Reklama

"Bardzo czuły poeta"

Prozack Turner to współtwórca składu Foreign Legion z Bay Area. Człowiek, któremu bity produkowali m.in. Madlib, Oh No, J Dilla czy Pete Rock. Niedawno gościł na kilku koncertach w Polsce w ramach trasy promującej w Europie jego najnowszy album "Bangathon". W Poznaniu pojawił się na lokalnych eliminacjach ITF. Wraz z DJ Flipem (mistrz świata ITF 2003) dał naprawdę dobry show. Przed imprezą 100na i Sebol rozmawiali z artystą o irlandzkich korzeniach, rozstaniach z dziewczyną i paru innych bardziej muzycznych kwestiach.

Opowiedz coś o sobie słuchaczom z Polski, którzy nie mieli styczności z twoją twórczością. Można powiedzieć, że jesteś zagadkową postacią, gdyż niektóre źródła podają że jesteś z Dublina, inne, że wychowałeś się w San Jose w Kalifornii. Jak to jest z tobą?

Jestem Amerykaninem irlandzkiego pochodzenia. Moja rodzina ma korzenie w Irlandii, poza tym połowa mojej rodziny właśnie tam mieszka. DJ Flip i ja jesteśmy spokrewnieni, mieliśmy tego samego dziadka, ale inne babcie (śmiech). Wiesz, jak irlandzka mafia... (śmiech).

Reklama

Ponadto założyłem też grupę Foregin Legion w Oakland w Kalifornii, do tego wszystkiego pracuję nad wieloma solowymi projektami przez ostatnie 2-3 lata. Nie dlatego, że powstał jakiś "beef" wewnątrz składu - nic z tych rzeczy. Po prostu każdy z nas postanowił popracować nad swoimi pomysłami. Sam jestem bardzo zajęty, piszę codziennie nowe piosenki. Dziennie około 3-4 utworów. Chciałbym, żeby one się ukazały, dlatego pracuję teraz solowo.

No, właśnie. To miało być moje następne pytanie - co z Foregin Legion? Zamierzacie wypuścić coś nowego?

Coś nowego? Chcielibyśmy, ale na razie tego jeszcze nie wiemy. Kiedyś? Na pewno tak. Ale teraz, tak jak wspomniałem wcześniej, każdy z nas pracuje nad swoimi solowymi projektami. Ja wolę skupić się nad swoimi rzeczami, dzięki temu będę mógł je szybciej wydać.

Czy ty i DJ Design pracujecie jeszcze razem? Jakie są wasze relacje?

Ja i DJ Design znamy się od zawsze, zawsze byliśmy przyjaciółmi. Rozmawiałem z nim tydzień temu - siedział w domu i pił wino... (śmiech).

Czyli nie zerwaliście kontaktu?

Nie, nie. Oficjalnie. Zresztą, kto wie (śmiech)?

Powiedz mi coś o swoim dorastaniu. Słyszałem, że byłeś młodym kryminalistą (śmiech), ale z drugiej strony brałeś udział w rap battle przeciwko narkotykom. Nawet wygrałeś ten konkurs...

Wiesz, to były dawne czasy, robiło się wtedy wiele głupich rzeczy. W hip hopie, zwłaszcza MC's często są jednowymiarowi, zachowują się tak jak jedna osoba, jeden charakter. Na przykład Busta Rhymes - to zawsze Busta Rhymes. Redman - to zawsze Redman.

Ja chciałbym być kimś więcej niż tylko twórcą tekstów piosenek, kimś więcej niż istotą ludzką. Czasami jestem zły, czasami chcę imprezować. Czasami chcę uprawiać seks, a czasami chcę po prostu sobie pospać (śmiech).

Czasami rozważam o polityce, wtedy mam jakąś myśl i próbuję ją jakoś wyrazić. Teraz w hip hopie jest wiele możliwości wyrażenia siebie poprzez lirykę. Cały czas chcę coś powiedzieć, dlatego bardzo dużo pracuję nad metodami wyrażenia siebie. Bycie człowiekiem i artystą dopinguje mnie do tego, żebym lepiej poznał siebie.

Jesteś trochę MC, storytellingowcem oraz poetą?

Tak myślę. No, może nie od razu poetą (śmiech). Chociaż... Poeta? To dobrze brzmi. "Jestem poetą...". Teraz będę mówił dziewczynom, że jestem poetą (śmiech). Bardzo czułym poetą (śmiech).

Przeczytałem na twoim blogu, który prowadzisz na myspace.com list do Ice Cube'a...

Pewnego dnia słuchałem muzyki i nagle włączył się kawałek Ice Cube'a, wtedy sobie pomyślałem: "Ale on był k***wsko dobrym raperem 10-15 lat temu, był niesamowity". Wtedy sobie uprzytomniłem, jak mogłem o nim zapomnieć? Teraz jest gwiazdą filmową, więc ludzie o nim zapomnieli. On nie jest taki jak Will Smith. Nigdy nie byłem wielkim fanem jego muzyki. Ale Ice Cube wtedy był dla mnie geniuszem. To, jakie pisał teksty i jakie historie szkicował swoimi słowami, mogło zainspirować nawet 2Paca czy Biggie'go. Myślę, że to mogło zainspirować wszystkich. I myślę, że przez te wszystkie lata nie dostał od ludzi takiego szacunku, na jaki zasługuje. Gdyby nagle umarł, stałby się legendą - być może największą postacią ze wszystkich. Ale dopóki żyje i kręci te głupie filmy, to ludzie bardzo szybko zapomną, co takiego zrobił dla hip hopu.

A kto oprócz niego tak bardzo cię zainspirował? Czy jest jeszcze ktoś, do kogo mógłbyś się odnieść, jeżeli chodzi o pisanie tekstów ?

To zależy, bo im więcej piszę piosenek, tym trudniej mi jest się do kogoś odnieść. Teraz odnoszę się do własnych doświadczeń. Teraz już nie jestem fanem. Kiedy byłem dzieciakiem i słuchaczem, wtedy na okrągło tylko słuchałem i słuchałem. Ale teraz nie mam na to czasu.

Muszę tworzyć, jeździć w trasy koncertowe oraz rozkręcić moją własną wytwórnię. No i biegać za dziewczynami... (śmiech). Więc za bardzo nie mam na to czasu. Dziś już nie inspiruję się innymi raperami. Szukam inspiracji w książkach, w sztuce, w muzyce soul z lat 70. To wszystko inspiruje mnie bardziej niż nowi raperzy...

Dobrze, że wspomniałeś o muzyce z lat 70., bo chciałem cię zapytać właśnie o inspiracje w starych rzeczach i w "crate diggingu".

Kiedy dorastałem, rap był dla mnie największą inspiracją - to dzięki niemu zostałem raperem. Jednak gdy stawałem się coraz starszy, zacząłem się bardziej otwierać na inne gatunki muzyki. Nawet teraz hip hop nie jest moim ulubionym typem muzyki. Lubię go, ale moją ukochaną muzyką jest ta, która powstawała 20-30 lat temu. Mam na myśli Donny'ego Hathaway'a, Curtisa Mayfielda, Sly & The Family Stone, kocham całą tę starą muzykę... Również Steviego Wondera.

Świetnie, że o nich wspominasz, sam ostatnio wkręcam się w klimat Donny'ego Hathaway'a... Myślę, że jest niesamowity!

Tak, on był najlepszy... Słyszałeś, że popełnił samobójstwo?

Tak, byłem zszokowany, gdy przeczytałem o tym w internecie. Smutna historia...

Teraz nie mogę za dużo go słuchać, bo robi mi się smutno, od razu czuję się przygnębiony. Słucham go i myślę sobie, że zaraz się powieszę...

Słyszałem też że, dawno, dawno temu zadawałeś się też z Charizmą i Peanut Butter Wolfem?

Tak, ja i DJ Design nagrywaliśmy w tym samym studio, co Peanut Butter Wolf i Charizma. Już wtedy staliśmy się dobrymi kumplami. Ponadto pierwszy raz, kiedy rapowałem na żywo na scenie, to było właśnie z Charizmą. To było na koncercie Peanut Butter Wolfa i Charizmy. Zaprosili mnie na scenę. Było wtedy świetnie, wcześniej 2-3 lata rapowałem w studio, dzięki nim zaliczyłem swój pierwszy raz na scenie! Nawet pamiętam piosenkę, nawijałem do jakiegoś break beat'u.

A w jaki sposób wkręciłeś się w hip hop?

Oj, to było tak dawno, że nawet nie pamiętam, ale było to chyba w 1984 roku. O ile dobrze pamiętam, najpierw byłem breakdancerem. Jako młody chłopak obejrzałem w telewizji film dokumentalny o breaku w Nowym Jorku. Opowiadali o tym, jak gangi w Nowym Jorku wykorzystują kulturę hiphopową, żeby odejść od przemocy. Byłem dzieciakiem, zwyczajnie to mnie zafascynowało. W jakieś 3 lata nauczyłem się tańczyć. Potem usłyszałem Run DMC, byli niesamowici. I chyba tak to się zaczęło.

Ale przeczytałem też, że po pogrzebie Charizmy, powiedziałeś, że wywarł na tobie niesamowite wrażenie i w ogóle jego śmierć była dla ciebie bardzo trudna.

Tak, byłem wtedy bardzo rozpieprzony tą wiadomością. Wiesz, to był mój przyjaciel, ponadto to była pierwsza osoba, jaką znałem, którą zamordowano. Morderstwo to poważna rzecz. Poza tym byłem młody, a to wydarzenie było dla mnie cholernie bolesne. Bardzo mocno go szanowałem, nigdy się z tym nie pogodziłem. To jest tak, jak na przykład z J Dillą. Choć zmarł już ponad miesiąc temu, nadal jestem z tego powodu przygnębiony. Nie byliśmy tak bliskimi przyjaciółmi jak z Charizmą, ale pracowaliśmy razem, a tu nagle on umiera... Wtedy sobie myślisz: "K**wa, jakie to wszystko jest szalone...".

Wszystko co masz, to życie i śmierć. A śmierć i tak po ciebie przyjdzie i nawet nie będziesz wiedział kiedy. Dlatego póki co powinniśmy cieszyć się życiem, bo jutro już może nas nie być. I nauczyłem się tego jeszcze jako młody chłopak, że możesz odejść tak po prostu. I to chyba powód, dla którego piszę tak wiele piosenek. Lubię pracować, a kiedy mnie już nie będzie, to pozostaną piosenki. Może przechowa je moja rodzina i dzięki temu przetrwają ze 100 lat. Chcę pozostawić po sobie znak i wydaje mi się, że jedyny sposób, żeby to uczynić, to wyrażać się przez sztukę.

Na płytach zebrałeś wielu producentów: J Dilla, Madlib, Oh No. Jak się ustawiłeś z tymi ludźmi?

O, Madliba to znam już od kilkunastu lat. Poznałem go zanim wyszła płyta Lootpack. Oczywiście przez Peanut Butter Wolfa, kiedy mieszkał w San Franciso, wpadł kiedyś z Madlibem do nas, gdy kończyliśmy pracę nad pierwszym albumem, no i ostatecznie Madlib zremiksował jeden z utworów z tej płyty. Pracuję z nim kiedy tylko mogę, bo od zawsze byłem mocno wkręcony w jego muzykę.

A jeśli chodzi o J Dilla, to spotkałem go dzięki wytwórni płytowej, która miała wydać moją pierwszą solową płytę. Dali mi niesamowity budżet na tę produkcję, a Jay Dee był moim ulubionym producentem od lat, pierwszym na liście moich wymarzonych współpracowników. Przyleciał z Detroit do miasteczka pod San Francisco, gdzie było niesamowite studio, to samo gdzie nagrywali swoje albumy Stevie Wonder, Prince, Sly And The Family Stone czy James Brown.

Powiedz jak wyglądała współpraca z Oh No, który wyprodukował większość beatów na twojej ostatniej płycie. Czy konsultowaliście się jeśli chodzi o muzykę, czy zaufałeś w pełni jego wizji?

Poznałem Oh No przez jego brata, Madlib'a. Zanim wyjechałem do Irlandii dostałem od niego beat CD. W zeszłym roku rozstałem się z dziewczyną, potem do siebie wróciliśmy, a niedawno znowu się rozstaliśmy, ale tym razem na dobre. Możecie to wydrukować (śmiech).

Tak więc pojechałem do Irlandii, żeby leczyć złamane serce i wziąłem około 60 beatów Oh No. Zacząłem pisać teksty do nich i wysyłałem próbne wersje mailem do Kalifornii do Oh No. To był trochę dziwny sposób, ale on był bardzo zadowolony z tego, jak to wszystko brzmi.

Bo wiesz, ja również robię beaty i wiem jak ważne jest, żeby spodobało ci się, co ktoś zrobi z twoją produkcją. Beat to jak twoja córka. Kiedy chciałaby wyjść za mąż, chciałbyś wiedzieć czy ten ktoś będzie dla niej dobry. Dla mnie praca z Oh No była przyjemnością, to jeden z moich ulubionych producentów.

W przeszłości miałeś problemy z wytwórniami. Nową płytę wydajesz przez swój label.

Z każdym labelem, z którym pracowałem, miałem kłopoty. Albo nie promowali moich wydawnictw, albo zabierali moje pieniądze, albo kradli moją muzykę. Wszystko dzieje się lepiej, kiedy robisz to samemu. Jasne, jest więcej rzeczy do zrobienia, ale rezultaty są tego warte, no i nie możesz nikogo obwiniać, sam jesteś odpowiedzialny przed sobą.

Kiedy pracowałem nad nowym albumem wszystko robiłem sam. Wysyłałem promo do dziennikarzy, robiłem koszulki, przygotowywałem trasę, naklejałem znaczki na koperty... Wszystko. Pracowałem po 16 godzin na dobę, bo produkowałem też w tym czasie. Ale wszystko było zrobione tak, jak powinno być. Nikt nie zadba lepiej o twoją muzykę niż ty sam. Moją radą dla ludzi, którzy chcą wejść do biznesu muzycznego jest to, żeby zajęli się sami swoją muzyką, na każdej płaszczyźnie i nie polegali na innych.

Podobno jesteś teraz całkiem zadowolony ze swojej sytuacji. Utrzymujesz się z muzyki, a zawsze było to twoim marzeniem.

Tak. Dokładnie. W Foreign Legion napisałem taki numer "Full Time B-Boy" o tym, że nie chcę być zmuszony do wykonywania jakiejś pracy, chcę robić muzykę cały czas. No i teraz po pięciu-sześciu latach w końcu tak się stało. Kilka razy byłem bliski skończenia z tym wszystkim. Przeżyłem wiele rozczarowań, wiele razy zostałem odrzucony, wiele drzwi zamknięto mi przed nosem. Jest wielka konkurencja. Ale nie możesz się poddawać, na tym to polega, żeby nie przestawać dążyć do wyznaczonych celów.

A jeśli chodzi o scenę hiphopową w Stanach. Jak to ocenisz? Czy rzeczywiście jest postrzegana tylko przez pryzmat kasy? Jak odbierani są tacy ludzie jak Madlib czy Doom?

Koniec końców wszystko rozbija się o pieniądze. Ludzie, którzy mówią, że robią to dla wyłącznie z miłości do muzyki, nie powinni w takim układzie w ogóle wydawać płyt, ani grać koncertów. Jeśli robisz to dla miłości, to zostajesz w domu, palisz dżointy i freestajlujesz dla swoich kumpli. A jeśli sprzedajesz swoje CD, koszulki i masz profil na myspace, żeby się promować, to co w tym złego? Myślę, że krytykowanie robienia pieniędzy z muzyki to nieporozumienie.

Jeśli chodzi o sytuację mainstream i underground, to według mnie to po prostu inne rodzaje muzyki. W radiu i telewizji nie ma hip hopu. Tam jest pop. A ludzie czują się zamotani i mówią: "Hip hop się zj**ał".

Tak nie jest. Hip hop nigdy się nie zeszmaci, zawsze pozostanie czysty, podziemny, prawdziwy, pełen uczuć i pasji. Słysząc w radiu jakiegoś kolesia, który rapuje i mówiąc, że hip hop jest teraz do d**y, popełnia się wielki błąd. To nie hip hop, tylko pieniądze, biznes. Kiedy słucham radia i słyszę takie coś, to mam to gdzieś. To tak jakbym krytykował jakiś zespól metalowy, techno albo Britney Spears. To jest zupełnie inna kategoria.

Jeśli szukasz hip hopu w komercyjnych stacjach to tylko twoja wina, że myślisz, że hip hop jest do d**y. Ja słucham dużo dobrego hip hopu. To muzyka moich znajomych, muzyka, którą ludzie sprzedają na ulicy. Jeśli chcesz dobrą muzykę, to zrób ją sam. Idąc do McDonalda nie możesz spodziewać się dobrego jedzenia. Ugotuj coś sam albo poszukaj jakiejś małej restauracji, tam znajdziesz dobre żarcie. Radio, telewizja podają właśnie taką fastfoodową muzykę.

Co z odbiorem twojej muzyki? Czy jest wielu ludzi zainteresowanych tym co robisz?

Więcej niż myślałem. Cały czas jest ich więcej. Chociażby przez myspace dostaję codziennie co najmniej kilka propozycji współpracy. Cieszę się z tego, bo to znaczy, że ludzie odnoszą się jakoś do tego, co robię. Wszyscy chcemy być zrozumiani i kochani, i to znaczy wiele, gdy ktoś z drugiego końca świata napisze, że słucha twojej muzyki i że ona wiele dla niego znaczy. Chciałbym mieć jak najwięcej fanów i robić więcej pieniędzy, ale nigdy nie pójdę na kompromis w mojej muzyce. Zawsze możesz zarobić więcej pieniędzy, ale nigdy nie dostaniesz z powrotem swojej szczerości.

Dzięki za wywiad.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: poeci | trasy | nie żyje | studio | poeta | śmiech
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy