Reklama

"Przemienianie doświadczeń w dźwięki"


Stephen James Howe, czyli po prostu Steve Howe, ma już od co najmniej dwóch dekad stałe, wysokie miejsce w historii muzyki rockowej. Przede wszystkim za to, że jest współtwórcą najsłynniejszych albumów brytyjskiej grupy Yes, które są dziś kamieniami milowymi rocka progresywnego.

Artysta, dziś 56-letni, realizował swe muzyczne ambicje nie tylko w Yes. Był zresztą czas, w którym pozostawał poza grupą. Steve ma na koncie kilkanaście płyt solowych, a także nagrania w ramach zespołu GTR, którego drugą wielką postacią był Steve Hackett, gitarzysta znany z największego okresu Genesis. Krótko wchodził też w skład supergrupy Asia, z którą nagrał jedną płytę.

Reklama

Howe od 1996 roku ponownie jest stałym członkiem zespołu Yes, z którym nagrywa płyty i koncertuje na całym świecie. Od czasu do czasu nagrywa jednak albumy solowe bądź tworzy inne projekty. Takim między innymi jest zespół Steve Howe's Remedy, w skład którego wchodzą również dwaj synowie artysty, Virgil (klawisze, śpiew) oraz Dylan (perkusja). Steve Howe's Remedy w 2003 r. przygotował nową, w zdecydowanej większości instrumentalną płytę, zatytułowaną "Remedy". Jak zaznacza Howe, w jego zamierzeniach Steve Howe's Remedy ma być nie tylko projektem, lecz normalnym zespołem, który będzie nagrywał płyty i koncertował. Oczywiście w czasach przerw w działalności Yes.

O swoim nowym zespole, nowej płycie, gitarach i możliwościach wokalnych, Steve Howe opowiedział Lesławowi Dutkowskiemu.


Album "Elements" został nagrany przez zespół Steve Howe's Remedy. Czy to projekt jednorazowy, czy może chcesz, aby grupa funkcjonowała dłużej?

Jak najbardziej chcę, aby ten zespół był czymś trwałym. Chciałbym również występować na żywo z muzykami, z którymi ciężko pracowałem na tą płytą.

Zdarzyło ci się już kiedyś nagrać płytę, na której grali obaj twoi synowie?

Nie grali aż tak dużo, jak na tej płycie. Virgil zagrał w kilku kompozycjach na płycie "The Grand Scheme Of Things". Dylan zagrał tam wszystkie partie perkusji. To było 10 lat temu i była to pierwsza rzecz, którą wspólnie zrobiliśmy. W tamtym czasie Dylan właśnie stawał się gotowy do bycia w pełni profesjonalnym muzykiem. Po tym czasie obaj są już w pełni rozwiniętymi muzykami.

Sądzę, że jesteś bardzo zajęty jako muzyk Yes. Powiedz mi, jak w takim razie doszło do tego, że nagrałeś płytę "Elements"?

Wygląda na to, że jestem pracoholikiem. Ale tak naprawdę to chyba nie jest to do końca prawda. Ja po prostu bardzo efektywnie wykorzystuję mój czas. Planuję to, co mam nagrać zwykle dużo wcześniej, a potem staram się wykorzystać czas, który mam jak najlepiej. Następstwem tej mojej efektywności są właśnie różne płyty, które tworzę. Wcale nie staram się robić ich możliwie najszybciej. Jestem chyba całkiem niezły w wykorzystywaniu tego czasu i tak się dzieje od zawsze. Czasami nagrywałem mając tydzień wolnego po trasie koncertowej, potem znowuż gdzieś tam znajdowałem jakąś wolną przestrzeń. Ludziom jednak cały czas się wydaje, że jestem pracoholikiem.

Steve, wiem, że na twojej poprzedniej płycie "Skyline" nagrałeś wiele partii, które improwizowałeś w studiu. Czy na "Elements" również można odnaleźć takie fragmenty?

"Elements" też ma takie fragmenty. Jednak wiele piosenek na tej płycie ma wcześniej wymyśloną przeze mnie strukturę. Znacznie więcej pracy miałem przy tym albumie, również dlatego, że odpowiadałem za całość muzyki. Nagrania zawsze planuję dosyć dokładnie. W pewnym stopniu tych improwizacji jest więcej, bo stworzenie pewnych klimatów muzycznych na tę płytę wymagało znacznie więcej pracy. Na przykład solówki do "Hecla Lava" czy "Sand Devil" były w dużym stopniu improwizowane. Sporo jest tego tutaj. Moim zdaniem bardzo ekscytujące jest umieszczanie na płycie improwizowanych gitarowych fragmentów. Wydaję całkiem sporo muzyki, na której improwizacja jest obecna.

Sądzę, że w tym zespole ty jesteś kimś w rodzaju dyrektora artystycznego. Powiedz mi, do jakiego stopnia pozostali muzycy mieli wkład w powstawanie kompozycji na tę płytę?

W zasadzie wspomagali mnie tyle, ile mogli albo innymi słowy, w takim stopniu, w jakim pozwoliłem im na to. (śmiech) Mieli oczywiście sporo pomysłów. Dylan na przykład zmienił znacznie sposób grania na perkusji. Generalnie wszyscy pojawili się w studiu i nagrali to, co mieli nagrać. Kilka utworów ma naprawdę prostą budowę, ale wcale nie mieli nic przeciwko temu, aby w takich utworach grać. Kolektywnie zadbali o to, aby przestrzeń, która została im przeznaczona wypełnić jak najlepiej, jak najciekawiej.

Podoba mi się sposób, w jaki śpiewasz. Powiedz mi, dlaczego z wokalem zrobione są tylko trzy piosenki na płycie? Czy to ma coś wspólnego z tym, że na przykład ciężko pisze ci się teksty, czy może wolisz, by na płycie było więcej utworów instrumentalnych niż piosenek?

Tego nie jestem pewien. Być może jest tak, że na płycie jest mało piosenek, bo dla mnie ważniejszy jest jednak sposób mojej gry na gitarze. Umieszczenie kilku piosenek było dobrym pomysłem o tyle, że jest tu więcej równowagi, nie ma tylko samej muzyki, lecz również jest mój głos. Czuję się całkiem dobrze śpiewając. Tak chyba mogę na to pytanie odpowiedzieć.

Czujesz się równie pewnie śpiewając, jak grając na gitarze?

Nie, na pewno nie. Z pewnością nie śpiewam tak dobrze, jak gram. (śmiech) Śpiewanie jest jednak bardzo interesującą sztuką. Zwłaszcza staje się taką, gdy uświadomisz sobie, że możesz w tym tak wiele poprawić i jakie masz ograniczenia z tym związane. Z wyboru jestem gitarzystą. W przypadku moich zdolności wokalnych chodzi o to, że jest sporo do poprawienia, chociażby jeśli wziąć pod uwagę brzmienie mego głosu. Mam tylko nadzieję, że poczyniłem w tej dziedzinie jakiś mały postęp.

Steve, jesteś znany również z tego, że kolekcjonujesz gitary. Ilu z nich użyłeś podczas nagrywania "Elements"?

Oczywiście dokładnie tego nie wiem. W przypadku płyty "Natural Timbre" były to 23 gitary. Czasami zdarza mi się używać aż tylu. Tym razem na pewno nie grałem na aż tak wielu. Na tej płycie jest 16 kawałków, ale nie chodzi w tym wszystkim o liczbę użytych gitar, lecz bardziej o efekty, z których korzystałem. Nie mam tutaj żadnej uniwersalnej reguły, bo różne gitary nadają się do różnych sytuacji. Wiele do powiedzenia ma też to, w jaki sposób wykorzystasz brzmienie gitar w połączeniu z możliwościami komputera.

"Skyline" to płyta, którą można chyba określić jako refleksyjną. W przypadku "Elements" wiem, że zależało ci na tym, aby zawrzeć tu fragmenty stylów muzycznych, które wywarły wielki wpływ na ciebie jako artystę. Czemu tak długo czekałeś z nagraniem takiej płyty?

Nie wiem, czy potrafię odpowiedzieć na to pytanie. "Czemu nie zrobiłeś czegoś wcześniej" - to jedno z najtrudniejszych pytań w życiu każdego człowieka. (śmiech)

Może chodziło ci o to, że wreszcie nadszedł na to właściwy moment?

Na pewno był to właściwy moment. Większość moich płyt, od samego początku ma jakieś fragmenty tych stylów, choć oczywiście są one przede wszystkim płytami rockowymi. Coś takie można na przykład odnaleźć już na płycie "Turbulence". Zawsze miałem świadomość, że muzyka lat 60. stanowi moje korzenie. Na tej płycie podszedłem do swoich inspiracji chyba w sposób najbardziej realistyczny niż na którejkolwiek z wcześniejszych.

Czy słyszałeś już nową płytę Steve'a Hacketta "To Watch The Storms"?

Nie, jeszcze jej nie słyszałem.

Zapytałem o to, ponieważ nie tak dawno powiedziałeś, że nie miałbyś nic przeciwko temu, by w przyszłości jeszcze z nim popracować. Jest na przykład możliwe, że w najbliższej przyszłości powstanie druga płyta GTR? Jesteś otwarty na taką współpracę?

Trudno mi powiedzieć teraz, czy będziemy jeszcze nagrywać razem. Zawsze jestem otwarty na współpracę, jednak takie projekty muszą w jakiś sposób wpasować się we wszystkie inne rzeczy, które robię. Nie mogę nagle tworzyć płyt z trzema różnymi gitarzystami, bo ciężko byłoby mi w tym wszystkim się odnaleźć. Ostatnim gitarzystą, z którym współpracowałem, był Martin Taylor i razem nagraliśmy płytę "Masterpiece Guitars". Więcej grał na niej Martin, ale ja też trochę grałem i zająłem się produkcją.

Lubię tworzyć muzykę gitarową z innymi gitarzystami, więc nie da się wykluczyć, że kiedyś ponownie nagram coś ze Stevem. Kiedy pierwszy raz pracowaliśmy, pisanie piosenek szło nam znakomicie i między innymi dlatego postanowiliśmy, że stworzymy zespół. Poza tym pamiętaj, że tacy artyści, jak na przykład Steve Morse, mają konkretne plany odnośnie muzyki, którą chcą grać. Wolę myśleć o współpracy ze Stevem Hackettem, jako o czymś, co jest prawdopodobne.

Zamierzałem cię zapytać o Steve'a Morse'a, bo Deep Purple za kilka tygodni grają w Polsce. Zagrałeś gościnnie ponad 20 lat temu na płycie Dixie Dreggs. Co dziś możesz powiedzieć o nim jako gitarzyście?

Moim zdaniem Steve jest niesamowitym gitarzystą. Ma bardzo szerokie horyzonty, jest niezwykle muzykalny i potrafi wspaniale włączać nowe elementy do swojego grania. Naprawdę bardzo go podziwiam. Bardzo dobrze się stało, że trafił do Deep Purple i że fani tego zespołu zaakceptowali go.

Kiedy poznałeś go, był bardzo młody. Miał chyba niewiele ponad 20 lat. Już wtedy byłeś pod wrażeniem jego umiejętności?

Byłem zdruzgotany tym, co potrafi. Już wtedy był niesamowity. Album Dixie Dreggs, w nagrywaniu którego brałem udział, zrobił na mnie wielkie wrażenie, zwłaszcza że to Steve był autorem większości muzyki. Jest bardzo mądrym gitarzystą.

Teraz chciałem cię zapytać o album z remiksami utworów Yes. Czy to był pomysł twojego syna Virgila?

Tak. Najpierw zrobił remiksy kilku kawałków nikomu nic o tym nie mówiąc. Zaprezentował mi je i bardzo mi się to spodobało. Zrobił więc jeszcze kilka. Gdy gotowych było już cztery albo pięć remiksów, zaprezentowałem je kolegom z zespołu. To było w czasie, gdy byliśmy w studiu i nagrywaliśmy album "Magnification". Zapytałem, czy im się podoba i powiedziałem, że Virgil chciałby zrobić z tego całą płytę. Spytałem, czy się zgadzają, a oni odpowiedzieli: Tak. Wszystko było już gotowe jakieś dziewieć miesięcy temu i cieszymy się, iż w końcu się to ukazało. Virgil dostał za tę płytę całkiem niezłe recenzje. Nie wszyscy więc odrzucili jego propozycję. Sporej części podoba się to, iż Virgil starał się tu dodać coś nowego.

Yes istnieje już ponad 35 lat. Znowu gracie w tym najsłynniejszynm składzie z lat 70. Czy jest jakaś różnica - oczywiście poza wiekiem muzyków - pomiędzy Yes z lat 70. a współczesnym?

To nie jest najłatwiejsze pytanie. (śmiech)

Może na przykład łatwiej wam się teraz nagrywa płyty, bo technologia jest bardziej zaawansowana?

Mógłbym powiedzieć krótko, że dzisiejszy Yes różni się i że była przerwa w graniu w takim składzie i na tym zakończyć. Ale różnica jest naprawdę spora. Teraz jesteśmy przede wszystkim innymi ludźmi niż wtedy. Mamy też inne sposoby wyrażania siebie jako artyści oraz inne sposoby popadania w obsesję. (śmiech) Inaczej też dziś tworzymy muzykę. Żyjemy inaczej, w innym otoczeniu, wpływają na nas różne okoliczności i to wszystko znajduje odbicie w naszej muzyce. Umiejętności mamy te same. Także aspiracje. Podobnie traktujemy Yes - jako pewną całość, która zarazem jest źródłem naszych wyzwań, co uważam za dobre. To akurat też się nie zmieniło. Inaczej oceniamy swoje doświadczenia i z tego wynika też to, że dokonujemy wyborów w inny sposób.

A czy macie jakąś stałą formułę komponowania, czy jest to może efekt spontaniczności, która pojawia się w studiu bądź na sali prób?

Pomysły pojawiają się u nas przez cały czas. Nagrywa się je na kasecie albo na jakimś innym nośniku. Potem oczywiście pracujemy nad tym, zastanawiamy się, co i gdzie należy dodać. Pewna podstawa pozostała niezmienna. Oczywiście potem dość długo trzeba ogrywać pomysły i jest nad tym dość sporo pracy.

Najważniejsza jest zawsze inspiracja, a później dochodzą do tego twoje umiejętności, dzięki którym starasz się, by twoja muzyka znalazła się na nowym poziomie. Modelujesz to, stylizujesz, starasz się, by było to interesujące dla słuchacza. Musisz nadać temu osobowość. Tak powstaje muzyka. Ale czy jest to formuła? Nie powiedziałbym tego.

Wspomniałeś o inspiracjach. Wiemy już, że inspiruje cię muzyka z lat 60. A co z muzyką współczesną? Jest coś, co wpływa na ciebie jako kompozytora i muzyka?

Jest pewien współczesny kompozytor, który mnie inspiruje. Młody człowiek, który nagrywa z orkiestrą. To naprawdę zdumiewająca muzyka. Ale on funkcjonuje od mniej więcej 15 lat. Jeśli pytasz mnie o to, co zdarzyło się w minionych pięciu latach w muzyce popowej albo rockowej, to jest sporo rzeczy, które lubię - od Creed do innych zespołów, których nastawienie i muzyka podobają mi się. Na płytach tych artystów jest sporo ciekawych piosenek, które mnie inspirują, robią na mnie wrażenie. Sporo zespołów zawiera w swojej muzyce elementy heavymetalowe, które nadają jej dużo agresywności.

Ogólnie rzecz biorąc sporo jest nowej dobrej muzyki. Nie we wszystkim jednak orientuję się. Są na przykład takie grupy, jak Dream Theater, które zmieniły oblicze muzyki progresywnej i metalowej. Moja córka lubi sporo z tych nowych grup. Poza tym, żyjąc w Anglii, doświadczyliśmy na własnej skórze szaleństwa wokół Oasis.

Nie odczuwam potrzeby słuchania nowej muzyki popowej, ale kiedy dziennikarze z różnych magazynów pytają o moje zdanie na jej temat, wygłaszam je. Oglądam w końcu od czasu do czasu programy muzyczne w telewizji, czy słucham ich w radiu. Czasami muszę je wyłączać, bo niektórych rzeczy po prostu nie jestem w stanie znieść. (śmiech) Nie wszystko mi się podoba.

Steve, przed laty opuściłeś supergrupę Asia, która odniosła przecież wielki komercyjny sukces. Czy stało się tak dlatego, że pojawił się tak zwany problem z ego, czy też doszedłeś do wniosku, iż nic więcej ten zespół nie ma ci do zaoferowania?

Nie zostawiasz mi swoimi pytaniami wiele możliwości odpowiedzi. (śmiech) Ale oczywiście odpowiem ci. Zdecydowałem się odejść właśnie z powodu problemu z ego. Skład zespołu zmienił się kilka razy, zanim powróciliśmy do oryginalnego. Każdy chyba zdawał sobie sprawę z tego, że to tak naprawdę była prawdziwa Asia. Jednak nie było szans, aby tych muzyków utrzymać i odpowiednio wykorzystać sukces, który osiągnęliśmy.

Po kilku tygodniach jeden z członków tego zespołu doszedł do wniosku, że nie może ze mną wytrzymać. (śmiech) Menedżment zespołu też nie jest bez winy, bo nic nie zrobił, aby próbować naprawić tę sytuację. Ja dość długo nie zdawałem sobie sprawy z tego, że są jakieś problemy, a kiedy to do mnie dotarło, było już za późno, by cokolwiek zmienić. Żałosne było to, że wcześniej musieliśmy udawać na scenie, że wszystko jest w porządku.

Teraz dam ci wybór w odpowiedzi. Kilka lat temu nagrałeś płytę z piosenkami Boba Dylana. Wiem, że on ma dla ciebie wielkie znaczenie jako artysta. Ale czy jest ktoś, kogo obdarzasz podobnie wielką estymą i chciałbyś nagrać album z jego kompozycjami?

Dość często towarzyszy mi taka pokusa. Są takie chwile, kiedy słucham jakiejś muzyki i myślę sobie, że mógłbym spojrzeć na to jakoś inaczej. Jest tyle wspaniałych piosenek. Utwory The Byrds na przykład. Piosenki The Beatles były już przerabiane przez takie morze artystów, że nie wiem, czy dałoby się jeszcze coś ciekawego do nich dodać. Mnóstwo wspaniałych piosenek napisał Bob Marley. Takie przedsięwzięcie musi przede wszystkim mieć swoje uzasadnienie. Dobrze by było wnieść coś nowego do takich kompozycji. Nie tylko delikatnie je przearanżować, by dało się ich bezboleśnie słuchać. Tego nie lubię i nie szanuję.

Steve, wiem że przez kilkanaście ostatnich miesięcy sporo koncertowałeś z Yes. Czy jest jakaś szansa, że w bliższej lub dalszej przyszłości doczekamy się nowej płyty Yes?

W drugiej połowie przyszłego roku zaczynami pisać, a potem ogrywać nowe piosenki. Zastanowimy się nad producentem i powstanie podstawa nowej płyty. Miejmy nadzieję, że do tego czasu już będziemy wiedzieć, jak ten fundament nowej płyty ma wyglądać. No a potem to już będą nagrania. Oczywiście chcemy nagrać nową płytę i będzie to dla nas ekscytujące przeżycie.

Czy odczuwasz tę samą ekscytację, co w latach 70., znów grając koncerty z Rickiem Wakemanem?

Nie myślę aż tak wiele o tym, co było kiedyś, bo żyjemy we współczesności. (śmiech) To, że Rick wrócił, oznacza przede wszystkim, że mamy bardzo przekonujące brzmienie instrumentów klawiszowych. No i zespół znów jest tym właściwym zespołem. Jeszcze kilka lat temu patrzyliśmy na klawiszowca jako na kogoś, kto być może jest na właściwym miejscu, a dziś mamy kogoś, kto na pewno jest na właściwym miejscu. (śmiech) Oczywiście nie możemy odtworzyć tego, co było w latach 70. Robimy to tylko częściowo grając nasze utwory z tego okresu. I to nam w sumie wystarczy.

Byłem naprawdę bardzo zaskoczony, kiedy dowiedziałem się, że tylko Rick odebrał klasyczne wykształcenie muzyczne spośród wszystkich członków Yes. Jak to możliwe, że stworzyliście tak wiele tak wyszukanej muzyki?

Rick tak naprawdę nieczęsto posługuje się swoją umiejętnością czytania nut. W pewnym stopniu zrobił to na przykład na "Magnification". Jednak wszyscy powinni o tym pamiętać, że muzyka nie powstaje tylko dlatego, że ktoś potrafi przeczytać nuty. Ja nie potrafię z nich zagrać. Chodzi przede wszystkim o umiejętność przemieniania swoich doświadczeń na dźwięki. Ja na pewno będę chciał tworzyć muzykę do końca życia, ale na pewno nie będzie mi do tego potrzebna wielka wiedza z zakresu teorii muzyki.

Wiem, że chcesz koncertować z zespołem Remedy. Masz już jakieś wyobrażenie dotyczące tych koncertów? Planujecie może coś wyjątkowego dla fanów?

Oczywiście, na pewno skoncentrujemy się na materiale z płyty "Elements", bo to jest najnowsza rzecz, jaką nagrałem. Na pewno nie zabraknie też mojej solowej muzyki z lat wcześniejszych. Zależy mi na tym, aby podczas koncertów zaprezentować przekrój przez całą moją karierę. Obecnie jeszcze za mocno o tym nie myślimy, ale oczywiście zależy mi na tym, by tę muzykę zaprezentować ludziom na żywo.

A myślałeś o tym, aby przearanżować jakieś kawałki Yes i zagrać je z zespołem Remedy?

W tej chwili nie potrafię ci na to odpowiedzieć, ale też nie mogę zapewnić, że tego nie zrobimy. Jednak nie jest to coś, na czym jakoś szczególnie mi zależy. Może zagramy coś Asii, może GTR. Nie wiem. Na pewno niedługo wszyscy poznają odpowiedź. Najważniejsze, by zagrać kawałki z całej mojej kariery i nieźle się przy tym bawić.

Dziękuje za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: piosenki | nagrania | umiejętności | rick | Po prostu | muzyka | śmiech
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy