Reklama

"Ważny jest poziom"

Firmie Sissy Records, powstałej pod skrzydłami koncernu BMG Polska, od samego początku przyświecało hasło, iż wydawana przez nią muzyka przeznaczona jest dla "tańczących inaczej". Potwierdzeniem tego, oprócz dokonań Smolika, Ścianki i grupy Lenny Valentino, jest płyta "Sissy Light", pierwsza z serii tematycznych składanek, które Sissy Records ma zamiar wydawać. Przy okazji premiery tego właśnie albumu, o historii powstania firmy, tajemnicy sukcesu formacji Ścianka i słabościach polskich zespołów, z Pawłem Jóźwickim, szefem Sissy Records i autorem wyboru nagrań na albumie "Sissy Light", rozmawiał Konrad Sikora.

Dlaczego zdecydowałeś się na założenie Sissy Records, jak to się stało, że ta wytwórnia w ogóle powstała?

Już około dwa lata temu pojawił się taki pomysł, aby otworzyć w ramach BMG jakiś label, który zajmowałby się różnego rodzaju muzyką niemasową. To jakoś się tak ciągnęło, nic się w sumie nie działo, szukano jakiejś osoby, która by to wszystko ogarnęła. Kiedy Ścianka przyszła do nas z już gotowym materiałem, było wiadomo, iż płyty "Dni wiatru" nie można wydać i sprzedać normalnie i że potrzebny będzie właśnie ten label. Poszedłem sobie jeszcze na ich koncert i wtedy wszystko stało się jasne. Zaproponowałem Biljanie Bakic, szefowej BMG, że się tym zajmę i ona się zgodziła. Pośrednio więc przyczynkiem do powstania Sissy była Ścianka. W zawieszeniu znajdowało się wówczas kilka różnych materiałów, które były wartościowe, ale brakowało właśnie takiego ogniwa, które pozwoliłoby to wszystko jakoś połączyć. Pomyślałem wtedy o płycie Smolika, dostałem demo od grupy Homosapiens, które było tak dobre, że chciałem je wydać jako normalny album. Miałem na oku zespół Futro i od października 2000 prace nad uruchomieniem Sissy ruszyły z kopyta. 1 stycznia 2001 zaczęliśmy działać. Pierwszym wydawnictwem była EP-ka Ścianki.

Reklama

Obejmując kierownictwo nad całym projektem na pewno miałeś jakiś plan działania. Czy po roku funkcjonowania możesz powiedzieć, że udało ci się go zrealizować, czy musiałeś mocno go zmodyfikować?

Tę wizję miałem już od wakacji 2000 roku. Jako że Biljana Bakic jest osobą bardzo komunikatywną, udało mi się bez problemów przekonać ją do mojego pomysłu. Kiedy wydawałem pierwszą EP-kę Ścianki, wszyscy pukali się w głowę i mówili Człowieku, jakie EP-ki, jakie single, na naszym rynku? A tu okazało się, że wszystko potoczyło się po mojej myśli. Sklepy były tematem zainteresowane i ludziom też się to spodobało. Płyty wydawane przez Sissy są takie, jakie sam chętnie bym kupił. Może to nieco egoistyczne, ale staram się właśnie w ten sposób dobierać materiał. Zależy mi na tym, aby ta muzyka odpowiadała nie żadnej szerokiej publiczności, ale temu wąskiemu gronu ludzi lubiących posłuchać czegoś innego. Przecież w naszym kraju żyją nie tylko wiochmeni, ale są też ludzie, którzy są nieszczęśliwi mieszkając w Polsce, bo chcieliby móc kupić sobie wiele świetnych płyt, ale nie mogą tego zrobić, bo jesteśmy jeszcze zaściankiem. Nie mogę każdemu ofiarować spełnienia marzeń, ale mogę nieco umilić życie tą muzyką.

W czym twoim zdaniem należy upatrywać takiego powodzenia Ścianki?

Ścianka była zespołem, który swoim debiutanckim albumem zdobył sobie szacunek dziennikarzy. Gorzej, niestety, było z narodem i dlatego spędziliśmy wiele czasu nad szukaniem odpowiedniego rodzaju promocji dla tej płyty. Zastanawialiśmy się, czego ludzie Ścianki mogą jeszcze słuchać, czy teledysk do singla zrobić wypasiony, komercyjny, czy może pójść w kierunku undergroundu. Efektem tych rozważań była EP-ka, na której pojawili się Myslovitz i Nosowska. To na pewno pomogło. Dużo pomogła nam prasa, chociaż gorzej było z radiem. W sumie postawiliśmy na to, że chcemy zaprezentować tę muzykę najinteligentniejszym mieszkańcom naszego kraju, a że każda moda zaczyna się od małej grupy ludzi, sądziliśmy, że później zacznie się to rozszerzać i jak widać nie pomyliliśmy się. Przy niewielkim nakładzie na promocję, zespół zaistniał na dużą skalę.

No właśnie, co dla ciebie jest wyznacznikiem powodzenia danego projektu? Sprzedaż, rewelacyjne recenzje w prasie, ilość ludzi na koncercie?

Czy ja wiem? Wszystkie płyty, które ukazały się nakładem Sissy, miały w prasie bardzo dobre recenzje, co niejako później przekłada się na sprzedaż. Wiadomo, że budżety tych zespołów są o wiele niższe niż w przypadku gwiazd pop. Powoduje to jednak sytuację, w której już niewielka sprzedaż powyżej jakiegoś tam poziomu powoduje, że zainwestowane pieniądze zwracają się i można na tym jeszcze zarobić.

Inne wytwórnie poszły za przykładem BMG i też stworzyły podobne labele. Jak na to patrzysz?

Na całym świecie jest tak, że wokół wielkich koncernów istnieją całe rzesze mniejszych. Po pierwsze, wierzy się zarówno w artystów, jak i w tych, którzy ich odkrywają, podpisują z nimi kontrakty. Dzięki tym możliwościom, choćby w sprawie dystrybucji, wiele zespołów, które wcześniej były "trzecioligowe", nagle stało się gwiazdami wielkiego formatu. Jeśli w Polsce będzie podobnie, to jak najbardziej jestem za. Jeśli będzie ich więcej, wówczas konkurencja się zaostrzy i da to wymierny efekt w postaci wysokiego poziomu artystycznego i dobrej sprzedaży.

A czy powstawanie tych labeli u boku wielkich koncernów nie spowoduje upadku małych wytwórni działających wyłącznie na własną rękę, jak choćby Music Corner, czy też Biodro Records?

Ja bardzo sobie cenię materiał wydawany przez tego typu firmy, ale na to pytanie odpowiedzieć nie potrafię. Na sprawę istnienia w tym przemyśle nakłada się wiele czynników, także o charakterze ekonomicznym. Wszystko będzie zależało od celności podpisywanych kontraktów. Można mieć kupę kasy, ale wystarczy podpisać kilka umów, które okażą się niewypałem i wszystko stracić. Można też podpisać jeden kontrakt, który przyniesie spory zysk i zapewni firmie spokojne funkcjonowanie. Bardzo podoba mi się to, co robi Tymon. On ma wyczucie, jeśli chodzi o dobór tych, z którymi podpisuje kontrakty.

A co Sissy ma w zanadrzu?

Zasadniczo na pierwszy rzut pójdzie druga płyta Homosapiens, która przy okazji jest chyba najdłużej nagrywanym albumem w Polsce. W marcu wyjdzie płyta Futra, a w następnej kolejności wydamy jeszcze Cool Kids Of Death, Ściankę i nowy album Smolika. Na koniec roku szykujemy jeszcze jakąś niespodziankę.

Do sklepów na początku 2002 roku trafiła niedawno "Sissy Light", ale nie jest to zestaw utworów nagranych przez wydawanych przez Sissy artystów...

Nie jest to składanka z piosenkami artystów, z którymi chcę współpracować. Tylko trzy pozycje na niej są utworami wykonawców polskich. Ja je nazywam piosenkami pedalskimi. To są po prostu piosenki, zresztą bardzo ładne. Może nie są oczywistymi przebojami, ale w moim własnym świecie taki status mają. Są to utwory artystów, których płyty można normalnie w Polsce kupić, ale się ich nie kupuje. Nie ma w tym żadnej polityki BMG, bo są to wykonawcy nagrywający dla różnych wytwórni. Bardziej chodzi o to, aby ludzie, do których kieruję płyty wydawane przez Sissy, wiedzieli, że ich to nie rozczaruje. Są to po prostu dobre piosenki. Utwory tych trzech artystów z Polski nie odbiegają poziomem od tych zagranicznych.

Czy to jest jednorazowy pomysł, czy planujesz w przyszłości wydawać kolejne pozycje tego typu?

Plan jest taki, że takie kompilacje będą się nadal ukazywać. Zacząłem od "Sissy Light", ale chciałbym wydać kilka składanek o innym charakterze, niekoniecznie z polskimi artystami. Mają one mieć charakter tematyczny. W tej chwili rozmawiam z Kasią Nowicką z Futra, która jest przy okazji DJ-ką w Radiostacji i zaproponowałem jej wydanie składanki z jej ulubionymi piosenkami. Kraj pochodzenia artysty się nie liczy, ważny jest poziom. Staramy się, aby był on jak najwyższy.

Wyobraźmy sobie sytuację, w której młody zespół puka do twych drzwi i chce podpisać kontrakt. Jakie warunki musiałyby być spełnione, aby rozmowa zakończyła się powodzeniem? Czy gatunek muzyczny odgrywa rolę, czy jesteś otwarty na wszystko?

Przede wszystkim musiałbym odlecieć przy tym materiale, który mi zaproponują. Musieliby mieć coś do powiedzenia, być wiarygodni i wiedzieć, o co im naprawdę chodzi. Muzycznie nie stawiałbym żadnych ograniczeń. Jednak jeśli coś robię, to chcę, aby było to pozbawione słabych punktów. Jeśli nie znajdę tych punktów, robię kolejny krok.

Dużo masz takich ofert?

Bardzo dużo.

A co według ciebie jest ich największą słabością?

Największą słabością polskich artystów jest ilość wypitej polskiej wódki i to nie tylko przez nich samych, ale także przez ich ojców i przez ich matki. Nad wszystkim unoszą się właśnie opary alkoholu. Niewiele jest takich rzeczy, które są interesujące na etapie demo, a takich rzeczy, które by mnie powaliły, nie ma prawie w ogóle. Oczywiście każdy pisze, że to jest demo i wymaga poprawek w studio. Ale jeśli ja na tym demo nie słyszę nic, co w ogóle ma jakąś zajawkę, to mam to gdzieś. Jest to przykre, że nasi młodzi muzycy zaczynający grę, są jakieś 10-15 lat do tyłu. Niewielu z nich słucha dobrej muzyki tylko po to, aby się inspirować, a nie zrzynać. Mało kto słucha dokonań innych artystów, aby nauczyć się warsztatu, podpatrzeć, jak inni nagrywają, jakich instrumentów i brzmień używają. Artystów, którzy idą łeb w łeb, albo wyprzedzają artystów zachodnich, prawie nie ma, a nie interesuje mnie wydawanie płyt z muzyką, która kiedyś już była. Nie można grać w kółko jak King Crimson albo Yes, bo ci, którzy tego słuchają, mają już wszystkie interesujące ich płyty i więcej tego nie potrzebują. Te płyty, które wydawałem dotąd, nie są niczyimi kopiami i wydaje mi się, że w tym chyba można upatrywać przyczyn sukcesu tych albumów.

Czy piractwo i mp3 też spędzają ci sen z powiek?

Piractwo w naszym kraju jest na razie poważniejszym problemem - ze względu na problemy z technologią, mp3 nie stanowi jeszcze u nas takiego zagrożenia. Mimo wszystko wytwórnie płytowe powinny już w jakiś sposób zacząć się przystosowywać do tego, że niedługo ten format będzie powszechny już wszędzie, również u nas. Trzeba znaleźć jakiś złoty środek. W kablówce płacisz abonament i możesz sobie nagrać film z jakiegoś kanału, choć tego też nie powinieneś do końca robić. Zabezpieczenie interesów artysty powinno się odbywać w momencie wydania płyty. Wtedy powinno się pobrać odpowiednie opłaty licencyjne, a resztę pozostawić już do wyboru ludziom. Jeśli woli kupić, niech kupi, jeśli woli ściągnąć z Sieci, niech to zrobi.

No właśnie, skoro mowa o Sieci. Czy planujesz uruchomienie wreszcie strony swojej wytwórni?

Na pewno. Chcę, żeby ona powstała, nawet wiem, jak powinna wyglądać, ale wciąż brakuje mi czasu na to, aby się tą sprawą zająć.

Dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: muzyka | firmy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama