Reklama

"Przed niczym nie uciekam"

Zespół Lenny Valentino powstał w 1998 roku w Mysłowicach. Od samego początku jego członkami są Artur Rojek, wokalista grupy Myslovitz oraz Mietal z zespołu Negatywu. W międzyczasie grało w nim jeszcze wielu innych muzyków, ale dopiero po dołączeniu do składu Maćka Cieślaka, Jacka Lachowicza i Arkadego Kowalczyka ze Ścianki, powstał materiał na debiutancki album grupy "Uwaga, jedzie tramwaj". Długo nie mógł się on jednak ukazać, dopiero porozumienie wytwórni BMG (wydawca lenny Valentino) i Sony Music (dla tej drugiej nagrywa Myslovitz) umożliwiło wydanie płyty w listopadzie 2001 roku. Konrad Sikora rozmawiał z Arutrem Rojkiem o porównaniach Lenny Valentiono z Myslovitz, pracy w studio oraz trasie koncertowej.

W różnych materiałach na temat Lenny Valentino natrafiałem na pewną rozbieżność - raz jest mowa, że jest to twój projekt solowy, innym razem pojawia się stwierdzenie, iż jest to projekt uboczny. A jak jest naprawdę?

Prawda jest taka, że czego bym nie zrobił, nigdy nie będzie to tak naprawdę projekt solowy i raczej nie można się spodziewać, że opatrzę jakieś wydawnictwo wyłącznie swoim nazwiskiem. Chyba że nagram wszystko sam. W tym przypadku jednak jest jeszcze oprócz mnie zespół. Są to dosyć ważni ludzie, bo w skład Lenny Valentino wchodzą chłopaki ze Ścianki oraz Mietal z Negatywu. Nie mogę ich tutaj pominąć i traktować jako muzyków sesyjnych, ponieważ ich wkład w powstanie tego albumu jest naprawdę ogromny. To mój nowy zespół, mój pomysł, ale na pewno nie jest to moja płyta solowa.

Reklama

Na pewno zdajesz sobie sprawę, że wiele osób będzie automatycznie porównywać ten zespół z tym, co robisz z Myslovitz?

Tak. Zdaję sobie sprawę, że ludzie będą się doszukiwać porównań z Myslovitz. Zależało mi jednak na tym, aby zrobić z Lenny Valentino coś, czego nie zrobiłem jeszcze z żadnym zespołem. Praca nad tym albumem zajęła nam w sumie trzy lata i w tym czasie trzykrotnie zmienił się skład. Od początku trzon zespołu stanowimy Mietal i ja. Generalnie jest to muzyka gitarowa, ale zupełnie inna od tej, którą znamy z moich poprzednich dokonań. Wymaga większej cierpliwości i większej uwagi.

Większość materiału na płytę Lenny Valentino powstała jeszcze zanim do zespołu trafili muzycy ze Ścianki...

Tak. Właściwie można powiedzieć, że gotowe było w sumie 90 procent materiału. Z nimi napisaliśmy tylko jedną piosenkę - "Dzieci II". Ten utwór traktujemy jako wspólną kompozycję. Pozostałe dziewięć było gotowych wcześniej.

Jak w takim razie przyjście ludzi ze Ścianki zmieniło brzmienie tych wcześniej napisanych utworów?

Powiem tak - wybór tych ludzi do zespołu nie był przypadkowy. Oprócz tego, że jestem fanem Ścianki, to jeszcze uważam, że są to świetni i bardzo oryginalni muzycy. Wydawało mi się, że z ich pomocą uda mi się odejść muzycznie od tych wszystkich schematów myślowych, którymi posługiwałem się wcześniej w innych składach. Ich wkład jest więc bardzo duży. Ich sposób grania i sposób myślenia o muzyce jest tutaj dobrze słyszalny.

Producentem albumu został Maciek Cieślak. Czy nie widziałeś w tym niczego ryzykownego, w końcu on także gra na tej płycie?

Szczerze mówiąc nie miałem żadnego pomysłu na to, kto powinien być producentem tej płyty. Do głowy nie przychodził mi nikt oprócz Macka. Jakoś tylko on nadawał się na to stanowisko. Pracował przecież przy przearanżowywaniu piosenek, dlatego już wtedy nadawał tym utworom konkretny charakter. To jest producent z prawdziwego zdarzenia, bo był zaangażowany w proces nagrywania od samego początku, jeszcze zanim weszliśmy do studia. To także jedyny człowiek, który był w stanie przewrócić to wszystko do góry nogami, nie wyrządzając przy tym melodiom żadnej krzywdy. Rzeczywiście było to dla mnie trochę ryzykowne, bo przecież w sumie nie znałem się zbyt dobrze z chłopakami ze Ścianki. Z czasem okazało się, że wybór był bardzo dobry.

Swego czasu Maciek opowiadał mi, że kiedy coś nagrywa, wszystko idzie na tzw. "setkę", czyli nagrywa wszystkie instrumenty na raz. Czy w przypadku Lenny Valentino też tak było?

Tak. Nagrywaliśmy wszystko na setkę. Później dodawane były tylko wokale i ewentualnie jakieś inne rzeczy. Cały szkielet nagrywany był jednak za jednym razem i to w dość ciekawy sposób. Maciek ma swoje studio, ale ono tak naprawdę wciąż powstaje, dlatego warunki, w jakich nagrywaliśmy, były dosyć specyficzne. Jeszcze nigdy tak nie nagrywałem albumu, co najwyżej demo. Natomiast efekt końcowy bardzo mnie zaskoczył. Maciek zrobił z czegoś, co brzmiało bardzo garażowo, całkiem ciekawie brzmiącą i wielopłaszczyznową płytę. Jestem bardzo zadowolony z tego, co zrobił.

Wydawcą albumu jest firma BMG, a ty jako członek Myslovitz jesteś związany kontraktem z Sony Music. Nie było żadnych przeszkód, aby płyta się ukazała?

Jest to zupełnie inna płyta niż to, co robi Myslovitz. Dlatego też pomyślałem sobie , że skoro jest to zupełnie inna płyta, to powinna ją także wydać inna wytwórnia. Dosyć długo trwały rozmowy między oboma stronami. W końcu udało je się doprowadzić do końca. Można w sumie powiedzieć, że wydają ten album obie firmy, ale większość zadań leży po stronie BMG.

Czy to oznaka tego, że koncerny płytowe zamiast wyłącznie konkurować ze sobą, w końcu zaczną także współpracować?

Uważam, ze każda taka sytuacja, która kończy się ugodą, czy też współpracą, jest korzystna dla obu stron. Kłótnie nie doprowadziłyby tutaj do niczego dobrego, a na pewno uniemożliwiłyby mi wydanie tego albumu. Skończyłoby się tym, że Sony kłóciłoby się z BMG, a ja czekałbym w nieskończoność, aż się dogadają. Na szczęście jednak porozumienie przyszło bardzo szybko. Dla mnie to bardzo pozytywne zdarzenie. Pod koniec tego całego zamieszania było mi już obojętne, kto wyda ten materiał, chciałem tylko, aby ta płyta trafiła do sklepów i tak się stało. Nie chciałem, aby ten materiał się zestarzał, bo kto wie, może za pół roku lub rok nie miałbym już nic do powiedzenia na ten temat.

Czy działalność w Lenny Valentino nie jest dla ciebie próbą ucieczki od sławy, jaką osiągnąłeś z Myslovitz i chęcią powrotu do, nazwijmy to umownie, "podziemia"?

Lenny Valentino nie jest dla mnie żadną ucieczką przed sławą Myslovitz, ani przed niczym innym. Po prostu staram się znaleźć dla siebie nowe środki wyrazu. Działanie ciągle w tym samym obszarze i wyrażanie się ciągle w tej samej formule, jest groźne, ponieważ można czasem zacząć zjadać swój własny ogon. Wydaje mi się, że zakładanie ubocznych projektów w takiej sytuacji jest rzeczą normalną. Sądzę nawet, że to nie jedyna rzecz, która powstanie z moim udziałem, ale wszystko przyjdzie z czasem. Zawsze powtarzałem, że chciałbym działać muzycznie na jak największym polu.

Jak będzie wyglądała trasa koncertowa promująca album? Wiem, że już są jakieś plany...

Tak, trasa na pewno będzie. Zaczyna się w połowie listopada i wszelkich informacji na jej temat należy szukać na naszej stronie internetowej.

Będziecie grali tylko materiał z płyty?

Nie tylko. Będzie to przede wszystkim materiał z albumu, ale nie będzie odgrywany w ten sam sposób, jak jest zagrany na płycie. Kilka z utworów ma otwartą formułę i wydaje mi się, że na koncertach mogą ewoluować w różną stronę. Wszystko będzie tak naprawdę zależało od tego, kiedy zaczniemy próby, a stanie się to na kilka dni przed rozpoczęciem trasy. Wtedy ostatecznie okaże się, czym jeszcze wzbogacimy ten koncertowy zestaw.

Czy ta otwarta formuła niektórych utworów oznacza, że nigdy tak naprawdę nie gracie ich tak samo?

Może trochę przesadziłem z tą otwartością formuły. Na pewno o otwartości można powiedzieć w przypadku piosenki "Dzieci II". Ona początkowo miała być pocięta na krótkie fragmenty i powsadzana pomiędzy inne utwory, tak by powstał element łączący wszystko w jedną całość. Z tego względu jej formuła jest bardzo otwarta. Wydaje mi się, że pozostałe utwory także są dość luźno skomponowane, bo nie chcieliśmy robić niczego na siłę. Chociaż są one w jakiś sposób poukładane, to jednak da się w nich znaleźć takie elementy, które można na koncertach rozwijać. I to właśnie chyba najbardziej różni tę płytę od wszystkiego, w czym dotąd brałem udział.

A nie obawiasz się, że na koncertach nagle ludzie zaczną się domagać piosenek Myslovitz?

Mam nadzieję, że taka sytuacja się nie zdarzy. To byłaby straszna pomyłka. Byłoby to smutne, gdyby tak się stało, ale nie wykluczam możliwości, że takie prośby się pojawią. Chcę jednak, aby występ Lenny Valentino traktowany był jako zupełnie inny temat, nie mający nic wspólnego z twórczością Myslovitz.

Co w takim razie dzieje się z Myslovitz?

Myslovitz koncertuje cały czas, choć na pewno tych występów jest w ostatnim czasie trochę mniej. Czekamy teraz na salę prób. Kiedy tylko skończy się cała akcja związana z promowaniem albumu Lenny Valentino, zabieramy się za komponowanie materiału na nową płytę. Część jest już zrobiona, ale trzeba to wszystko jakoś poukładać i napisać trochę tekstów. Później wejdziemy do studia, a płyty należy się spodziewać jeszcze w przyszłym roku.

Dziękuję za rozmowę

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: studio | Sony | Myslovitz | Valentino
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama