Reklama

"Z nikim nie konkurujemy"

Pochodząca z Surrey, w Wielkiej Brytanii, formacja Hundred Reasons przez długi czas była uznawana za "najlepszy na Wyspach zespół bez kontraktu". Ich single "I'll Find You, If I Could" i "Silver" odnosiły spory sukces na listach przebojów i po długim okresie oczekiwania fani zespołu w 2002 roku doczekali się wreszcie debiutanckiego krążka "Ideas Above The Station". O pracach nad albumem, występie na Ozzfeście i stosunku do twórczości grupy Oasis, z Larry'm Hibbittem, gitarzystą Hundred Reasons, rozmawiał Maciej Rychlicki (Sony Music Polska).

Na początku wielkie gratulacje z okazji zajęcia trzeciego miejsca na liście najlepiej sprzedających się płyt w Wielkiej Brytanii. Powiedz szczerze - spodziewaliście się takiego sukcesu?

Naprawdę nie spodziewaliśmy się, że będzie aż tak dobrze. Co prawda nasze dotychczasowe single całkiem nieźle radziły sobie na listach, ale że płyta trafi do pierwszej trójki - nie, to było dla nas bardzo miłe zaskoczenie.

Czy uważasz że wasza muzyka ma w sobie ukryty potencjał komercyjny?

Z pewnością. Przy czym mamy to szczęście, że nie musimy się zmuszać do pisania przebojów, to wychodzi samo z siebie...

Reklama

Jaka "stacja" wymieniona jest w tytule płyty "Ideas Above The Station"?

"Ideas Above The Station" to angielskie określenie na przerost formy nad treścią - kiedy twoje pomysły przerastają samego ciebie. To też w pewnym sensie reakcja na zazdrość tych, którzy twierdzą, że skoro nasza muzyka się podoba i ktoś jednak kupuje nasze nagrania, to się "sprzedajemy", czy też tworzymy "pod publikę".

Tak dobry wynik całego albumu na listach przebojów może być dla nich niezłym prztyczkiem w nos?

Tak, dzięki temu już zupełnie mogliśmy przestać przejmować się wszystkimi negatywnymi opiniami i po raz kolejny przekonać się, że to, co robimy, naprawdę ma sens.

Czy w takim razie teraz uważnie śledzicie listy przebojów? Aby doglądać, jak w danym tygodniu radzi sobie wasz singel lub płyta?

Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie robiliśmy tego od początku (śmiech). Ale tak, ponieważ zupełnie niedawno ukazał się w Anglii nasz singel ?Silver?, dlatego do czasu wydania następnego minie jeszcze parę miesięcy. Ale zaczęliśmy też pracę nad drugim albumem, którego premierę planujemy wstępnie na początek przyszłego roku.

Teraz trochę z historii Hundred Reasons: magazyn "Kerrang!" ogłosił was swego czasu zwycięzcami w kategorii "Best Unsigned Band" (Najlepszy zespół bez kontraktu).

Tak, to było już parę lat temu.

I jak czuliście się z takim wyróżnieniem? Z jednej strony sukces, a z drugiej cały czas pewne niedocenienie...

Bardzo cieszyła nas ta nagroda, bo przyznawali ją czytelnicy. Jeżeli miałbym wybierać, to wolę nagrody od fanów muzyki, niż od ludzi z branży muzycznej. Są znacznie bardziej wymierne.

Ale czy Najlepszy zespół bez kontraktu to - w waszym przypadku - wynik zupełnego braku zainteresowania ze strony wytwórni fonograficznych, czy też taka ilość propozycji kontraktów, że nie mogliście się zdecydować co wybrać?

Nie, to nie była żadna kolejka wytwórni stojących w kolejce, żeby się z nami podpisać: od początku interesowała się nami głównie Columbia, ale ponieważ chcieliśmy wynegocjować jak najlepsze dla siebie warunki, podpisanie kontraktu trwało aż tak długo. Musieliśmy być pewni, że zachowamy nad sobą kontrolę i nie ucierpi na tej współpracy nasza muzyka.

Jesteś gitarzystą w zespole. Kto jest twoim idolem, jeżeli chodzi o grę na gitarze?

Jonathan Kilgour z formacji Policecat i Josh Homme z Queens of the Stone Age - bardzo lubię słuchać jak grają.

Zaraz, zaraz... nie wymieniłeś Jimiego Hendrixa?!

Niezbyt lubię klasyczną grę na gitarze. Bardziej interesuje się tym, co wymyśla się na bieżąco.

A czy są obecnie w Wielkiej Brytanii jakieś nowe, nieznane zespoły, które mógłbyś nam teraz szczególnie polecić? Takie, którym już teraz przepowiadasz sporą karierę?

Tak, na przykład Garrison czy Rachel Stamp. I jeszcze CapDown, z którymi gramy koncerty. Na pewno jeszcze o nich usłyszysz.

Niedawno zagraliście podczas objazdowego festiwalu Ozzfest. Jak do tego doszło, poznaliście może Ozzy'ego i Sharon?

Niestety, nie mieliśmy okazji się z nimi spotkać, ale albo oni sami, albo ktoś z ich menedżmentu zaprosił nas do zagrania podczas tej imprezy. Nie graliśmy na scenie głównej, tylko w specjalnym namiocie Radio One Stage.

A propos Ozzy'ego - właśnie niedawno MTV Polska rozpoczęła emisję reality-show "Rodzina Osbourne'ów", o którym na pewno słyszałeś, a który opiera się na filmowaniu wszystkiego, co dzieje się w domu Ozzy'ego i jego rodziny. Czy wiedząc, że zgodził się na coś takiego, nie tracisz do niego szacunku jako do muzyka?

Prawdę mówiąc wiele o tym słyszałem, ale nie miałem okazji zobaczyć ani jednego odcinka - prawie cały czas jesteśmy w trasie i rzadko kiedy mamy czas oglądać telewizję. Pewnie dość zabawnie się to ogląda, ale ja osobiście nigdy nie zgodziłbym się na coś takiego. Według mnie robi to tylko i wyłącznie dla pieniędzy.

Jak już wspomniałeś, waszym nowym singlem jest piosenka "Silver". O czym opowiada?

Napisał ją Paul, nasz drugi gitarzysta. Ja śpiewam w tym kawałku tylko dwa wersy i szczerze ci powiem, że nigdy tak naprawę nie interesowałem się o czym jest cała reszta. Mógłbym się go teraz zapytać, ale... akurat gdzieś wyszedł.

W opisie nowego albumu Oasis przeczytałem takie zdanie: "To płyta Oasis (What's The Story) Morning Glory sprawiła, że ludzie na Wyspach znów uwierzyli w rock & rolla i ponownie zaczęli kupować rockowe płyty". Czy jako Brytyjczyk, i w dodatku muzyk rockowy, zgodzisz się z tą opinią?

Może to dziwne, ale nie jestem i nigdy nie byłem fanem Oasis.

A nie sądzisz, że w jakiś sposób ułatwili dzisiaj istnienie takich zespołów, jak Hundred Reasons?

To chyba nie zasługa Oasis, ale wszystkich amerykańskich kapel gitarowych, które w równym, jeżeli nie większym stopniu, są słuchane przez dzieciaki na Wyspach. Wbrew pozorom, bardzo wiele stacji radiowych gra tutaj właśnie taką muzykę. To, że radia puszczają także nasze kawałki, to zasługa raczej Limp Bizkit czy Papa Roach, bo oni przyzwyczaili słuchaczy to cięższego niż do tej pory brzmienia gitar. A Oasis to zespół rockowy, ale już nie heavy-rockowy. Ich muzyka opiera się na gitarach, ale są to zupełnie inne gitary, niż nasze.

Co w waszej karierze było momentem przełomowym, najważniejszym? Czy był już w ogóle taki moment?

Hmmm... faktycznie nie wiem, czy w naszym przypadku da się już coś takiego wyróżnić. Przez ostatnie dwa lata działo się wokół nas tak wiele rzeczy, że potrafię znaleźć teraz jakiegoś wydarzenia ważniejszego od innych...

Czyli cały czas czekacie jeszcze na taką chwilę?

Nie wiem, czy w ogóle kiedykolwiek nastąpi. W końcu kariera to cały szereg następujących po sobie zdarzeń. Spotyka nas wiele ważnych zdarzeń... co miesiąc! (śmiech)

Jeżeli chodzi o występy na żywo, to tutaj Hundred Reasons nierozerwalnie łączy się z zespołem CapDown, z którym gracie już od bardzo dawna. Czy przez ten czas nie wywiązała się między wami nić współzawodnictwa? O to, komu się lepiej powiedzie na listach przebojów, albo w zestawieniach sprzedaży?

Nie, z żadnym zespołem nie chcielibyśmy stawać do współzawodnictwa. Pomagamy sobie, zamiast ze sobą konkurować. W końcu jesteśmy przyjaciółmi.

I na koniec trochę nietypowa prośba: podaj proszę wymarzony skład - zespoły czy wykonawców - z którym najbardziej chcielibyście zagrać np. na podczas jakiegoś festiwalu...

Na pewno byliby to The Foo Fighters, Rage Against the Machine, Led Zeppelin, The Beatles, Jimi Hendrix...

Czyli jednak Hendrix?!

To akurat podpowiedzieli mi kumple, bo siedzą tu obok. Może jeszcze Black Sabbath, gdyby możne było się cofnąć w czasie o jakieś 25 lat, bo chyba wtedy grali najporządniej, Nina Simone, Suede, Color Me Badd,

A to ciekawostka! (śmiech) Dzięki za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: single | śmiech | muzyka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama