Reklama

"W Polsce czuję się jak w domu"

Kanadyjczyk Garou jest jednym z najpopularniejszych zagranicznych wokalistów w Polsce. Świetnie sprzedawały się u nas jego dwie pierwsze płyty: "Seul" (2001) i "Reviens" (2003). Nic więc dziwnego, że artysta chętnie odwiedza nasz kraj. Pierwszy raz był u nas w 2002 roku, gdy podbił serca publiczności zgromadzonej w "Operze Leśnej" w Sopocie. Na początku 2003 roku koncertował w Warszawie, Wrocławiu i Katowicach. W maju 2004 znów powrócił, aby zaśpiewać w Warszawie i Katowicach, a także wystąpić gościnnie w programie "Bar" i na jubileuszowym koncercie Budki Suflera podczas Festiwalu w Opolu. Z tej okazji Krzysztof Czaja rozmawiał z wokalistą o jego skojarzeniach z naszym krajem, programach typu reality-show, niechęci do słuchania własnych piosenek i planach podboju rynku amerykańskiego.

Co porabiałeś w ostatnich tygodniach?

Dwa tygodnie temu byłem w Paryżu na imprezach promocyjnych - kręciliśmy programy telewizyjne i tak dalej. Potem na trzy dni wróciłem do Montrealu, aby zająć się interesami. Mam tam restauracje i parę miłych klubów, więc muszę się tym zająć od czasu do czasu. A potem pojechałem na wakacje z moją córeczką. Mieliśmy tydzień czasu, więc postanowiliśmy na trzy dni pojechać do Las Vegas i na trzy dni do Los Angeles. Właśnie wróciłem stamtąd.

I znów pojawisz się w Polsce...

Reklama

Tak, najpierw wyjeżdżam do Rosji, a potem czas na Polskę!

I już nie możesz doczekać się na spotkanie z polskimi fanami, prawda?

Jasne! Byłem u was już dwa razy - najpierw na festiwalu w Sopocie, a potem na tournee. Uwielbiam przyjeżdżać do Polski, uwielbiam Polaków. Z moich obserwacji wynika, że są najbardziej otwartymi ludźmi w Europie.

Jesteś bardzo miły.

Nie, nie mówię tego, żeby się przymilać. W Polsce czuję się podobnie jak w Montrealu. To miasto jest w pewien sposób zawieszone pomiędzy Kanadą a Stanami Zjednoczonymi. Miesza się tutaj wiele różnych kultur, ludzie są mili i otwarci. Podobnie jest w Polsce - kiedy tam jadę, czuję się jak w domu.

W Polsce stałeś się bardzo popularny mniej więcej dwa lata temu. Pamiętasz, kiedy w ogóle dowiedziałeś się o istnieniu takiego kraju jak Polska?

Wiesz, dowiedziałem się o nim dzięki kobiecie. (śmiech) Kochałem się w trzech kobietach z Quebecu, mających polskie korzenie...

Mam nadzieję, że nie jednocześnie...

Nie. (śmiech) Ale to było zabawne - zadawałem sobie pytanie: "Co to za kraj, ta Polska?!" Później miałem koncert w Nicei na południu Francji i dowiedziałem się, że jest na nim grupa fanów w Polski, a jedna z polskich fanek wygrała nawet bilet w konkursie. Znów się zastanawiałem: "To oni mnie tam znają? O co chodzi z tą Polską?!" Kiedy spotkałem się z tą dziewczyną, rzuciła mi się na szyję i zaczęła mnie całować. To była piękna dziewczyna, jak to Polka...

To musi być chyba przyjemne uczucie, kiedy piękna dziewczyna nagle rzuca ci się na szyję i zaczyna cię całować.

Tego typu utrapienia wiążą się z moją pracą. (śmiech)

Nie wydaje mi się, żeby było to utrapienie.

No, faktycznie. Nie jest. (śmiech)

Podczas nadchodzącej wizyty w Polsce zaśpiewasz gościnnie na koncercie polskiej grupy Budka Suflera. Naprawdę znasz ich piosenki?

Nie! Wszedłem na ich stronę internetową, aby się czegoś o nich dowiedzieć, ale zrobiona jest wyłącznie w języku polskim. Mówiono mi, że to zespół rockowy, ale ciężko jest dostać tutaj ich płytę. Pierwsze, co zrobię po przyjeździe do Polski, to pójdę do sklepu i kupię sobie ich płytę. Bardzo się cieszę, że będę miał okazję stanąć na scenie obok zespołu, który jest bardzo popularny w Polsce. To fantastyczne.

Tego samego dnia masz wystąpić w reality-show zatytułowanym "Bar". Jesteś zwolennikiem tego typu programów?

Nie wiem dokładnie, na czym polega akurat ten program, ale wszędzie jest pełno podobnych. (śmiech) Nie bardzo wiem, co o tym myśleć. Z jednej strony to dobrze, że ludzie przyglądają się prawdziwemu życiu, ale jednocześnie odziera ich to z marzeń. A przecież cały przemysł rozrywkowy został wymyślona po to, aby sprzyjać marzeniom. Teraz ludzie marzą o zwyczajnym życiu, prowadzonym przez innych, zamiast żyć własnym życiem. To dość niebezpieczne.

I dość dziwne.

Tak, to naprawdę dziwne. Ludzie siadają przed telewizorem i oglądają normalne, nudne życie innych.

Zanim przyjedziesz do Polski, grasz dwa koncerty w Rosji - w Moskwie i St. Petersburgu. Byłeś kiedykolwiek w tym kraju?

Nigdy.

I czego spodziewasz się po tych koncertach?

Nie mam pojęcia. Nie wiem nawet, czy ktoś mnie tam zna, czy znają moje piosenki. Do momentu wyjścia na scenę będę żył w niepewności. Oczywiście zawsze, gdy jedziesz do nowego kraju, ludzie mówią ci: "Jesteś tam znany, będzie świetnie, zobaczysz". Ale przed wyjściem na scenę nie można być niczego pewnym.

Przypomina mi się sytuacja z festiwalu w Sopocie. Byłem wtedy w Polsce po raz pierwszy i kiedy wyszedłem na scenę, nie mogłem uwierzyć w to, co się działo. Ludzie znali moje piosenki, to było coś niesamowitego!

Czy to prawda, że nigdy nie słuchasz swoich własnych płyt?

Nie mogę! (śmiech) Czasami, niestety, muszę - np. kiedy kręcimy wideoklip, muszę posłuchać piosenki, żeby poruszać odpowiednio ustami. Nienawidzę tego! Po prostu nie jestem w stanie siebie słuchać.

To znaczy, że kiedy grają twoją piosenkę w radiu, od razu zmieniasz stację?

Zawsze. (śmiech)

Nawet jeśli jest to piosenka nagrana w duecie ze Stingiem, Georgem Harrissonem albo Celine Dion, to i tak nie możesz jej znieść?

Ich mogę, ale siebie nie. Najśmieszniejsze jest to, że kiedy słyszę swoją piosenkę w radiu, od razu zmieniam stację, ale co chwila znów na nią przełączam, żeby usłyszeć, co powiedzą po piosence. (śmiech) Czasami prowadzący mówi coś w stylu: "To był Garou, ten głupek, który wczoraj wieczorem podrywał moją dziewczynę". (śmiech) Więc zawsze przełączam z powrotem, starając się uchwycić końcówkę piosenki.

Jakiej muzyki słuchasz w takim razie?

Słucham wielu różnych rzeczy. Niech sprawdzę, co ja tu mam przy sobie w odtwarzaczu... Mam pierwszą płytę Avril Lavigne - już nie mogę doczekać się na nową. Mam też najnowszą, bluesową płytę Aerosmith, coś z CCR [Creedence Clearwater Revival - red.], Josha Grobana. Jak widzisz, są tu różne rzeczy. Lubię mieszać różne style. W samochodzie zawsze wożę coś z muzyki poważnej - lubię sobie tego posłuchać, kiedy jadę autostradą. Głównie słucham jednak rocka.

Kiedyś wyznałeś, że bardzo chciałbyś nagrać piosenkę w duecie z Tiną Turner lub Dido - przybliżyłeś się jakoś do realizacji tego marzenia?

Nie, jak dotąd mi się nie udało. Nigdy nie poznałem osobiście Tiny Turner. Z Dido spotkałem się parę razy i uważam, że jest przesłodką dziewczyną. Ale nigdy nie zaśpiewaliśmy razem.

Jest szansa, że zrobicie to w przyszłości?

Wierzę że tak. Tyle razy sprzyjało mi już szczęście... Uważam, że nie ma nic niemożliwego, jeśli mocno się w coś wierzy.

Czas na osobiste pytanie: Wciąż jesteś sam?

Tak. Zdecydowanie tak.

To dobra wiadomość dla polskich fanek.

Dla mnie też. (śmiech)

Po rozstaniu ze swoją narzeczoną kilka miesięcy temu powiedziałeś, że nie jesteś gotowy na nowy związek. Czy to nadal aktualne?

Wiesz, chciałbym się z kimś związać, móc dzielić z kimś życie, ale po prostu na razie mi się to nie udaje. Rozglądam się dookoła z nadzieją, że jakaś dziewczyna mnie oczaruje. Jestem pewien, że w końcu to się stanie.

Czytałem, że najbardziej lubisz spędzać wolny czas w domu ze swoją córeczką. Kiedy ostatnio razem przyglądaliście się ptakom?

Wczoraj. To znaczy niezupełnie - wczoraj przyglądaliśmy się samolotom, bo wcześnie rano wracaliśmy z Los Angeles. Ale przedwczoraj spacerowaliśmy brzegiem morza, podziwialiśmy naturę, bawiliśmy się w piasku...

Podobno jesteś też całkiem dobrym budowniczym. Wybudowałeś ostatnio coś ciekawego?

Nie, już od dłuższego czasu niczego nie zbudowałem. Jestem niezły w pracach ręcznych, bo mój ojciec był mechanikiem. Miał warsztat samochodowy, w którym się wychowałem. Gdy miałem 13 lat, zmieniałem olej w silnikach, oliwiłem podzespoły...

Marząc o sławie?

Nie bardzo. Za to przez cały czas myślałem o muzyce.

Chcesz powiedzieć, że sława przyszła mimochodem?

W sumie tak. Kiedy miałem 14 lat zacząłem grać w zespole - oczywiście marzyliśmy o tym, żeby stać się sławni, ale tak naprawdę nikt z nas w to nie wierzył. To były takie szczeniackie marzenia, coś jak zabawa w kowbojów. Ja nigdy nie wierzyłem, że to może się zdarzyć.

A jednak się zdarzyło...

Tak, udało się. (śmiech)

Co z twoją anglojęzyczną płytą?

Jest prawie gotowa, ale nie mamy jeszcze wyznaczonej daty wydania. Rynek zmienia się teraz tak szybko, że chcemy zaczekać do momentu, kiedy uznamy, że nadszedł ku temu odpowiedni czas. Na razie cieszę się z wydania kolejnej płyty francuskojęzycznej. Sam postawiłem się w dziwnej sytuacji - najpierw przekonywałem wytwórnię, aby wydała mi płytę po angielsku, a kiedy odmówili stwierdziłem, że w takim razie nagram album francuskojęzyczny.

Gdy się ukazał, wyruszyłem w trasę koncertową. Teraz mam zajęte terminy aż do 27 grudnia, więc nie mam pojęcia, kiedy znajdę czas, aby ukończyć tę anglojęzyczną płytę. Ale na pewno ukaże się ona w 2005 roku.

Czy podbój amerykańskiego i brytyjskiego rynku jest dla ciebie wyzwaniem? Masz tego typu plany?

Nigdy nie miałem takich ambicji. Osobiście nieszczególnie mi na tym zależy, ale współpracuję z Renee Angelilem, który jest menedżerem Celine Dion i z bardzo ambitną ekipą - im na tym zależy, więc ze swojej strony postaram się zrobić wszystko, aby to się udało, by oni byli zadowoleni. Z mojego punktu widzenia nie jest mi to potrzebne.

Jestem bardzo zadowolony z tego, co osiągnąłem. W zeszłym tygodniu byłem w Las Vegas i w Los Angeles - spacerowałem z córką po ulicach i nikt mnie nie rozpoznał, byłem anonimową osobą. Z kolei kiedy jadę na koncerty, powiedzmy do Francji, ludzie mnie znają. Mam idealną sytuację.

Masz całkiem dużą i dobrze zorganizowaną grupę fanów w Polsce. Czy jesteś z nimi w kontakcie?

Nie komunikuję się zbyt często z fanami. Czytam listy - wiele z nich przychodzi z Polski - co jest zawsze ekscytujące...

Odpowiadasz na nie?

Nie, nie mam na to czasu. Czytam listy, gdy jestem w podróży podczas trasy promocyjnej, między koncertami, kiedy znajduję wolną chwilę. Zawsze sprawia mi to ogromną przyjemność.

Co w takim razie chciałbyś powiedzieć swoim polskim fanom zanim znów do nas zawitasz?

Bądźcie gotowi! Przywozimy nowe piosenki, więc przygotujcie się na dobrą zabawę. Te koncerty bardzo nam się podobają i bardzo się cieszymy, że możemy się podzielić tym, co lubimy z ludźmi, których lubimy. Zawsze uwielbiam przyjeżdżać do Polski.

W takim razie czekamy na ciebie i twoją ekipę. Bardzo ci dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: show | Los Angeles | dziewczyna | koncerty | trzy dni | Warszawa | Katowice | Sopot | piosenki | śmiech
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy