Reklama

"Wspaniale nieprzewidywalni"

Mikael Akerfeldt, lider szwedzkiej grupy Opeth i główny kompozytor jej materiału, zadziwił świat w 2001 roku, kiedy ukazała się płyta "Blackwater Park". Album określano jako wybitny, a jego limitowana edycja zniknęła tak szybko, jak się pojawiła. Zawsze, gdy na horyzoncie pojawia się płyta wyjątkowa, fani zadają sobie pytanie: co będzie dalej? Mikael nie bez powodu uważany jest za wybitnego kompozytora i do tego bardzo kreatywnego. Nie poszedł na łatwiznę i po "Blackwater Park" napisał materiał na dwie zupełnie różniące się od siebie stylistycznie płyty. Pierwsza z nich, ostrzejsza "Deliverance" ukazała się w Polsce 4 listopada. Na drugą - "Damnation", przyjdzie nam poczekać do marca 2003 roku. O obu wydawnictwach, współpracy ze Stevenem Wilsonem i o inspiracjach, z Mikaelem Akerfeldtem rozmawiał Lesław Dutkowski.

Podobno niebawem wybierasz się do Anglii, aby nagrać wokale na waszą kolejną płytę, "Damnation". Czy to prawda?

Już je nagrałem. Przebywałem w Anglii przez ostatnich kilka tygodni i w tym czasie spotykałem się również z dziennikarzami, aby promować "Deliverance". Byłem również na press tourze we Francji i w Niemczech. Tak więc płyta "Damnation" jest już gotowa.

Wspaniała nowina. W takim razie powiedz o tym albumie kilka słów, zanim zaczniemy rozmawiać o płycie "Deliverance". Ile znajdzie się na nim utworów?

Reklama

Będzie osiem kawałków, a płyta będzie dość krótka jak na Opeth.

Co to znaczy "krótka jak na Opeth"?

Trwa chyba 43 minuty.

Jak na wasze standardy można powiedzieć, że jest niczym EP-ka.

To prawda. Ale kompozycje są bardzo zróżnicowane. Nie było szans, abyśmy zrobili płytę, która trwa 60 czy 70 minut. Muzyka nie jest podobna do niczego, co do tej pory nagraliśmy.

Możesz to trochę rozwinąć? Będzie to album łagodniejszy, bardziej rockowy?

Jest bardzo dużo melodii. Wokale są bardziej naturalne, podobnie cała produkcja, która jest taka surowa. Brzmi trochę jak płyty z lat 70. Piosenki są napisane trochę inaczej niż robiliśmy to wcześniej. Jest też sporo klawiszy, melotron. Różnica jest naprawdę ogromna. Wielu ludzi przeżyje szok.

Wiem, że "Damnation" nagrywaliście w No Man’s Land Studio należącym do Stevena Wilsona z Procupine Tree. Zaprosiliście go, żeby gościnnie coś zagrał albo zaśpiewał?

O tak. Steven pojawia się na całej płycie, gra na wszystkich instrumentach klawiszowych. Śpiewa również w chórkach, zagrał gościnnie solówkę. Jest praktycznie obecny na całej płycie.

Czy jest jakiś punkt wspólny, na przykład w warstwie tekstowej, pomiędzy "Deliverance" a "Damnation"?

Nie powiedziałbym czegoś takiego, bo nie miałem zamiaru czegoś takiego zrobić. Mam swój sposób pisania utworów i to może kojarzyć się z albumem koncepcyjnym, ale tym razem niczego takiego nie ma. Jedyne, co łączy te płyty, to fakt, że wybraliśmy dla tej drugiej tytuł "Damnation", aby mieć przeciwieństwo do "Deliverance". Także okładka będzie w podobnym klimacie, jak na "Deliverance".

Jeśli już wspomniałeś okładkę, jak sądzę również wykonał ją Travis Smith?

Tak.

Powiedz mi, czy to jest zdjęcie, czy obraz?

Wydaje mi się, że to jest zdjęcie, tylko przepuszczone przez rozmaite filtry. Ja wytłumaczyłem Travisowi o co mi chodzi. Chciałem mieć na okładce wnętrze starego domu, ze starymi meblami. Zależało mi też na tym, aby z tej okładki bił smutek i ciemność.

Mnie kojarzy się ona ze sceną z jakiegoś czarno-białego horroru.

To prawda. Chciałem mieć też coś, co będzie straszne, ale do pewnych granic. Poza tym miał to być duży obraz. Przód i tył stanowią całość. "Deliverance" ukaże się jako digi-pack i wtedy będzie można sobie rozłożyć cały obraz.

A czy na digi-packu znajdą się jakieś dodatkowe kompozycje, czy też różnił się on będzie tylko opakowaniem?

Tylko opakowanie będzie inne. Digi-pack będzie oczywiście w wersji limitowanej.

Znalazłem informację, że pomysł na nagranie niemal w tym samym czasie "Deliverance" i "Damnation" podsunął ci przyjaciel. Tak było?

Tak, zaproponował mi to Jonas z Katatonii, mój najlepszy przyjaciel. Rozmawialiśmy przez telefon niemal codziennie, a ja narzekałem, że nie mam żadnego pomysłu na muzykę, na to jaka powinna być. Wiedziałem, że kolejny album powinien być naprawdę ciężki. Myślałem wówczas tylko o pojedynczej płycie. Miałem jednak wymyślonych mnóstwo łagodnych fragmentów, które chciałem użyć. Powiedziałem mu o tym, a on na to:To nagraj dwie płyty.

Mówisz, że nie miałeś pomysłów. Kiedy zaczęły się więc one pojawiać w twojej głowie? Co sprawiło, że nagle zacząłeś komponować?

Wówczas, gdy postanowiłem, że jednak nagramy dwie płyty. To był największy eksperyment, jakiego się podjąłem, a to sprawiło, że jako kompozytor odzyskałem kreatywność. Potrzebowałem także odmiany w mojej muzyce. "Deliverance" miała być tak ciężka i mroczna, jak jest. Miała to być też płyta odpychająca, obrzydliwa. Natomiast "Damnation" miała być całkowitym przeciwieństwem. Odkąd Jonas zaszczepił w moim umyśle tę ideę, pomysły zaczęły napływać do mojej głowy. Pracowałem cały czas i zrobiłem to, co zamierzałem.

Skąd brałeś pomysły na teksty? Z filmów, książek, z słuchania innej muzyki?

W zdecydowanej większości z muzyki, ponieważ nie czytam zbyt wielu książek. Jeśli chodzi o inspiracje muzyczne, to płyną one z bardzo wąskiego kręgu, gdyż jestem bardzo krytyczny w stosunku do tego, co się obecnie dzieje w muzyce. Procupine Tree i Morbid Angel to moje największe wpływy. O reszcie nie mogę zbyt wiele powiedzieć. Te dwie grupy miały wpływ na piosenki, które pojawiły się na "Deliverance".

Po paru przesłuchaniach odnoszę wrażenie, że na "Deliverance" jest więcej elementów progresywnych. Zgodzisz się ze mną?

Wydaje mi się, że masz rację. Muzyka wyszła mroczna, zła, eksperymentalna i ciężka. Dzięki temu mogliśmy nieco inaczej spojrzeć na to, jaki powinien być Opeth, pomieszać trochę przy produkcji i aranżacjach. Było to pewnego typu uwolnienie się z więzów, bo na "Blackwater Park" dominowały średnie tempa. Tym razem zależało nam na czymś o wiele bardziej agresywnym. I to nie miało związku z tym, iż nie chcieliśmy nagrać drugiej takiej samej płyty jak "Blackwater Park". Nie można jednak zapominać o albumie "Damnation", na którym znów prezentujemy inne spojrzenie na naszą muzykę. Tym razem praca była naprawdę była bardzo interesująca.

Czy były różnice w nagrywaniu "Deliverance" i "Damnation"?

Właściwie obie płyty nagraliśmy mniej więcej w tym samym czasie. Zaczęło się od perkusji na pierwszą z nich, a potem musieliśmy się zatroszczyć o brzmienie. Jednak jeśli chodzi o nasze odczucia odnośnie sesji, to było to prawdziwe piekło. Wybraliśmy to samo studio, w którym nagrywaliśmy album "Still Life", a koleś, który jest jego właścicielem, jest niekompetentnym dupkiem. Zupełnie nie znał się na swojej robocie. A nie było nikogo innego, kto mógłby nam pomóc. Było tyle problemów technicznych, że codziennie dosłownie chciało mi się płakać. Codziennie coś się działo złego i myślałem, że powinniśmy po prostu rozjechać się do domów i zapomnieć o Opeth. To niemal doprowadziło do końca zespołu i zburzyło moje marzenia. Czułem się fizycznie i psychicznie chory. Słuchanie naszego nowego albumu jest dla mnie niesamowicie ciężkie, bo mam w pamięci tyle złych wspomnień związanych z jego powstawaniem.

Ja nie mam tak niemiłych doświadczeń, jak ty i dla mnie "Deliverance" brzmi wspaniale.

Bardzo się z tego cieszę. Jestem zadowolony z rezultatu, ale było naprawdę ciężko. Nic, co się wiąże z powstaniem tej płyty, nie było do końca w porządku.

Niektórzy opisujący Opeth mówią zazwyczaj, że ten zespół ma swój styl i jest kompletnie nieprzewidywalny. Odbierasz to jako komplement?

Powiem ci, że gdyby ktoś tak opisał mi jakiś zespół, byłbym zainteresowany poznaniem jego muzyki. To chyba lepszy opis, niż gdyby ktoś napisał, że grają nudną, poprockową muzykę. Podoba mi się to, że postrzega nas się jako zespół, który lubi przygody, eksperymenty i jest nieprzewidywalny. Każdy jednak ma swoje własne zdanie, własny gust. Dla niektórych The Ramones mogą być nieprzewidywalni, choć to przecież zespół punkrockowy.

Trudno jest mi odpowiadać na takie pytania, ale moim zdaniem taki opis zespołu, który nie robi tego, co robią inni, pasuje do nas całkiem nieźle.

Jeśli o efektach mowa, to mam wrażenie, że po raz pierwszy użyłeś takich efektów wokalnych, jak w "By The Pain I See In Others", na początku i w końcowej części.

W końcówce na wokalu nie ma efektu. Jest na początku tego kawałka, kiedy śpiewam, jakbym był pod wodą. Na końcu śpiewam czystym głosem, z tym, że używam barwy, którą wykorzystuję bardzo rzadko. Jest to trochę zabawne, bo mnie samemu wydaje się, że brzmię jak wokalista Depeche Mode. (śmiech)

Zazwyczaj na waszych płytach pojawia się utwór instrumentalny. Nie inaczej jest tym razem i na "Deliverance" mamy "For Absent Friends". Czy to jest hołd dla kogoś?

Można postrzegać ten utwór jako hołd dla kogoś, ale dla mnie jest to opis dźwiękami utraty czegoś, kogoś. "For Absent Friends" umieściliśmy przed "Master's Apprentices", więc jest to jakby intro do tego kawałka. Tekst tego utworu jest bardzo osobisty i opowiada o przyjacielu. Nie przekazuję w nim pozytywnej wiadomości. Powiedziałem facetom, z którymi pracowałem, że to jest o nich, więc teraz nie mogę powiedzieć nic innego. (śmiech)

Twoje teksty generalnie nie są optymistyczne. Skąd to się bierze? Czy z takich doświadczeń, jakie miałeś podczas nagrywania "Damnation" i "Deliverance", a może z innych osobistych przeżyć?

Myślę, że tu chodzi o sam proces pisania tekstów, bo zwykle nie mam pojęcia, o czym mam napisać tekst, kiedy siedzę nad kartką. Poza tym często, jak przy okazji tej płyty, pisałem pod wielką presją. Tym razem teksty są o wiele bardziej osobiste i odnoszą się do prawdziwego życia. Nie tak, jak w przypadku "Blackwater Park", gdzie teksty były niczym pobożne życzenia. Teraz ma to związek w znacznie większym stopniu z tym, co się naprawdę wydarzyło. Opierałem się na prostych odczuciach, które dotyczyły tego, co zdarzyło się mnie lub moim przyjaciołom. Oczywiście zaostrzyłem teksty, jak to zwykle robię, bo chciałem nadać im szczególny sens.

Kiedy ostatni raz graliście w Polsce, powiedziałeś nam w wywiadzie, że bardzo chciałbyś nagrać coś ze Stevenem Wilsonem, zupełnie inną muzykę od tego, co robią Opeth i Procupine Tree. Czy coś z tego wyjdzie? Rozmawiałeś może o tym ze Stevenem ostatnio?

Rozmawialiśmy nawet dzisiaj. Przez jakiś czas nie mieliśmy okazji tego poruszać, ale mogę powiedzieć, że to z pewnością się stanie. Jeszcze nie zaczęliśmy niczego pisać, bo jesteśmy zbyt zajęci swoimi zespołami, które wydały nowe płyty i wyruszą na koncerty. Zaczniemy coś robić, gdy wszystko się uspokoi, ale nie potrafię jeszcze powiedzieć, jaka to będzie muzyka. Przykładowo Procupine Tree ma kawałek, którego reszta zespołu nie chce nagrać. To jedna z najlepszych piosenek Stevena Wilsona, jakie słyszałem. Jeśli oni tego nie nagrają, my to zrobimy. To może być początek naszej współpracy.

Przyznałeś, że jesteś wielkim fanem Procupine Tree. Ja z kolei słyszałem, że Steven Wilson lubi bardzo ostre zespoły. Puszczałeś mu którąś ze swoich płyt Morbid Angel?

Puściłem mu Morbid Angel i Steven odleciał z zachwytu.

Poważnie?!

Poważnie. Od razu poleciał do sklepu i kupił sobie ich płytę. Puściłem mu też Bathory i również mu się podobało. Jest to może dziwne, ale on to naprawdę bardzo lubi.

W takim razie nie mogę się doczekać waszej wspólnej płyty. Sądzę, że zaskoczycie absolutnie wszystkich.

Sądzę, że cokolwiek zrobimy, będzie to naprawdę niezłe.

Co się dzieje z zespołem Bloodbath, drugim zespołem, w którym się udzielasz? Wiem, że uruchomiona została jego strona internetowa, ale czy tylko w celu dokumentacji twórczości, czy też z innego powodu?

Strona pojawiła się, bo niebawem będzie nowa płyta. Nazywa się "Resurrection Through Carnage". Ja jednak nie przyczyniłem się do jej powstania, bo nie mogłem. Tak więc są tu kawałki napisane przez chłopaków z Katatonii i Dana Swano. Jest to czysty death metal. Jestem członkiem tego zespołu, ale nie piszę materiału, tylko użyczam głosu. Napisałem tylko jeden tekst dla Bloodbath. Tak wygląda mój wkład. Byłem tak zajęty Opeth, że nie mogłem nic zrobić dla Bloodbath.

Czy są już jakieś plany koncertowe?

Jeszcze nie ma nic ustalonego, ale wraz z menedżerem staramy się zorganizować koncerty na styczeń przyszłego roku.

Będziecie nagrywać koncerty z myślą na przykład o płycie koncertowej, DVD albo kasecie wideo?

Jeśli się na coś zdecydujemy, będzie to DVD, ponieważ ja nie przepadam za płytami koncertowymi. Z nagranym materiałem niewiele da się zrobić. Jeśli coś jest nie tak, możesz to poprawić w studiu. Ja natomiast chcę, aby płyta koncertowa brzmiała możliwie najbliżej tego, co doświadczyłbym będąc wśród publiczności. I tak płyta koncertowa nigdy nie odda uczucia, którego doświadczasz oglądając koncert. Jeżeli już się na coś zdecydujemy, w co szczerze mówiąc wątpię, będzie to raczej DVD.

A nie myślałeś o nakręceniu teledysku? Obraz do któregoś z twoich wyjątkowych tekstów mógłby być interesujący.

Nie, nie myślałem o tym. Jest pewna szansa, że zrobimy jakieś wideo z myślą o emisji telewizyjnej. Do jednej z lżejszych piosenek. Osobiście bardzo chciałbym nakręcić klip do tytułowego kawałka "Deliverance", ponieważ sądzę, iż mogłoby wyjść naprawdę fajnie.

Dziękuje ci bardzo za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: Co będzie | DVD | muzyka | koncerty | kompozytor | obraz | teksty | park | blackwater
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy