Reklama

"Wewnętrzna infrastruktura wrażliwości"

Kiedy w grudniu 2002 roku Polskę obiegła wiadomość, że zespół Collage zagra w Katowicach koncert na imprezie poświęconej pamięci Tomasza Beksińskiego odżyły nadzieje fanów na powrót na scenę twórców "Moonshine". Nadzieję potęgował fakt, że Collage zagrał wówczas dwie nowe kompozycje. Minęło kilka miesięcy od tamtego wydarzenia i otrzymaliśmy album projektu Satellite, którego pomysłodawcą jest Wojtek Szadkowski, perkusista Collage. Na płycie zatytułowanej "A Street Between Sunrise And Sunset" partie wokalne wykonał nie kto inny, jak Robert Amirian, wokalista Collage. O tym, jak doszło do powstania materiału, o możliwości powrotu Collage na scenę, z Wojtkiem Szadkowskim rozmawiał Lesław Dutkowski. Nie zabrakło również krótkiego wspomnienia o Tomku Beksińskim.

W grudniu 2002 r. zagraliście koncert w Katowicach jako Collage, na imprezie ku czci Tomka Beksińskiego. Wykonaliście wówczas dwa nowe numery. Czy były to kompozycje Collage, czy też znalazły się potem na płycie Satellite?

Nie, to są nowe numery Collage.

W takim razie co się będzie z nimi dalej działo?

Tego jeszcze nie wiadomo. Niedawno zaczęliśmy próby z Collage. Jeżeli wszystko dobrze pójdzie, może będziemy się starali grać jakieś koncerty, może popracujemy nad nowym materiałem.

Z tego, co wiem, w Katowicach wypadliście wspaniale, a przyjęcie publiczności było entuzjastyczne.

Reklama

Ja bym powiedział, że przyjęcie publiczności było entuzjastyczne. Natomiast co do, jak wypadliśmy, miałbym duże wątpliwości. (śmiech) Graliśmy dla Tomka. W przeciwnym razie nigdy w życiu nie zaryzykowalibyśmy po kilku próbach zagrania materiału, którego nie graliśmy tak długo i - co tu dużo mówić - nie zagraliśmy go najlepiej. Bo to niemożliwe, by zagrać dobrze po tak długiej przerwie, po tak minimalnej ilości prób. Potraktowaliśmy to jako symboliczny hołd dla Tomka. Mam nadzieję, że ludzie to czuli i wybaczyli nam wszelkiego rodzaju niedociągnięcia, które pojawiały się co sekundę. (śmiech) To w tym wypadku nie było najważniejsze. Najważniejsza była obecność i granie.

Czy poza tymi dwoma nowymi kawałkami coś się jeszcze narodziło?

Na razie nie.

Przejdźmy do Satellite. Dlaczego tak długo zwlekałeś z wydaniem tak znakomitego materiału, rocka progresywnego na światowym poziomie?

Ja wydaję płyty, kiedy są one gotowe, kiedy muzyka jest gotowa do tego, aby ją pokazać. To jest główny powód. Pracowałem nad tym materiałem dosyć długo, ponieważ wtedy jeszcze nie za bardzo wiedziałem, jaki to wszystko ma mieć kształt. Nie mogłem się określić jako muzyk, jako artysta. Dopiero kiedy to nastąpiło, poszło szybciej. To główny powód. Pracowałem nad tym materiałem głównie z ludźmi, którzy nie są znani i którzy musieli się ze mną w jakiś sposób porozumieć. Dopiero w końcowej, ostatniej fazie, cały materiał nabrał kształtu i był wyraźnie zarysowany. Wszystko zostało ułożone. Wtedy dopiero poprosiłem kolegów, między innymi z Collage, o zagranie kilku partii solowych.

Spośród członków Collage nie tylko ty byłeś zaangażowany w powstawanie płyty Satellite. Robert Amirian śpiewa, są jeszcze inne osoby. Czy w takim razie Satellite to Wojtek Szadkowski plus koledzy, czy raczej nowy zespół, który będzie zmieniał skład w zależności od tego, z kim będziesz miał fantazję nagrywać?

Jeszcze nie wiem tego dokładnie. To na pewno jest mój projekt solowy, ponieważ ja zrobiłem wszystko, od początku do końca, łącznie z aranżacjami. Można by tę muzykę równie dobrze podpisać po prostu Wojtek Szadkowski. Po pierwsze, ja nie lubię takich nazw na płycie, a po drugie zespół to zespół. Zupełnie inaczej to traktuję i wolę wymyślić jakąś nazwę. Poza tym liczę na jakiś tam wkład kolegów.

Rzeczywiście, w tym wypadku jest tak, że ja opracowałem to wszystko i dopracowałem. Dopiero w końcowej fazie, kiedy wszystko było gotowe, koledzy z Collage i między innymi również Maciek Meller z Quidam i gitarzysta Sarhan, dograli pewne partie w miejsca, w których ich poprosiłem. Ja wybierałem te solówki. Oni nagrywali po kilka, kilkanaście wersji solówek, a ja je tam dowolnie umieszczałem, kombinowałem, przestawiałem. Nie mieli więc żadnego wpływu na kształt artystyczny tego projektu. Uwielbiam, jak Mirek [Gil -red.] gra na gitarze i wiedziałem, że w tym miejscu on na pewno zagra wspaniałą solówkę. Wiedziałem również, że Robert te wokale, które ułożyłem, zinterpretuje po swojemu. Barwa jego głosu, która jest naprawdę niepowtarzalna i którą kocham, dodała jeszcze większego blasku tej płycie.

Tak to wszystko wyglądało. Nie było jakiś prób z ludźmi z Collage. Oni po prostu weszli do studia. Mieli materiał troszeczkę wcześniej, słuchali sobie, zastanawiali się i dogrywali partie instrumentów.

Płyty Collage były bardzo dobrze przyjmowane na Zachodzie. Album Satellite to również rock progresywny na światowym poziomie. Czy masz w planach promocję tej płyty także poza Polską?

Tak. Z Musea Records prawdopodobnie został podpisany kontrakt dystrybucyjny na Europę. W tej chwili przygotowuję też informacje, które posłużą do promocji w Japonii. Również tam jest firma, która wyda tę płytę. Recenzje na Zachodzie są naprawdę rewelacyjne. Entuzjastyczne wręcz. Jest mi z tego powodu bardzo przyjemnie. Wiedziałem, że to będą dobre recenzje, bo czułem, że ta płyta jest dobra, ale nie wiedziałem, że będą aż tak dobre. Jestem naprawdę wdzięczny tym recenzentom, którzy dostrzegają w tej płycie wiele rzeczy i recenzują na naprawdę bardzo wysokim poziomie. Zwracają uwagę na takie rzeczy, na które w naszym kraju nie zwraca się uwagi, ponieważ u nas, niestety, bardzo często traktuje się polskiego twórcę jako takiego nieświadomego naturszczyka, który coś sobie zrobi i albo to jest fajne, albo nie. Odbiera mu się prawo do świadomego artystycznego kreowania płyty - na przykład, jeżeli w aranżacji pojawia się jakiś instrument - lub się nie pojawia - albo na przykład jest jakaś statyczna faza w utworze, to nikt nie wpadnie na to, że to jest właśnie podkreślenie w danym momencie tekstu, że jest to świadome działanie. Natomiast płyty zachodnich twórców rozpatrywane są w szczegółach, co do milimetra, zachwycają się tam jakimiś aranżacyjnymi smaczkami, wyciągają powody, roztrząsają itd. Tego, niestety, w recenzjach polskich autorów nie ma i to jest smutne.

Spotkałeś się w Polsce z takim traktowaniem? Nie chce mi się wierzyć, że ktoś do ciebie podchodził w ten sposób, wiedząc kim jesteś i ci zrobiłeś.

Recenzje tej płyty w Polsce są naprawdę bardzo dobre. Natomiast treść tych recenzji pozostawia czasami wiele do życzenia. Pisze się, że jeden numer jest szybki, drugi wolny, trzeci jest fajny. Nikt nie zwrócił uwagi, że są w ogóle jakieś teksty. Podam taki przykład - na płycie znajduje się utwór "Not Afraid", o którym jeden człowiek napisał, że jest bardzo statyczny, że nic się w nim nie dzieje i że w sumie jest na albumie niepotrzebny. Otóż jest potrzebny na płycie właśnie w tym momencie. Właśnie w tym momencie potrzebny jest taki statyczny fragment. W tym momencie padają pewne słowa, które mają kontekst dotyczący całej płyty i tego utworu. Dokładnie dlatego jest on tak wkomponowany i tak jest zrobiony, a nie inaczej. Tego nikt po prostu tutaj nie zauważa.

Natomiast recenzje zachodnie natychmiast wychwytują takie rzeczy. Wychwytują miliony rzeczy - nowoczesne brzmienia, jakieś loopy, które się tam gdzieś pojawiają. Bardzo wiele rzeczy, których tutaj w ogóle nikt nie dostrzega. Widocznie tak musi być. To nie jest jakaś wielka pretensja, tylko stwierdzenie faktu. Natomiast i tu, i tam recenzje są naprawdę bardzo dobre. No i reakcja fanów, która mnie najbardziej interesuje, bo recenzenci to są tacy sami ludzie jak fani, tylko że mają po prostu dostęp do środków masowego przekazu. Powinni zwrócić na to uwagę i poczuć całą powagę sytuacji. (śmiech)

Wojtku, wspomniałeś o fanach, o dobrym przyjęciu przez nich płyty. Dobrze by było chyba kiedyś ten materiał odegrać na żywo, na koncercie. Czy są takie możliwości?

Nie ma, niestety, chociażby z tego względu, że nie było jakichś prób zespołowych, improwizacji. Wspomniałem wcześniej, jak ta płyta powstawała. Nikt oprócz mnie nie znał finalnego kształtu, nie miał o tym zielonego pojęcia. Moi koledzy dopiero w tej chwili słyszą tę płytę w całości. Nikt nie miał pojęcia w momencie grania, jaka będzie dalej aranżacja itd.

To musiałby być zespół z prawdziwego zdarzenia, a nie banda muzyków sesyjnych, która grywa na koncercie zadany temat, bo to nie ma najmniejszego sensu. Słowo daję, że gdyby Fish nie przyjeżdżał do Polski z zespołem, a z muzykami sesyjnymi, to zabiłby publiczność po prostu. To jest naprawdę genialny frontman, który nie ma w tej chwili siły, ponieważ zespół, który powinien mu tę siłę dawać, ładować w niego tę całą energię i zwielokratniać ją, nie robi tego. To są dalej tak naprawdę muzycy sesyjni. Ja bym chciał tego uniknąć. Musiałby być co najmniej rok prób, żeby zespół się zgrał, zrozumiał tę płytę, poczuł ją jako swoje dzieło. Wspólne dzieło. Mam bardzo dużo koncertowych propozycji, ale muszę je, niestety, odrzucać.

To powiedz mi w takim razie, jak przedstawiają się twoje plany muzyczne na najbliższą przyszłość? Wiem, że odbywacie próby z Collage, płyta Satellite już jest, ale koncertowo promowana nie będzie. Co ty w takim razie będziesz porabiał?

Za moment będę robił drugą płytę Satellite. Może potem trzecią... Mam podpisany kontrakt na trzy płyty. Nawet gdybym go nie miał i tak bym te płyty robił. (śmiech) Nie mogę bez tego po prostu wytrzymać. Być może zagramy także z Collage.

W takim razie pociągnę wątek kolejnej płyty Satellite. Czy już coś skomponowałeś?

Samych odrzutów z tego materiału - co nie znaczy, że gorszych utworów, tylko takich, które nie pasowały do całości - jest mnóstwo. Sam odrzuciłem cztery utwory z tej płyty. Natomiast nie podchodziłem do nich w studiu, bo trzeba było tę płytę okroić czasowo. Poza tym cierpię na nadmiar pomysłów. Moją wadą jest to, że mam ich zbyt wiele. To jest naprawdę klątwa.

Potrafisz je odpowiednio odsiewać?

To jest właśnie ból tego wszystkiego, by trafnie podjąć decyzję w danym momencie. Człowiek jest przyzwyczajony do swoich propozycji i traktuję je wszystkie naprawdę jakoś szczególnie. Mam pomysły na nowe utwory, mam kilka starych, które kiedyś robiliśmy z Collage. Wiele lat temu odpadły i już się do nich nie powróci nigdy. To są moje utwory, więc chciałbym zrobić inne aranżacje i może zawrzeć je na nowej płycie Satellite.

A jest szansa na to, by ukazały się reedycje płyt Collage?

Jest taka szansa. Mamy różne propozycje tego typu, ale chciałbym to zrobić tak, że jeśli wydamy nową płytę, to wtedy ukaże się ona równolegle z reedycjami.

Chętnie zaopatrzyłbym się w jakiś remaster Collage, najlepiej z jakimś dodatkowym materiałem.

Jest jeden utwór z "Moonshine", który się nie ukazał na płycie, a jest zrobiony. Piękny kawałek. Słuchaliśmy go niedawno. Jest naprawdę znakomity. Nie pasował wtedy do całości płyty. Jeżeli ukażą się reedycje, na pewno będą wzbogacone o nagrania dodatkowe.

Płyta "A Street Between Sunrise And Sunset" tworzy całość. Zarówno okładka, jak i zawartość tekstowa, dotyczą dwojakiej percepcji świata, o której wielokrotnie wspominałeś w wywiadach.

Głównie możliwości wyboru.

Świat jednak za bardzo czasem jest ograniczony, ponieważ człowiek za bardzo się zatraca w życiu codziennym.

A nie musi.

Czy ty też przeżywasz takie sytuacje?

Ta siła wewnętrzna, którą mam, to poczucie tego, że jest jeszcze ten inny świat, który jest nierozerwalny z tym, który sami wytwarzamy i kreujemy, który nas otacza, który jest brudny zaśmiecony i też piękny - to naprawdę daje mi tę siłę. Dlatego dzielę się nią z ludźmi. Chcę o tym powiedzieć, przypomnieć o tym ludziom, którzy o tym zapominają, że to tak naprawdę wszystko jest w nich. Od nich to wszystko zależy i trzeba po prostu stawić czoła temu bałaganowi, który nas otacza albo dostrzegać w tym naprawdę dużo pięknych rzeczy, bo brudna, śmierdząca, zatłoczona ulica jest piękna. Naprawdę jest. Trzeba tylko to poczuć.

We wszystkim można znaleźć odrobinę ciepła, radości, piękna i w drugim człowieku, co szczególnie polecam wszystkim ludziom. Kontakt z drugim człowiekiem, z przyjacielem, z kochankiem, nie wiem z kim. Te wszystkie rzeczy budują, że tak powiem, twoją wewnętrzną infrastrukturę wrażliwości, która powinna być cały czas uzupełniana, bo tam wytwarzają się ciągłe luki. Trzeba straszliwie o to dbać, pielęgnować, no i dla takich ludzi, właściwie dla wszystkich, jest ta płyta.

Wszystkie teksty dotyczą właśnie tego, ale jeden - "Children" - zwrócił moją szczególną uwagę, ponieważ jest to piosenka dedykowana twoim synom. Wyrażasz w nim takie życzenie, by oni - mówiąc ogólnie - byli bardziej zorientowani w stronę ducha niż materii. Boisz się, że mogliby się stać takimi ludźmi, którzy gonią za światem materialnym, nie dostrzegając tego, co niematerialne?

Olbrzymim dylematem rodziców jest wychowanie dziecka. To jest najważniejsze zadanie w życiu i najtrudniejsze. Nigdy nie wiesz, w jakim stopniu ci się to uda. To po pierwsze. Po drugie, nigdy nie można liczyć na... Bo to jest tak, dajesz dzieciom całą miłość, jaką posiadasz i robisz to bezwarunkowo. Nie należy liczyć na to, że oni to kiedykolwiek odwzajemnią. Oczywiście pięknie by było, gdyby to odwzajemniali przez cały czas, ale nie dajesz im tego tylko po to, a niektórzy tak właśnie robią. To błąd.

W tej piosence tylko przypominam się troszeczkę i proszę ich, by pamiętali, że ich kocham, że ich zawsze będę kochał i to jest to, co chcę, by pamiętali. Oczywiście będę się starał ich wychować jak najlepiej, tak, by mieli wzgląd na te rzeczy ważne, które są istotne i całe otoczenie, w którym przyjdzie im żyć. Oni muszą mieć tego świadomość i muszą się umieć z tym bardzo dobrze poruszać. A z drugiej strony tą siłą, która pomoże im się poruszać i dokonywać właściwych wyborów, jest właśnie ta materia duchowa, ta wrażliwość na rzeczy ważne, którą powinni mieć. Bo kilka rzeczy w życiu jest najprostszych i najważniejszych, i na tym się trzeba opierać. Natomiast to zupełnie nie wyklucza zdroworozsądkowego, bardzo mądrego poruszania się w świecie.

A w jakim wieku są Mikołaj i Bartek?

Mikołaj jest starszy, ma trzy i pół roku, a Bartek jeszcze nie ma dwóch lat.

Mają już jakieś inklinacje muzyczne?

Od lat, powiedziałbym. (śmiech) Od początku. Są największymi fanami Beatlesów, jakich znam. Mikołaj potrafi nawet zaśpiewać po angielsku większość ich piosenek z płyty "1". Oczywiście śpiewa łamanym angielskim. Stoi z gitarą, wie jak się nią posługiwać, jeszcze nie potrafi złapać funkcji, ale wie co i gdzie trzeba nacisnąć. Potrafi grać na perkusji. Uwielbia to. Ja ich broń Boże nie przymuszam. Absolutnie nie. To jakoś naturalnie wychodzi i nikt ich nie będzie zmuszał do tego, aby grali. Jeżeli będą mieli ochotę, to na pewno zapiszę ich do jakiegoś kółka, ale nie będę im kazał w kącie ćwiczyć gam, bo to jest zupełnie absurdalne.

Jesteś muzykiem, który regularnie ćwiczy?

Nigdy w życiu nie ćwiczyłem. Wiem, że mi nie uwierzysz, bo nikt nie chce mi w to uwierzyć. Nigdy w życiu nie ćwiczyłem na instrumencie. Ani razu, ani sekundy. Nie ćwiczyłem dwójek, trójek, jedynek, pięćdziesiątek. Nie mam o tym zielonego pojęcia, nie znam nut, nie mam pojęcia, w jakim metrum gram. Uwierz mi, nie mam o tym zielonego pojęcia. Jak komponuję na gitarze, to potrafię może dwa chwyty nazwać, ale nie potrafię ci powiedzieć, która struna jak się nazywa. Jakoś mi to nie przeszkadza w komponowaniu. Jestem więc muzycznym analfabetą.

Nie jestem z tego wcale dumny. Nie ćwiczyłem nigdy. Ludzie nie chcą w to uwierzyć. Gram po prostu czasami na próbach z kolegami. Wiem, że są muzycy, perkusiści czy gitarzyści, którzy ćwiczą po pięć, sześć godzin dziennie. Ja bym nie miał zdrowia. Wydaje mi się, że nie jestem perkusistą, tylko kompozytorem, autorem i nie mam zdrowia ćwiczyć, bo zwariowałbym, gdybym miał ćwiczyć. Wiem, że gdybym ćwiczył, grałbym znakomicie na perkusji, ale niestety jakoś mi się nie chce.

Jest na płycie jeden utwór, który ma dedykację. To T.B., w tytule "Fight", to jak się domyślam Tomasz Beksiński. Sam pamiętam, jak brałeś udział w audycjach Tomka w "Trójce". Wiem, że znaliście się bardzo dobrze.

Jesteśmy przyjaciółmi przez cały czas. To mój największy przyjaciel.

Wielokrotnie się z nim kontaktowałeś, znałeś jego specyficzne poczucie humoru, gust muzyczny i niebywałą wiedzę muzyczną. Czy kontakt z Tomkiem jakoś poszerzył ci horyzonty muzyczne?

Nie.

Poruszaliście się w innych klimatach?

To nie o to chodzi. Lubiliśmy takie same filmy. Muzykę niekoniecznie taką samą. Natomiast Tomek muzycznie nie wywarł na mnie żadnego wpływu. Pomógł nam na pewno w promocji. Bardzo często nie zgadzałem się z nim. Niektóre rzeczy, które on puszczał, uważałem za tragedię. (śmiech) Ale nie kłóciliśmy się, chociaż on starał się mnie przekonywać mówiąc, że coś jest piękne, ja mówiłem: Tomek, to jest przecież beznadzieja. (śmiech)

Wiesz, setki godzin spędziliśmy w domu u siebie. Ja walczyłem razem z nim. Nie udało mi się. Poniosłem klęskę. Unikam wywiadów na jego temat i konsekwentnie to będę robił. Oczywiście mogę opowiadać, jakim był wspaniałym człowiekiem, uśmiechniętym, wesołym, inteligentnym i bardzo, bardzo oryginalnym.

Oglądaliście razem filmy o Bondzie?

Oglądaliśmy razem miliony filmów. Bondy, "Rewolwer i melonik", "Różowe pantery", "Gwiezdne wojny"... Miliony rzeczy. Ostatni film, jaki z nim wspólnie oglądałem... już nie pamiętam. Wiem, że parę dni przed jego śmiercią podarowałem mu film na DVD, kiedy jeszcze mnie bezwstydnie oszukał i powiedział, że czuje się super i teraz będzie już chyba dobrze. Nie daruję tego nigdy cwaniakowi jednemu. Gdybym wiedział, to bym się po prostu włamał do jego mieszkania.

Strasznie dużo różnych filmów oglądaliśmy. Pożyczaliśmy sobie, ja mu kupowałem, gdy jeszcze nie dał się wyciągnąć ze swego domu nigdzie poza kraj. Jeździłem do Londynu i kupowałem mu po 100 filmów i przemycałem przez granicę w torbie. A potem wreszcie go wyciągnąłem do Londynu. To był mój osobisty sukces, że wyciągnąłem go za granicę.

Czy czujesz się spełniony jako artysta?

Nie, to byłby mój zupełny koniec. To jest niemożliwe. Czuję się niespełniony i nigdy nie jestem zadowolony z tego, co zrobiłem. Po jakimś czasie uważam, że to jest fatalne, beznadziejne i nie mogę tego słuchać.

Tak czujesz w przypadku Satellite, bo już trochę czasu minęło od nagrania i wydania tej płyty?

To jest tak, że na początku nie możesz tego słuchać, bo po prostu masz dosyć wszystkiego, a potem przychodzi taki moment, że zaczynasz tego słuchać i mówisz: O, to wcale nie jest takie najgorsze. I teraz jestem w tym momencie. Za momencik będzie takie: Aaaa, tego się nie da słuchać. I tego się po prostu nie da długo słuchać. Wtedy odstawię to na co najmniej parę lat.

A potem wrócisz i stwierdzisz, że to jest całkiem niezłe.

Generalnie, jak mi ktoś mówi, że to jest beznadzieje, to będę tego bronił.

A masz jakieś muzyczne marzenia? Chciałbyś z kimś szczególnym zagrać na przykład koncert?

Chciałbym uścisnąć rękę Paulowi McCartney'owi. I Ringo. Dwóch ich tylko, niestety, żyje, ale kocham ich strasznie. To bym chciał zrobić. Nie mówię, że zagrać z nimi, bo to jest przesada, ale chociaż na sekundkę się z nimi spotkać. Autograf Michaela Jacksona już mam.

W jakich okolicznościach zdobyty?

Nie powiem.

Aż taka tajemnica?

Jeszcze oskarżycie mnie o molestowanie seksualne. (śmiech) Oczywiście żartuję, bo biednego Michaela ciągają tam przez cały czas. Dajcie mu spokój i słuchajcie jego genialnej muzyki. McCartney to jest rzeczywiście mój osobisty idol.

Czy jego ostatnia płyta "Driving Rain" też zrobiła na tobie wrażenie?

Piękna płyta. On tak naprawdę nie robi złych płyt. Czasami są one lepsze lub gorsze, ale na pewnym poziomie. Natomiast do jego poziomu trudno się, niestety, komukolwiek zbliżyć. Niech ktokolwiek ułoży taką piosenkę, jak "Hope And Deliverance". Niech ktoś spróbuje coś takiego ułożyć. To jest tak prosta piosenka. Nikt tego nie zrobi, nie da się.

Pięknie dziękuję ci za rozmowę. Szkoda, że powiedziałeś, że nie będziecie grać koncertów, bo z radością usłyszałbym materiał z "A Street Between Sunrise And Sunset" na żywo.

Naprawdę chciałbym grać koncerty, bo je uwielbiam i chciałbym, by było ich jak najwięcej. To jest coś, co człowiek kocha najbardziej. Być może Collage wyruszy w trasę. Planujemy wyjazd do Barcelony na festiwal, bo nas tam zaprosili i chyba się skusimy. Zrobimy sobie wycieczkę. Byłem już w Barcelonie i to jest piękne miejsce, a koledzy nie byli. (śmiech) To jest dobry powód wyjazdu. A poza tym, ponieważ nigdy tam nie graliśmy, chcemy się pojechać, by zobaczyć, jaka jest reakcja na naszą muzykę. Wiem, że będzie grał Hogarth z zespołem i jeszcze parę innych zespołów. Satellite już zaproszono do Holandii, ale odkręcam to na Collage. Być może to będzie początek gry Collage.

Jeszcze raz dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: infrastruktura | utwory | Mikołaj | partie polityczne | koncert | Katowice | słuchać | śmiech
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy