Reklama

"Reprezentuje nas nasza muzyka"

Walijska grupa Super Furry Animals uznawana jest za jeden z najoryginalniejszych zespołów ostatnich lat. Założona została w 1994 roku i ma już na swym koncie sześć albumów. Jej najnowsze dzieło zatytułowane "Rings Around the World" jest pierwszym "wizualnym albumem" w historii przemysłu muzycznego. Płyta ukazała się bowiem równocześnie w wersji DVD i na CD. O kulisach tego przedsięwzięcia, tolerancji i tajemniczych pierścieniach otaczających świat, z Cianem Ciaranem, gitarzystą Super Furry Animals, rozmawiał Maciek Rychlicki (Sony Music Polska).

We wszystkich informacjach i recenzjach nowej płyty Super Furry Animals zaznacza się, że jesteście pierwszym i jedynym jak na razie zespołem, który razem z wersją kompaktową wydał go także na DVD. I to od razu z teledyskami do wszystkich utworów!

Przez ostatnie cztery lata naszym koncertom w Wielkiej Brytanii towarzyszyła bardzo ciekawa oprawa graficzna. Kiedy wprowadzono technologię DVD i po raz pierwszy się z nią zetknęliśmy, od razu wpadliśmy na pomysł, jak przy następnej płycie oddać klimat naszych koncertów - do dźwięku trzeba dodać obrazy!

Reklama

Czy kiedy wreszcie zdecydowano, że to wy pierwsi wydacie album równocześnie na CD i DVD, nie sugerowano wam, że tym razem powinniście napisać na niego chociaż kilku tzw. murowanych hitów? Jesteście przecież zespołem alternatywnym?

Na szczęście wszystkie utwory mieliśmy napisane jeszcze przed wejściem do studia, a nagrywając płytę nie mieliśmy jeszcze podpisanego kontraktu z wytwórnią. Kto wie, czy gdybyśmy zdawali sobie sprawę, jakie plany będą robione w związku z tą premierą, nie byłoby to dla nas bardziej stresujące?

A jaki był udział zespołu w produkcji wszystkich dwunastu wideoklipów do tych utworów?

Do niektórych filmów wybieraliśmy reżyserów, których twórczość była najbardziej zbliżona klimatem do danego utworu, przy innych sami zajmowaliśmy się montażem. Ogólnie staraliśmy się jednak, żeby twórcy klipów mieli wolną rękę i uczciwie mogli się podpisać pod własną pracą.

Słuchając płyty "Rings Around The World" dochodzę do wniosku, że jako zespół przeszliście przez podobną transformację, jaka dokonała się w 1997 roku w przypadku Blur. Na poprzednim albumie "Guerilla" muzyka SFA jest lżejsza i jakby łatwiejsza w odbiorze.

Wszystko podlega zmianom. Nie umiem powiedzieć, czy nowe brzmienie jest wynikiem jakiejś metamorfozy, czy może to, co nagraliśmy na poprzednich pięciu płytach, w prostej linii prowadziło do nagrania kiedyś "Rings Around The World". Różne gatunki muzyczne, których słuchamy, nieuchronnie wpływają na to, jak piszemy. Dzięki temu, że nagrywamy nie na zlecenie, ale wtedy, gdy mamy to ochotę, wpływ ten, choć podświadomy, jest bardzo wyraźny.

Teraz coś z historii: wasza pierwsza EP-ka nosiła tytuł składający się z jednego, choć aż 47-literowego walijskiego słowa ("Llanfairpwllgwyngyllgogerychwyndrobwl"- przyp. tłum.)! Mógłbyś wymówić teraz ten tytuł?

To nie takie łatwe! W Walii nikt już nie używa tego słowa. To tylko taka językowa atrakcja dla turystów.

W jednym z wywiadów powiedzieliście, że głośne gitary przestały już szokować i trzeba teraz szukać innych pomysłów. Lubicie szokować?

To nie tak. Szokowanie publiczności to jakiś sposób na zwrócenia na siebie jej uwagi, zmuszenie do myślenia. Można to osiągnąć szokując, ale można też przez nagrywanie dobrych, interesujących płyt. Odnaleźliśmy ten drugi sposób i robienie naprawdę dobrej muzyki jest teraz naszym głównym haczykiem na słuchaczy.

W takim razie wyjechalibyście jeszcze raz na ulicę czołgiem wymalowanym w polne kwiaty, tak jak to miało miejsce przy promocji jednej ze wcześniejszych płyt?

Teraz ludzie nas już znają i choćby dlatego nikt nie powierzyłby nam czołgu! (śmiech) Ale poważnie - to był jakiś pomysł na zwrócenie uwagi ludzi parę lat temu. Teraz byłoby to kopiowanie samych siebie. Wolimy promować płytę grając koncerty.

Na początku zakładaliście, że będziecie śpiewać tylko po walijsku. Jednak wasz pierwszy kontrakt zobowiązywał was do nagrywania po angielsku. Nie było to dla was ograniczenie wolności twórczej?

Co ciekawe, nasz kontrakt był tak skonstruowany, że płyty dla wytwórni Epic miały być angielskojęzyczne, ale mogliśmy nagrywać też po walijsku! Tyle, że nie w Epic, ale w mniejszych, niezależnych firmach. Kontrakt z jednym z wielkich koncernów, którego tak boją się młode zespoły, kazał nam się z 'walijskimi' płytami wstrzymywać tylko na trzy tygodnie przed i po wydaniu 'angielskiej' płyty!

Wróćmy do nowej płyty - czym są tytułowe pierścienie otaczające świat?

To coś, z czym mamy do czynienia codziennie, a z czego istnienia nie zdajemy sobie sprawy. Jeżeli wyobrazisz sobie jak wyglądają fale radiowe i promieniowanie wydzielane przed wszystkie telefony komórkowe na świecie, będziesz miał wrażenie że świat otacza jeszcze jedna powłoka, coś ochronny pierścień. To dzięki niemu możliwa jest komunikacja między ludźmi na takim poziomie, jak obecnie.

Nowa płyta charakteryzuje się pewną ironią - o nieprawdopodobnie poważnych sprawach śpiewacie chwilami w nieprawdopodobnie niepoważny sposób! Czasami powoduje to, że jesteście mało zrozumiani. To zamierzony efekt?

Staramy się, żeby nasze teksty były na tyle wieloznaczne, żeby można je było interpretować na kilka sposobów. To właśnie teksty piosenek, podobnie jak wiersze, mogą przekazywać zwykłą treść w zupełnie nieprawdopodobnej, wyimaginowanej formie i jest to powszechnie przyjęty zabieg artystyczny. Trudno tak enigmatycznie wypowiadać się np. w wywiadach.

A czy nieraz nie kusi was, żeby do wesołej, skocznej melodii, zaraz dopisać tekst o śmierci czy zniszczeniu?

To zależy. Pisząc pierwszy utwór "Juxapozed With You" od razu wiedzieliśmy, że za pomocą spokojnej ballady namawiać będziemy to tolerancji wszystkich, których nienawidzimy ("You got to tolarate all the people that you hate"). Jednak nigdy nie da się przewidzieć, która idea na utwór zostanie zaakceptowana przez cały zespół i jak będzie ona ostatecznie wyglądać.

Na nowej płycie można znaleźć kilka zupełnie nieprawdopodobnych historii. Jeden z utworów na płycie - "Sidewalk Surfer Girl" opowiada o kobiecie, która była w śpiączce przez 15 lat i nagle, gdy niespodziewanie się obudziła, natychmiast poprosiła o pizzę. O co chodzi?

To najzupełniej prawdziwa historia. Tą kobietą jest starsza Indianka, Patti Whitebull. Poświęcono jej nawet stronę w Internecie, na której można się dowiedzieć wszystkiego o tym zdarzeniu. Można też zobaczyć jej zdjęcia. Kilka z nich zamieściliśmy w klipie do tego utworu na DVD.

Inna historia to "It's Not The End Of The World?" (Czy to nie koniec świata?).

Opowiada o farmerze, który wyszedł któregoś dnia przed dom i jedyne co zobaczył, to kłąb mas powietrza, jaki powstaje po wybuchu jądrowym. Nie rozumiał, co się dzieje, ale czuł, że jest to najwspanialszy widok w jego życiu. A był to do dla niego widok zabójczy. Takie próby nuklearne odbywały się w latach 60. i były przeprowadzane przez Amerykanów. Ludzie, którzy w nich uczestniczyli, zachwycali się tą technologią i także nie mieli pojęcia, jak w konsekwencji okaże się ona dla nich mordercza.

Po 11 września ta piosenka nabrała chyba nowego znaczenia.

Brzmi jeszcze bardziej ironicznie.

Zmieńmy temat - myślałem ostatnio, jak bardzo pasuje do was określenie z tytułu płyty innego brytyjskiego zespołu - Travis - "The Invisible Band (Niewidzialna grupa)". Staracie się nie pokazywać w teledyskach, na nowym DVD nie można zobaczyć ani przez chwilę. Czy kryje się za tym jakaś ideologia?

Jesteśmy muzykami - nie bawi nas gra przed kamerami, ani nie specjalnie się na tym znamy. Reprezentuje nas nasza muzyka.

I też marzy wam się, żeby ktoś pamiętał i wykonywał wasze piosenki za np. 20 lat?

To brzmi strasznie patetycznie. Nie interesuje mnie, czy ktoś będzie śpiewał te kawałki za 20 czy za 30 lat, ważne, żeby teraz podobały się ludziom i żeby teraz chcieli nas słuchać. Nie wiadomo przede wszystkim, jak za tyle lat będzie w ogóle wyglądał świat. Kto przejmowałby się więc takim zbytkiem jak sława.

A co teraz, już jakiś czas po nagraniu "Rings Around The World", myślisz o tej płycie? Też uważasz ją za najlepszą, jaką kiedykolwiek zrobiliście, czy jest to kolejny krok w waszej drodze rozwoju artystycznego?

Już pięć razy przy premierach kolejnych pięciu płyt twierdziłem, że każda ostatnia jest szczytem naszych możliwości, więc nie zdziw się, że i tym razem powiem to samo! Ale taka jest prawda - za każdym razem staramy się zrobić wszystko na co nas stać, żeby efekt był jak najciekawszy.

A jak wspominasz pracę nad tą płytą w porównaniu do pracy nad poprzednimi?

Nad tym albumem pracowaliśmy zupełnie inaczej. Przede wszystkim nareszcie w pełni potrafiliśmy wydobyć wszystkie dźwięki z naszych głów. Znamy się też bardziej na technologii nagrywania i mamy wyczucie co, czy i gdzie pasuje. To, niestety, efekt lat prób i błędów.

Dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: świat | DVD | muzyka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy