Reklama

"Zderzać różne postawy"

Jakie masz pierwsze refleksje po ogłoszeniu przez jury nominacji do tegorocznej edycji "Yach Filmu"?

Moje pierwsze spostrzeżenia? Jak zawsze wszystkie nominowane prace podobają mi się, no i jeszcze kilkanaście innych, których w nominacjach nie ma. Przede wszystkim ruszyło z kopyta kino hip hopu, bo jeszcze 6-7 lat temu prace, które docierały do nas, były męczarnią dla wzroku. Dziś to wielkie zawodowe produkcje, odpowiedni casting, znakomite zdjęcia, montaż, postprodukcja.

Zwróciłem uwagę m.in. na doskonale zrealizowany wideoklip Donia "Uciekaj", autorstwa Tomasza Jarosza, odrobinę oparty na głośnym filmie "Przekręt". Podobnie Peja ("Życie kureskie") - świetnie sportretowany w swoim subkulturowym środowisku przez Łukasza Tunikowskiego. Ta praca zrobiła duże wrażenie chyba na wszystkich.

Reklama

Zresztą w tym roku, jeśli chodzi o ikonografię i pole zainteresowań twórców, pojawiły się prace realizowane w plenerze miejskim, portretujące plebejskie życie, z udziałem oryginalnych postaci zamieszkujących kultowe dzielnice polskich miast.

To hip hop. A pozostałe nurty?

To jeszcze nie cały hip hop, bo tam jest wiele innych interesujących prac. Z drugiej strony mamy świat popu. W zeszłym roku na "Yachach" triumfowały kobiety-reżyserki. Zobaczyliśmy znakomite prace Anny Maliszewskiej dla  Reni Jusis i SiStars, która zdobyła aż trzy nagrody, w tym główną, oraz prace Marty Pruskiej, Izy Poniatowskiej, Joanny Rechnio.

W tym roku panie także radzą sobie nieźle. Maliszewska znowu jest w formie - ma dwie nominacje, Pruska jedna, Patrycja Woy-Wojciechowska debiutuje z dwiema, m.in. otrzymała nominację za klip do piosenki Stachursky'ego "Taki raj". To dość nieźle sfilmowana warszawska Praga, ze swoimi mieszkańcami, ich obyczajami.

Adam Palenta z Jackiem Szarańskim pokazują interesującą pracę "Życie to surfing" Myslovitz. Gra tam Ignacy Gogolewski - słynny Antek z "Chłopów", dziś już starszy mężczyzna, wraz z chłopcem, który wciela się we wnuczka obserwującego świat i zadającego trudne pytania o życie, jego sens i tajemnice. Niesamowity, niespokojny klip, startuje u nas nawet do Grand Prix.

Jeden Osiem L. "Pytam kiedy" zrealizowany przez Agnieszkę i Pawła Rybarczyków - sprawnie zmontowany, choć dość chaotyczny obraz, o niemożności spotkania się młodych ludzi, żyjących w wielkim pędzie współczesnych czasów w zelektonizowanej metropolii, jaką jest Warszawa. To uzależnienie się od SMS-ów, internetu, często jest tematem tegorocznych prac.

Radosne "Rapowe ziarno" Abra dAb Kobasa Laksy - praca na wpół animowana, prosta grafika, ale bardzo ładnie zrobiona. Trochę zrzynki z Dee Lite, ale to ku chwale gatunku. Motyw wielkiego siania rozweselających ziół w smutnym, szarym świecie zepsutej cywilizacji. Wszystko oczywiście w obowiązujących kolorach "rasta".

Bardzo zabawny jest scenariusz piosenki Kayah, "Jutro rano". Cała akcja odbywa się w domu, gdzie jest wolna chata, bo Kayah wyjechała. Pod jej nieobecność babcia zaprasza znajomych na imprezę. Taka projekcja - jak współczesna nam nacja młodych ludzi będzie bawić się na prywatce za czterdzieści lat? Lekkie science-fiction, doskonale, zabawnie poprowadzona akcja, którą wyreżyserowała Anna Maliszewska. 

Nasz juror, Janusz Kondriatuk, reżyser filmu m.in."Dziewczyny do wzięcia", powiedział, że gdyby dziś zorganizował taką prywatkę dla swoich rówieśników, to bawiono by się o wiele ostrzej.

A alternatywa?

Jeśli chodzi o alternatywę, to w tym roku zaskoczył mnie kiepski poziom prac, no może prócz paru rodzynków. Podobno dobry wideoklip dużo kosztuje, ale to chyba nie kwestia pieniędzy, bo klip może kosztować 3 zł, a może też 100 tysięcy. Nie zwalnia to jednak samych autorów z obowiązku do wykonania pracy na dobrym poziomie.

Najprostszym sposobem na uzyskanie profesjonalnego wideo dla promocji zespołu jest występ na żywo w popularnym porannym programie TVP1 "Kawa czy Herbata", nagrywanym w tym czasie skrzętnie na VHS przez rodziny członków zespołu. Ten proceder znany jest od lat i często jest jedynym audiowizualnym elementem promocji grupy muzycznej.

Kiedy zespół ma zamiar zrealizować profesjonalny klip, zaczynają się schody. Chyba lepiej czasem klipów po prostu nie robić.

Interesująca jest kategoria "Inna Energia"...

W kategorii "Inna Energia" znalazła się praca do piosenki z nowej płyty Kazika, "Los się musi odmienić", której autorem jest Sławek Pietrzak, kreator SP Records. Jak mówi o nim sam Kazik: "Mój Wydafca". Oszczędny w środkach filmowych, sam autor Pietrzak zaprasza już na wstępie klipu do dziury schowanej za obrazem na kawałek interesującego kina. Gdzieś w środku tego teledysku następuje nagły zwrot akcji: to, co do tej pory było napięciem, strachem i cierpieniem bohaterów, staje się ich radością. Pietrzak, choć robi to lapidarnie, rysuje przed widzem bardzo subtelny, surrealny obraz naszej koegzystencji.

Nowa produkcja Wiśniewskiego z kolegą z Ukrainy [pod szyldem Renia Pączkowska - przyp. red.] jest tak przerysowana, śmieszna, że za szczerość i prostotę, przebierankę chłopaków za cycate baby, stroje ludowe, okulary przeciwsłoneczne i futerka, zrobienia dla ludu prostego, kolorowego przeboju, postanowiliśmy go nominować w kategorii "Inna energia". Będzie to zapewne ponadczasowy przebój, grany na weselach przez najbliższe 10 lat.

 

Istnieje też ciekawa kategoria "najlepsza kreacja aktorska wykonawcy utworu muzycznego". Czy tutaj pojawiły się jakieś objawienia?

 

Kategoria aktorska na Yachach istnieje od jakiś 6-7 lat. Wiadomo, że są lepsi i gorsi artyści na scenie, i odkąd pojawiły się wideoklipy, co za tym idzie nie liczy się tylko głos artysty, ale też jego charyzma i zdolności aktorskie. Pojawiła się nowa praca Johna Portera i Anity Lipnickiej "Hold On".

Klip z początku jest podobny troszeczkę do teledysku Ścianki, obdarowanego dwa lata temu licznymi nagrodami. Klimat robiony był chyba w Ameryce, bo trudno w Polsce znaleźć pustynię z kaktusami. Można zobaczyć zakurzonego, starego cadillaca, którym poruszają się zmęczeni, sponiewierani podróżą pasażerowie. Jest w tym wszystkim robactwo, jakaś taka pustynna fatamorgana, czarny anioł i dwoje ludzie będący u kresu.

Robiła to Maliszewska i wycisnęła z nich trochę aktorstwa. John wygląda jak podstarzały amerykański aktor w stylu Clint Westwood. Z kolei Lipnicka jest tutaj dojrzałą kobietą. Zgodzili się na dość brutalną kreację, związaną z otarciami, takim ogólnym pobrudzeniem, zmęczeniem. Mimo to całkiem dobrze wyglądają jak na swe lata.

Osobiście żałuję, że wiele takich pomysłów nie przeradza się później w inne formy filmowe, chociażby krótkie nowele, kino artystyczne, oparte na obrazach, pozbawione dialogów... Maliszewska pogoniła również po bagnach i górach wokalistę zespołu Ptaky ("Rzeka", kreacja aktorska Sebastian Makowski ), z całkiem interesującym skutkiem.

Z kolei Marta Pruska z Pati Young uczyniła porcelanową animowaną laleczkę. Zabieg specjalnego makijażu, stroju, scenografii, a przede wszystkim rwanych, prawie że poklatkowych zdjęć autorki, odrealnia wokalistkę nadając jej całej postaci zupełnie inny charakter. Wydaje się, że Pati dobrze się czuje w tym wcieleniu i Pruska miała dobry pomysł na ilustrację tej piosenki.

Kukiz jest "prawdziwkiem". Nabył doświadczenia w paru fabularnych filmach, ale w czerwonym szlafroku na planie klipu "Nie gniewaj się Janek" jest po prostu sobą. (realizacja: Grzegorz Nowiński, Maciej Szupica)

 

Ktoś ci się jeszcze rzucił w oczy?

 

Ramona Ray - nowa, młodziutka postać na scenie. Jej piskliwy, wyjątkowo oryginalny wokal i lekkość poruszania się w wideoklipie, rokuje nadzieję na nowe objawienie na polskiej scenie. No, za takim błyskotliwym debiutem stoi m.in. autor tego video Łukasz Kośmicki, postać mało mi znana, parająca się na co dzień (jak słyszałem) pracą w agencji reklamowej.

No i jeszcze Bartek Królik z SiStars - wyszedł on z cienia ogranych sióstr i dobrze się prezentuje w klipie Janka Komasy "My music". Charyzma, choreografia, odwaga, naturalny przekaz.

Ja tu świadomie i silnie podkreślam nazwiska autorów tych wideoklipów, bowiem ich praca nad sposobem zaprezentowania piosenki, a przede wszystkim pomysłem na pokazanie artysty-wykonawcy, jest często niedoceniana. Reżyser teledysku pozostaje często w cieniu zespołu czy wokalisty. Jego praca jest niezwykle trudna. W odróżnieniu od realizacji klasycznego filmu, gdzie najpierw powstaje scenariusz, a dopiero potem reżyser dobiera aktorów i kompozytora muzyki, którzy zagrają  w tym filmie, tu się sprawa ma odwrotnie. Jest już główny aktor i piosenka do zrobienia.

Dla tego aktora trzeba napisać rolę, trzeba stworzyć z niego pierwszoplanową postać. No i wielu wypadkach wszystko inne: stroje, makijaż, ruch, itd.. Nie dość tego - trzeba jeszcze go do tej wizji przekonać, często idąc na kompromis. To trudna sztuka i dlatego w Polsce jest mało reżyserów obdarzonych cudownym talentem realizacji teledysków.

Czasem za teledysk bierze się zawodowy reżyser rodem z krajowej kinematografii, lecz w większości przypadków te wyprawy kończą się niepowodzeniem.

 

Mamy jeszcze kategorię "Plastyczna aranżacja przestrzeni"...

 

Tu nagradzamy to, co jest scenografią wideoklipu, przestrzenią za zespołem, wokalistą, animacją w tle, bądź zaanektowanym plenerem lub wnętrzem.

Interesująca jest pod tym względem praca do piosenki SiStars "Na dwa". Mamy w niej sześć kwadracików, w których pokazane są londyńskie przygody z wielką walizą, kufrem, który jest podawany z kadru do kadru. To przypomina trochę film sprzed 30 lat "Nowa książka", papieża światowego wideo, Polaka Zbiga Rybczyńskiego.

Tam był kadr podzielony na dziewięć części. Mogliśmy tak jak teraz, przy pomocy instalacji kamer przemysłowych, obserwować akcję, w której bohater filmu wybiera się ze swojego mieszkania po książkę do księgarni. Akcja przenosiła się z jednego kadru do drugiego.

W klipie "Na dwa" SiStars sytuacja jest nieco inna. To sześć niezależnych montaży spaceru po ulicach i parkach Londynu. Na początku nic się nie dzieje, dopóki postać z pierwszego kadru nie przekaże tajemniczego kuferka postaci z drugiego kadru. I tak dalej "na dwa". Przestrzeń podzielona jest na sześć części, po których porusza się kuferek, z którego pod koniec klipu wyskakuje stworek typu Alf na sprężynie. Taki pomysł zrealizował Jędrzej Sierocki.

W tej kategorii pojawia się dwa razy nazwisko Pawła Przybyła, odpowiedzialnego zapewne za postprodukcję prac dla Zakopower i KS 76. Wspomógł szczególnie Maliszewską przy disignerskiej produkcji Zakopowera. W duchu projektowania graficznego Przybył wyrysował komputerem animowane góralskie wycinanki, w białym bezcieniowym studio, po którym podskakują farbowani ni to punki, ni górale.

Na uwagę w tej kategorii zasługuje również praca Dariusza Szermanowicza - 3 Wymiar feat. Wall'e, "Bez rapu byłbym niczym". Zwykle rapowe rymowanki wypadają z ust wokalistów, którzy w tej sztuce pomagają sobie rękoma, w wielu przypadkach zabudowując kadr swoimi wielkimi cielskami, z pomocą kolegów tworzących drugoplanowe chórki. W tym przypadku autor przeniósł monotonną nawijankę w przestrzeń klasycystycznej, pałacowej architektury, nawiązując do jednej linijki tekstu dotyczącej legendy czy historii.

Stało się to zapewne pretekstem do zrealizowania dość nietypowej jak na hip hop pracy. Właśnie nie na tle ponurego blokowiska, czy basenu pełnego kąpiących się dziewcząt, ale na tle silnie odnoszącej się do historii zabudowy.

 

Kolejna kategoria to animacja...

Ta animacja jest zaskakująca, ja sam tak rysowałem na nudnych lekcjach w szkole podstawowej. Na brzegu kolejnych stron podręcznika rysowało się śmieszną postać, która ruszała się, sikała, albo podskakiwała podczas kartkowania. Mówię o klipie Fisza i animacji robionej na brzegu zeszytu bez linii. Piękna praca Sebastiana Pańczyka.

W ten sposób jest zrobiony ten klip - zarysowanych kilkanaście brzegów wielokartkowych zeszytów, widać też palec człowieka animującego, czyli puszczającego cały strumień kartek.

Jest to historia miłosna młodego chłopaka - przeniesienie uczuć na elektryczność, gdzie ludzie są lampami, a kontakt między nimi jest jak wtyczki z gniazdkiem.

To mi się osobiście podoba, taki powrót do klasycznej animacji, rysowanej. Nie takiej trójwymiarowej, typu "Toy Story", gdzie widać pogoń za doskonałością, choć takie prace również pojawił się na festiwalu. Ale, niestety, nie były to prace powalające, więc nie dostały się do nominacji.

Furorę wśród jurorów zrobił też "Rower" Lecha Janerki. Praca dosyć na czasie, opowiada o sytuacji w Iraku. Jest to prześmieszna piosenka, mająca wiele podtekstów, reakcja na światowe wydarzenia. Animacja nie jest jednak silną stroną tej pracy (autor: Rafał Garcarek),

jednak dzięki rysunkom można było oddać realia tej nikomu nie potrzebnej wojny i zabawić się tekstem Lecha Janerki.

Zeszłoroczni laureaci - Rymwid Błaszczak i Leszek Molski, stworzyli i w tym roku ciekawą animację dla Kapeli ze Wsi Warszawa "U Boru Kalinka". Ich skomplikowana technika łączenia obrazu wideo, fotografii cyfrowej i klasycznej animacji lalek, daje ciekawy artystyczny efekt w tej, czerpiącej z ludowej muzyki, piosence.

Czy w tym roku nie będzie "Cytryny", czyli nagrody dla najbardziej obciachowego teledysku?

Mieliśmy wiele protestów po zeszłorocznym ogłoszeniu tej kategorii. Stworzyli ją sami jurorzy, którzy po obejrzeniu wszystkich zgłoszonych prac postanowili zwrócić uwagę na te wideoklipy i piosenki, które wydały im się kiczowate i niesmaczne. Nie jest to kategoria konkursowa, więc nie będzie nominacji. Jednakże paru jurorów chce prywatnie rozdać cytryny również w tym roku.

Będzie za to po raz pierwszy od wielu lat "Yach Internautów", przyznawany przez użytkowników portalu INTERIA.PL?

Będzie to raczej "Yach Publiczności", którego wybór nastąpi drogą głosowania na waszym portalu. Dwa lata temu różne głosy w branży radziły nam, żeby to ludzie wybierali nagrody przy pomocy sms-ów. Mówili, że w ten sposób festiwal stanie się bardziej medialny, interaktywny i atrakcyjniejszy dla publiczności...

Ja jednak uważam, że byłoby to bardzo niesprawiedliwe dla całego festiwalu i samych twórców polskiej sceny wideo. Od 14 lat pilnuję, aby festiwalowy konkurs był otwarty dla każdego z autorów, gdzie pojawiają się profesjonaliści, amatorzy i debiutanci. Poddanie oceny wartości wideoklipu szerokim masom ludzkim, kierującym się przy wyborze bardziej blaskiem sezonowego hitu, niż wartością dzieła audiowizualnego, nie ma nic wspólnego z tym, co kreuje nasz festiwal.

Zawężanie opinii społecznej do grup korzystających w komunikacji z sms-ów lub e-maila jest wielce nieobiektywne. W przypadku internautów zrobiliśmy w tym roku wyjątek. Klipy te będzie można obejrzeć w portalu INTERIA.PL i dopiero po zapoznaniu się z pracami - zagłosować.

"Yach Internautów" również zostanie wręczony na Gali w Teatrze "Wybrzeże".

Twoja własna nagroda to "Drewniany Yach"...

Chciałbym przy tej okazji powiedzieć o Macieju Szupicy i Grzegorzu Nowińskim. Zauważyłem ich pracę w konkursie dwa lata temu. Zrobili klip do muzyki Glennskii'ego, słynnego Amerykanina mieszkającego w Sopocie ("Kosmiczne grzyby", byłego członka Blenders). Ich język wideo opiera się na znakomitym montażu i świadomej zabawie detalem, szczegółem. Niektóre sceny w ich teledyskach trwają zaledwie ułamek sekundy, ale wystarczająco długo, aby dotrzeć do ludzkiej podświadomości.

Ten wideoklip, bardzo nowatorski, przepadł w dyskusji jurorów. Dałem im wtedy "Drewnianego Yacha", swoją nagrodę, którą nadajemy co roku na zmianę z Magdaleną (Kunicką-Paszkiewicz, żoną Yacha - przyp. red.) dla prac i twórców wybitnych,

którzy z jakiś powodów nie zmieścili się w głównym rozdaniu gremiów naszego festiwalu.

W następnym roku ten sam duet zrobił w Stoczni Gdańskiej piękny teledysk dla grupy Pink Freud. Triumfował w Innej Energii!

A w tym roku zaskoczony zobaczyłem, że są nominowani w dwóch kategoriach: za klip Kukiza, "Nie gniewaj się Janek", w którym Paweł chodzi w czerwonym szlafroku po wielkim mieszkaniu. To naprawdę dobra praca. Najbardziej śmieszne jest to, że na stopklatce tego wideoklipu, wśród różnych gadżetów, które stoją za Kukizem na kredensie, zauważyłem statuetkę "Drewnianego Yacha" sprzed dwóch lat.

To bardzo mnie rozbawiło, ale dało też do myślenia, że gdzieś tam wśród twórców polskiego wideoklipu "Yach Film" jest szanowany, że istnieje z dala od koniunkturalnych konkursów, w których mniej znane prace nie mają szans, a wygrywają tuzy ograne w mediach.

Jak w skrócie podsumowałbyś zbliżający się "Yach Film"?

W tym roku udało się pokazać szeroki przekrój rodzimej produkcji - jest dużo kontrastów, sąsiadujących ze sobą gatunków. Pewnie wybuchnie jakiś skandal, któraś praca przepadnie,

ale chyba po to są festiwale, żeby zderzać różne postawy, pokazywać wszystko to, co się w naszym kraju dzieje.

14-letnia historia festiwalu pokazuje, jaką ogromną drogę rozwoju pokonało polskie muzyczne wideo. Teledysk stał się dopełnieniem piosenki, czymś, co jest nierozerwalnie związane z muzyką rozrywkową w czasach królowania telewizji, internetu i multimediów. A festiwal jest po to, aby zastanowić się nad tym wszystkim: nagrodzić to, co wartościowe, poklepać po ramieniu debiutantów, podyskutować o miejscach teledysku w mediach i wydawnictwach, wskazać kierunki, trendy i dać impuls wszystkim tym, którzy na co dzień je tworzą.

W ostatnich tygodniach w portalu INTERIA.PL trójkę najpopularniejszych teledysków tworzyły prace polskich wykonawców. Akurat żaden z nich nie znalazł się wśród nominowanych do "Yachów", ale czy mógłbyś je ocenić? Pierwszym z nich, który zrobił największą furorę, jest "Niech mówią, że to nie jest miłość" z oratorium "Tu es Petrus" (śpiewają Olga Szomańska i Przemysław Branny). Dodajmy, że ten utwór zwyciężył w konkursie na "Przebój Lata" Festiwalu Jedynki w Sopocie.

Widziałem ten klip, a także całe oratorium w oryginale, nawet mi się podobało. Potem pewnie dokonano zabiegu, żeby z jednej z piosenek zrobić taki popowy przebój. Napisano scenariusz wideoklipu i sfilmowano jak sitcomu, tak trochę w stylu "M jak miłość".. Być może o to chodziło autorom, o taki przekaz. Jeżeli on chwyta ludzi, to miło.

Ja mam jednak bardzo mieszane uczucia, bo przypomina on fragment telewizyjnego serialu. Klip jest dobrze zrobiony, ale niczym szczególnym się nie wyróżnia. Banalny scenariusz: facet odchodzi do bardziej atrakcyjnej dziewczyny, pozostawiona dziewczyna znajduje oparcie w skromnym chłopcu, który śpiewa wraz z nią tę piosenkę.

Pierwsze miejsce tego wideoklipu na waszej liście to potwierdzenie, że ludzie głosują raczej na piosenkę, która im się podoba, a nie na teledysk.

Popularnością wśród naszych użytkowników cieszy się również klip "Znak pokoju" grupy Virgin. Tym utworem Doda i jej koledzy zdobyli "Słowika Publiczności" na Sopot Festival?

Do tej pory jeszcze nie widziałem, żeby ktoś zrobił dobrego klipa Dodzie. Pamiętam, jak po raz pierwszy debiutowała z "Virgin" właśnie na 9. Gali wręczenia Yachów. Miała wtedy 16 czy 17 lat, ogromny "power" w głosie i na scenie.

W klipie "Znak pokoju" jest dobrze sfilmowana: w szykownych sukniach i pałacowych wnętrzach. Lecz jak na jej temperament nie bardzo mi pasuje jej wizerunek w tym właśnie anturażu. Mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości znajdzie wreszcie porządnego reżysera.

Jeszcze niedawno na szczycie naszej listy Top 10 znajdowała się Mandaryna i jej zrealizowany z rozmachem klip "Ev'ry Night".

Wydaje się, że mąż Wiśniewski, czerpiąc wiele z niemieckiej sceny rozrywkowej (choćby przeróbka utworu Die Toten Hosen), wiele żonę nauczył. Tak się bawią w niemieckim popie.

Ludziom w Polsce tego rodzaju rytmika i poetyka pasuje, szczególnie wśród młodzieży szkolnej, bo to pewno target tej artystki.

W zeszłym roku do "Cytryny" był nominowany klip Mandaryny "Here I Go Again", który został znakomicie zrobiony pod względem montażowym i zdjęciowym, jednak niósł w sobie taki ładunek kiczu i pomady, że jurorzy postanowili zareagować.

Wiadomo - Mandaryna jak landryna: wszystko tu takie cukierkowe, cały ten świat wymyślony. To taka poetyka komórkowych telefonów, super szkoły, gdzie wszyscy są śliczni, pięknie ubrani w jasnoniebieskie i różowe ubranka, mają ładne błyskotki, uczą się pilnie, wbijają sms-y i grają w kosza na długich przerwach.

W klipie "Ev'ry Night" mamy dalszy ciąg przygód Mandaryny na wakacjach z koleżankami i z kolegami z klasy. Wszyscy, co grają w Polsce w totolotka pewnie marzą o takiej odmianie. Również nie jedna partia startująca w tegorocznych wyborach powinna przedstawiać ten klip jako program wyborczy adresowany do młodzieży. Zwycięstwo gwarantowane. To taka do bólu przerysowana "global" kultura, pasująca do lalki Barbie i innych plastikowych gadżetów.

Podoba mi się to, że Wiśniewscy postawili na show. Mandaryna przecież pochodzi z baletu Ich Troje. Sceniczny ruch, synchroniczne tańce, dobrze przygotowana choreografia to obecnie rzadko spotykana cecha polskiej sceny popowej. Mandaryna swoją sztuką zapchała lukę po boysbandach końca lat 90.

Daleko jej jednak do show typu Kylie Minogue, Madonna, bliżej do skandali. Zauważ, że przy każdym z wymienionych artystów wymieniłeś dodatkowe nagrody, które otrzymali w tym sezonie. Mandaryna nie dostała nic, ale po Sopocie było o niej głośniej niż o wszystkich wyżej wymienionych. I to jest jej siła!

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Yach Paszkiewicz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama