Reklama

Arkadiusz Jakubik: Miłość po przejściach i jaja ze śmierci (wywiad)

Arkadiusz Jakubik to nie tylko świetny aktor, jeden z ulubieńców Wojciecha Smarzowskiego, ale także wokalista rockowego zespołu Dr Misio, który właśnie wydał swoją drugą płytę. O czym śpiewa Jakubik? M.in. o miłości widzianej oczami 40-latka, miłości "po przejściach, wypalonej, beznadziejnej, do dupy".

"Pogo" to druga płyta grupy Dr Misio, której liderem i twarzą jest Arkadiusz Jakubik. Nowy materiał stworzony z pomocą Olafa Deriglasoffa pokazuje bardziej muzyczną i mniej krzykliwą twarz zespołu.

Daniel Kiełbasa, Interia: - Kto wymyślił superbohaterów w teledysku do "Pogo"?

Arkadiusz Jakubik, Dr Misio: - Na pomysł klipu "Pogo", w którym to superbohaterowie mieszkają w domu starców i mają swoich opiekunów, a następnie przebierają się w swoje kostiumy i wyruszają w miasto, wpadł Michał Biegański, czyli Człowiek Kamera. Po zrealizowaniu jego części postanowiliśmy dorzucić do tego rysunki komiksowe Bartosza Minkiewicza. Wszystko natomiast poskładał i zanimował Rafał Stós.

Reklama

- Ja nie maczałem palców ani w tym, ani w żadnym z dotychczas nakręconych teledysków, ponieważ nie mam do tego dystansu. Za każdym razem szukam ludzi, którzy do klipu będą w stanie wnieść coś ponad to, co niesie sama muzyka.

Wasze teledyski kręcili dotąd sami profesjonaliści. Klip do "Młodych" wyreżyserował Wojciech Smarzowski, "Dziewczyny" - ludzie z kolektywu głęboki OFF, natomiast "Mentolowe Papierosy" doktor sztuki Bartosz Piotrowski. Czy jest minimalna szansa, aby jakiś teledysk Dr Misia wyreżyserował Arek Jakubik?

- Myślę, że nie. Jakubik ma bowiem inne plany reżysersko-filmowe, na których stara się skupić. Natomiast chciałbym pochwalić właśnie twórców klipu "Dziewczyny", którym udało się zakwalifikować do głównego konkursu teledysków na Camerimage w tym roku. Oprócz nas dostał się jeszcze tylko jeden teledysk z Polski (chodzi o klip Dawida Podsiadły do "No" - przyp. red.).

Płytę "Młodzi" promowaliście swoim charakterystycznym i skąpym strojem - starą bielizną i siatkowymi podkoszulkami. Tym razem na okładce grupa ubrana jest w eleganckie garnitury. Dr Misio spoważniał?

- Od momentu nagrania debiutanckiego materiału minęło 2,5 roku. Ale ja mam wrażenie, że minęło 25 lat. Dr Misio przez ten czas spoważniał, posiwiał i dojrzał mentalnie oraz muzycznie. Wcześniej nie mogliśmy się zdecydować, w którą stronę chcemy iść. Pierwszy album był czasem eklektycznych poszukiwań, było tam dużo więcej krzyku, skowytu. Teraz natomiast serwujemy słuchaczom dużo więcej dojrzałej i świadomej muzyki.

Mimo że, tak jak mówisz, Dr Misio spoważniał, to dalej potrafi pokazać pazurki. Robi to przykładowo w tytułowym singlu. Zresztą sam nie jesteś raczej 40-latkiem podobnym do inżyniera Karwowskiego.

- Dr Misio na płycie "Pogo", podobnie zresztą jak na "Młodych", śpiewa o rzeczach najważniejszych, eschatologicznych - przemijaniu, samotności, starzeniu się i miłości. Nagle okazało się, że prawie cała płyta jest właśnie o miłości, tylko nie takiej wyidealizowanej, ale typowo "misiowej" - miłości po przejściach, wypalonej, beznadziejnej, do dupy. Jesteśmy facetami grubo po "40" i wydaje nam się, że wiemy o życiu trochę więcej od innych.

- Oprócz miłości w naszych tekstach cały czas przewija się wątek śmierci. Ponieważ temat to dla każdego prędzej czy później nieunikniony, więc próbujemy o niej śpiewać, robić sobie z niej jaja. To nasz sposób, by się z nią zmierzyć i zaprzyjaźnić oraz oswoić ją.

- Śpiewając jednak cały czas o rzeczach poważnych, warto czasem wypuścić z siebie odrobinę powietrza. Dlatego właśnie na płycie znalazły się dwa luźniejsze utwory: "Pogo" i "Hipster", które traktujemy z przymrużeniem oka i które są dla nas dobrą odskocznią.


Nawiązując do poważnych tematów. W wywiadach mówisz, że stronisz od polityki. Jednak na "Pogo" można znaleźć sporo odniesień do spraw politycznych i społecznych. Pojawiają się tematy wojny, powstania oraz równouprawnienia. Jak więc jest naprawdę z twoim podejściem do tych spraw?

- Od czasu do czasu zdarza mi się pomyśleć, chociaż z wiekiem coraz rzadziej... i chciałbym wyraźnie zaznaczyć, że nie jest mi obojętne, co dzieje się wokół mnie. Dlatego też z pełną premedytacją śpiewam takie, a nie inne piosenki, w których poruszam takie, a nie inne tematy: podróż do naszych bebechów, lęków i kompleksów, naszej tożsamości, historii Polski, traum i zbrodni, które miały miejsce. Robię to schowany za słowami wierszy Marcina Świetlickiego i Krzysztofa Vargi. Nie chcę jednak dożyć dnia, w którym Jakubik, ex cathedra, będzie nauczał innych jak żyć, jak wyglądała historia Polski i kto był winien. Od tego się odcinam. Natomiast mam swoje poglądy, mam swoje zasady i kręgosłup moralny, i to wszystko w bardzo zakamuflowany sposób przenoszę na płytę.

Znasz zespół Ampacity?

- Nie...

To polecam ci zapoznanie się. W 2013 grupa ta nagrała bardzo dobrze przyjętą płytę "Encounter One", która w całości została nagrana na setkę. Przywołuję ją, gdyż "Pogo" nieco ją przypomina, mimo iż wasza druga płyta nie była nagrywana w taki sposób. Jednak może trzeci album będzie nagrany właśnie na setkę?

- A żebyś wiedział! Jest to co prawda melodia przyszłości, jednak sami w zespole stwierdziliśmy ostatnio, że może nasza następna płyta powinna powstać w jakimś garażu albo opuszczonej hali fabrycznej. Najpierw powinniśmy zebrać materiał muzyczny, ograć go przez rok na koncertach, a potem zamknąć się w niekoniecznie idealnie akustycznym miejscu i nagrać płytę na setkę. Kto wie, może tak będzie? To idea, z którą jest nam bardzo po drodze.

Następna płyta również będzie powstawała pod czujnym okiem Olafa Deriglasoffa?

- Mam nadzieję. Pracowało nam się z Olafem bardzo dobrze. To właściwa osoba na właściwym miejscu, która na muzyce rockowej zjadła zęby i ma pełen szacunek całego naszego bandu. Olaf bardzo nam pomógł w znalezieniu oryginalnego, jednorodnego brzmienia na płycie. Pomagał też w momentach, gdy zabrnęliśmy w ślepy zaułek, na przykład przy "Ona wie". Utwór ten nagraliśmy już parę lat temu, ale cały czas coś nam w nim nie pasowało. Aż w końcu na próbie, jeszcze przed wejściem do studia, odwiedził nas Olaf i przyniósł charakterystyczny riff, będący teraz głównym motorem napędowym tego kawałka i dzięki niemu numer znalazł się na płycie.

A kto wpadł na pomysł, aby zrobić z Norwida rockowego tekściarza?

- No wiesz co, ja jestem za to odpowiedzialny, jako ten, który głównie operuje przy słowie, jako reżyser, aktor i scenarzysta czasami. Słowo jest mi w naturalny sposób bliskie, parę razy popełniłem jakiś tekst do teatru, jakieś musicale, scenariusze filmowe, ale umiejętność, żeby z kilkunastu słów zrobić jakąś opowieść z frazą, stworzyć jakiś przekaz i żeby to jeszcze wypełnić emocjami, to jest to dla mnie rzecz niedostępna. Wierz mi, że próbowałem parę razy, ale za każdym razem wychodziła z tego jakaś totalna grafomania, stek bzdur. Niestety, pogodziłem się z tym, że bozia nie dała mi tutaj talentu.

Dlatego zadzwoniłem do moich dwóch ulubionych pisarzy i poetów w tym kraju, z których twórczością się absolutnie utożsamiam, i właśnie dlatego Varga i Świetlicki są głównymi tekściarzami Dr Misio.

- A z tym Norwidem to ciekawa historia, bo jak go pamiętałem z czasów licealnych, to dla mnie był to jakiś pełen nieznośnego patosu astralny bełkot. Po 30 latach wróciłem do niego i znalazłem parę naprawdę świetnych kawałków. I jeden z nich absolutnie mi przypasował. Na próbach zażarł i zaczęliśmy numer grać na koncertach, gdzie zapowiadam go słowami "Kochani, kto z was mógłby sobie wyobrazić, że Cyprian Kamil Norwid, genialnym rockowym tekściarzem jest i basta?"


Odnośnie klasyków i planów na kolejną płytę. Czy macie może pomysł na zinterpretowanie wierszy kolejnych poetów, albo na przykład weźmiecie jednego pisarza i zrobicie o nim całą płytę. Na przykład album o Szymborskiej.

- Przy całym szacunku nie ten genre. Chyba, że o Świetliku. Na razie się nie zapowiada, aby Dr Misio nagrał piosenki do tekstów jakiegoś BWK, czyli Bardzo Wielkiego Klasyka. Chyba, że właśnie na literę B, dajmy na to do: Baczyńskiego, Broniewskiego czy Bursy, a z nimi byłoby mi najbliżej. Może wyzwaniem też byłby Białoszewski z jego otwartą językowo strukturą... Żarty na bok, bo ja bardzo nerwowo rozglądam się dookoła, w jakim kierunku powinna pójść trzecia płyta. I chciałbym czymś znowu zaskoczyć, zrobić coś może na opak, może zupełnie inaczej. Może inspiracją byłby właśnie Białoszewski...

Dr Misio inspiruje się rockiem, ale chciałbym wiedzieć, czym dokładnie inspiruje się Arkadiusz Jakubik.

- Bardzo zobowiązujące i niebezpieczne jest podawanie nazw konkretnych zespołów lub konkretnych płyt, ale niech ja wyciągnę jakiś numer z płyty "Pogo"... O na przykład "Metro". Kiedy słuchaliśmy sobie tego utworu na zgraniu razem z naszym gitarzystą - Pawłem Derentowiczem, kolegą Deriglasoffem i Adasiem Toczko, bo to w jego studiu Electra nagrywaliśmy ten album, to znaleźliśmy w tym numerze wpływy trzech zupełnie innych stylów muzycznych, inspiracji.

- Bardzo bym chciał mieć wokal taki jak ma Zach De La Rocha, bo to jest ten rodzaj wulkanu energii w głosie, w gitarach, w sekcji, że wow! Dr Misio nikogo nie kopiuje, kopiować to byłby największy błąd, głupota, gdybyśmy robili Rage Against The Machine po polsku. Natomiast był taki moment, w którym Olaff jako producent muzyczny prosił Pawła, żeby jeszcze nagrać gitary w refrenie "mam bilet miesięczny i nóż", żeby brzmiały właśnie jak najostrzejsze riffy Toma Morello. W tym samym numerze jest zmiana metrum, kiedy po drugim refrenie zaczyna się rockandrollowa jazda, post factum kojarząca się nam teraz z Deep Purple i Ritchie'em Blackmore'em. Stworzyliśmy taki mały muzyczny cytat. I w tym samym numerze szukaliśmy chórku do refrenu, melodię podrzucił nam Olaff, harmonicznie świetnie wypełniło to refren, ale nagle dotarło do nas, że to harmonia grunge'u z Seattle i kojarzy się z bardzo charakterystycznym interwałem, który stosował Kurt Cobain.

- I dla mnie na przykład właśnie między tymi zespołami, między wulkanem energii RATM, pomiędzy klasyką rocka, od której się nie odżegnujemy i Nirvaną Cobaina z całym jej przekazem - umocowany jest Dr Misio.

- A drugim moim ulubionym zespołem oprócz Rage'ów, wcale nie jest Nirvana, tylko Joy Division, a propos przekazu. Jak mam zły humor, to sobie włączam składankę "Substance", gdzie płyta zaczyna się od punkowego "Warsaw". Zawsze poprawia mi nastrój.

Nawiązując do "Metra", dla mnie ten utwór kojarzy się z filmem Joela Schumachera "Upadek". Gdy słuchałem go w tramwaju, w głowie mogły narodzić się pomysły, by zdobyć się na różnego rodzaju złe czyny, nie wiem, jakie inspiracje były u ciebie, może podobne.

- Dokładnie, mam tak samo, ze wszystkim ludźmi, którzy pchają się na ciebie, a w dodatku robią jakieś niefajne rzeczy, albo ktoś się nie umył, albo jest agresywny... Krótko mówiąc, różne złe myśli mogą przechodzić przez głowę...

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Dr Misio | Arkadiusz Jakubik
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy