Reklama

"Wybrałbym aktorstwo"


Łódzka formacja Coma mocno namieszała na scenie mocnego rocka w 2004 roku, gdy wygrała Festiwal Rockowy Węgorzewo. Ponadto otrzymała nagrodę dziennikarzy oraz nagrodę publiczności. Wokalista Piotr Rogucki razem z Comą utworem "Sto tysięcy jednakowych miast" wygrał Konkurs Aktorskiej Interpretacji 25. Przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu.

Na początku lutego 2005 r. Coma została nominowana w 4 kategoriach do Fryderyków i ostatecznie otrzymała nagrodę za "najlepszy album rockowy" (za debiut "Pierwsze wyjście z mroku"). Przebojem stał się utwór "Leszek Żukowski".

Reklama

Pod koniec maja 2006 r. ukazała się druga płyta o intrygującym tytule "Zaprzepaszczone siły wielkiej armii świętych znaków", która w drugim tygodniu od premiery trafiła na 1. miejsce oficjalnej listy sprzedaży płyt w Polsce. To pokazuje skalę popularności Comy, którą w dużej części zawdzięcza częstym koncertom.

Wokalista Piotr Rogucki z niewielką pomocą gitarzysty Dominika Witczaka i basisty Rafała Matuszaka opowiedział Emilii Chmielińskiej o nowej płycie, romantyczności i aktorstwie.

Pewnie każdy was o to pyta, ale wyjaśnij znaczenie tytułu "Zaprzepaszczone siły wielkiej armii świętych znaków"? Co on oznacza?

Piotr Rogucki: Tytuł "Zaprzepaszczone siły wielkiej armii świętych znaków" zakreśla pewien obszar estetyczny, w którym chcieliśmy się poruszać realizując drugą płytę. Chcieliśmy, żeby każdy z utworów, który znajduje się na płycie po części odpowiadał na pytanie, czym są "Zaprzepaszczone siły wielkiej armii świętych znaków" - oczywiście z różnych punktów widzenia rzeczywistości zaprzepaszczonej.

Wcześniej podawaliśmy trochę inne tytuły płyty - chyba dwa razy je zmienialiśmy. Ale robiliśmy to po to, żeby do końca zachować tajemnicę i żeby była w miarę nieoczekiwana niespodzianka.

Na ile teksty są odbiciem twoich własnych przeżyć? Bo jest tu miejsce i na narkotyki, i na terroryzm ("Wojna") i utratę wiary ("System", "Listopad", "Daleka droga do domu") i na schizofrenię (ostatni utwór "Schizofrenia").

P.R.: Umówmy się, że teksty wypływają z jakiejś mojej emocjonalności i rzeczywiście zawarte są w nich pewne życiowe przekształcenia i obserwacje tych przekształceń. Są to pewnego rodzaju stylistyczne sposoby odbierania rzeczywistości, umiejętność podszywania się w czyjąś psychikę, umiejętność kreowania innej rzeczywistości, umiejętność poruszania się po przestrzeniach swojej wyobraźni, oczywiście filtrowana albo nasycona emocjami przepływającymi przez moją świadomość, moje myśli, moją wrażliwość. Jest to subiektywny punkt widzenia na pewnego rodzaju zjawiska.

Podobno to concept-album? Jak byś wyjaśnił w takim razie główne założenia tej płyty?

P.R.: Ta płyta nie jest do końca concept-albumem, ale jest pewnego rodzaju albumem z koncepcją. Główne założenie tego albumu było takie, żeby słuchającym tej płyty się nie znudziła po pierwszym przesłuchaniu i żeby dała coś do myślenia.

Czy pan Józef Małolepszy z Łodzi, przebywający w okolicach półwyspu Helskiego, proszony o kontakt w ważnej sprawie rodzinnej, z utworu "Nie ma Joozka" to postać prawdziwa?

P.R.: Postać pana Józefa w utworze "Nie ma Joozka" jest postacią jak najbardziej autentyczną - co prawda nie nazywa się Małolepszy tylko inaczej, ale nie powiemy jak. Potwierdzamy tylko, że taka osoba istnieje.

Kim jest osobnik z rogami z okładki? Wygląda dość piekielnie...

P.R.: My nie wiemy kim jest osobnik z okładki. Myśmy jej nie projektowali. Dokładnie tak samo możemy to interpretować jak wy, macie wolną rękę.

Może być to każdy, może to być wszystko, cokolwiek. Nie będziemy wam mówili jaki są nasze interpretacje, bo chyba to jest najfajniejsze, że samemu można się zastanowić nad tym, co tam widać.

Mówisz, że nienawidzisz rocka, choć wiadomo, że to przekora i żart. A tak poważnie, czy w dzisiejszym świecie rocka znajdujesz coś interesującego?

P.R.: W dzisiejszym świecie rocka znajduję bardzo dużo interesującego. Zaczynając o Toola, przez Placebo, Archive i inne. Dużo się dzieje, dużo rzeczy, które mogą zainspirować. Chłopaki co was inspiruje w rocku?

Rafał Matuszak: Marcus Miller, mega rock&roll (śmiech).

Dominik Witczak: Placebo, Tool, Archive.

Opowiedzcie o teledysku do "Długiej drogi do domu" - kto go kręcił, kiedy i gdzie i o czym on opowiada?

P.R.: Nasz teledysk był realizowany przez naszego wielkiego brata, z naszego rockowego "comowego" teamu, Bartka Piotrowskiego z katowickiej szkoły, cudownego operatora, który zresztą był przy realizacji wszystkich naszych dotychczasowych teledysków.

Tym razem zajął się również reżyserią, ustawił cały plan. Teledysk jest generalnie złożony z elementów, które podkreślają charakter muzyki, czyli gra zespołu rockowego zwanego Comą oraz z fragmentów kręconych w mieście. Jest to generalnie taka impresja na temat taksówkarza.

Jak to jest z tym Toolem? Pojawiła się plotka, jakoby macie poprzedzać ten amerykański zespół przed ich koncertem w katowickim "Spodku". Czy zgodzicie się z twierdzeniami, że Coma czerpie z Toola?

R.M.: Nieprawdą jest, że Coma miała grać przed Toolem.

P.R.: Oczywiście ukazała się taka informacja na naszej stronie, ale było to 1 kwietnia, w prima aprillis.

R.M.: I nieprawdą też jest, abyśmy się wzorowali na Toolu.

P.R.: Tak naprawdę to ich muzyka jest tak charakterystyczna i tak niepowtarzalna, że chyba ktoś niespełna rozumu mógłby znaleźć jakiekolwiek brzmienia Toola w naszej muzyce. Nie da się go podrobić. A poza tym nie jest to naszym celem - robimy swoją muzę.

Mówiłeś, że jesteś poetyckim i romantycznym chłopcem. Czy ta romantyczna tradycja rodem ze Słowackiego jest ci jakoś bliska? To wadzenie się z Bogiem?

P.R.: Mogłem tak powiedzieć z przymrużeniem oka. Jak widzicie jestem strasznie romantyczny. Strasznie poetycko nastawiony do życia. Więc tak, ta romantyczności nie jest mi obca.

Jesteś zajęty nie tylko Comą, ale także różnymi projektami związanymi z aktorstwem. Czy myślałeś o takiej sytuacji, że nie będziesz dał rady pogodzić tych dwóch rzeczy - śpiewania i aktorstwa? Na co wówczas byś się zdecydował?

P.R.: Rzeczywiście poza zespołem Coma zajmuję się również aktorstwem. W tym roku kończę 4. rok, czyli ostatni rok Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie. I póki co udaje mi się to wszystko pogodzić.

Ale jeżeli nadszedłby moment, że musiałbym wybierać pomiędzy muzyką a aktorstwem, zdecydowanie wybrałbym aktorstwo.

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy