Reklama

"W poszukiwaniu prawdy"


Może szwajcarska grupa Lacrimosa nie znajduje się jeszcze w rockowym panteonie, ale nie zmienia to faktu, że na każde nowe dzieło formacji wszyscy czekają z niecierpliwością. I nie ma się czemu dziwić. Duet Tilo Wolff-Anne Nurmi, którzy stanowią parę również na co dzień, zawsze raczą swoich fanów porcją wyjątkowej muzyki, pełnej emocji, ciekawych interpretacji wokalnych, partii orkiestrowych, ciężkich rockowych riffów, długimi epickimi kompozycjami i przede wszystkim interesującymi konceptami w tekstach.

Fani w Polsce po znakomitych koncertach Lacrimosy w naszym kraju w listopadzie 2001 roku, podczas trasy promującej poprzedni album zespołu - "Fassade", z pewnością z niecierpliwością czekali na to, co przyniesie nowe dzieło szwajcarskiej formacji. Ciekawość można zaspokajać od 27 stycznia, bo tego właśnie dnia wytwórnia Mystic Production wydała w naszym kraju nowe, ósme dzieło Lacrimosy album "Echos". Na kilka dni przed premierą płyty Lesławowi Dutkowskiemu udało się chwilę porozmawiać z przemiłym Tilo Wolffem.

Reklama


Tilo, trasa promująca "Fassade" była bardzo długa i bardzo udana. Powiedz mi w takim razie, kiedy zacząłeś pisać materiał na "Echos"?

Jak już wróciliśmy z trasy w zasadzie chciałem trochę odpocząć, aby odzyskać nieco energii. Ja jednak ciągle coś komponuję, chociaż na trasie oczywiście to nie jest za bardzo możliwe. W końcu uświadomiliśmy sobie, że jeśli nie zarezerwujemy studia odpowiednio wcześniej, nowe piosenki nie będą już brzmieć tak świeżo, jak w czasie, w którym je pisaliśmy. Jak już weszliśmy do studia, doszliśmy do wniosku, że nagrywamy nową płytę.

Na zrozumienie twórczości Lacrimosy składają się trzy elementy - muzyka, teksty i oprawa graficzna. Chciałbym, abyśmy teraz porozmawiali o każdym z nich. Zacznijmy od muzyki. Mam wrażenie, że tym razem kompozycje brzmią bardziej spokojnie, są bardziej refleksyjne. Zgodzisz się ze mną?

W pewnym stopniu masz rację. Na pewno są spokojniejsze w porównaniu do utworów z poprzedniej płyty. Tu masz rację.

Czy miałeś zamiar nagrać spokojniejszą muzykę, czy to przyszło spontanicznie, jak to zwykle u ciebie bywa?

To się po prostu stało. Niczego z góry nie planowałem. W czasie kiedy pisałem nowe utwory byłem bardzo zrelaksowany. Wcześniej mówiłem ci, że byłem zmęczony poprzednią trasą. Nie miałem zwyczajnie siły zastanawiać się nad tym, co ma powstać. Po prostu siedziałem i pisałem. Myślę, że to może być powód, dla którego ta muzyka brzmi tak spokojnie i relaksująco.

Jeśli chodzi o instrumenty, to mamy na "Echos" altówkę, skrzypce, śpiew operowy, ale jest też trochę elektroniki w typie Depeche Mode albo twórców ambientowych, przykładowo w utworze "Malina", w którym na początku skrzypce grają solo do takiego właśnie elektronicznego podkładu. Czy takie elementy zamierzasz na większą skalę dopasowywać do stylu Lacrimosy?

Właściwie to nie. Elektronika zawsze tam jakoś jest obecna w stylu Lacrimosy. Akurat ten fragment w "Malinie", o którym wspomniałeś, przyszedł mi do głowy zaraz na samym początku kiedy zacząłem pisać tę piosenkę. To nie zdarzyło się w późniejszej fazie i raczej w moim przypadku rzadko się zdarza. Zwykle kiedy komponuję mam już jakąś ideę, jak powinna wyglądać piosenka i raczej później już nic do tego nie dodaję. Może być tak, że komponuję i aranżuję jakiś dwuminutowy fragment, a reszty kawałka w ogóle jeszcze nie mam.

Na tę chwilę mogę powiedzieć, że raczej nie przewiduje tego, aby elektronika w większym stopniu zagościła w twórczości Lacrimosy. Wprawdzie teraz zmieniam sprzęt w studiu i pojawi się więcej elektronicznego sprzętu, ale w zasadzie nie sądzę, aby takich fragmentów miało się pojawiać więcej.

Rzeczywiście ten fragment brzmi jak Depeche Mode, ale ja nie staram się ich kopiować.

Nie miałem zamiaru zarzucać ci kopiowania ich. Zauważyłem tylko, że to coś nowego jeśli chodzi o styl Lacrimosy i co uważam za dość interesujące. Jeśli jesteśmy przy muzyce, to chyba tym razem nie użyłeś trąbki? Przynajmniej na wyciszanej kopii "Echos" jej nie usłyszałem.

Jest trąbka, ale nie ma solo na tym instrumencie. Można ją usłyszeć w kawałkach "Kyrie" i "Die Schreie sind verstummt", czyli pierwszej i ostatniej piosence z płyty. Nie ma jednak takich solówek, jakie na przykład pojawiły się na "Fassade".

W wywiadzie, którego nam udzieliłeś nam po wydaniu "Fassade" powiedziałeś, że zamierzasz zamieścić na kolejnej płycie więcej piosenek po angielsku. Tymczasem mamy tylko jedną - "Apart". Jak się z tego wytłumaczysz?

(śmiech) Cóż, to kolejny fragment rozdziału: Nie wierz w to, co Tilo mówi o przyszłości. (śmiech) Kiedy mówię o tym, co się zdarzy w przyszłości, o muzyce którą zamierzam nagrać, moje serce jest odpowiednio ukierunkowane. Gdy już jednak siadam do pisania i komponowania, wszystko może się znacznie zmienić. Dlatego raczej nie należy za bardzo oczekiwać, że tego będzie więcej.

Napisałem w ostatnich latach trochę wierszy po angielsku, napisałem też trochę piosenek, ale ich nie nagrałem. Teraz wygląda na to, że może w przyszłości je nagram i będzie ich więcej na płycie, ale już nie chcę niczego obiecywać. (śmiech)

Zauważyłem, że pierwsza i ostatnia piosenka na "Echos" - "Kyrie" i "Die Schreie sind verstummt", trwają dokładnie tyle samo - 12:42 minut. Przez przypadek jak sądzę?

Tak. Choć teraz chyba powinienem opowiedzieć jakąś niesamowitą historię. (śmiech)

Przejdźmy do rozmowy o tekstach. Na "Fassade" sportretowałeś współczesne społeczeństwo, zorientowane materialistycznie i ludzi niezdolnych do samodzielnego myślenia. Jaka jest historia opowiedziana w tekstach na "Echos"? Czy jest jakaś historia, czy jest to tylko zbiór nie powiązanych ze sobą piosenek?

To początkowo był zbiór piosenek, ale kiedy już byliśmy w studiu wymyśliłem, że będzie historia. Był taki okres w moim życiu, że opierałem się wówczas na takich samych pomysłach i uczuciach. Tytuł ma jakby rozwinięcie, że jest to o echo tego, co zdarzyło się w przeszłości. Zdajemy sobie sprawę, że jesteśmy produktem społeczeństwa, w którym żyjemy. Rodzimy się w pewnym kraju, w pewnej kulturze i tak dalej. Wszystko, co nas spotyka w życiu jakoś nas kształtuje. Wszelkie plany, które robimy odnośnie przyszłości, opierają się na tym, co przeżyliśmy do tej pory.

Cała zawartość tekstowa albumu obraca się wokół ciągłego poszukiwania prawdy, twego życia wewnętrznego, a także życia wewnętrznego ludzi, którzy są wokół ciebie, którzy cię otaczają.

To chyba właściwy moment, żeby przejść do rozmowy na temat oprawy graficznej albumu. Na okładce jest statek na wzburzonej wodzie, płynący między skałami. Czy ten statek na wzburzonej wodzie należy odbierać jako metaforę? Osobiście skojarzyło mi się to z grecką mitologią, konkretnie z wyprawą Argonautów po złote runo. Może dla tego, że niedawno widziałem o tym film.

Z jednej strony okładka symbolizuje to, co jest w tekstach na płycie, że na tym statku znajduje się cała przeszłość, która zmierza w jakimś nieokreślonym kierunku. Związek jest też w sferze muzycznej, bo używamy instrumentów typowych dla muzyki renesansu, jak na przykład klawikord. W tamtych czasach statki były najważniejsze dla ludzi. Dzięki nim ludzie odkrywali i eksplorowali nowe kraje. W zasadzie wszystko zależało od tego, co się stanie na morzu i czy statki dopłyną do celu.

Co do tej metafory, w zasadzie to jest z mojej perspektywy podróż w czasie. Kapitan prowadzi statek przez burzę, w bliskim sąsiedztwie niebezpiecznego skalnego krajobrazu i nie wie, jak ta podróż się zakończy. Koniec albumu też jest otwarty, kończy go requiem. Kapitan tego statku nie wie, czy skończy na skałach, czy może uda mu się wypłynąć na pełne morze.

Tło jest jednak jasne, co jak sądzę może odnosić się do tego, że przyszłość rysuje się w jasnych kolorach. Przynajmniej dla ciebie.

Mam taką nadzieję. Ja zawsze staram się sięgać do światła. Właściwie jest bardzo pozytywnie nastawionym człowiekiem, który wychodzi z mroków mego wewnętrznego życia.

A klaun gdzie teraz jest?

Klaun jest na okładce, ale jest zbyt mały, aby można go było tak od razu zauważyć. Stoi na rufie koło flagi.

Tilo, osiągnąłeś spory sukces swoimi poprzednimi płytami, wypracowałeś styl muzyki Lacrimosy. Co będzie dalej? Anne powiedziała kiedyś, w wywiadzie promującym album "Elodia", że chcecie spróbować wejść na rynek amerykański. Czy to jest jeden z twoich celów na przyszłość? A może zamierzasz po prostu kroczyć tą ścieżką, na której jesteś od kilku lat?

Właściwie nie przykładam wielkiej wagi do wchodzenia na jakikolwiek rynek. Jestem naprawdę szczęśliwy z tego, że pojawiliśmy się w pewnych krajach i możemy tam grać dla coraz większej publiczności, a ludzie w większym stopniu słuchają naszej muzyki. Wydaje mi się, że Lacrimosa nie jest takim zespołem, który nadaje się do promowania w agresywny sposób. Raczej jesteśmy zespołem, który ludzie powinni odkrywać na własną rękę.

W tej chwili nie mam żadnych wielkich celów, ponieważ czekam na premierę "Echos", a potem zamierzamy zrobić sobie trochę wolnego, bo przez ostatnie trzy lata albo komponowaliśmy, albo byliśmy w studiu, albo występowaliśmy przed publicznością. Jak już odpoczniemy, zobaczymy co się stanie dalej.

Jeszcze jedną rzecz zauważyłem. Od płyty "Inferno" aż do "Echos" na każdym z wydawnictw Lacrimosy jest osiem piosenek. Nie liczę tutaj japońskich wersji kilku albumów. To także przypadek?

To akurat jest w pewnym stopniu planowane, ponieważ ja nie przepadam za płytami, na których jest zbyt wiele utworów, bo nie można tego objąć. Czasami robisz tak, że słuchasz sobie kilku wybranych utworów programując wcześniej sprzęt, bo po prostu te kawałki uważasz za najlepsze i najbardziej ci się one podobają.

Mnie zależy na tym, aby płyta Lacrimosy była całością. Niektóre kawałki są bardzo długie, inne krótsze. Na "Stille" na przykład nie było takiej zwartej całości, choć zawarliśmy tam tyle muzyki, ile może pomieścić się na płycie CD. Ja lubię jak na płycie jest mniej kawałków, ale jest to w stu procentach to, o co chodzi. Ani mniej, ani więcej.

Szczerze mówiąc spodziewałem się bardziej filozoficznej odpowiedzi, na przykład, że jak obrócisz cyfrę osiem o 90 stopni w lewo lub w prawo otrzymasz symbol nieskończoności.

Bardzo dobre. Naprawdę niezłe. (śmiech) Podoba mi się bardzo to tłumaczenie. (śmiech)

Tilo, powiedziałeś, że jesteście zmęczeni i zamierzacie teraz odpoczywać. Kiedy więc nadarzy się okazja, aby zobaczyć was na żywo, w 2004 roku?

Może... Tego jeszcze nie wiem. Nie mogę się doczekać ponownego wyjścia na scenę, skoro tylko moje baterie znów się naładują. Nie chcę teraz przewidywać kiedy to może nastąpić. Może być tak, że to będzie w 2004 roku, może wcześniej. Sądzę, że jak już odpocznę to raczej zacznę komponować, a potem pewnie będę chciał wejść do studia. Naprawdę nie wiem.

Ładuj więc baterie jak najszybciej i do zobaczenia na koncercie. Dziękuję bardzo za miłą rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: faktu | statek | studia | dzieło | śmiech
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy