Reklama

"Wykażemy się większą rozwagą"


27-letni Mariusz Totoszko pochodzi ze Wschowy, w województwie lubuskim. Ukończył szkołę muzyczną w klasie fortepianu i wychowanie muzyczne na Wydziale Artystycznym Uniwersytetu Zielonogórskiego. Gra także na gitarze i perkusji. Zajął 1. miejsce w Ogólnopolskim Konkursie Piosenki Sakralnej w Częstochowie, a za swojego muzycznego idola uważa Stinga.

23-letni Bartek Hom urodził się w Szczecinie, dorastał w Płocku, a obecnie mieszka w Warszawie. Występował w teatrze Buffo, w musicalach: "Metro" i "Przeżyj to sam". Jest zdobywcą Grand Prix na II i IV Międzynarodowym Festiwalu Piosenki w Kielcach. Na swoim koncie ma m.in. dwukrotne Grand Prix na Międzynarodowym Festiwalu Piosenki Młodzieżowej w Kielcach. Brał udział w koncertach Krzysztofa Krawczyka oraz Violetty Villas. Był prezenterem w stacjach radiowych i twórcą programów rozrywkowych w telewizji.

Reklama

Obaj wokaliści popularność zdobyli jednak dopiero dzięki finałowi "Idola", słynnego telewizyjnego show. O udziale w tym programie, pomysłach na debiutancką płytę i błędach finalistów pierwszej edycji "Idola", z Mariuszem Totoszko i Bartkiem Homem rozmawiał Łukasz Wawro.


Powiedzcie mi, tylko szczerze, czy wchodząc do programu spodziewaliście się, że będziecie dzisiaj rozmawiać z dziennikarzami jako finaliści?

Mariusz Totoszko: Szczerze mówię, że nie. Moim wielkim sukcesem było już samo dostanie się do 48. i spotkałem tam 47. świetnych ludzi, genialnych wokalistów i wtedy już zupełnie nie spodziewałem się, że dojdę tak daleko, nie marzyłem nawet o finałowej dziesiątce. W mojej grupie były trzy osoby, które były ogromną konkurencją. W związku z tym koncentrowałem się tylko i wyłącznie na tym, żeby dobrze wypaść, dobrze zaśpiewać, by moi rodzice byli z tego zadowoleni. Okazuje się, że piosenka, którą zaśpiewałem, pozwoliła mi na ścisły finał.

Tam dążyłem do tego, by bawić się jak najdłużej i próbować radzić sobie z tymi wszystkimi przedziałami tematycznymi. A teraz jestem drugi w Polsce i jest to zupełny szok. Nigdy w życiu bym o tym wcześniej nie pomyślał.

Przytoczę może taką sytuacje. Gdy byłem jeszcze w "Teatrze Komedia", były trzy grupy - pierwsza to ta, która odpadła, druga to grupa rezerwowa i trzecia, która nazwaliśmy rezerwową. Ja byłem w grupie rezerwowej, a tu nagle okazał się, że jestem drugi w Polsce.

Bartek Hom: Szczerze mówiąc ja w ogóle nie wierzyłem w siebie w tym programie, zresztą nie miałem zamiaru iść na casting i gdybym nie przegrał w karty, to bym nie poszedł.

Żartujesz, naprawdę odbyło się to w taki sposób?

Bartek Hom: Nie. Taki był układ. Chłopaki mnie napastowali, że muszę iść, ja twierdziłem, że absolutnie nie. No i stanęło na zakładzie, że jak przegram w karty, to pójdę. No i jestem.

Czyli wszystkie hasła a?la: "Jak nie ja, to kto" były bardziej hasłami z zakresu public relations, niż szczera wiara w swoje siły?

Bartek Hom: Siedziałem na castingu i miałem wpisać: "Dlaczego zostaniesz idolem?" No to wpisałem takie hasło, ale nie miałem pojęcia, że gdzieś tam dalej aż tak bardzo do mnie ono przylgnie.

A jak w tej chwili wspominasz program? Miałeś w ogóle chwilę, by się zastanowić nad tym, co się stało?

Mariusz Totoszko: Szczerze mówiąc nie za bardzo miałem chwilę, żeby usiąść sobie refleksyjnie i przemyśleć ten program od początku do końca. Ale już teraz mogę powiedzieć, że była to świetna szkoła życia. Wszystkie negatywne opinie jury dodały mi sporo energii i spowodowały, że stałem się bardziej asertywny.

Bartek Hom: Była bardzo sympatycznie i trochę mi go brakuje. To była bardzo fajna zabawa i przygoda, bardzo fajna bajka. Mamy już niedługo robić jakiś program na żywo i już nie mogę się doczekać, bo to jest bardzo fajna bajka.

A na ile program różnił się od tego, czego się spodziewałeś?

Mariusz Totoszko: Idąc do programu, nie miałem w zasadzie jakiegoś konkretnego wyobrażenia o nim. Wiedziałem, że będziemy ganiani, spodziewałem się, że będą próby. Tych prób było, jak dla mnie, trochę za mało, a za dużo było gonienia - na to nie byłem przygotowany, no ale nikt nie mówił, że będzie łatwo.

Bartek Hom: Program był nieco inny, niż się spodziewałem. Pierwsza edycja była programem wokalnym, a druga bardziej telewizyjnym. Masę czasu zajmowało nam kręcenie materiałów do "Idola Extra", a mało było czasu, by przygotować się do koncertu. Myślałem, że będzie więcej prób.

Czy pojawiły się już jakieś konkrety dotyczące waszych kontraktów płytowych?

Mariusz Totoszko: Konkretów jeszcze nie ma. Musimy przygotować demo, które zaprezentujemy firmie BMG. Jeśli ona to zaakceptuje i podpisze z nami kontrakt, wówczas wejdziemy do studia i nagramy materiał. Natomiast nie możemy wydać płyty przed Krzyśkiem Zalewskim, który swój album wyda dopiero we wrześniu.

Bartek Hom: Myślę, że płyta będzie gotowa gdzieś pod koniec roku. Mam taką nadzieję. Rozmawiam z wytwórnią i myślę, że są duże szanse - wytwórnia bardzo by tego chciała. Jakiś konkret już podpisaliśmy, więc chyba się uda.

Mariusz, jaki masz pomysł płytę? Z całej trójki finałowej jesteś chyba najmniej określony muzycznie i nie wiemy, czego się po tobie spodziewać?

Mariusz Totoszko: Myślę, że to właśnie wyjdzie mi dobre. Nikt nie wie, czego może się po mnie spodziewać, w związku z tym płyta może się okazać wielką klapą, ale może też być wielką niespodzianką. Obecnie nie chciałbym jeszcze zdradzać szczegółów, zresztą póki co może to być wszystko: może to być funk, może być rock, może być trochę jazzu. Będę jednak chyba oscylował w granicach gitarowej muzyki rockowej. Tak póki co myślę.

Bartek, czy twój album będzie bardziej oparty na pomysłach, na zaskakiwaniu słuchacza, czy jednak będzie to raczej "klasyczna" płyta muzyczna?

Bartek Hom: Myślę, że będzie bardziej muzyczna. W zaskakiwanie będę się bawił na koncertach, ale w oparciu o materiał z płyty, Natomiast sam album będzie..., może poważny to za dużo powiedziane, w każdym razie nie będą to teksty z jajem. Może będzie jakieś drugie dno, ale nie na zasadzie kabaretu.

A czy jest jakiś określony zespół ludzi skupionych wokół was, którzy nagrają tę płytę, czy będziecie korzystać z pomocy muzyków sesyjnych?

Mariusz Totoszko: Mam pomysły co do nagrania płyty i na temat występowania, ale nie chciałbym tego zdradzać, bo nie chciałbym zapeszać.

Bartek Hom: Wciąż się jeszcze nad tym zastanawiam, więc żadnych konkretów ci nie podam.

Powiedzcie, czy zawsze był u was pęd do tego, by profesjonalnie zająć się muzykowaniem, czy do tej pory traktowaliście to tylko jako hobby?

Mariusz Totoszko: Gram i śpiewam już jakieś dziesięć lat, więc zawsze chciałem się z tego utrzymywać. Jednak utrzymywanie się z muzyki jest jakimś zawodem i przejawem profesjonalizmu. Nie ukrywam, że muzyka jest mi najbliższa i chciałbym, aby stała się moim zawodem.

Bartek Hom: Już od dziecka wiedziałem, że będę to robił. Od dawna pracowałem np. w teatrze i wiedziałem, że wcześniej czy później się to zdarzy. Zakładałem, że tak będzie i wydaje mi się, że jestem na najlepszej drodze, by tak właśnie się stało.

Ale chyba dużo bardziej pociągała cię działalność sceniczna w ogóle, a nie wokalistyka?

Bartek Hom: A właśnie że nie. Dużo bardziej pociąga mnie samo śpiewanie. Widzisz, pozwoliłem sobie w tym programie na błąd, by nie śpiewać i nie udowadniałem, że naprawdę potrafię to robić. Już od kilku lat zarabiam na życie głosem. Pracowałem z Januszem Józefowiczem i kilkoma muzykami, którzy chyba nie pozwoliliby sobie na to, by pracować z kimś, kto nie umie śpiewać. Poza tym kilka lat temu skończyłem szkołę wokalną Elżbiety Zapendowskiej, która pewnego dnia przyszła do mnie i powiedziała: "Ja już cię wszystkiego nauczyłam, myślę, że jest OK".

W programie postawiłem natomiast na cos zupełnie innego i odpuściłem na coś zupełnie innego niż śpiewanie i stąd wziął się taki a nie inny mój obraz i takie a nie inne zachowanie komisji, które trochę mnie zresztą bawiło.

Nie uświadomiłem sobie, że to później będzie się za mną ciągnęło. Mam nadzieję, że tą płytą udowodnię, że potrafię śpiewać.

Ale chyba nie masz czego żałować, bo byłbyś jednym z wielu wokalistów, a tak wyróżniłeś się i wyszło ci to na dobre.

Bartek Hom: Bardzo mi na tym zależało, by ktoś, kto przypadkiem włączy program i przypadkiem spojrzy na ekran, pomyślał sobie, że mu się podobało, albo nie, byle tylko ni stwierdził: "Nie wiem, który to". Na to stawiałem i wydaje mi się, że udało mi się to osiągnąć.

Mariusz, za to u ciebie po drodze była jeszcze klasa fortepianu, grasz też na gitarze i na perkusji. Sprzedawałeś instrumenty. Muzyka w twoim przypadku to nie tylko śpiew. Stąd pytanie, czy to właśnie on sprawiał ci największą przyjemność?

Mariusz Totoszko: Dopiero niedawno tak się okazało. Frontmanem w zespole jestem dopiero od dwóch, czy trzech lat. Wcześniej nigdy nie miałem takiej potrzeby, ani aspiracji. Zawsze stałem gdzieś w tle i robiłem "swoją robotę". Ale jakoś tak to się stało, że prowadzę zespół i nieźle mi to wychodzi, więc pomyślałem sobie: "dlaczego nie?" Także facet, który stoi z przodu z gitarą i śpiewa, jest tym, co najbardziej by mi w tej chwili odpowiadało.

A czy dotarło już do was, jak wiele ze swoich zamierzeń osiągnęliście? Na 99% wydacie płytę, na wejściu kupi ją pewnie kilka tysięcy ludzi. To ogromny krok do przodu.

Mariusz Totoszko: To prawda. Nigdy bym się tego nie spodziewał, że tak będzie. Gdybym nie przystąpił do tego programu, to nie wiadomo, czy drzwi, do których bym pukał, otwarły by się, a teraz one już stoją otworem i proponują mi pewne rzeczy. To właśnie dał mi ten program. Trzeba teraz jak najlepiej wykorzystać ten czas, by drzwi się nie pozamykały.

Bartek Hom: Myślę, że wszystko dzieje się tak szybko, że nie mam czasu, by usiąść i zastanowić się nad tym, o co pytasz. Zastanawia mnie natomiast pewien paradoks. Gdy nie masz możliwości wydania płyty, to masz na nią milion pomysłów i dokładnie wiesz, jaka ona może być. Ostatnio rozmawiałem z kimś z BMG i okazało się, że gdy dostajesz szansę, to zaczynają ci drżeć ręce i nie wiesz do końca, o co chodzi. Myślę, że popracuję sobie nad tą płytką jakiś czas, bo nie chciałbym żałować na niej ani jednego dźwięku.

Czy udział w drugiej edycji był sprawą oczywistą? Kiedy oglądaliście pierwszą część "Idola" wiedzieliście, że przystąpicie do drugiej?

Mariusz Totoszko: Nie, absolutnie nie. Wysłałem papiery dopiero ostatniego dnia, dokładnie 31 lipca. Do końca nie byłem pewien, czy składać papiery i nawet kiedy je wysłałem, to nie byłem pewien, czy dobrze zrobiłem.

Okazuje się, że masz w tym wszystkim sporo szczęścia. Raz, że zgłosiłeś się w ostatniej chwili, dwa, że dostałeś się do finału z grupy rezerwowej?

Mariusz Totoszko: Tak, to prawda.

Czy popularność staje się już dla was uciążliwa, czy wciąż sprawia wam tylko przyjemność?

Mariusz Totoszko: Ciągle jeszcze sprawia przyjemność. Oczywiście bywa uciążliwa, jak idę z siatkami, mam zajęte ręce i ktoś prosi o autograf. Trzeba wszystko rzucić, podpisać, ale jest to bardzo miłe, a poza tym trzeba pamiętać o tych ludziach i to o wszystkich - zarówno tych młodszych, jak i o starszych, bo to właśnie oni są potencjalnymi odbiorcami moich płyt, mojej muzyki. Trzeba zawsze o nich pamiętać i być dla nich życzliwym.

Bartek Hom: Ciężko w zasadzie mówić o uciążliwości. Widzę, że ludzie mnie zauważają. Nie jest to uciążliwe, czasami ktoś podejdzie, uśmiechnie się, pogratuluje i jest to bardzo sympatyczne.

Dlaczego wybrałeś na składankę z nagraniami wszystkich finalistów drugiej części "Idola" akurat kompozycję "Never Tear Us Apart" zespołu INXS?

Mariusz Totoszko: Wydawało mi się, że właśnie ten utwór wypadł w programie najlepiej, chociaż teraz widzę, że Phil [Collins] też stoi nieźle w rankingach. Niemniej wybrałem ten utwór zaraz na początku i już się tego trzymałem. Poza tym bardzo lubię zespół INXS, lubię ich stylistykę i wokalistę, niestety już nie żyjącego.

Czy obserwujecie to, co dzieje się w tej chwili z finalistami pierwszej edycji "Idola" i czy w związku z tym już w tej chwili wiecie o czymś, co na ich miejscu zrobilibyście inaczej?

Mariusz Totoszko: Na pewno wykazałbym się większą rozwagą w doborze repertuaru. A druga sprawa to pośpiech. Nie należy się aż tak bardzo spieszyć i trzeba walczyć o to, by nie ustawiać konkretnej daty premiery płyty. Wiem, że wytwórnia często narzuca premierę, mówiąc: "Premiera albumu ma być 11 września. Rób, co chcesz, ale ma być". Postaram się tego uniknąć, bo mogę nie zdążyć i wyjdzie z tego coś kiepskiego. Także jednak wybrałbym wstrzemięźliwość i wolniejszy tryb pracy, po to, by całość wyszła dobrze.

Bartek Hom: Zrobiłbym bardzo dużo rzeczy inaczej - przede wszystkim nie są to płyty, które do mnie przemawiają. Z tych, które już wyszły, najbardziej podoba mi się album Tomka [Makowieckiego], ale nie jest to coś, co by mnie powaliło na kolana. Dla mnie są to płyty zupełnie bez charakteru i ja nadałbym im charakter. Są to albumy z jakąś tam muzyką, ale ani mnie ona nie pociąga, ani nie absorbuje w jakikolwiek sposób.

Czyli nie grozi nam, że dasz się wtłoczyć w muzykę środka?

Bartek Hom: Myślę, że nie. Na pewno będzie to płyta popowa, ale chodzi mi o to, by miała swój charakter i była rozpoznawalna. O to będę walczył.

Słyszę, że wciąż masz problemy z głosem.

Bartek Hom: Troszeczkę tak.

To coś poważnego? Trwa to już kilka dobrych tygodni.

Bartek Hom: Nie wiem. Mam nadzieje, że to się skończy. Już za chwilę zaczynam grać koncerty i mam nadzieję, że jakoś sobie poradzę. Teraz to już chyba tylko kwestia przeziębienia. Z dźwiękami nie jest już najgorzej - nie jest to mistrzostwo świata, ale myślę, że będzie coraz lepiej. Staram się oszczędzać, palę bardzo mało papierosów, co w moim przypadku jest niebywałe. Zresztą ostatnio odstawiłem mnóstwo rzeczy, które mi nie służą. Mam nadzieję, że już niedługo się wyleczę.

Dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: wychowanie | piosenki | przyjemność | muzyczne | bartek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy