Reklama

"Rockowi włóczędzy"


Supertramp to brytyjska grupa działająca od 1969 roku, a jej twórczość to mieszanka progresywnego rocka, jazzu, folku i popu. Na początku działalności nagrywała wyrafinowane, koncepcyjne albumy, by później zwrócić się w stronę ambitniejszego popu, co zaowocowało takimi przebojami, jak: "Dreamer", "Goodbye Stranger", "Give A Little Bit" czy "The Logical Song". Największym sukcesem komercyjnym okazała się płyta "Breakfast In America" z 1979 roku. W drugiej połowie lat 70. żartowano jednak, że mimo ogromnej popularności, Supertramp jest takim zespołem, którego członkowie mogą przejść się ulicą i nie zostaną przez nikogo rozpoznani.

Reklama

Przez blisko 15 lat na czele grupy stali Rick Davies (wokal, pianino, harmonijka) i Roger Hodgson (wokal, gitara, klawisze). Po odejściu tego drugiego w 1983 roku, jedynym liderem został Davies, jednak w latach 90. popularność grupy zaczęła wyraźnie spadać. W 2002 r. Supertramp wydał album "Slow Motion", który zebrał dość słabe recenzje.

Podsumowaniem najciekawszych momentów kariery zespołu jest dwupłytowe wydawnictwo "Retrospectacle - The Supertramp Anthology" (premiera w listopadzie 2005 roku). Z tej okazji Roger Hodgson wspomina m.in. początki działalności Supertramp, opowiada też bardziej szczegółowo o największych przebojach grupy.

Jak doszło do powstania grupy?

Dawno, dawno temu, był pewien holenderski ekscentryczny bogacz o imieniu Stan [Stanley August Miesegaes - przyp. red.], który był także niespełnionym muzykiem. Przyszedł do Ricka Daviesa, grającego z nim w jednym zespole, który po pewnym czasie się rozpadł. On jednak bardzo wierzył w talent i umiejętności Ricka, więc wziął go ze sobą. Opublikował ogromne ogłoszenie w "Melody Maker", angielskiej gazecie muzycznej, o tym, że poszukuje muzyków do nowego zespołu. Na dole ogłoszenia było napisane: "szansa dla oryginalnych muzyków".

Ja akurat osiem miesięcy wcześniej skończyłem szkołę i mieszkałem w domu na wsi. Moja mama już miała tego dość i kiedy zobaczyła to ogłoszenie, powiedziała mi, żebym się zabrał do Londynu i odpowiedział na to ogłoszenie (śmiech).

Zrobiłem to więc, tam poznałem Ricka i to był początek tego trzonu grupy Supertramp.

Jak się rozwijał styl Supertramp?

Początkowo pisaliśmy razem z Rickiem. Później, kiedy nieco podszkoliliśmy swoje umiejętności, tworzyliśmy osobno. Tak było już przy płycie "Crime Of The Century" (1974). To było jak w przypadku spółki Lennon / McCartney, my też tak podpisywaliśmy swoje utwory, żeby uniknąć później komplikacji.

Jak byś opisał muzykę Supertramp?

Nie potrafię. Zostawiałem to zawsze dziennikarzom. Saksofonista John Helliwell nazywał to "sofistycznym rockiem".

Jaką muzyką się inspirowaliście przy tworzeniu?

Swoją pierwszą gitarę otrzymałem od taty, gdy miałem 12 lat. Rok później Beatlesi mieli swój pierwszy przebój. To właśnie Beatlesi mieli na mnie duży wpływ, gdy byłem nastolatkiem; ich twórczość, z wszystkimi zmianami, które przechodzili. Gdy poznałem Ricka i powstał Supertramp, miałem 19 lat. Wydaje mi się, że w tym czasie największy wpływ na nas miał zespół Traffic. Były też grupy Spooky Tooth, Jethro Tull, wiele innych progresywnych formacji.

Angielska muzyka była wtedy bardzo inspirująca, kreatywna. To był bardzo interesujący i ciekawy okres.

Skąd się wzięła nazwa Supertramp?

Z powieści "The Autobiography of a Super-Tramp" [autorstwa W.H. Daviesa, walijskiego poety, jednego z najbardziej popularnych twórców przełomu XIX i XX wieku, wydanej w 1908 roku - przyp. red.]. To historia człowieka nie mającego pieniędzy, podróżującego po Stanach Zjednoczonych na początku XX wieku.

My też czuliśmy się jak włóczędzy, którzy tułali się po angielskich drogach, próbując autostopem dostać się na kolejny koncert. Uważaliśmy wówczas, że jest to nazwa pasująca do naszego zespołu.

Opowiedz o utworze "Give A Little Bit" [z płyty "Even In The Quietest Moments" z 1977 roku]?

Byłem wtedy pod wpływem Beatlesów. Utworem, który mi uświadamiał siłę muzyki i możliwość zmiany świata, był "All You Need Is Love". W pewnym sensie "Give A Little Bit" był moją wersją tego nagrania. To jedna z moich ulubionych piosenek, jakie kiedykolwiek nagrałem.

To bardzo prosta piosenka, ale jednocześnie mająca bardzo dużą moc. Ma ponadczasowe przesłanie - o wychodzeniu naprzeciw drugiemu człowiekowi, o dawaniu pomocy. Do dziś uwielbiam ją śpiewać, szczególnie na koncertach. Kiedy widzisz tysiące ludzi śpiewającą ją z tobą, to bardzo silne uczucie.

"Breakfast In America" [tytułowe nagranie z kolejnej płyty z 1979 roku]?

To jedna z piosenek, którą napisałem będąc nastolatkiem, kiedy marzyłem o podróży do Ameryki, żeby móc zobaczyć piękne kobiety w Kalifornii. Nie przypuszczałem, że ten sen może się kiedyś spełnić. To rzecz o marzeniach.

Czy brzmienie utworów zmieniało się pomiędzy początkowymi pomysłami, a ich ostateczną wersją?

W studiu swoje propozycje i sugestie przedstawiał Rick, ja dodawałem inne elementy, a John swoje saksofonowe sola, które zawsze zwalały mnie z nóg.

Jak bardzo byliście zaangażowani w pomysły okładek płyt?

Mieliśmy naprawdę wspaniałe okładki! To zawsze było dla nas ważne, tak samo jak wystrój sceny, kwestie produkcji itp. Pamiętam np. sytuację z okładką płyty "Breakfast In America". Przy pierwszym projekcie panią podającą szklankę z sokiem pomarańczowym była młoda dziewczyna, ale nie pasowało nam to do pomysłu albumu. Dlatego znaleźliśmy inną panią, około 50-letnią, i to wyszło idealnie!

Nie wiem, która okładka podoba mi się najbardziej - po prostu uwielbiam je wszystkie. Każdą z innego powodu. Np. "Crisis? What Crisis?" [czwarta płyta z 1975 roku - przyp. red.] to był bardzo ciężki album. Czuliśmy wielką presję, żeby zrobić przynajmniej tak coś dobrego, jak "Crime Of The Century".

Pamiętam, jak w studiu Rick siedział na krześle i coś tam gryzmolił, trzymając w ręku to zdjęcie, które potem trafiło na okładkę - z facetem siedzącym pod parasolem, w otoczeniu jakiegoś gruzowiska. To właśnie pasowało do tytułu "Kryzys? Jaki kryzys?" (śmiech).

Dlaczego opuściłeś Supertramp?

Gdybym miał wymienić jeden powód, dlaczego podjąłem taką decyzję, to bym powiedział, że była nią rodzina. Mam dwójkę dzieci i zdałem sobie sprawę, że nie będę mógł podzielić czasu pomiędzy zespół a rodzinę. Dlatego wybrałem dom, spędzanie czasu z rodziną, dziećmi, patrzenie i cieszenie się tym, jak dorastają. Muzyka zajęła drugie miejsce.

Jak zareagowała reszta zespołu na twoją decyzję?

Myślę, że wszyscy, łącznie ze mną, mieli mieszane uczucia. I one ciągle są (śmiech). Ale ta historia nie jest jeszcze zakończona. To była jednak bardzo trudna dla mnie decyzja.

Czy w takiej sytuacji jest możliwy twój powrót do zespołu?

Było wiele rozmów na ten temat, o ponownej trasie koncertowej. Istnieje jednak wiele powodów, aby było to możliwe i stało się sukcesem. Zawsze byłem i jestem otwarty na ten pomysł, ale klimat wokół tego musiałby być odpowiedni, żeby nie odbyło się to tylko z powodów finansowych.

Jak się zmieniło twoje życie po opuszczeniu Supertramp?

Choć był to mój wybór, to nie mogę powiedzieć, że to było łatwe. Tak wiele włożyłem swojego życia w Supertramp i nagle musiałem to wszystko zostawić i robić coś całkiem innego, nawet tak pięknego, jak życie z rodziną i dziećmi. To jednak było bardzo trudne. Nie oznaczało to, że przestałem się zajmować muzyką, ale powstała odpowiednia równowaga.

Dziękuję za rozmowę.

(opracowano na podstawie materiałów promocyjnych Universal Music Polska)

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Wielka Brytania | rick | śmiech | twórczość
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy