masz? Wszystkiego dobrego".

F.A.: Ja z tej radości chyba nie wiedziałbym, co powiedzieć. Ale najważniejsze, żeby to było z humorem, z uśmiechem i żeby było prawdziwe. 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Budka Suflera (film) | Felicjan Andrzejczak
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy