Reklama

"Wspólna emocjonalna potrzeba"


Duet No-Man to projekt wyjątkowy. Nie tylko dlatego, że tworzą go tak znakomici muzycy, jak Steven Wilson, na co dzień lider bardzo popularnego w Polsce zespołu Porcupine Tree, oraz jego serdeczny przyjaciel Tim Bowness. No-Man jest wyjątkowy także z tego powodu, że swoimi dokonaniami nie przestaje zaskakiwać.

Panowie Wilson i Bowness, wspomagani przez różnych muzyków (był wśród nich m.in. Robert Fripp, lider King Crimson) podczas sesji nagraniowych kolejnych płyt, w sobie tylko właściwy sposób łączą elementy jazzu, popu, muzyki elektronicznej i alternatywnego rocka. Powstaje mieszanka bardzo ciekawa, a kontakt z nią nie pozostawia słuchacza obojętnym.

Reklama

Wydana w 2001 płyta "Returning Jesus" była wydawnictwem bardziej balladowym i klimatycznym od poprzednich propozycji Bownessa i Wilsona. Najnowsze dzieło No-Man, płyta "Together We're Stranger", którą Rock-Serwis wydał w Polsce 31 marca, to naturalna kontynuacja tego, co mieliśmy na "Returning Jesus". Album jest jednak jeszcze bardziej przestrzenny i refleksyjny. Z okazji jego premiery Tim Bowness opowiedział Lesławowi Dutkowskiemu między innymi o nowym albumie i współpracy ze Stevenem Wilsonem.


Tim, Steven Wilson jest coraz bardziej zajęty Porcupine Tree, który z każdym rokiem staje się coraz bardziej popularny. Jak to się stało, że znaleźliście czas na napisanie nowych piosenek na album No-Man?

O nowych piosenkach myśleliśmy od jakiegoś czasu pracując z różnymi muzykami i nad różnymi projektami, ja na przykład nad Henry Fool. Wydaje mi się, że spotkaliśmy się pod koniec 2001 roku, ale nie pracowaliśmy razem w dosłownym rozumieniu. W zasadzie coś takiego nie zdarzyło się od jakichś czterech lat, pomimo tego, że płyta "Returning Jesus" ukazała się w 2001 roku. Większość czasu spędzaliśmy na produkowaniu i aranżowaniu oraz na upewnianiu się nawzajem, że nagramy taki album, jaki chcemy i w sposób, w jaki chcemy. Pomimo tego, że nad nową płytą zaczęliśmy pracować mniej więcej osiem miesięcy po wydaniu "Returning Jesus" nie zdarzyło nam się pisać razem muzyki przez jakieś cztery lata. W studiu spotykaliśmy się po to, aby popracować nad brzmieniem i zmontowaniem odpowiednich fragmentów.

Naprawdę obawialiśmy się tego, co ma być dalej, bo dla nas "Returning Jesus" był płytą najbardziej uderzającą pod względem emocjonalnym, jaką udało nam się do tej pory nagrać. Nie wierzyliśmy za bardzo, że zdołamy stworzyć godnego następcę. Kiedy wreszcie się spotkaliśmy, zaczęło powstawać coś zupełnie wyjątkowego. "Together We're Stranger" to prawdopodobnie najłatwiej przez nas nagrana i skomponowana płyta. Bardzo szybko otrzymaliśmy to, co chcieliśmy. Stało się chyba tak dlatego, że odczuwaliśmy nieprawdopodobny i szczery entuzjazm podczas prac nad nowym albumem.

Ludzie, z którymi rozmawiałem o płycie "Together We're Stranger" mówili mi, że to o wiele bardziej melancholijna płyta niż "Returning Jesus". Czy ty zgodziłbyś się z taką opinią?

Chyba rzeczywiście tak jest. Jeśli chodzi o emocjonalne podłoże tej płyty, to związane jest ono z rozpadem związków, ogólnie rzecz biorąc. I chyba wyczuwa się tutaj ten smutek. "Returning Jesus" chyba też miał ten smutek i melancholię, ale były tam również bardziej zróżnicowane emocje. "Together We're Stranger" koncentruje się na jednym emocjonalnym aspekcie i rozwija go.

Ktoś zapytał mnie o związek pomiędzy "Returning Jesus" i nową płytą. Na "Returning Jesus" były takie piosenki, jak "Only Rain" i "Close Your Eyes", które można potraktować jako swego rodzaju eksperymenty, a także klasyczne piosenki, jak na przykład "No Defence". Tam postanowiliśmy połączyć eksperyment z klasycznymi piosenkami.

W przeszłości zdarzało się tak, że razem ze Stevenem musieliście się zdecydować, którą spośród kilku istniejących wersji uczynić tą, która trafi ostatecznie na płytę. Jak było w przypadku "Together We're Stranger"? Czy od razu wiedzieliście, co zamieścić na płycie?

Z pewnością było kilka wersji. Zwykle tak jest w przypadku każdej płyty No-Man. Jest czasami naprawdę sporo wersji, z których trzeba wybierać. (śmiech)

Jeśli chodzi o "Returning Jesus" tych wersji było chyba 20. Zasadniczo z nami jest tak, że łączymy wysiłki tylko wówczas, kiedy wiemy, że chcemy nagrać nową muzykę. To taka nasza wspólna emocjonalna potrzeba. Nigdy nie znaleźliśmy się w takiej sytuacji, że nagraliśmy płytę tylko po to, aby ją nagrać. Dla nas niezwykle ważne jest czuwanie nad jakością muzyki.

W przypadku tej płyty, kiedy ze Stevenem zabraliśmy się za pisanie materiału, nie było niesamowicie dużo różnych interpretacji. Wcześniej pochodziły one zazwyczaj od ludzi, którzy brali udział w sesjach nagraniowych, jak Ian Carr, Robert Fripp czy Theo Travis. Tym razem było zupełnie dziwnie, bo odkąd zaczęliśmy pisanie piosenek wydawały się one właściwie całością od samego początku. To być może słychać. Nie musieliśmy tak wiele dodawać.

Powiedziałeś przed chwilą o współpracy ze Stevenem. Można powiedzieć, że tytuł "Together We're Stranger" odnosi się do was, jako do zespołu kompozytorskiego?

Chyba ludzie chcieliby, żeby tak było, chociaż na płycie jest naprawdę niewiele tekstów, które w jakimś stopniu odnoszą się do nas. (śmiech) Owszem, byłem świadomy tego, że ludzie tak będą postrzegać ten tytuł. Jednak każdy z nas z osobna tworzy zupełnie inną muzykę, żeby wziąć choćby Porcupine Tree Stevena, jako przykład pierwszy z brzegu, czy Henry Fool, dla którego ja piszę muzykę. Z pewnością kiedy zasiadamy do pracy we dwójkę wytwarza się swego rodzaju chemia. Ja jednak od początku myślałem o napisaniu o związkach. O relacji dziewczyny z chłopakiem, dziecka z rodzicem albo o tym, jaki ktoś ma stosunek do samego siebie. Czasami będąc we dwójkę można odczuwać wielką samotność.

Zwykle w przypadku No-Man było tak, że po premierze płyty ukazywały się EP-ki czy single z różnymi wersjami kawałków albo niewydanym wcześniej materiałem. Czy teraz też coś takiego przygotowaliście?

Jeszcze tego nie zrobiliśmy, ale zastanawialiśmy się nad tym. Aby pokazać, że niektóre piosenki mają tak bardzo różniące się od siebie wersje, jak czerń i biel. Jest na przykład bardzo perkusyjna wersja utworu "The Break-Up For Real". Na pewno będzie kilka takich niewydanych wersji. Jest też piosenka, którą odrzuciliśmy jeszcze przed nagraniem. Prawdopodobnie pojawi się coś takiego. Być może ograniczymy się do tego, iż piosenki te pojawią się w Internecie i będzie je można sobie posłuchać.

Odpowiedziałeś mi na pytanie, czy tytuł płyty odnosi się do ciebie i Stevena. Mam nadzieję, że ostatni kawałek - "The Break-Up For Real" - nie ma z wami nic wspólnego?

(śmiech) Zastanawia mnie to, jak ludzie interpretują to, iż ostatnia piosenka na płycie ma taki, a nie inny tytuł. Dziwnie i zastanawiające dla wielu może być to, że na płycie jest tyle melancholii, a w studiu pracowało nam się tak dobrze, jak nigdy wcześniej. Byliśmy niesłychanie zaangażowani w powstawanie albumu, w produkcję. Zajęło nam trochę czasu, aby powstały takie płyty, jak ta czy "Returning Jesus". "Returning Jesus" okazał się albumem, który odniósł największy sukces spośród wszystkich płyt No-Man i to dodało nam bardzo wiele wiary w siebie. Nie myśleliśmy o żadnych kompromisach tylko o zrealizowaniu pomysłów, które mieliśmy. No-Man jest stabilnym zespołem tak bardzo, jak nigdy przedtem. Mam więc nadzieję, że nie nastąpi żadne zakończenie naszej współpracy. (śmiech)

Mówiłeś, że zamierzacie przygotować wydawnictwa z innymi wersjami piosenek. Ale czy są takie kompozycje, które nagraliście, a nie zmieściły się na "Together We're Stranger"? Jest szansa, że ujrzą one światło dzienne na kolejnej płycie No-Man?

Trudno jest na to pytanie odpowiedzieć, bo ostatnie trzy płyty - "Wild Opera", "Returning Jesus" i "Together We're Stranger", były bardzo szczególnymi projektami Każdy z nich miał swój wyjątkowy klimat i opowiadał o konkretnych emocjach. W przypadku "Wild Opera" chodziło nawet i 12 różnych stanów emocjonalnych.

Mamy całą masę odrzutów choćby z sesji do "Wild Opera", które nigdy nie zostały wydane. Pozostałości z sesji "Returning Jesus" zostały wydane na EP-ce. Nie potrafię ci powiedzieć, co się stanie z tymi wszystkim piosenkami, które napisaliśmy, a których nie wydaliśmy.

Mówiłeś, że "Together We're Stranger" porusza poważne problemy związków. Można powiedzieć, że to jest koncept-album, czy raczej zbiór piosenek, które traktują o konkretnych uczuciach?

Jeśli porównać to do konceptu, który istniał w przypadku takich płyt, jak "The Dark Side Of The Moon" czy "Animals" Pink Floyd, to moja odpowiedź brzmi: tak. Moim zdaniem są na tej płycie, w tekstach, bardzo silne powiązania między piosenkami. Wiele aspektów można zauważyć na przykład w piosence "Photographs In Black And White". Klimat jest podobny na całej płycie, a teksty dotyczą różnych aspektów związków, więc nie można powiedzieć, że zupełnie nie ma konceptu. Mamy tu wiele rozmaitych aspektów związków, spojrzenia z różnych perspektyw.

Wspomniałeś piosenkę "Photographs In Black And White". Akurat ten utwór przywodzi mi na myśl dokonania Dead Can Dance. Wiem, że fascynują was rozmaite gatunki muzyczne. Czy to, co tworzyło Dead Can Dance także miało na ciebie wpływ?

Myślę, że można tak powiedzieć w odniesieniu do okresu krótko po tym, jak zaczęliśmy razem ze Stevenem tworzyć muzykę. Wówczas dokonania Dead Can Dance, Cocteau Twins czy This Mortal Coil miały na nas duży wpływ. Wtedy naprawdę bardzo nam się coś takiego podobało. Ale jak sam powiedziałeś, lubimy bardzo różną muzykę. Nasz gust jest bardzo eklektyczny.

A teraz coś z zupełnie innej beczki. Jak zachęciłbyś kogoś do sięgnięcia po płytę No-Man? Jaką napisałbyś na przykład notkę reklamową?

(śmiech) Hmmm... To naprawdę jest bardzo trudne. Wydaje mi się, że kontakt z naszą muzyką to wyjątkowe doświadczenie. To także doświadczenie bardzo osobiste. To, co my proponujemy jest bardzo czyste i szczere, a także bardzo indywidualne.

Całkiem nieźle ci poszło to zachęcanie.

Cóż, potrafię przynajmniej stworzyć reklamówkę samego siebie. (śmiech)

Wspomniałeś o projektach, w które jesteś zaangażowany i wymieniłeś nazwę Henry Fool. Jak sądzę nie jest to jedyny zespół, z którym współpracujesz?

Oczywiście, że nie. Ja i Steven udzielamy się w wielu bardzo różnych projektach. Poza Henry Fool jestem również zaangażowany w Samuel Smiles. Współpracuję także z niemieckim zespołem Centrozoon, który gra całkowicie elektroniczną muzykę. To coś kompletnie innego niż No-Man, muzyka bardziej zorientowana na rytm. Czasami jest to niesamowicie agresywne.

Na pewno doskonale wiesz, że Steven Wilson lubi też bardzo ekstremalną muzykę. Jako producent współpracował np. ze szwedzkim zespołem Opeth. Czy zdarzyło się tak, iż on próbował przemycić jakieś ostrzejsze elementy do muzyki No-Man?

Na początku naszej współpracy pisaliśmy razem naprawdę bardzo ostre kawałki. To było jeszcze przed narodzinami sceny nu-metalowej. Pod koniec lat 80. było w naszej muzyce naprawdę sporo ostrych fragmentów, ale też zaczęły się pojawiać inne klimaty. Sporo eksperymentowaliśmy z takimi brzmieniami i nawet udostępniliśmy z Internecie płytę "Lost Songs" z taką właśnie muzyką. Było tam też sporo elementów hard rocka. Okazjonalnie korzystaliśmy potem z takich wpływów, ale nigdy nie było to punktem wyjścia do nagrania całej płyty.

Tim, macie niezłą stronę internetową, na której można znaleźć naprawdę wiele ciekawych informacji. Jaka jest twoja opinia o tym medium, które jest bardzo pomocne, ale też może być bardzo niebezpieczne dla artystów?

Tak, wiem, że ściąganie plików z Internetu wielu przeraża, ale moim zdaniem o wiele bardziej niebezpieczne dla przemysłu muzycznego jest kopiowanie płyt. Mam nadzieję, że muzyka w odpowiednim opakowaniu jest na tyle interesująca dla odbiorcy, że pójdzie on do sklepu i ją sobie kupi.

Internet to fenomen i dla wielu był on wyzwoleniem. Mogę coś na ten temat powiedzieć, bo my uruchomiliśmy naszą stronę jakoś w 1995 roku, czyli niemal w czasie, kiedy to wszystko się rodziło. Dzięki niemu ludzie mogą poznać zespół, dowiedzieć się jakie wydał płyty i zapoznać się z jego historią. Dla No-Man Internet jest bardzo ważny, bo my zawsze byliśmy zespołem, który wzbudzał zainteresowanie fanów z bardzo wielu krajów. Szczególne zainteresowanie naszą muzyką pojawia się w Ameryce, Polsce, Włoszech i Niemczech. Ludzie z tych krajów przejawiają naprawdę bardzo duże zainteresowanie zespołem. Dzięki stronie możemy poznawać opinie tych wszystkich ludzi. Dzięki Internetowi powstała też wytwórnia Burning Shed, która radzi sobie naprawdę dobrze.

Tak naprawdę wszystko zależy od tego, do czego służy ci Internet. Wszyscy powinni zdawać sobie sprawę, że skrót www, to world wide web. Odnosi się to do całego świata. Gdyby nie to, nikt być może o nas by nie usłyszał. Artyści tego formatu co Prince czy Todd Rundgren osiągnęli przecież wielki sukces, a teraz wykorzystują Sieć do promocji swojej nowej muzyki i ludzie tam zaglądają. To jest wspaniałe.

Tim, nie graliście koncertów od wielu już lat. Jest szansa, że to się zmieni w najbliższej przyszłości?

Ja gram sporo koncertów w Anglii i w Niemczech z tym zespołem elektronicznym, o którym ci wcześniej mówiłem. Jeśli chodzi o No-Man, to nie graliśmy koncertów od 10. lat. Osobiście bardzo bym chciał zagrać koncerty z No-Man. Sądzę, że Steven też byłby tym zainteresowany. Ironia losu jest taka, że z jednym z projektów będę niebawem występował w Kanadzie i zaprezentujemy tam większość materiału z "Together We're Stranger", a przecież No-Man jako taki się tam nie pojawi. (śmiech)

Tim, za kilka dni Steven przyjeżdża do Polski z Porcupine Tree. Chciałbyś, żebym przekazał mu od ciebie jakąś wiadomość, o coś zapytał?

Poczekaj, co by tu wymyślić... O może zapytaj go: Może zagrałbyś dziś repertuar No-Man zamiast kawałków Porcupine Tree?. (śmiech) A tak na poważnie, to miło by było z No-Man dotrzeć do Polski. W twoim kraju pewnie wszyscy wiedzą kim są Chris Maitland i Richard Barbieri. Ale nie jestem pewien, czy ci ludzie zdają sobie również sprawę z tego, że ci muzycy grali również podczas koncertów No-Man zanim jeszcze znaleźli się w składzie Porcupine Tree. Dla mnie zabawne jest to, że oni znaleźli się w rezultacie w rockowym zespole. Chociaż tak po prawdzie, to No-Man na żywo brzmiał znacznie mocniej niż na płytach. Myślę, że publiczność w Polsce mogłaby być bardzo zaskoczona.

Dziękuję ci bardzo za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: The Dumplings | opera | internet | muzycy | piosenki | henry | wilson | śmiech | MAN
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy