Reklama

"Republiki już nie ma"

22 grudnia 2001 roku, w wieku 44 lat, zmarł Grzegorz Ciechowski - muzyk, kompozytor, lider i twórca większości repertuaru zespołu Republika. Jego śmierć przerwała prace nad kolejnym albumem zespołu i w praktyce oznacza koniec istnienia jednej z najważniejszych grup w historii polskiego rocka. Swój ostatni, pożegnalny koncert, już bez Ciechowskiego, Republika zagrała 16 marca 2002 roku, podczas Festiwalu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu. Za mikrofonem stanęli wtedy m.in. Kinga Preis, Karolina Trębacz i Jacek Bończyk. Z tej okazji Barbara Zielińska z radia RMF FM rozmawiała z członkami Republiki i menedżerem Jerzym Tolakiem, o pożegnalnym koncercie, pracach nad płytą "Republika" i ich planach na przyszłość.

Jak się czujecie teraz? Opuszczeni, rozżaleni, jak nazwać te emocje?

Jerzy Tolak: Wszyscy czujemy się opuszczeni. Ja także.

Leszek Biolik: Uczucia jest zawsze trudno nazywać. Mamy świadomość uczestniczenia w 20 latach istnienia zespołu i podpisujemy się pod tym wszystkim, co zrobiliśmy, czterema łapami. My sami do końca nie zdajemy sobie sprawy, co będzie się działo, gdy zgasną światła i opadnie kurtyna. Wszystko to bardzo prywatnie przeżywamy. Właśnie dlatego unikaliśmy udzielania wywiadów, chcieliśmy wszystko móc spokojnie wszystko przemyśleć.

Reklama

Wrocławski koncert pod tytułem "Kombinat" reklamowany był jako ostatni w historii Republiki...

Jerzy Tolak: To rzeczywiście był nasz ostatni koncert. Dobrze, że odbył się we Wrocławiu. Jego plan był już bardzo dawno temu przygotowany i Grzegorz także miał wziąć w nim udział, jako muzyk, a nie jako wokalista. Nie należy traktować tego wydarzenia jako występu Republiki bez niego. Formuła tego koncertu dała nam możliwość zagrania po raz ostatni. Jeśli chodzi o koncerty, to ten rozdział w historii Republiki jest już zamknięty.

Leszek Biolik: Wiele o tym rozmawialiśmy. Republika to nie był zwykły zespół rockowy. Pewne decyzje, które podejmowaliśmy, były decyzjami artystycznymi, nie tylko przynależącymi zespołowi rockowemu. Republika to były cztery osoby, spośród których oczywiście Grzegorz był liderem. Podjęliśmy decyzję o zamknięciu tego rozdziału. Sami podjęliśmy tę decyzję i jest to dla nas coś bardzo ważnego i niezwykle trudnego. Natomiast doszliśmy do wniosku, że to tak właśnie powinno być. Bardzo dobrze, że był ten koncert. Historia sama napisała scenariusz, ale dzięki temu koncertowi mieliśmy okazję pożegnać się z publicznością i przede wszystkim z Grzegorzem.

Co będzie po koncercie, kiedy światła zgasną, a publiczność już wyjdzie...

Jerzy Tolak: Wypadałoby w jakiś szczególny sposób ten moment zaznaczyć, na przykład pójść do knajpy i się schlać. Nie, my nie będziemy w ten sposób dosłownie zamykać naszych kontaktów. Jako zespół przecież spotykamy się przy promocji nowego albumu. Chcemy razem doprowadzić do reedycji paru płyt, będziemy ze sobą w stałym kontakcie. Przecież jesteśmy przyjaciółmi i nie możemy tak nagle po prostu się rozstać. 16 marca to był dzień naszego pożegnania ze sceną.

Zbigniew Krzywański: Każdy z nas ma swoje prywatne plany, ale na pewno nie będzie już Republiki. Na pewno za jakiś czas znów spotkamy się razem i może coś będziemy razem dalej robić. Ale nie będzie to Republika. Republiki już nie ma.

Czy to aktorskie pokazanie waszych piosenek zaskoczyło was, może rozczarowało?

Zbigniew Krzywański: Powiem tak - w naszej karierze wiele razy robiliśmy różnego rodzaju rzeczy nietypowe, przecież jako pierwsi zagraliśmy koncert ?bez prądu?, robiliśmy też muzykę z baletem w tle. To wszystko gdzieś się tam wydarzało, ale pomysł spektaklu, w którym ktoś inny zaśpiewa nasze piosenki, przypadł Grzegorzowi bardzo do gustu i patrzył na to wszystko nawet bardziej niż przychylnym okiem. Nam samym ciężko jest o tym mówić, ponieważ mamy świadomość, że to nasz ostatni koncert...

Czy to w jakiś sposób na was ciąży?

Zbigniew Krzywański: Pod względem muzycznym i wykonawczym nie, bo staramy się, aby wszystko wypadło jak najlepiej i aby ci aktorzy wypadli jak najlepiej, ale ja sam - i na pewno pozostali - czujemy psychiczne obciążenie.

Po ostatnim koncercie pojawiła się wasza ostatnia płyta...

Jerzy Tolak: Tak, to jest ostatnia płyta. ?Republika? to dwupłytowy album. Pierwszą płytę wypełnia zestaw utworów koncertowych z ?Trójki?, a druga to symbol. Trwa tylko 15 minut, są na niej cztery utwory z ostatniej sesji nagraniowej.

Leszek Biolik: Materiał koncertowy i tak mieliśmy zamiar wydać w tym roku, więc dodaliśmy go do tego, co udało nam się, może to głupio zabrzmi, uratować z tej niedokończonej płyty. Jest jeden utwór instrumentalny, dwa pochodzą z początku lat 80.. Te piosenki Grzegorz zaśpiewał jeszcze w Zdunowicach, na Kaszubach, gdzie latem 2001 roku spotkaliśmy się, aby nagrać materiał na nową płytę.

Jak patrzycie teraz na ten album?

Leszek Biolik: Kiedy nagrywaliśmy go, nikt z nas nie myślał, że to wszystko tak się zakończy. Miał to być następny etap w karierze zespołu, następny próg, który mieliśmy przekroczyć. Była to płyta bardzo Republikańska, a zarazem troszkę odmienna. Ale, niestety, nie pokażemy jej całej. Teraz jest to już dla nas oczywiście płyta historyczna. Musi taka być, skoro jest naszym fonograficznym pożegnaniem. Wtedy po prostu nagrywaliśmy naszą kolejną płytę. Wynajęliśmy dom na Kaszubach i zamiast pracować w studiu, zrobiliśmy sobie tam wakacje. Choćby właśnie ze względu na tę atmosferę miała być inna od poprzednich...

Czy bylibyście na tyle odważni, aby zastąpić Grzegorza kimś innym?

Jerzy Tolak: Tutaj nie chodzi o odwagę. Grzegorz był tak istotny w tym zespole, był niemal całością - komponował, pisał teksty i śpiewał. To nie miałoby najmniejszego sensu. Powstałaby jakaś karykatura Republiki, a my nie chcemy, aby te 20 lat Grześka zostało w ten sposób zszargane. Gonienie za kolejną robotą, koncertami i pieniędzmi nie ma najmniejszego sensu. To nas nie interesuje. Nic nie będziemy kombinowali.

A co z niepublikowanymi nagraniami? Jesteście zespołem, który nie ma chyba zbyt bogatego archiwum, z którego można by wyciągnąć jakieś nieznane fanom rzeczy...

Zbigniew Krzywański: Tak akurat z nami bywało, że materiał na każdą płytę był przygotowany na styk. Nigdy nie tworzyliśmy sobie jakichś zapasów. Może raz lub dwa odpadły jakieś rzeczy, ale działo się to już na etapie wstępnym, nigdy nie były kończone, bo uważaliśmy je za niedobre. Dlatego nie mamy żadnych tego typu archiwów. Poza tym dlaczego mielibyśmy teraz być przekonani do rzeczy, które wtedy nas nie przekonały na tyle, aby zaleźć się na płycie? Wydawanie czegoś takiego byłoby odcinaniem kuponów. A to nie z nami takie rzeczy.

Co będzie robił Jerzy Tolak?

Jerzy Tolak: Nie wiem, co dalej ze mną będzie. Na pewno nie mam zamiaru zmieniać branży. To tak jak praca w jednej fabryce. Kiedy nagle po 15 latach dostaje się wymówienie, trzeba sobie jakoś poradzić i znaleźć sobie drugą pracę.

Słychać w pana głosie żal...

Jerzy Tolak: Współpraca z Grzegorzem była dla mnie bardzo istotna. Z niej wychodziły inne projekty, jak choćby menedżerowanie Justyny Steczkowskiej i Kasi Groniec. Zawsze nasze drogi miały ten sam początek, czyli Grzegorza Ciechowskiego. Byłem z nim bardzo związany, nie tylko jako przyjaciel, ale także zawodowo i dlatego teraz muszę sobie znaleźć inne pole działania. Jeszcze trochę potrwa zamykanie spraw Republiki, a co będzie później? Na razie nie chcę o tym myśleć.

Dziękuję za rozmowę.

(Zdjęcia: Andrzej Świetlik, Maciej Cepin)

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: Wrocław | piosenki | zbigniew | koncert | Republika
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy