Reklama

"Stawiamy na naturalność"

Grupa eM pochodzi z Pruszcza Gdańskiego, choć najczęściej bywa kojarzona z Trójmiastem. Lokalną popularność przyniosły jej występy u boku m.in. T. Love, Kasi Kowalskiej, Ścianki oraz zespołu Kobiety. Pierwszym znaczącym sukcesem zespołu była wersja piosenki "To Wish Impossible Things", która trafiła na składankę "Prayers For Disintegration", będącą hołdem polskich wykonawców dla zespołu The Cure. W marcu 2004 roku grupa wydała debiutancką płytę "Kilka wyjść". W sobotę, 5 czerwca, stanie przed szansą zakwalifikowania się do letniego festiwalu "TOPtrendy" w Sopocie. Z tej okazji z muzykami zespołu eM - wokalistą Mariuszem Daleckim i gitarzystą Tomaszem Górnickim - rozmawiał Paweł Amarowicz.

Jakie były początki eM?

Mariusz: Cała idea grania pochodzi sprzed 10 lat, kiedy się spotkaliśmy z Tomkiem i wspólnie wymyśliliśmy, że założymy zespół. I tak naprawdę przez te 10 lat uczyliśmy się grać na gitarach. Czasami żartobliwie mówimy, że pierwszy rok spędziliśmy ucząc się stroić swoje gitary, drugi żeby dostroić je do siebie, trzeci żeby zacząć równo grać... (śmiech) Ale w takim składzie i takiej formie jak teraz gramy od dwóch lat. Czyli tak na poważnie, bo zawsze były jakieś inne zajęcie - studia, praca, itd.

Reklama

Pochodzicie z jednego miasta...

Tomek: Pochodzimy z Pruszcza Gdańskiego. To miasto położone bardzo blisko Gdańska, dlatego czasami mówimy, że jesteśmy z Trójmiasta. Z Gdańskiem jesteśmy mocno związani, bo tam się urodziliśmy, tam się uczyliśmy itp.

Jaki mieliście dorobek przed ukazaniem się debiutanckiej płyty?

Mariusz: Wcześniej ukazywały się EP-ki. Nagraliśmy też piosenkę w hołdzie zespołowi The Cure na płycie "Tribute to The Cure". Później były składanki dla Polskiego Radia - „Tramwaje” ukazały się na jednej z nich.

Jak udało wam się wypłynąć na szerokie wody rynku muzycznego?

Mariusz: Po prostu dowiedzieliśmy się, że jest konkurs w Trójce. Niczego nie mówiąc nawet kolegom z zespołu, wysłałem płytę w ciemno, ostatniego dnia. Wysłałem ją kurierem, żeby doszła. No i po dwóch dniach odezwał się telefon. Dzwonił Paweł Kostrzewa, nagrał się na sekretarkę. Na początku nie poznałem nawet, że to on. Poinformował nas, że ma dla nas dobrą wiadomość, że chyba wygraliśmy konkurs. I tak to się zaczęło.

Pracujecie już nad czymś nowym?

Tomek: Pod koniec marca ukazała się nasza debiutancka płyta, więc na razie jesteśmy skupieni na jej promocji. Ale na próbach już zaczynamy coś tworzyć, więc myślimy już o drugiej płycie.

Często porównuje się was do zespołu Myslovitz. Nie lubicie takich zestawień?

Tomek: Ani nie lubimy, ani tak się nie czujemy. Gramy troszeczkę inną muzykę, a porównania biorą się stąd, że na polskim rynku mało jest takich zespołów, a to dziwne, bo mieszkamy w 40-milionowym kraju i takich zespołów powinno być dużo. Te porównania są jakby naturalne, ze względu na to, że jest Myslovitz, jest jeszcze Negatyw, kilka innych zespołów i tyle.

Jak traktujecie udział w "TOPtrendy"?

Mariusz: Chcielibyśmy, żeby jak najwięcej ludzi miało okazję zapoznać się z naszą muzyką. Po prostu chcielibyśmy się przedstawić, pokazać. Też na pewno jako ciekawe doświadczenie.

Tomek: Podchodzimy do tego naturalnie, gramy jak gramy, nie będziemy podchodzić do tego na siłę, żeby na siłę się wypromować. Myślę, że stawiamy na naturalność i na to, że ta muzyka jakoś tam dotrze do ludzi.

Dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: toptrendy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy