Reklama

"Tutaj ja dowodzę"

Ronnie Wood, urodzony w 1947 roku gitarzysta, basista, perkusista, saksofonista i malarz, karierę rozpoczął od gry w zespole Jeffa Becka, nagrywał z Jerrym Lee Lewisem, Ray'em Charlesem, Fats Domino, Bo Diddley'em i Chuckiem Berrym, ale wszyscy znają go jako gitarzystę The Rolling Stones, zespołu do którego doszedł w 1976 roku. Okazauje się jednak, że gra w największym rockowym zespole świata nie wyczerpuje ambicji Ronniego. Pod koniec 2001 roku na rynek trafił album "Not For Beginners", siódma solowa płyta w jego dorobku, zawierająca solidną porcję tradycyjnego, mocno osadzonego w bluesie rocka. Z tej okazji Ronnie Wood opowiedział o powodach nagrania albumu, sytuacji rocka na początku XXI wieku, miłości do koni, nagrywaniu z własnymi dziećmi i Bobem Dylanem, oraz swoim malarstwie.

Dlaczego zatytułowałeś płytę "Nie dla początkujących"?

Gram swoje już od wielu lat i nie potrzebuję schlebiać gustom tłumu. Jeżeli komuś podoba się moja płyta po pierwszym przesłuchaniu, bardzo się z tego cieszę, a jeżeli nie - niech posłucha jeszcze raz. (śmiech) To nie jest muzyka dla początkujących.

Piękna twojego nowego albumu nie odkrywa się po pierwszym przesłuchaniu, ale rośnie on w słuchaczu, niczym grzyb...

(śmiech) Tak, właśnie tak! Jestem miłym, wielkim grzybem... Może ludzie, którym nie podoba się od razu moja płyta, powinni pomyśleć o powrocie do szkoły. (śmiech) Mówiąc serio, chyba rzeczywiście mam dar do pisania muzyki, której poznanie wymaga czasu.

Reklama

Po co w ogóle nagrałeś album solowy? Nie wolałbyś w czasie wolnym od zajęć z Rolling Stones leżeć do góry nogami, poświęcić się malarstwu czy wyścigom konnym?

Nie. Kiedy robimy sobie dłuższą, trwającą kilka lat przerwę z Rolling Stones, nie możemy sobie pozwolić na wypadnięcie z formy. Palce wciąż muszą sprawnie biegać po gryfie, a najlepszym sposobem na to, by nie skapcanieć, jest nagranie solowej płyty. Wie o tym Charlie, który ma kapelę jazzową, wie Mick, który właśnie wydał "Goddess In The Doorway" i wie Keith, który ciągle angażuje się w jakieś nowe projekty. O ile wiem, jakąś płytę nagrał też Darryl Jones... Każdy z nas coś robi.

Czy myślisz, że rock'n'roll w 2001 roku jest jeszcze potrzebny?

Oczywiście. Wydaje mi się, że po kilku naprawdę ciężkich latach, w tym roku coś się ożywiło, że jest coraz lepiej... Ale słucham też nowej muzyki, chociaż trudno mi wymienić zespoły, które wywarłyby na mnie szczególne wrażenie. Bardzo podobają mi się niektóre utwory Stereophonics czy Travis i w ogóle staram się trzymać rękę na pulsie.

Podczas nagrywania "Not For The Beginners" doszło do prawdziwego spotkania pokoleń. Nagrywałeś zarówno ze swoimi dziećmi, synem Jesse i córką Leah, jak i z Bobem Dylanem. Jak udało ci się namówić Boba do wspólnych nagrań

Pomógł mi fantastyczny zbieg okoliczności. Tak się złożyło, że był akurat w Wielkiej Brytanii, a że zawsze dobrze rozumiałem się z Bobem, a jego menedżer to mój dobry kumpel. Przyjęli zaproszenie i mieszkali u mnie przez trzy dni. Puściłem Dylanowi utwór "Interfere" i zapytałem, czy nie chciałby czegoś w nim dograć. Posłuchał i zgodził się natychmiast. Skoro poszło tak łatwo, podsunąłem mu również "King Of Kings", kompozycję zamykającą album. A jeśli już mówimy o starszej generacji, to wielu ludzi zapewne zaskoczy fakt, że w "Interfere? grają również ludzie z zespołu Elvisa Presley'a.- Scotty Moore i DJ Fontana. Scotty nie był do końca przekonany, mówił: Czy aby na pewno potrzebujesz naszej gry w tym numerze? Ja mu na to: Scotty, kiedy Elvis po raz pierwszy najechał Anglię, gdy grałeś solówki, ludzie wyrywali kinowe siedzenia ze śrub. Jesteś współodpowiedzialny za tę histerię. I teraz mi mówisz, że ja ciebie nie potrzebuję?! Bardzo się cieszę, że Scotty i DJ grają na mojej płycie.

A jak współpracowało ci się z własnymi dziećmi? To musiało być miłe doświadczenie.

Och, naprawdę wspaniałe! Jesse to bardzo utalentowany muzyk, świetny funkowy gitarzysta, a Leah ma bardzo dobry głos i wie, jak się śpiewa soul. Jestem z nich bardzo dumny. Tym bardziej, że oboje zawsze uważali, że pójść do taty po radę to zbyt oczywiste, zbyt łatwe. Dlatego wszystko, co dzisiaj potrafią, uzyskali wyłącznie dzięki własnym wysiłkom, do wszystkiego dochodzili metodą prób i błędów. Jesse nigdy nie przyszedł i nie poprosił: Tato, naucz mnie grać na gitarze, ale po prostu wziął instrument i jakimś sposobem sam do wszystkiego doszedł. Pamiętam za to, że kiedyś zostawiłem go na 20 minut w jednym pokoju z Erikiem Claptonem. Kiedy wróciłem, zobaczyłem jak wymieniają uwagi na temat techniki gry na gitarze, zdradzają sobie jakieś tajemnicze patenty. Jestem pewien, że zdarzenia tego typu wpłynęły bardzo pozytywnie na jego rozwój jako gitarzysty. Z kolei Leah odebrała bardzo gruntowne wykształcenie muzyczne i właściwie wychowała się wśród ludzi, którzy przez lata śpiewali w chórkach Rolling Stones. Na pewno wiele się od nich nauczyła.

Jesteś nie tylko muzykiem, ale również uznanym malarzem. Ostatnio dostałeś od Andrew Lloyd Webera zamówienie na bardzo duży obraz, który ozdobi jego restaurację. To chyba spore wyzwanie?

Lubię wyzwania! Andrew poprosił mnie o namalowanie zbiorowego portretu najsłynniejszych gości odwiedzających jego lokal, m.in. Eltona Johna, Neila Tennanta, Elizabeth Hurley i Hugh Granta. Będzie to obraz olejny o wymiarach 6 na 2.5 metra, a zmieścić się ma na nim aż sześćdziesiąt postaci! Pięćdziesiąt już naszkicowałem... Ostatnio spotkał mnie wielki zaszczyt, bo przedstawiciele Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych zaproponowali mi wystawienie niektórych prac w ich galerii. To niesamowite, że sami z tym do mnie przyszli, bo mają raczej opinię ludzi, których trzeba błagać na kolanach, by dopuścili cię do wystawienia chociaż jednego obrazu. (śmiech)

Czy sam często chodzisz do galerii i muzeów?

Kiedy tylko mogę. Raczej omijam malarstwo nowoczesne i w ogóle sztukę współczesną, wolę klasykę. Kocham malarstwo Goy'i, El Greco, Caravaggia... Byłem zachwycony wystawą dzieł Rembrandta, na której pokazano, jak wyglądają jego prace po prześwietleniu promieniami rentgenowskimi. Teraz wiem, jak zabierał się do poszczególnych etapów malowania.

Podobno wydarzenia z 11 września podziałały na ciebie inspirująco?

Kiedy zobaczyłem w telewizji relację z Nowego Jorku, nie mogłem uwierzyć własnym oczom. To było tak przerażające, a jednocześnie tak bardzo plastyczne... Niewiele się zastanawiając zacząłem malować strażaków ratujących ludzi spod dymiących ruin, sam moment ataku. Jeszcze nie skończyłem tych prac, ale jeśli namaluję coś godnego uwagi, postaram się zorganizować aukcję i uzyskany dochód w ten sposób dochód przekazać rodzinom ofiar.

Czy malarstwo traktujesz jako ucieczkę od stresu i pośpiechu, tak charakterystycznych dla muzycznego biznesu?

Tak. Między innymi dlatego, że kiedy maluję obraz, wiem, że to ja dowodzę, że ode mnie wszystko zależy. Tymczasem w Rolling Stones, czy w jakimkolwiek innym zespole, wszystko co robię, to część pracy zespołowej. Efekt końcowy zależy nie tylko ode mnie, ale również od innych ludzi. Kiedy maluję, zarówno sukcesy, jak i porażki, idą tylko na moje konto.

Na "Not For The Beginners" pojawiły się nie tylko twoje kompozycje, ale również przeróbki utworów z cudzego repertuaru. Dlaczego nagrywasz covery?

Wszyscy to robią i zawsze robili. Beatlesi nagrywali numery Chucka Berry'ego, teraz z kolei wszyscy grają utwory Beatlesów. Jednym z pierwszych wielkich przebojów Rolling Stones był utwór "It's All Over Now" z repertuaru Bobby'ego Womacka. Nagrywanie coverów to od wielu lat ważny element muzycznego show biznesu. To świadczy o tym, że artyście pamiętają o przyszłości, wiedzą skąd się wywodzą.

Jakieś pół roku przed nagranem "Not For The Beginners" kupowałem wino w lokalnym sklepie, usłyszałem The Byrds grających cicho w tle. Zapytałem sprzedawcy, czy przypadkiem nie ma na tej płycie utworu "Rock & Roll Star". Okazało się, że jest, więc pożyczyłem od niego ten album na noc, posłuchałem i już wiedziałem, że muszę nagrać ten kawałek. A płytę oczywiście zwróciłem następnego dnia...

Czy na okładce "Not For The Beginners" zamieściłeś swój autoportret?

Tak. Skorzystałem z okazji i namalowałem samego siebie... Co przedstawia ten obraz. Oczywiście radę, nie dla początkujących: Nie probujcie zmieniać koni w środku strumienia... (śmiech)

Skąd wzięła się twoja miłość do koni, do dzikich zwierząt i w ogóle do wszelkich przejawów natury?

Od dziecka uwielbiałem zwierzęta, szczególnie konie. Mogłem je obserwować, a potem malować całymi godzinami. Zaczęło się od tego, że kiedy miałem kilka lat ojciec zabierał mnie na wyścigi i kazał stawać blisko, jak najbliżej ogrodzenia... Gdyby żył, byłby na pewno bardzo ze mnie dumny, bo konie, które hoduję w Irlandii to wspaniałe okazy i wygrały już kilka dużych gonitw.

Czy zamierzasz promować "Not For The Beginners" koncertami? Masz na to czas?

Mam wspaniały zespół, więc grzechem byłoby, gdybym nie zagrał ani jednego koncertu. Niestety, o większej trasie nie ma na razie mowy, ograniczę się do kilku występów w Wielkiej Brytanii. Nie wiem jeszcze, co będziemy robić w najbliższym czasie z Rolling Stones, więc nie mogę snuć zbyt dalekosiężnych planów.

Dziękuję za wywiad.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: obraz | śmiech
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy