Reklama

"Poczuć moc"

Pochodząca z Północnej Karoliny formacja Corrosion Of Conformity grała już wszystko - punk, thrash metal, hardcore... aby w końcu znaleźć swoje miejsce wśród wykonawców hołdujących staremu, dobremu hard rockowi, o charakterystycznym południowym posmaku. Po wydanym w 2000 r. roku, doskonałym albumie "America's Volume Dealer", postanowili pójść za ciosem i w kwietniu 2001 r. w Harpo's Concert Theatre w Detorit zarejestrowali materiał, który potomności znany będzie jako "Live Volume" (do wyboru - album koncertowy, kaseta wideo lub płyta DVD). Na kilka pytań Jarosława Szubrychta zgodził się odpowiedzieć Pepper Keenan, śpiewający gitarzysta COC, znany również jako jeden z filarów supergrupy Down.

W 2000 r. porzuciliście Sony, by związać się z wytwórnią Metal-Is, oddziałem Sanctuary. Czy była to zmiana na lepsze?

Zdecydowanie tak. W mniejszej wytwórni wszystko dzieje się szybciej, decyzje podejmowane są i realizowane niemal natychmiast. Nie trzeba się przedzierać przez stosy papierów i godzinami powtarzać to samo dziesiątkom urzędników. Po prostu idziesz do gościa, który się tym zajmuje i załatwiasz wszystko od ręki. Największą zaletą jest więc komunikacja... Jeśli chodzi o dystrybucję i promocję, duża wytwórnia ma oczywiście większe możliwości, ale niestety rzadko z nich korzysta. Kiedy jesteś częścią tak gigantycznej machiny i nie nazywasz się Mariah Carrey, nikt cię nie zauważa.

Reklama

Z jakim przyjęciem spotkał się wasz ostatni album "America's Volume Dealer"? Mam wrażenie, że zasługiwał na więcej niż otrzymał.

W Stanach poszło nam całkiem nieźle, ale jak sam zauważyłeś, w Polsce i w ogóle w Europie, mogłoby być lepiej. Wyobraź sobie, że chociaż bardzo chcieliśmy, nie zagraliśmy w Europie ani jednego koncertu promującego ten album, nie mówiąc już o całej trasie. Mam nadzieję, że nadrobimy to w październiku. To będzie nasza pierwsza własna trasa po Europie, a koncerty COC otwierała będzie grupa Karma To Burn.

Z płyty na płytę teksty Corrosion Of Conformity oddalają się od polityki i wielkich spraw tego świata, dryfując w kierunku twoich osobistych przeżyć. Dlaczego tak się dzieje?

Nie potrafię podać konkretnego powodu, czy usprawiedliwienia. Po prostu jak zawsze piszę to, co uważam za słuszne, przelewam na papier te uczucia, którymi moim zdaniem powinienem podzielić się z innymi ludźmi. Prawdę mówiąc polityka znudziła mnie już śmiertelnie i uważam, że teksty o tym, co może dziać się między dwojgiem ludzi, są ważniejsze, niż opisywanie machlojek jakiegoś gościa na szczycie. Nie chciałem się dać zbyt łatwo zaszufladkować, tym bardziej, że polityka nie jest najważniejszą rzeczą w życiu człowieka.

Do pisania tekstów potrzebujesz jakiegoś wyjątkowego nastroju, czy po prostu siadasz za stołem z kawałkiem kartki i ołówkiem...

Różnie bywa. Sam proces pisania poprzedzony jest jednak każdorazowo wnikliwą obserwacją i analizą pewnych zjawisk. Bardzo często w tekstach pojawiają się echa moich osobistych doświadczeń - myślę, że to czyni je bardziej wiarygodnymi, mocniejszymi. Bywa też, iż w ogóle nie zastanawiam nad tym, co piszę, a tekst sam układa mi się w głowie. Na "America's Volume Dealer" szczególnie lubię "Stare Too Long" i "Sleeping Martyr" - myślę, że w tym kierunku pójdą teksty COC.

Porozmawiajmy o "Live Volume". Dlaczego właśnie teraz zdecydowaliście się na wydanie albumu koncertowego?

Nosiliśmy się z tym pomysłem od kilku lat, aż wreszcie doszliśmy do wniosku, że czas jest dobry i nagrywamy koncert teraz, albo nigdy. Fani też już od dłuższego czasu domagali się takiego wydawnictwa, a że mamy już na koncie sporo albumów, z doborem repertuaru nie było kłopotów. Prawdę mówiąc, dyskusja nad wyborem numerów, które trafiły na tę płytę, nie trwała długo i nie była zbyt burzliwa. Mamy naprawdę świetny program koncertowy, do którego dodaliśmy tylko dwa czy trzy numery, których na co dzień nie gramy - i "Live Volume" gotowe.

Płyta jest zapisem waszego występu w Detroit. Czy naprawdę wyróżniał się spośród innych koncertów z waszej ostatniej amerykańskiej trasy?

O tak, to był naprawdę wyjątkowy koncert. Sam zobaczysz, bo "Live Volume" na płycie to tylko przedsmak tego, co znajdzie się na kasecie wideo i płycie DVD. Wiedzieliśmy, że w Detroit będzie fajnie, bo zawsze możemy tam liczyć na niezłe przyjęcie, ale tak naprawdę mogliśmy nagrać każdy koncert z tej trasy. Nie było straconych dni. Uwielbiamy grać koncerty, ze względu na tę energię, która unosi się w powietrzu, gdy wszystko idzie w dobrym kierunku. Wtedy naprawdę można poczuć moc emanującą z muzyki...

Czy na "Live Volume" udało wam się uchwycić choć cząsteczkę tej mocy? Nagranie dobrej płyty koncertowej to zadanie trudniejsze, niż niejednemu mogłoby się wydawać.

To prawda, ale jestem przekonany, że my należymy do nielicznego grona zespołów, które mogą być dumne ze swojej koncertówki. Nie znajdziecie na "Live Volume" żadnych dogrywek, żadnego kombinowania w studiu i podrasowanego dźwięku, żadnego wciskania gówna. Tak zagrał zespół tego wieczoru i nie ma tu miejsca na ściemę. Zresztą wszystko zobaczycie na DVD, które powinno trafić do sklepów późną jesienią. Kilka dni temu skończyliśmy obróbkę materiału i jesteśmy zachwyceni rezultatem.

"Live Volume" to debiut w waszych szeregach nowego perkusisty Jimmy'ego Bowera. Podobno tymczasowo zastąpił niedysponowanego Reeda Mullina?

To bardzo dziwna historia. Reed już pewnie do nas nie wróci, bo tak naprawdę nie ma kłopotów ze zdrowiem, ale z samym sobą. Wymyślił chorobę kręgosłupa, okłamał nas, okłamał naszych fanów - wyłącznie po to, by tą głupią wymówką wzbudzić litość i sympatię. Wyjątkowo dziecinny pomysł gościa, który po prostu stracił serce do muzyki i nie wiedział, jak powiedzieć wszystkim prawdę. W tej chwili Reed śpiewa w jakimś smętnym zespole, który brzmi jak Creed. Wiesz, taki pop, który udaje rocka... Smutne... Natomiast jeśli chodzi o Jimmy'ego, to znam go od lat. Grał przecież na bębnach w zespole Down, który założyłem wraz z Philem Anselmo z Pantery. Jest też gitarzystą grupy Eyehategod, to naprawdę wszechstronny muzyk. Wszystko wskazuje na to, że zostanie w Corrosion Of Conformity na dłużej.

Skoro już wspomniałeś o Down, to powiedz, czy jest szansa na drugą płytę tej wyjątkowo udanej supergrupy?

Jak najbardziej, w listopadzie wchodzimy do studia! Chociaż studio to zbyt dużo powiedziane... Zamierzamy nawieźć trochę sprzętu do chaty na bagnach, na totalnym odludziu i zamknąć się tam na kilka tygodni. Cała sesja nagraniowa, 24 godziny na dobę, będzie transmitowana na żywo poprzez Internet za pośrednictwem oficjalnej strony Down. Zobaczycie jak nagrywamy, wrzeszczymy na siebie, wydurniamy się, upijamy - dosłownie wszystko! Cały proces powstawania płyty jak na dłoni...

Zaangażowaliście jakiegoś producenta z nazwiskiem?

Nie, nie potrzebujemy nikogo takiego. Sami najlepiej wiemy, co gramy i jak to powinno brzmieć. Nie oczekujcie żadnych eksperymentów, zmiany stylu - Down ciągle gra swoje!

Dobrze wiedzieć. A jak przedstawiają się plany Corrosion Of Conformity?

Nagranie płyty koncertowej i DVD to naprawdę ogromne przedsięwzięcie, które solidnie dało nam w kość. Dlatego po powrocie z Europy zamierzamy zrobić sobie krótką przerwę. Do pisania nowego materiału zabierzemy się wiosną 2002 roku.

Dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: metal | wideo | teksty | koncert | dealer | DVD | Down | Live
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy