Reklama

"Staram się czerpać ze wszystkiego"

Alexi Laiho nie bez powodu uznawany jest za jednego z lepszych gitarzystów na metalowej scenie. Główna postać zespołu Children Of Bodom oraz członek grupy Sinergy, nie należy jednak do tych, którzy by zadzierali nosa z powodu komplementów pod swoim adresem. Zawsze podkreśla, że wciąż stara się szukać inspiracji i wzbogacać swoje brzmienie i technikę gry. Alexi to niesamowicie miły i skromny człowiek, który najczęściej odpowiada ze wzrokiem utkwionym w podłogę. Uśmiecha się rzadko, ale na pytania odpowiada chętnie, aczkolwiek unika wnikania w szczegóły swego życia osobistego, w którym ostatnio nie działo się zbyt dobrze. Możliwość rozmowy z fińskim gitarzystą nadarzyła się podczas tegorocznej edycji Mystic Festival. 26 października w Katowicach Alexi Laiho pojawił się jako członek Sinergy. Jednak rozmowa, jaką Lesław Dutkowski przeprowadził z gitarzystą za kulisami "Spodka", dotyczyła niemal wyłącznie Children Of Bodom.

Wiem, że wybraliście już tytuł dla waszej nowej płyty i brzmi on "Hate Crew Deathroll". Początkowo mieliście ją nagrywać w studiu Abyss, ale ostatecznie wylądowaliście w studiu Astia. Dlaczego?

Zasadniczą rolę odegrały tutaj pieniądze. Peter [Tätgren, właściciel studia Abyss - red.] ma stawkę, którą chce otrzymać za to, że produkuje album. Nie mam zamiaru nic złego mówić na Petera, ale tym razem zapytaliśmy go, czy zgodziłby się na to, aby jego rola była nieco mniejsza w powstawaniu tej płyty, a on powiedział, że nie, więc wybraliśmy studio Astia.

Reklama

Poza tym badaliśmy wiele studiów nagraniowych w całej Europie, aż w końcu doszliśmy do wniosku, że w tej chwili najlepszym dla nas wyborem będzie właśnie Astia.

Jak mógłbyś porównać "Hate Crew Deathroll" do poprzedniego albumu "Follow The Reaper"?

Nie wiem naprawdę, co powiedzieć, bo zwykle nie zastanawiam się nad czymś takim. Tak jak muzyka, również nasze płyty powstają w naturalny sposób. Wypływa to z nas. Staram się, aby tak było przez cały czas. Od poprzedniej płyty minęło już trochę, a w tym czasie byli ludzie, którzy starali się na mnie wywierać presję. Ja zaś postanowiłem się skoncentrować tylko na jednej rzeczy - pisaniu muzyki na nową płytę Children Of Bodom. Nigdy się nie zastanawiałem - i tak też jest tym razem - co inni o tym będą myśleć. Po prostu komponuję. W tej chwili został nam już tylko miks płyty. W zasadzie jest on już na ukończeniu.

Ta płyta różni się trochę od "Follow The Reaper". Na pewno nie jest lżejsza. Nie wiem, mam wrażenie, że brzmi bardzo mocno. Z pewnością brzmi to jak Children Of Bodom, choć niektórzy mogą się pytać samych siebie: Co się stało? Mam wrażenie, że tej płyty należy posłuchać więcej niż jeden raz.

Czyli są jakieś niespodzianki?

Tak mi się wydaje. Ale nie ma to nic wspólnego na przykład z tym, że chcemy pójść w zupełnie innym kierunku i brzmieć bardziej melodyjnie. Jest troszkę inaczej, ale z pewnością jest to Children Of Bodom. Tyle mogę ci na razie powiedzieć.

Singel z waszej nowej płyty z piosenką "You’ve Better Off Dead", jest w Finlandii Złotą Płytą. Znalazł się na nim cover kompozycji z repertuaru The Ramones, "Somebody Put Something In My Drink". Jak to się stało, że wybraliście właśnie tę piosenkę?

Sam nie wiem. Sądzę, że są dwa powody. Po pierwsze, lubimy podczas sesji nagrywać przeróbki i robimy to niemal cały czas, bo jest przy tym masę zabawy. A dlaczego The Ramones?

Chciałeś może w ten sposób złożyć hołd Joey’owi i Dee Dee, którzy odeszli w przeciągu ostatniego roku?

Może nie do końca chodzi tu o składanie hołdu z powodu ich śmierci, ale ja zwyczajnie chciałem wyrazić swój szacunek dla zespołu. Jestem fanem The Ramones odkąd byłem małym dzieckiem. Pamiętam, gdy byliśmy w Ameryce Południowej, dostałem składankę The Ramones i słuchałem jej na okrągło. Usłyszałem rzecz jasna także "Somebody Put Something In My Drink". Tym razem zwracałem uwagę na tekst, a nie robiłem tego, gdy byłem dzieciakiem. Pomyślałem, że tekst tego kawałka idealnie pasuje do zespołu. (śmiech) Poza tym myślę, że to jest naprawdę dobry utwór.

Wracając do nowej płyty. Skoro wspomniałeś o nagrywaniu coverów, to chciałem się dowiedzieć, co trafi na japońską wersję "Hate Crew Deathroll"?

Właściwie to nie wiem. (śmiech) W naszym przypadku niemal każda płyta ukazuje się w czterech wersjach - fińskiej, europejskiej, amerykańskiej i japońskiej. Sądzę, że w Europie jako bonus pojawi się właśnie przeróbka The Ramones. W Finlandii album wyjdzie chyba z coverem Slayer "Silent Scream", który nagraliśmy już jakiś czas temu na płytę w hołdzie temu zespołowi. To wspaniały kawałek.

Jak go zaaranżowaliście?

Jest zrobiony w starym stylu, ale dodaliśmy trochę klawiszy i solówek. W Children Of Bodom mamy pewne sprawdzone patenty, takie na przykład, że najpierw ja gram solo, a potem nasz klawiszowiec Janne. Tutaj to też widać. Zawsze w muzyce naszego zespołu działo się wiele szalonych rzeczy, podobnie jeśli spojrzysz na solówki Jeffa Hannemana i Kerry’ego Kinga. Chcieliśmy się do tego odnieść w typowy dla nas w sposób i dlatego słychać w naszej wersji wiele szalonych momentów. Na pewno jest to interesująca rzecz do posłuchania. Co do tego nie mam wątpliwości.

Alexi, jesteś bardzo poważany jako gitarzysta, nie tylko w swoim kraju. Nie kusiło cię nigdy, aby nagrać płytę solową? Z muzyką, której nie możesz umieścić ani na płycie Children Of Bodom, ani Sinergy?

Sam nie wiem. Wiele osób mówi sporo miłych rzeczy o tym, jak gram, ale ja naprawdę nie odczuwam w tej chwili potrzeby nagrania płyty solowej. Mam wystarczająco dużo roboty z Children Of Bodom i Sinergy. Moje ręce ciągle grają jakieś solo albo riff i chyba powoli zaczyna być tego za dużo. Wiesz, w sumie można by coś zrobić, bo mamy z gitarzystą Children Of Bodom projekt, który gra zupełnie inną muzykę. Gitary może brzmią podobnie, ale muzyka przypomina raczej coś takiego jak Stray Cats.

Gracie rockabilly?

Może nie jest to czyste rockabilly. W ogóle ta grupa powstała wyłącznie dla żartu. Nie zamierzamy zdobywać z nią świata, tylko grać sobie przede wszystkim dla relaksu. Głównie traktujemy to jako dobrą zabawę. Na czterośladzie zarejestrowaliśmy kilka kawałków, lecz podkreślam, że tylko dla zabawy. Wyszło z tego coś bardzo podobnego do rockabilly tylko nieco bardziej szalone. Jeśli mam być z tobą szczery, ja w ogóle lubię takie rzeczy jak Stray Cats i Brian Setzer.

A słyszałeś już Brian Setzer Orchestra?

Słyszałem dużo o tym zespole, ale nie słyszałem jeszcze jego muzyki. Nie mogę się jednak doczekać, kiedy ją poznam, ponieważ lubię to, co on robi. Zdaje się, że widziałem jakiś teledysk i było to naprawdę fajne. Na pewno będę chciał kupić sobie płytę tego zespołu.

Wiem, że jednym z twoich ulubionych gitarzystów jest Paul Gilbert, moim również. Ty jednak miałeś więcej szczęścia, bo widziałeś go na żywo z Racer X...

O tak, Paul jest niesamowity. Cały czas należy do moich faworytów. Chciałbym zobaczyć go solo na żywo. Poza tym wydaje mi się, że Racer X dzisiaj to zupełnie inny zespół niż w latach 80. Wtedy było dwóch naprawdę dobrych gitarzystów, Paul i Bruce Bouillet. Pierwszą rzeczą tego zespołu jaką usłyszałem był album koncertowy "Extreme Volume - Live". Ta płyta po prostu mnie rozwaliła. Dwóch tak grających gitarzystów. Solowe nagrania Paula już do mnie tak nie przemawiają.

Ich jedna z ostatnich płyt "Superheroes" zawiera moim zdaniem lepsze kompozycje, ale na starych albumach było tyle szalonego grania gitarowego, którego tutaj już nie ma.

Czy starasz się coś podpatrzyć nowego u gitarzystów, tych starszych i tych młodszych?

Tak, staram się to robić przez cały czas. Wiesz, ja zdaję sobie sprawę z tego, że w różnych częściach świata jest uznawany za bardzo dobrego gitarzystę. Jednak mam świadomość tego, iż nigdy nie będę jakimś wyjątkowym gitarzystą. Tak mi się wydaje. Mogę z całą szczerością powiedzieć, że słucham wszystkich gitarzystów, na wszystkich płytach, które do mnie trafiają. Cały czas staram się czerpać ze wszystkiego. Nigdy nie powiem o sobie, że wiem już wszystko i jestem wystarczająco dobry. Nigdy nie przestanę ćwiczyć i szukać inspiracji wszędzie, gdzie się tylko da.

A jeśli chodzi o samą technikę grania, też starasz się to rozwijać?

Oczywiście, a jest to naprawdę coś wymagającego ciężkiej pracy. Na przykład bardzo poważam Zakka Wylde’, który ma wspaniałą technikę, lecz również taką niesamowitą energię.

Improwizujesz czasem w podczas koncertów?

Tak, zdarza mi się to. Nie wiem do końca jak to się dzieje, ale chyba podświadomie. Oczywiście większość solówek jest bardzo podobna do tego, co słychać na płycie, ale są też takie momenty, że nie pamiętam, co było w studiu i wtedy trzeba oddać się improwizacji. Szczególnie dotyczy to materiału Children Of Bodom. Zawsze jest jakiś fragment improwizowany. Kieruję się wówczas tym, co w danej chwili czuję. Jeśli atmosfera jest sprzyjająca mogę zagrać wiele szalonych rzeczy. Jeżeli czuję, że to nie jest ta noc, zwykle gram wszystko tak, jak zostało nagrane.

Wiem, że wielu gitarzystów używa starych wzmacniaczy, aby na koncercie uzyskać odpowiednie brzmienie. Jak jest w twoim przypadku?

Ja mam bardzo dziwny zestaw na koncerty. Przedwzmacniacz Lee Jacksona, którego używam, nie jest produkowany od lat 80. Nie wiem czemu już go nie robią, ale ja używam go dlatego, aby mieć to specjalne brzmienie mojej gitary. Nie wiem, czy wiesz, ale moja główna gitara kilka tygodni temu została skradziona. Myślałem, że oszaleję i omal szlag mnie nie trafił. Gdybym kiedyś dopadł tego skurwiela, przysięgam, żebym go zatłukł.

A co do brzmienia, to ten przedwzmacniacz, o którym mówiłem, nie daje tak dużego zniekształcenia. To jest ciekawe, bo gdy patrzysz na equalizer, wszystko jest na maksa. Pokrętła w gitarze też są odkręcone na maksa. Trzeba po prostu mocno uderzać w struny, mając oczywiście odpowiednie przetworniki w gitarze. Sekret polega właśnie na tym, że ja uzyskuję swoje brzmienie odpowiednio mocno uderzając, a nie dlatego, że ten przedwzmacniacz odpowiednio zniekształca dźwięk. Na tym to wszystko polega.

Alexi, w tym roku wzięliście z Kimberly ślub. Czy to w jakiś sposób zmieniło twoje podejście do muzyki?

Kwestia zasadnicza jest taka, że my już nie jesteśmy razem.

Naprawdę? Nie wiedziałem.

Pobraliśmy się, a ja byłem z nią od czasu, kiedy narodziło się Sinergy. I to, że byliśmy mężem i żoną, absolutnie niczego nie zmieniło. Teraz nie jesteśmy już małżeństwem, ale świetnie się dogadujemy. Podstawowa sprawa wygląda tak, że kiedy już zostaliśmy parą, postanowiliśmy, że jeżeli chodzi o kwestie zespołowe, nie będziemy zachowywać się jak małżeństwo. Będziemy się traktować jak partnerzy z zespołu. Nigdy nie było z tym problemu.

Jeszcze jedna sprawa dotycząca Children Of Bodom. Myślałeś o wydaniu płyty koncertowej? "Hate Crew Deathroll" to wasze czwarte dzieło, sądzę, że będzie promowane trasą koncertową na całym świecie. Macie z czego wybierać, jeśli chodzi o kawałki grane na koncertach.

Nie wiem. Nie mamy planów wydania czegoś takiego w bliskiej przyszłości.

Niektórzy muzycy nie lubią w ogóle wydawać płyt koncertowych.

Ja do nich nie należę. Zawsze lubiłem albumy koncertowe. Starałem się do tego podchodzić z punktu widzenia fana. Jeśli lubiłem jakiś zespół, zawsze chciałem wiedzieć, jak on brzmi na koncercie. Zwykle było tak, że moi faworyci brzmieli inaczej. Lubiłem bardzo W.A.S.P. i Kiss i kiedy te zespoły wydawały płyty koncertowe byłem zawsze pod wrażeniem, zauważałem jednak, że na przykład perkusja brzmi inaczej. Wiele też było innych rzeczy, które dodawali gitarzyści i wokaliści.

Sądzę, że z punktu widzenia fana Children Of Bodom byłoby fajną sprawą nagranie płyty koncertowej. Na razie planów nie ma, ale może się pojawią.

Sądzę, że jest jeszcze za wcześnie, abyś znał plany koncertowe Children Of Bodom.

Nie do końca. Właściwie trasa jest już zaplanowana i wiem, że zaczynamy koncertami w Finlandii. Zagramy ich osiem albo dziesięć. Potem, w marcu, rozpoczyna się trasa europejska. Szczegółów nie znam, ale z tego, co się orientuję będzie ona bardzo długa. Później jedziemy do Ameryki i tam zostaniemy długo, co jest dla nas dość zaskakujące. Graliśmy już tam raz, na Milwaukee Metalfest, ale nigdy wcześniej ani później nie graliśmy tam pełnej trasy.

W Europie nasze płyty sprzedają się już na pewnym poziomie, ale w USA to coś zupełnie innego. Będziemy zaczynać niemalże od zera. Wszyscy są przygotowani na to, że będziemy podróżować furgonetką i grać około 20 minut albo coś koło tego. Na pewno będziemy zespołem poprzedzającym jakąś inną grupę, o wiele popularniejszą tam od nas. Tylko w taki sposób możemy się wypromować.

Zresztą w Europie sprawa wygląda podobnie. Jeśli otwierasz koncerty większego zespołu, to na pewno na widowni jest więcej ludzi. A jeśli im się spodoba to, co grasz, jest świetnie. Jeśli nie, to trudno. W Europie poza tym wszystko jest lepiej zorganizowane i organizatorzy troszczą się o zespoły. W Stanach promotorzy grupami raczej się zbytnio nie interesują. Musisz tolerować wiele gówna, które się zdarza. Ale mimo wszystko chcę tam pojechać i zagrać tę trasę, ponieważ jest to możliwość pokazania tego, co potrafimy. Później zobaczymy, co tego wyniknie.

W lecie zagramy na festiwalach, a potem wybieramy się do Azji, do Japonii i Korei, może zagramy również w Tajlandii. Być może zagramy też w Australii gdzie dotąd nas jeszcze nie było. To może być ciekawe.

Dziękuję ci bardzo za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: 'Działo się' | Działo się
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy