Reklama

"Przywrócenie przeszłości"

Chrisa Impellitteri znali do tej pory głównie wielbiciele szalonych popisów na gitarze. I wielka szkoda, bo założony przed kilkunastoma laty przez Amerykanina zespół nie zasłynął li tylko z powodu wielkich umiejętności jego lidera, lecz również z powodu znakomitych, soczystych, hardrockowych i heavymetalowych kompozycji. Chris stał się sławny, gdy w 1988 roku wydał album "Stand In Line", na którym zaśpiewał legendarny brytyjski wokalista Graham Bonnet, znany choćby z Rainbow i Alcatrazz. Później drogi obu panów rozeszły się na kilkanaście lat, by zejść się ponownie w 2002 roku. Efektem jest album "System X", który ukazał się w Europie w połowie października. To płyta, którą Chris Impellitteri chce przypomnieć fanom, że nie samym nu-metalem i plastikowym popem człowiek żyje. Krótko po premierze płyty "System X" z amerykańskim wirtuozem rozmawiał Lesław Dutkowski.

Sądzę, że to pytanie słyszałeś już w wielu wywiadach. "System X" jest pierwszą od lat płytą twojego zespołu, nagraną z Grahamem Bonnetem jako wokalistą. Jak to się stało, że znów zaczęliście pracować razem?

Wielu moich starych fanów prosiło mnie, abym zaczął ponownie z nim pracować. Mój poprzedni wokalista, Rob Rock, postanowił nagrać kilka płyt solowych, więc postanowiliśmy zrobić sobie przerwę. Pomyślałem, że jest to dobra okazja, aby znów nagrać płytę z Grahamem i zagrać z nim trasę koncertową. I nagraliśmy ją.

Reklama

Czy mówimy tylko o tej płycie i o promującej ją trasie, czy też wasza współpraca potrwa dłużej?

Na razie można mówić tylko o tej płycie i tylko o tej trasie. Ale jeśli fani będą chcieli kolejnego albumu, oczywiście go nagramy. Na razie reakcje są bardzo dobre i mówiąc szczerze jestem tym bardzo zaskoczony.

Zaskoczony? Dlaczego?

Spodziewaliśmy się, że album "System X" będzie dobrze przyjęty w Japonii i na mniejszą skalę w Ameryce. Jeśli mam być szczery, spodziewałem się, że publiczność w Europie go znienawidzi. (śmiech) Głównie dlatego, że muzyka, którą napisałem pod głos Grahama, została stworzona po to, aby ożywić przeszłość. Wróciliśmy to prostszych utworów, zrobiliśmy je trochę niczym Spinal Tap, aby się dobrze zabawić. Solówki są oczywiście bardzo techniczne i bardzo szybkie. Zależało nam na napisaniu wielkich hymnów, które publiczność będzie mogła śpiewać podczas koncertów.

Kawałki nagrane z Grahamem przypominają wczesne czasy Rainbow czy Ozzy'ego Osbourne'a. Być może chcieliśmy też zrobić coś dla ludzi, aby na ich twarzach pojawił się śmiech. Myślę o ludziach, którzy lubili kiedyś naszą muzykę, a później przestali ją lubić. Taka była nasza intencja i dlatego spodziewaliśmy się, że Europejczycy nie polubią tej płyty.

Wybacz, ale nadal cię nie rozumiem. W Europie klasyczny hard rock i klasyczny heavy metal są bardzo popularne. Ludzie lubią takie zespoły, jak Deep Purple, Rainbow, Dio, ogólnie rzecz ujmując stare grupy. Zespoły, które grają muzykę zbliżoną do tego, co jest na "System X", przyciągają wiele osób na koncerty.

Nie byłem tego świadomy. (śmiech) Impellitteri jest bardzo popularny w Ameryce i Japonii. Kiedy tuż po skończeniu szkoły średniej nagrałem swoją pierwszą płytę, EP-kę "Impellitteri", stałem się popularny w tych krajach. Pamiętam, że angielski magazyn "Kerrang!" napisał o niej bardzo dobrą recenzję. Później nagrałem dużą płytę "Stand In Line", która była naprawdę bardzo popularna w Ameryce, utwory puszczała amerykańska MTV, grane były również w Japonii. Ale w Europie jakoś nie za bardzo.

Może to nie jest wina muzyki, którą grałeś, ale np. dystrybucji, złej pracy wykonywanej przez wytwórnię płytową?

Też mi się tak wydaje. Przez lata nie mogłem zrozumieć, dlaczego jesteśmy tak popularni w Ameryce i Japonii, a niemal zupełnie nieznani w Europie. Chyba z tego powodu nigdy tam nie zagraliśmy.

Sądzę, że "System X" to zmieni, bo muzyka jest naprawdę świetna. Ja zaliczam się do starych fanów, którzy lubią pierwszą EP-kę i "Stand In Line". Tak więc powinieneś już chyba zacząć pisać utwory na kolejną płytę, gdyż sądzę, że wielu fanów widzi przyszłość zespołu Impellitteri w nagrywaniu muzyki podobnej do tej z "System X".

Wspaniale, że to powiedziałeś. Z Impellitteri zawsze będzie tak, że dopóki będą istnieć fani tego zespołu, będę tworzył nową muzykę. Gdy założyłem ten zespół, byłem bardzo młody, właściwie nastolatkiem. Teraz pewnie wszyscy myślą, że jestem starym prykiem, ale w tym zespole większość muzyków ma koło trzydziestki lub niewiele więcej. (śmiech) Oczywiście Graham jest znacznie starszy, ale to muzyk z innej ery. Zespół jest młody duchem i planuje grać dopóty, dopóki będzie tego chciała publiczność.

Macie więc w zespole mieszankę generacji muzycznych.

O tak, to nietrudno zauważyć. Graham ma mniej więcej tyle lat, co Steven Tyler z Aerosmith, czy Ozzy Osbourne. Reszta z nas jest mniej więcej w takim wieku, jak kolesie z Korn. (śmiech)

Mam tylko nadzieję, że nie będziecie grać jak Korn czy Limp Bizkit, bo takich zespołów jest cała masa w Ameryce. Teraz do głosu dochodzą Disturbed i jeszcze kilku innych.

Powiem ci, że goście z Disturbed są fanami Impellitteri.

Słyszałem, że goście z P.O.D. również.

To jest plotka, którą muszę sprostować. Spotkali mnie kilka lat temu. Byliśmy w studiu, a oni chcieli przyjść i się przywitać. Ale wcale nie jestem pewien, czy oni rzeczywiście lubią Impellitteri. Jeden z nich miał chyba moją płytę "Stand In Line". Tyle wiem. Wiem też, że wiele innych osób mówiło, iż są fanami mojej muzyki, ale ja ich nie znam. Jest sporo zespołów w Ameryce, które lubią naszą muzykę, ale nie wiem, czy P.O.D. się do nich zalicza.

Jeśli chodzi o produkcję "System X", to brzmi ona bardzo nowocześnie, ale - jak sam zresztą przyznałeś - pod względem kompozycji jest to przywrócenie do życia starego grania hardrockowego i heavymetalowego. Czy postanowiliście, że właśnie coś takiego chcecie nagrać, zaraz po ponownym spotkaniu z Grahamem i z pozostałymi muzykami twojego zespołu?

Tak. Chcieliśmy, żeby brzmienie było nowoczesne, dlatego zatrudniliśmy Mudrocka, który wcześniej pracował z zespołem Godsmack. On płytę zmiksował i nadał jej takie typowo amerykańskie brzmienie. Jeśli chodzi o samą budowę kompozycji, zdecydowanie chodziło nam o przywrócenie przeszłości. Dla takiego głosu, jaki ma Graham, nie można napisać muzyki takiej, jaką gra na przykład Pantera. Napisałem dla Grahama najlepsze kawałki, na jakie tylko było mnie stać. Kiedy myślę o moich ulubionych nagraniach Grahama, wracam do wczesnego Rainbow i utworów, takich jak "Lost In Hollywood", "Since You've Been Gone", " All Night Long" czy "Eyes Of The World". Jeśli posłuchasz choćby takiego kawałka z naszej nowej płyty, jak "Falling In Love With The Stranger" albo "She's A Nighttime Lover", dojdziesz do wniosku, że są one bardzo bliskie brzmieniu starego Rainbow. Oczywiście w tym przypadku produkcja jest nowoczesna.

Rzecz jasna nie chodziło nam o to, aby coś od nich zrzynać, ale chcieliśmy zrobić coś takiego, jak byśmy byli częścią płyty starego Rainbow. Coś, co by się kojarzyło z okresem sprzed 20 czy 30 lat. Tak chcieliśmy to napisać. Pewnie, że można tu odnaleźć utwory typowe dla Impellitteri. Zmieszaliśmy brzmiącego nowocześnie Grahama, z riffami sprzed lat.

Na płycie znalazła się piosenka "United We Stand", która jest szczególna, gdyż dotyczy wydarzeń z 11 września 2001 roku. Mam wrażenie, że ten kawałek jest jednym z najstarszych na płycie, bo napisałeś go chyba niedługo po tej tragedii.

Tak, to prawda. Muzykę zrobiliśmy mniej więcej w czasie, gdy to się zdarzyło. Natomiast do nagrania jej z Grahamem doszło mniej więcej tydzień po zamachach. Mieliśmy na świeżo w pamięci to, czego doświadczyliśmy, byliśmy też zszokowani i wściekli. Graham wyraża to poprzez wielkie emocje w swoim głosie. Słychać, że on jest niewiarygodnie wściekły. Słychać tę moc w jego głosie, jakby był ileś tam lat młodszy. Poza tym ta piosenka opowiada o tym, co widzieliśmy i to, co czuliśmy.

Czy odczuwasz wciąż tę wściekłość? Popierasz plany prezydenta Busha ataku na Irak?

Nie wiem, co mam odpowiedzieć. Atak na World Trade Center pozbawił życia wielu niewinnych ludzi z wielu krajów. Atak na Irak... Nie wiem zbyt wiele o tym kraju, więc nie potrafię odpowiednio wyrazić swoich uczuć. Wiem jedno, na pewno jestem przeciwko terroryzmowi. Jestem również przeciwny wojnie, której nienawidzę. Wielu chyba nie rozumie naprawdę czym jest Ameryka. Słowo United w nazwie United States Of America, oznacza, że ten kraj składa się z wielu narodowości. To nie są jacyś biali goście, których nazywa się Amerykanami. To są Japończycy, Włosi, Chińczycy, Polacy. Niemal każdy w tym kraju pochodzi z jakiegoś innego kraju na świecie. Stąd nazwa państwa.

Jeśli terroryści atakują, czuję się zdumiony. Rozumiem, jeśli się atakuje wojsko. Ale atakowanie cywilów, ludzi, którzy starają się prowadzić normalne życie z dnia na dzień, nie ma dla mnie sensu. Co do Iraku, jeżeli rzeczywiście on popiera organizacje terrorystyczne, trzeba coś z tym zrobić.

Wróćmy do waszej płyty. Po kilkunastu przesłuchaniach mam wrażenie, że tym razem twoje solówki są prostsze. Chcę przez to powiedzieć, że mam wrażenie, iż tym razem bardziej skupiłeś się na pisaniu piosenek, niż na wymyślaniu skomplikowanych solówek. Zgodzisz się z tym?

(śmiech) Są dwie prawdy na ten temat. Ja wciąż lubię wymyślać skomplikowane solówki. Jeśli posłuchasz na przykład "End Of The World" czy też "Perfect Crime", usłyszysz, że jest tam wiele nut. Są też dość trudne i chyba mało kto mógłby tak zagrać. Ale chciałem też sobie samemu uświadomić, że pomimo tego, iż wielu lubi moje popisy na gitarze, równie wielu lubi słuchać głosu zespołu, że się tak wyrażę. Bardzo ważną rzeczą jest, aby moje ego nie zdominowało tego, co robimy. Ważną rzeczą jest umiejętność ograniczania samego siebie. Nie trzeba robić za dużo, trzeba robić tyle, aby wszystko było odpowiednio wyważone.

Czyli świadomie postanowiłeś pokazać fanom te dwie prawdy o swojej grze na gitarze?

Tak. Pokazuję co potrafię mniej więcej przez 40 sekund w każdej piosence. Reszta czasu to po prostu piosenka.

Kilka razy pojawił się w naszej rozmowie wątek starego grania. Mówiąc szczerze, w kilku piosenkach z "System X", słychać fragmenty starych, klasycznych kompozycji, np. fragment gitarowy w "Gotta Get Home" kojarzy mi się z "Kill The King" Rainbow. Z kolei w "What Kind Of Sanity" riff przypomina mi...

"Ain't Talk About Love" Van Halen.

Dokładnie. Czy w studiu wpadłeś na to, aby dodać te fragmenty do swoich utworów i przez to przypomnieć młodszym odbiorcom, że ta stara muzyka jest wartościowa i warto ją poznać?

O to mi właśnie chodziło. To jest taki mój hołd dla tej muzyki. W Ameryce nie usłyszysz już takiej muzyki. Wszędzie są tylko masywne akordy i rapowanie. My chcemy przez to, co zrobiliśmy zapytać: Pamiętacie te wszystkie wspaniałe riffy sprzed lat?. Na tej płycie chodzi przed wszystkim o to, aby to, co było wspaniałe w muzyce sprzed lat, przywrócić z myślą o przyszłości.

W Ameryce będzie ci chyba łatwiej przypomnieć te wspaniałe momenty, bo wiele zespołów z dawnych lat cały czas gra albo powraca na scenę, jak na przykład Journey, W.A.S.P. czy Boston, wydał właśnie nowy album.

To wspaniale. Bardzo się cieszę, bo bardzo lubię Boston. Oni byli naszą wielką inspiracją w czasach, gdy Rob Rock śpiewał w Impellitteri. Jeśli posłuchasz naszej poprzedniej płyty, "Crunchquot", pomimo że jest ona dość ostra, w chórach usłyszysz harmonie podobne do tych z płyt Boston.

Jedna rzecz mnie ciekawi. Na pierwszej EP-ce śpiewał Rob Rock, ale na "Stand In Line" zaśpiewał już Graham Bonnet. Dlaczego tak się stało?

Podczas prac nad EP-ką, Rob był bardzo zaangażowany, ale później chyba pomyślał, że ja zamierzam się bardziej skoncentrować na nagrywaniu albumów gitarowych. Wtedy dostał propozycję wyjazdu do Niemiec, aby nagrywać z innym zespołem. Ja zaś w tym czasie podpisałem kontrakt z Relativity/Sony i pilnie potrzebowałem wokalisty. Poznałem Grahama kilka lat wcześniej. Zresztą on zadzwonił do mnie z prośbą, abym zastąpił Yngwiego Malmsteena w Alcatrazz. Znaliśmy się więc, a on był dla mnie bardzo miły. Zadzwoniłem do niego i postanowiłem spróbować zdobyć go dla nagrania "Stand In Line". Oczywiście to było przedsięwzięcie wysokiego ryzyka, gdyż w tym czasie dominowały takie zespoły, jak Motley Crue. Stworzenie płyty brzmiącej niczym Rainbow było wielce ryzykowne. Pomyślałem jednak, że warto spróbować i dlatego ściągnąłem Grahama. Chciałem mieć coś innego od tego, co było na rynku.

I udało ci się , bo płyta jest świetna.

Jeśli mam być szczery, uważam, że wokalnie ta płyta jest bardzo dobra. Nie podoba mi się z perspektywy gitarzysty, gdyż moim zdaniem solówki są za ciche.

Chodzi ci o niedociągnięcia produkcyjne?

Dokładnie o to. Podoba mi się głos Grahama, ale płyta jako całość nie przypada mi do gustu. Co mnie zaskakuje, wielu ludzi ją kocha, wielu też nie cierpi. Jednak ciągle o niej mówią. (śmiech)

Dziwisz się? Jest na niej kilka znakomitych kawałków, jak choćby utwór tytułowy, "Tonight I Fly", "Secret Love", czy twoja wersja "Somewhere Over The Rainbow", że nie wspomnę o przeróbce Rainbow "Since You?ve Been Gone".

Stary, ja żartowałem. (śmiech) Czekałem, kiedy zaczniesz się śmiać.

W porządku, udało ci się mnie nabrać. Powiedz mi teraz, czy kiedykolwiek myślałeś o nagraniu albumu całkowicie instrumentalnego i jaką muzykę byś na nim zawarł?

Myślałem o czymś takim. Na mojej poprzedniej płycie, "Crunch", są dwa instrumentalne utwory - "Spanish Fire" i "Texsas Nuclear Boogie". Z kolei na "Screaming Symphony" znalazł się kawałek country "17th Century Chicken Pickin'". Odpowiem ci w ten sposób - lubię muzykę instrumentalną, ale nudzę się nią po przesłuchaniu trzech kawałków. (śmiech) Lubię ostre granie z wokalistą. W tej chwili o wiele większą radość sprawia mi tworzenie muzyki z zespołem, w którym jest wokalista. Jeśli mam coś zrobić instrumentalnego, będą to dwa, trzy kawałki, które zamieszczę na płycie.

Na "System X" nie ma żadnego utworu instrumentalnego, a płyta moim zdaniem nic przez to nie traci.

Znów się zgadzam. Choć powiem ci, że kompozycja "Slow Kill" miała być instrumentalna, ale potem Graham opisał w tekście tę niesamowitą historię.

Czy ta historia o znęcaniu się nad dzieckiem jest prawdziwa?

Tak. To było chyba tak, że Graham przeczytał w gazecie artykuł o tej historii, która wydarzyła się przed laty. Chodziło o dziewczynkę, która została zamknięta w szafie przez swoich rodziców, którzy starali się ją kontrolować na wszystkie sposoby, manipulować ją. Przetrzymywali ją w ten sposób kilka lat. Być może myśleli, że dzięki temu uchronią ją przed złem tego świata, ale nie sposób oprzeć się wrażeniu, iż byli potworami. Niestety, takie rzeczy się zdarzają. Graham przeczytał opis tej historii i napisał na tej podstawie tekst.

Każdy przeżywa jakąś tragedię. Sam jestem tego dobrym przykładem. To, że gram tak szybko i z taką wściekłością, prawdopodobnie bierze się z tego, co doświadczyłem w przeszłości. Gdy miałem dziewięć lat, zginęli moi rodzice. Wielu może opowiedzieć podobne zdarzenia ze swojego życia.

Wiem, że niemal w tym samym czasie co "System X", ukazała się płyta "The Very Best Of Impellitteri". Czy będzie ona dostępna w Europie?

Na razie nie. W tej chwili można ją dostać tylko w Japonii. Problem polega na tym, że angielska wytwórnia Dream Catcher ma prawa do płyt "Crunch", "Screaming Symphony" i "Victim Of The System". Moim zdaniem są to moje najlepsze płyty. Jest więc problem natury prawnej, aby można było te nagrania pozyskać dla wytwórni SPV.

SPV ma z pewnością lepszą dystrybucję i zapewne z tego powodu podpisałeś z tą firmą umowę?

Owszem. Jestem bardzo rozczarowany współpracą z Dream Catcher. Nagraliśmy "Crunch", "Screaming Symphony", które miały bardzo dobre notowania w Ameryce i Japonii i które ja sam uważam za bardzo dobre płyty. Moim osobistym faworytem jest "Crunch", bardzo lubię ten album. Ludzie z Europy mówili mi, że tych płyt nie można znaleźć w sklepach.

I mieli rację.

To jest nie do przyjęcia. Zrozumiałbym to, gdybyśmy byli jakimś gównianym zespołem. A może sami oceniamy siebie za wysoko? Jednak wielu ludzi mówi nam, że chcieliby kupić te płyty, ale nie mogą ich znaleźć w żadnym sklepie. Poza tym w fachowej prasie niewiele się pisało na temat zespołu. Dlatego zdecydowałem się zakończyć współpracę z Dream Catcher.

Jesteś bardzo poważanym gitarzystą, o czym zapewne sam doskonale wiesz. Na pewno grasz wiele instruktażowych koncertów i wydajesz kasety, na których demonstrujesz zagrywki. Jakie rady dajesz młodym gitarzystom?

Na pewno trzeba ćwiczyć. Musisz korzystać ze wskazówek. Jeśli mam być szczery, to nie daję instruktażowych koncertów. Ostatnio zgodziłem się na nagranie DVD dla dużego japońskiego magazynu "Young Guitar". Nagrano mnie w studiu, z samego rana, jak demonstruję moje umiejętności gitarowe. Właściwie wtedy po raz pierwszy zademonstrowałem moje zagrywki. Dla tych, którzy się uczą, ważne jest, by mieli lekcje z dobrym nauczycielem, aby przyswoić sobie podstawy. Potem należy przede wszystkim ćwiczyć i słuchać, jak grają inni. Ja ciągle słucham innych muzyków.

Masz jakichś nowych faworytów?

Tego bym nie powiedział. Kiedy komponuję, słucham często nowego heavy metalu i staram się go mieszać ze starym heavy metalem. Robię tak, bo podoba mi się produkcja, jaką mają te nowe zespoły. Na przykład Soilwork i Slipknot. Gdy nagrywałem "Crunch", wziąłem swoje techniczne solówki i połączyłem je z nowym brzmieniem.

Oczywiście, jak zapewne każdy gitarzysta, słucham wszystkich tych legendarnych muzyków, którzy mieli na mnie swój wpływ.

Zapewne korzystasz też z wszystkich nowinek technicznych i używasz na przykład rozmaitych nowoczesnych multi-efektów?

Zasadniczo nie używam żadnych efektów. Podpinam gitarę do mojego wzmacniacza i tyle. Radość daje mi czyste i ciężkie brzmienie, mocne uderzenie gitary. Jestem równie staroświecki jeśli chodzi o gitary i wciąż gram na starych Fenderach Stratocasterach.

Czy wiesz już, kiedy można się spodziewać, że Impellitteri wreszcie zawita na koncerty do Europy?

Płyta właśnie się ukazała, udzielamy mnóstwa wywiadów, aby ludzie się o nas dowiedzieli. Musimy w zespole wytłumaczyć sobie, że skoro po raz pierwszy będziemy grać w Europie, musimy zagrać dla możliwie największej liczby ludzi i w możliwie największej liczbie krajów. Trzeba jednak zorganizować taką trasę ostrożnie. Będziemy zmuszeni schować nasze ego do kieszeni, bo przecież graliśmy już wiele razy dla wielu tysięcy ludzi w Japonii i Ameryce, ale w Europie możemy grać na przykład w małych miejscach. Konieczne jest uświadomienie sobie, że na nasz koncert może przyjść na przykład 300 osób. Warto oczywiście mieć odpowiednią oprawę, ale wszystko należy robić ostrożnie.

Odpowiadając na twoje pytanie, zależałoby mi, aby zjawić się w Europie dwa razy w ramach promocji "System X" - na początku roku oraz w czasie letnich festiwali.

Mam nadzieję, że kiedyś zawitasz ze swoim zespołem do Polski i dziękuję bardzo za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: umiejętności | goście | piosenka | muzyka | Boston | publiczność | nagrania | wokalista | rock | utwory | śmiech
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy