Reklama

"Thrash metal i plakaty filmowe"


Branżowa prasa pisze o The Haunted, że zapoczątkowali odrodzenie thrash metalu w dawnej, oldschoolowej formie. Dali początek muzycznej fali, na której wypłynęły takie grupy jak Carnal Forge czy święcący triumfy za Oceanem amerykański Shadows Fall.

Szwedzi z The Haunted wydali swój pierwszy album pod koniec poprzedniej dekady i od razu zostali zauważeni. Płyta zatytułowana zwyczajnie "The Haunted" została uznana przez czytelników prestiżowego brytyjskiego magazynu Terrorizer za płytę roku. Na kolejnych produkcjach Szwedzi konsekwentnie rozwijali swój styl, wprowadzając rozmaite elementy różnicujące. Wierność wybranemu stylowi i wciąż odświeżana konwencja przyniosły im dwie statuetki szwedzkiej nagrody Grammy. W ciągu kilku lat The Haunted przyzwyczaił swoich fanów do specyficznej, prostej w formie oprawy graficznej, która, obok muzyki, stała się ich znakiem rozpoznawczym.

Reklama

Najnowsza płyta The Haunted nosi tytuł "rEVOLVEr". Przed jej premierą Maciej Bury rozmawiał z gitarzystą Andersem Bjőrlerem. Płynną angielszczyzną ubarwioną śpiewnym szwedzkim akcentem muzyk The Haunted opowiadał o pracach nad nową płytą, zmianach personalnych w zespole oraz plakatach filmowych.

Branżowa prasa pisze o The Haunted, że zapoczątkowali odrodzenie thrash metalu w dawnej, oldschoolowej formie. Dali początek muzycznej fali, na której wypłynęły takie grupy jak Carnal Forge czy święcący triumfy za Oceanem amerykański Shadows Fall.

Szwedzi z The Haunted wydali swój pierwszy album pod koniec poprzedniej dekady i od razu zostali zauważeni. Płyta zatytułowana zwyczajnie "The Haunted" została uznana przez czytelników prestiżowego brytyjskiego magazynu Terrorizer za płytę roku. Na kolejnych produkcjach Szwedzi konsekwentnie rozwijali swój styl, wprowadzając rozmaite elementy różnicujące. Wierność wybranemu stylowi i wciąż odświeżana konwencja przyniosły im dwie statuetki szwedzkiej nagrody Grammy. W ciągu kilku lat The Haunted przyzwyczaił swoich fanów do specyficznej, prostej w formie oprawy graficznej, która, obok muzyki, stała się ich znakiem rozpoznawczym.

Najnowsza płyta The Haunted nosi tytuł "rEVOLVEr". Przed jej premierą Maciej Bury rozmawiał z gitarzystą Andersem Bjőrlerem. Płynną angielszczyzną ubarwioną śpiewnym szwedzkim akcentem muzyk The Haunted opowiadał o pracach nad nową płytą, zmianach personalnych w zespole oraz plakatach filmowych.

Pierwszą i najistotniejszą chyba rzeczą, wyróżniającą się na nowym albumie, tak z muzycznego jak i personalnego punktu widzenia, jest powrót w szeregi zespołu pierwotnego wokalisty Petera Dolvinga. Jaki był jego wpływ na ostateczny kształt "rEVOLVEr"?

Olbrzymi. Nowy wokalista oznacza nowy styl. Za sprawą Petera na nowej płycie można usłyszeć wokalizy o hardcore'owej i, czasem, punkowej proweniencji. Ci, którzy znają naszą pierwszą płytę "The Haunted", pamiętają te wokale.

Pod względem muzycznym nowa płyta najbardziej przypomina właśnie wspomniany debiutancki album zespołu.

Główną tego przyczyną jest oczywiście powrót Petera do zespołu. Wiele ludzi wysnuwa porównanie "rEVOLVEr" do "The Haunted", ale ja dostrzegam więcej różnic niż podobieństw. Teraz gramy bardziej melodyjnie, no i - przede wszystkim - jesteśmy lepszymi instrumentalistami.

Nowa płyta wyróżnia się także bardziej przestrzennym brzmieniem.

Poprzedni album "One Kill Wonder" był dla mnie zbyt masywny. Chcieliśmy, aby nowa płyta, nie tracąc nic ze swego dźwiękowego ciężaru, miała jednak lżejsze, bardziej, by tak rzec, przejrzyste brzmienie.

W duńskim studiu "Antfarm" spędziliśmy dwa miesiące i cały ten czas wykorzystaliśmy na uzyskanie czystszej produkcji, w której każdy szczegół byłby doskonale słyszalny. Dzięki tym zabiegom "rEVOLVEr" zyskał na dynamiczności.

Wydaje mi się, że całość brzmi tak, jak brzmi The Haunted na koncercie. Wszystko jest bardzo energetyczne.

Właśnie o to nam chodziło. Żeby The Haunted zabrzmiał tak, jak powinien brzmieć w wersji live. Dużo o tym rozmawialiśmy przed wejściem do studia. Ostateczny efekt jest rezultatem techniki nagraniowej zastosowanej w studiu. Zarejestrowaliśmy tylko dwie ścieżki gitarowe, bez żadnych dodatkowych udziwnień. Wokale zostały nagrane za pierwszym razem. I album brzmi tak, że masz wrażenie przebywania pod sceną.

Nowa płytę zarejestrowaliście ponownie w studiu Fredman z Fredrikiem Nordstromem. Nie korciło was, aby tym razem nagrywać gdzie indziej?

Miejsce, gdzie odbywa się sesja nagraniowa, nie ma dla mnie aż tak wielkiego znaczenia. Znacznie ważniejsze są moim zdaniem miksy i mastering materiału. Miksy to jest ten etap produkcji albumu, od którego w największym stopniu zależy jego ostateczny dźwiękowy kształt. I dlatego z miksami pojechaliśmy do Danii, gdzie wykonał je dźwiękowiec z Antfarm Tue Madsen. Efekt jego pracy jest znakomity!

Powrót Petera Dolvinga, pierwotnego wokalisty, do zespołu stał się możliwy po odejściu z The Haunted poprzedniego wokalisty Marco Aro. Dlaczego on odszedł?

Z tego, co nam powiedział wynika, że był już zmęczony koncertowaniem, ciągłymi rozjazdami. Chciał poświęcić więcej czasu rodzinie, dzieciakom, codziennej pracy. Spodziewaliśmy się tej decyzji. Na ostatniej trasie przed odejściem Marco wyglądał na bardzo zmęczonego, brakowało mu chyba motywacji, nie wiem - może czuł się wypalony.

A jak doszło do tego, że Peter dołączył do zespołu po kilku latach przerwy. Zaproponowaliście mu posadę wokalisty czy sam się zgłosił?

Utrzymywaliśmy z nim kontakt od czasu jego rozstania z zespołem. Peter jest dzisiaj całkowicie stabilną osobowością, nie nękają go już takie problemy personalne, które przed laty były przyczyną jego odejścia z The Haunted. Gdy rozeszła się wieść, że zostaliśmy bez gardła, Peter poinformował nas, że chce wrócić. Byliśmy bardzo zaskoczeni, ale postanowiliśmy spróbować.

Czy przed decyzją o przywróceniu Petera na stanowisko wokalisty rozważaliście inne kandydatury?

Mieliśmy listę jakichś dziesięciu zastępców do rozważenia. Oczywiście wymiana wokalisty jest niesłychanie trudnym posunięciem, gdyż nikt nie będzie śpiewał dokładnie tak, jak jego poprzednik. Związana z tym nieoczekiwana zmiana stylistyki może być irytująca dla fanów. Dlatego uznaliśmy, że ponowne pozyskanie Petera to najwłaściwsza decyzja, gdyż jego głos jest znany słuchaczom.

Jak układają się stosunki między członkami zespołu?

Bezproblemowo. Jesteśmy wyluzowanymi, a zarazem bardzo spokojnymi ludźmi. Szanujemy się nawzajem, doceniamy odmienne opinie. Peter zaaklimatyzował się w zespole. Myślę, że w drużynie The Haunted panuje komfortowa atmosfera.

Na początku roku na stronie internetowej zespołu rozpisaliście konkurs na tytuł nowej płyty. Wygrała propozycja jednego z internautów: "Subliminal Messages of Suicide Promotion". Więc dlaczego ostatecznie "rEVOLVEr"?

Hmm... Konkurs na tytuł to nie był głupi pomysł, ale źle go przeprowadziliśmy. Wytworzyło się bowiem mylne przekonanie, że najlepszy typ automatycznie zostanie umieszczony na płycie. Wygrał wspomniany przez ciebie tytuł, który jest istotnie bardzo dobry, ale kompletnie nie pasuje do muzyki, którą zawiera nowy album. Konkurs ten był raczej zaproszeniem naszych fanów do kreatywności. My sami mieliśmy pewnie ze sto propozycji. Któregoś dnia usiedliśmy w kawiarni i zaczęliśmy wybierać. Uznaliśmy, że najodpowiedniejszy jest "rEVOLVEr". To była bardzo demokratyczna decyzja.

Najbardziej zaskakującym utworem na nowej płycie jest zamykający "My Shadow". Szczerze przyznam, że nie spodziewałem się po The Haunted nieomal progresywnego kawałka, na dodatek tak odmiennego od pozostałych piosenek zawartych na płycie. Kto jest autorem tego numeru?

To jest mój ulubiony kawałek. Wymyślili go wspólnie wszyscy członkowie zespołu, ale to Peter [Dolving - wokalista] odcisnął na nim najsilniejsze piętno. My planowaliśmy, że będzie to utwór instrumentalny, ale Peter nadał mu nieco inny kształt, prawie progresywną formę. "My Shadows" to utwór eksperymentalny, który jednak jest najlepszym wyobrażalnym zakończeniem płyty.

Oprawa graficzna okładki jest stylizowana na plakat filmowy. Zwraca uwagę prostą, bezpośrednią formą, do której The Haunted nas przyzwyczaił i która jest waszym znakiem rozpoznawczym.

Nowa okładka jest istotnie kontynuacją grafik zawartych na poprzednich albumach. Figura widoczna na oprawie "rEVOLVEr" powinna w naszym zamierzeniu korespondować z maleńką postacią widoczną w logo zespołu. Weź pod uwagę, że tytuły utworów, grafika, nazwa płyty są bardzo proste i dosadne. "rEVOLVEr" - trudno o bardziej bezpośrednie przesłanie.

No właśnie. O jakie przesłanie chodzi? Oglądając wasze okładki mam wrażenie, że ich uproszczona forma wyrasta z fascynacji niskobudżetowymi filmami o seryjnych zabójcach, jak np. "Człowiek pogryzł psa" nakręcony przez belgijskiego reżysera Benoit Poelvoovole.

Bardzo lubię ten film i inne jemu podobne. Faktem jest także, że interesuje nas zjawisko seryjnych morderców. Ale okładkę nowej płyty nie tworzyliśmy mając go na uwadze. Korzeni zjawiska o którym mówisz należy szukać w początkach zespołu. Gdy musieliśmy opracować logo The Haunted, chcieliśmy, aby jego forma przypominała napisy zamieszczane na plakatach filmowych. Tego podobieństwa łatwo się także dopatrzyć na naszych okładkach.

O czym w takim razie są teksty zawarte na "rEVOLVEr"?

Wszystkie teksty napisał Peter, który jest zdecydowanie najlepszym tekściarzem w zespole. Są one owocem jego doświadczeń i przemyśleń. Peter wyłożył w nich swoje refleksje na temat współczesnego świata i człowieka. Zajął się rozważaniem problemów związanych z porozumiewaniem się między ludźmi, nie uciekł także przed polityką. Jednym słowem - napisał o tym wszystkim, co jest złe w dzisiejszym świecie.

Wkrótce wyruszacie na trasę koncertową po Stanach Zjednoczonych wraz z Shadows Fall. Jeden z dziennikarzy napisał, że wasz koncert u boku headlinera Shadows Fall to ironia, gdyż to wy zainicjowaliście nową falę oldschoolowego trash metalu, na której wypłynął właśnie Shadows Fall.

To prawda, że uchodzimy za inicjatorów tego całego ruchu. Bardzo mi to pochlebia. Nie wiem czy Shadows Fall przynależy do tego samego nurtu co my, gdyż The Haunted jest zespołem unikatowym. Zresztą nie znam dobrze dorobku Shadows Fall, więc nie chcę się wypowiadać.

W przeszłości udało wam się dwukrotnie zdobyć szwedzką nagrodę Grammy. Myślisz, że "rEVOLVEr" ma szansę powtórzyć sukces swych poprzedniczek?

Mam nadzieję (śmiech). Nie będzie łatwo, gdyż, jak zawsze, konkurencja jest olbrzymia.

Nigdy jeszcze nie graliście w Polsce. Może więc przy okazji trasy koncertowej "rEVOLVEr" nadarzy się sposobność dotarcia do naszego kraju?

Miejmy nadzieję. Wiosną przyszłego roku, w marcu, planujemy zagrać tournée po Europie. I może wtedy dotrzemy do Polski.

Zapraszamy. Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Grammy | konkurs | szwedzi | plakaty | metal | Prasa | Peter
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy