Reklama

"Umieramy całe życie"

Grupa Evenescence to nowa nadzieja amerykańskiego rocka. Na czele kwartetu z Little Rock, w stanie Arkansas, stoją: wokalistka Amy Lee oraz gitarzysta i kompozytor Ben Moody. Oboje poznali się na szkolnym obozie. Ben zwrócił uwagę na dziewczynę grającą na fortepianie piosenkę Meat Loafa "I'd Do Anything For Love". Kiedy usłyszał jej głos, wiedział, że musi ją mieć w swoim zespole. W Evenescence grają jeszcze: gitarzysta John LeCompt i perkusista Rocky Gray. W kwietniu 2003 roku ukazał się ich debiutancki album, zatytułowany "Fallen" - w USA niespodziewanie zadebiutował od razu na 4. miejscu listy "Billboardu", a pochodząca z niego piosenka "Bring Me To Life" stała się sporym przebojem. Muzyka zespołu określana bywa jako połączenie Tori Amos z Nickelback. Z okazji premiery albumu, lider grupy Ben Moody opowiada Maciejowi Rychlickiemu o utworze ze ścieżki dźwiękowej filmu "Daredevil", o gotyckim rocku, Michaelu Jacksonie, Bjork i wojnie.

Wasz utwór "Bring Me to Life" znalazł się na ścieżce dźwiękowej do filmu "Daredevil". Czy powstał on specjalnie na potrzeby tego filmu?

Nie, dla potrzeb filmu został tylko nieznacznie zmieniony. Kiedy wytwórnia Elektra, wydawca soundtracku do "Daredevil", poprosiła nas, by w refrenie zabrzmiał też jakiś męski głos, wróciliśmy do studia i dodaliśmy partię wokalu Paula McCoya, na co dzień wokalisty formacji 12 Stones.

Czy to, że wasza piosenka została również wybrana do promowania tej płyty, było dla was dużym zaskoczeniem?

Reklama

Tak, bardzo nam to schlebiło. Rzadko zdarza się, żeby mało znany zespół promował swoją piosenką jakąś hollywoodzką super-produkcję. Byliśmy zaskoczeni, ale i uradowani, bo zawsze interesowało nas nagrywanie muzyki do filmów.

Podobno twoim wielkim idolem jest kompozytor filmowy Danny Elfman. Czy marzy się wam stworzenie takiej muzyki, jak choćby temat główny z "Batmana" czy "Planety Małp"?

Tak, razem z Amy bardzo chcielibyśmy móc kiedyś stworzyć coś tak wielkiego. Podobnie, jak móc kiedyś pracować z Dannym nad którymś z naszych utworów.

Jaka muzyka filmowa wydaje się wam ciekawsza - ta nagrana z orkiestrą, czy składająca się z utworów poszczególnych wykonawców?

Szczerze powiem, że bardziej kusząca byłaby ta druga propozycja, podczas której mógłbym pisać i produkować utwory dla innych wykonawców, jak choćby na ścieżce dźwiękowej do "Queen Of The Damned", autorstwa wokalisty Korna - Jonathana Davisa.

Mimo że jesteście zespołem rockowym, na waszej płycie bardzo często słychać smyki, czy nawet całą orkiestrę symfoniczną. Jakie to uczucie dla rockmana: słyszeć swoją kompozycję w wykonaniu całej orkiestry?

Takie chwile pamięta się do końca życia. To było moim marzeniem od dawna i nawet sześć lat temu, kiedy zakładaliśmy zespół, planowałem, że kiedyś wszystkie swoje utwory przearanżuję i nagram jeszcze raz z pomocą orkiestry.

Zaczynaliście od grania goth-rocka. Czy jeżeli odniesiecie sukces, nie będzie kusiło was, żeby którąś z kolejnych płyt nagrać właśnie w tym stylu?

Nie uważamy siebie za zespół gotycki. Gotyk to tylko jedna z wielu naszych inspiracji, ale nigdy nie ograniczaliśmy się tylko do tego jednego gatunku.

W wywiadach podkreślacie, że inną waszą inspiracją jest np. Michael Jackson. Możesz opowiedzieć o jego wpływie na album "Fallen"?

Jego wpływ często słychać w określonej rytmice, czy sposobie programowania niektórych utworów. Inspiracje często mają to do siebie, że powodują powstanie czegoś zupełnie nowego, zupełnie innego od pomysłu wyjściowego. I może to jest właśnie ich największy sekret.

Jednym z najgorętszych tematów ostatnimi czasy jest wojna. Czy wojna również może być dla was inspirująca?

Wszystko w życiu może być inspirujące. Wszystko, przez co przechodzisz i czego doświadczasz samemu, ale również to, co widzisz lub słyszysz od innych.

Ale na pierwszy rzut oka wydaje się, że wasz album powstał wyłącznie pod wpływem przykrych doświadczeń - bólu, rozpaczy, straty kogoś bliskiego.

Nie da się ukryć, że nie jest to radosna płyta. Podczas jej nagrywania najsilniejsze emocje, jakie nam towarzyszyły, to były smutek i złość? Nie udało się uniknąć ich wpływu, zresztą nie mieliśmy nawet takiego zamiaru.

Czy któreś z waszych utworów powstały zatem pod wpływem przyjemnych, pozytywnych przeżyć?

Jest na płycie parę kompozycji, które dopiero podczas pracy nad nimi z pozytywnych przerodziły się w bardziej przygaszone, smutne numery. Było to bardzo oczyszczające przeżycie - ponieważ wydobywaliśmy z siebie różnego rodzaju emocje, nie musieliśmy ich kumulować w sobie już ani chwili dłużej.

Czy album "Fallen" ma jakąś myśl przewodnią, czy też jest po prostu zbiorem podobnych do siebie, klimatycznych utworów?

Chcieliśmy, żeby płyta odbierana była całościowo, a nie tylko jako zestaw przypadkowych piosenek. Motto tej płyty mówi, że są na świecie rzeczy, które powodują ból, strach czy zmartwienie, ale wcale nie muszą one przejąć kontroli nad twoim życiem. Wystarczy, że zauważysz, że dookoła ciebie też są ludzie, którzy tego doświadczają, nie jesteś osamotniony w swoich problemach.

Wspominacie, że jedną z waszych ulubionych artystek jest Bjork. Okładka waszej płyty "Fallen" przypomina trochę okładkę albumu 'Debut" Bjork. Czy to podobieństwo jest zamierzone?

Naprawdę są podobne? To nawet całkiem miłe, ale wszelkie podobieństwo jest tu naprawdę przypadkowe. Swoją drogą bardzo lubię takie zbiegi okoliczności, to bardzo ciekawe?

Czy za nazwą zespołu Evanescence kryje się jakaś historia?

Evanescence znaczy to samo co zniknąć, wyparować. Dla mnie to świetne podsumowanie ludzkiej egzystencji - od dnia urodzin zaczynamy powoli blednąć, umierać. Dlatego tak ważne jest, żeby doceniać każdą chwile.

Umieramy od chwili naszych narodzin - to chyba jednak cały czas pesymistyczna opinia o życiu.

Ale prawdziwa! Nasz czas jest ograniczony, więc zamiast tracić go na zajmowanie się rzeczami przyziemnymi, materialnymi, lepiej skoncentrować się na relacjach z innymi, żeby zostawić tu po sobie jakiś ślad.

Opowiedz teraz, proszę, o swoich faworytach na płycie.

Wybór tej ulubionej piosenki jest zawsze trudny, ale postawiłbym chyba na "Haunted". Nie potrafię streścić, o czym opowiada, ale może to jest w niej właśnie najciekawsze. Uwielbiam jej słuchać, uwielbiam grać ją na koncertach.

A o czym mówi pierwszy singel z płyty, "Bring Me to Life"?

Czasami natrafiamy w życiu na osobę, zdarzenie czy rzecz, która uświadamia nam, że życie nie jest tylko tym, czym nam się wydaje. Zdajesz sobie sprawę, że twoja dotychczasowa egzystencja pozbawiona była głębszego sensu i nagle zaczynasz tęsknić za czymś więcej. Rozpoczynasz nowe życie, nowy rozdział, następuje twoje duchowe przebudzenie.

Dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: "Umieram" | umieranie | muzyka | kompozytor | piosenka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy