Reklama

"Umrzeć z uśmiechem na twarzy"

Kiedyś dziennikarze bali się z nim rozmawiać. Nie bez powodu. Glen Benton, główna postać deathmetalowej legendy, grupy Deicide, był arogancki, nieuprzejmy, mało rozmowny, a konwersację kończył czasami w sposób bardzo nieoczekiwany. Kilka lat temu coś się zmieniło. Dlaczego? Może spowodowały to narodziny syna, a może Glen po prostu zrozumiał, że tą ścieżką daleko nie zajdzie? Lider Deicide stał się bardziej przystępny, a rozmowy z nim zyskały dzięki temu. Pod koniec listopada 2002 roku zespół Deicide przyjechał na dwa koncerty do Polski. Zagrał we Wrocławiu i w warszawskiej Proximie. Na kilka godzin przed drugim z występów, Lesław Dutkowski zasiadł na kilkanaście minut przy jednym stole z Glenem Bentonem.

Kilka tygodni temu podpisaliście kontrakt z wytwórnią Earache. Dlaczego zdecydowaliście się na nich? Rok temu mówiłeś, że jeśli podpiszecie nową umowę, to tylko wtedy, gdy będzie ona na waszych warunkach.

I ona jest na naszych warunkach. Dzielimy się z nimi po połowie.

Ile płyt nagracie dla nich?

Jedną. Jeżeli wszystkie sprawy biznesowe potoczą się dobrze, wówczas nagramy dla nich kolejną płytę.

Wiem, że wcześniej rozważaliście wydawanie płyt na własną rękę albo sprzedawanie ich za pośrednictwem Internetu.

Tak, ale potrzebowaliśmy siły promocyjnej, którą daje wytwórnia płytowa. Earache ją ma. My na przykład chcemy kręcić teledyski, a Earache również chce, żebyśmy je kręcili. Roardunnera w ogóle to nie interesowało. Nigdy. Generalnie gó**o ich wszystko obchodziło. Interesowała ich tylko kasa. Guzik ich obchodzili artyści, to że oni mają przecież rodziny, tylko kasa się liczyła. Wydali ci płytę, a potem koniec.

Reklama

Trochę to dziwnie brzmi, bo wasza pierwsza płyta była przecież sporym sukcesem.

Nasze trzy pierwsze albumy były wielkimi sukcesami, ale problem polega na tym, iż później Roadrunner zwrócił się w kierunku innych zespołów - Type O' Negative, Nickelback, Slipknot i cholera wie czego jeszcze. Przestali ich obchodzić ci, dzięki którym nazwa wytwórni zaczęła coś znaczyć.

Na waszej stronie ogłosiliście, że nowa płyta ukaże się wkrótce. Co to znaczy wkrótce?

To znaczy, że tytuł i kawałki będą znane w ciągu najbliższych kilku miesięcy. Nagrania zaczniemy wówczas, kiedy wrócimy do domu. W kwietniu chyba znów zawitamy do Europy, aby zagrać na No Mercy Festival.

Możesz coś powiedzieć o brzmieniu, o nowych kompozycjach? Steve Asheim mówił kilka miesięcy temu, że macie napisane cztery kawałki. Będą one bardziej w stylu "In Torment In Hell", czy raczej przypominać będą "Insinaratehymn"?

Mamy cztery kawałki, ale muszę je jeszcze przearanżować. Napisałem też sporo sam. Wracamy do starego stylu pisania materiału. Gó**o nas obchodzi, ile płyt się sprzeda. Interesuje nas to, aby być tak brutalnymi, jak to jest możliwe. Powracamy do wielu warstw w kawałkach, jak to było przykładowo w "Kill The Christians" czy "In Hell I Burn" i tego typu kawałkach. To powtarzanie się będzie miało oczywiście inny charakter. Album nie będzie miał nic wspólnego z ostatnim ani przedostatnim. Będzie bardziej w stylu "Legion".

Wiem, że zmieniłeś gitarę basową. Możesz powiedzieć coś więcej o instrumencie, na którym teraz grasz? I dlaczego zrezygnowałeś z gitar B.C. Rich?

Wykonała ją firma Hex Gothic Guitars. A B.C. Rich to zwykłe dupki. Grałem na ich instrumentach od 1985 roku. Jeśli zadzwoniłem, że potrzebuję czegoś, nigdy tego nie dostawałem. Nie było w ogóle współpracy. Poza tym B.C. Rich to już nie jest taka sobie zwykła firma, to część wielkiej korporacji. Kiedy zmarł Bernie Rico, firma przestała być samodzielna i zaczęła działać beznadziejnie.

Czy dzięki gitarze Hex Gothic Guitars masz lepsze brzmienie? Zmieniłeś na przykład struny na twardsze?

Ona brzmi lepiej. Struny też zmieniłem, podpisałem umowę z Roto Sound i będę wspierał ich produkty. Stary, to wszystko wygląda świetnie.

Według niektórych doniesień, kilka waszych kawałków ma się znaleźć na ścieżce dźwiękowej horroru "Bloody Bloody Bible Camp". Czy to prawda?

Było coś na rzeczy, ale to było tylko gadanie. Chodzi o jedną zasadniczą rzecz - jeśli nie masz pieniędzy, jak możesz nakręcić film? Ci goście byli lekko popie***eni i ja wolałem się trzymać z daleka od tego wszystkiego. Ale jedna z naszych piosenek znalazła się na ścieżce dźwiękowej do serialu "Rodzina Soprano". Znasz go?

Oczywiście, że znam!

Zagraliśmy tam "The Gift That Keeps On Giving". Było to miesiąc temu.

Tego odcinka chyba jeszcze nie było w Polsce.

Zajawki powinny się chyba niebawem pojawić.

Skąd czerpiesz inspirację do pisania tekstów? Wiadomo, w co wierzysz, ale czy tylko stąd czerpiesz pomysły?

Czerpię z własnego cierpienia, z własnych nieszczęść, ogólnie z mojego życia. Głównie z tego, co mnie otacza. Teksty odzwierciedlają to, co w danym momencie siedziało mi w głowie. Poza tym to, że piszę w pewien określony sposób sprawia, że słowa mają podwójne znaczenie. Jest to pogłębienie satanizmu, który zarazem jest odbiciem mojego własnego życia.

A jak pogłębiasz swoją wiedzę satanistyczną?

Jaką ją pogłębiam? Poprzez bycie tym, kim jestem i nie poddawanie się. Wielu jest ludzi wokół mnie, którzy to potępiają. Ja zaś potępiam ich. Dopóki wierzę w to, w co wierzę i jestem tym, kim jestem, nic się nie zmienia. Im jestem starszy, tym mocniej jestem z tym związany. Mam 35 lat i chyba jest już trochę za późno, abym myślał o czymś innym dla siebie.

Co Glen Benton porabia, gdy nie koncertuje, nie nagrywa i nie pisze nowych kawałków?

Obserwuję moje dzieci.

Ile masz dzieci?

Dwójkę. Jedno ma 11 lat, a drugie 14 miesięcy.

Dwóch synów?

Tak. Daemon i Vinnie. Daemon ma 11 lat, a Vinnie jest młodszy i ma 14 miesięcy. Kiedy mam wolny czas, dłubię coś przy moim samochodzie, robię coś w domu, strzygę trawę, idę do baru na parę piw. Żyję jak każdy inny.

Czy Daemon interesuje się muzyką?

Tak, gra na gitarze i na perkusji. Jest naprawdę niezły.

Uczysz go?

Tak, uczę go. Ale on jest bardzo dobry i wiele rzeczy uczy się bardzo szybko sam. Ma wielu dobrych nauczycieli wokół siebie. (śmiech)

Czy interesuje go również to, w co ty wierzysz, czy też nie zamierzasz mu tego przybliżać i pozwolisz mu znaleźć wiarę na własną rękę?

Powiem ci coś takiego. On przyszedł do mnie jakieś pół roku temu i powiedział: Tato, chcę iść do kościoła. Wiesz, trochę się bał mi to powiedzieć. Ale ja powiedziałem do niego, a nazywam go D: D, jeśli chcesz iść do kościoła, idź. Ale powiem ci, zanim tam pójdziesz, że zanudzisz się na śmierć. Poszedł do kościoła, a potem przyszedł do mnie i mówi: Tato, miałeś rację, było naprawdę nudno. Nie chcę tam już więcej iść. (śmiech) Powiedziałem mu, że jeśli chce posłuchać bajek, mogę mu je przeczytać na dobranoc. (śmiech)

Słuchasz dalej programów amerykańskich teleewangelistów, np.Boba Larsona?

Tak, od czasu do czasu zdarza się, że ich słucham, ale dzieje się to tylko wtedy, gdy ludzie dzwonią do mnie i mówią: Glen włącz radio, mówią o tobie!. Włączam więc, a jeśli nie podoba mi się to, co słyszę, dzwonię do nich i mówię, żeby się odpie*****li, bo inaczej skopię im tyłki i tak dalej.

Cały czas masz problemy z cenzurą w swoim kraju? Czy to, że gubernatorem Florydy, gdzie mieszkasz, został brat prezydenta Busha, ma dla ciebie jakieś znaczenie? On też jest Republikaninem, a oni raczej nie lubią takich ludzi jak ty.

Nie, nie ma żadnego. Stary, Republikanie mnie kochają. (śmiech) Naprawdę. To Demokraci mówią wszystko, co mnie doprowadza do szału. Tipper Gore należy przecież do Demokratów.

Prawda, ale ona przecież teraz nic już nie znaczy?

To prawda, ona teraz jest nikim. Ciągle jednak pozostaje wśród Demokratów. A oni mnie nienawidzą. Wśród nich jest najwięcej hipokrytów. Mówią to i owo, a potem się okazuje, że ktoś komuś zrobił laskę, ktoś splajtował z jakiegoś powodu. To banda hipokrytów. Zresztą cała polityka opiera się na hipokryzji i dlatego trzymam się od tego z daleka.

Mogę głosować, ale tego nie robię, ponieważ sądzę, że to strata czasu. Moim zdaniem polityków w Ameryce wybiera się tak, jak sprzedaje się zwierzęta hodowlane. Kimś takim jest na przykład George Bush. Kto ma najwięcej pieniędzy, zostaje prezydentem. Zaś to, w jaki sposób oni zdobywają te pieniądze, uważam za nieuczciwe, niezgodne z prawdą.

Wspierasz wciąż takie organizacje, jak na przykład Rock Out Censorpship? Udzieliłeś im kiedyś bardzo ciekawego wywiadu na temat swojej wiary i związanych z tym kłopotów.

Nie widziałem ich od lat, a kilku z nich jakiś czas temu poznałem. Mam wrażenie, że tego już się tak nie promuje, jak kiedyś. Jest wiele ważniejszych problemów od tego, co ktoś powiedział na jakiejś płycie lub coś w tym stylu. W Ameryce wszystko przychodzi etapami. Teraz wszyscy mówią o terroryzmie, wcześniej był 11 września i wszystko, co się z tym wiąże. Każdy chyba koncentruje się teraz na tych sprawach. Nikt nie zwraca na uwagi na zespoły, chyba, że ktoś umrze albo zdarzy się coś innego.

Prawdą jest, że z okultyzmem i satanizmem zapoznała cię twoja ciotka?

Tak, moja ciotka była wiedźmą.

Wiedźmą?

Tak, Czarną Wiedźmą. Prawdą jest, że to ona zainspirowała mnie w pewien sposób. Już nie żyje.

Jesteś w muzycznym biznesie ponad 15 lat.Co jest twoim największym sukcesem? Jest może coś, co uważasz za porażkę?

Sukcesem jest to, że jestem w stanie opiekować się moją rodziną. Moją porażką będzie, jeżeli nie będę w stanie już tego robić. Kiedy będę już za stary i będę się poruszał jak jakiś pieprzony lunatyk.

Myślisz o tym, co będzie, gdy nie będziesz już w stanie grać, komponować?

Nie myślę o tym. Żyję z dnia na dzień. Jeśli nadejdzie jutro, będę się o nie martwił, kiedy już nadejdzie. Żyję chwilą. To jest moim zdaniem najlepsze. Najlepiej byłoby umrzeć z uśmiechem na twarzy.

Co czujesz, kiedy goście ze Slipknot mówią, że byliście dla nich wielką inspiracją?

To są w porządku goście i dobry zespół.

Mieliście już okazję zagrać wspólny koncert.

Jeszcze nie. Mówią nam już od dłuższego czasu, że chcieliby zagrać z nami trasę, ale to się chyba nigdy nie stanie.

Czy interesuje cię to, co się dzieje na współczesnej scenie deathmetalowej?

Nie. Kiedy jadę na trasę z Deicide, moim głównym celem jest to, aby ludzie dobrze się bawili. Kiedy wracam do domu, zostawiam wszystko za sobą. Ściągam kostium Glena Bentona i wieszam go na drzwiach. Wtedy jestem wyłącznie sobą.

Czyli w ogóle nie słuchasz nowych zespołów i jesteś wierny swoim starym faworytom?

Dokładnie. Słucham głównie staroci, np. Black Sabbath, ogólnie starego heavy metalu. Ale kiedy jestem w domu, metalu też nie słucham za dużo. Słucham wielu bardzo różnych rzeczy, rapu oczywiście nie, ale na przykład starego rock and rolla. Kiedy jestem na trasie, death metal słyszę każdego dnia. (śmiech) Jeśli jestem w domu, nie chcę już tego słuchać. (śmiech) W domu liczy się dużo dobrego żarcia, rodzina, oglądanie telewizji i tak dalej. (śmiech)

Dziękuję ci bardzo za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: Po prostu | firma | goście | śmiech
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy