Reklama

"Po prostu lubię tworzyć muzykę"


Paul Oakenfold, urodzony w Londynie w 1963 roku, miksowaniem muzyki zajął się już w wieku 16 lat. Pod koniec lat 70. wyemigrował do Nowego Jorku, gdzie pracował dla wytwórni Arista Records i udzielał się jako DJ. W latach 80. wrócił do Wielkiej Brytanii, zostając menedżerem pionierów rapu, formacji Run D.M.C. i Beastie Boys na ten kraj.

Oakenfold jak mało kto przyczynił się do eksplozji popularności muzyki house. Na początku lat 90. założył wytwórnię Perfecto Records, specjalizującą się w muzyce dance. Pomagał przy nagrywaniu płyt zespołów Happy Mondays i Primal Scream. Remiksował nagrania największych gwiazd światowej sceny muzycznej, m.in. U2, Madonny, Jennifer Lopez i Justina Timberlake'a.

Reklama

Pod koniec września 2003 roku ukazała się płyta "Great Wall", z zapisem fragmentów niezwykłego koncertu, jaki Oakenfold dał na Wielkim Murze Chińskim. W tym wywiadzie opowiada on o tym niezwykłym występie, pracy przy filmach (m.in. "Matrix Reaktywacja"), pracoholiźmie i remiksowaniu przeboju Elvisa Presleya.


Zagrałeś niesamowity koncert na Wielkim Murze Chińskim. To chyba najważniejsze wydarzenie w twojej karierze DJ-a?

Tak, to prawda. Miałem dużo szczęścia, że zostałem zaproszony do zagrania tego koncertu, który został zorganizowany we współpracy z chińskim rządem. Aby zagrać na Chińskim Murze, musisz mieć specjalne zezwolenie. Załatwienie wszystkiego trwało prawie rok. Impreza rozpoczęła się o zachodzie słońca i trwała do świtu. To było cudowne doświadczenie, choć jednocześnie dość dziwne. Wszędzie było pełno ochroniarzy i wojska. Do zasilania świateł i dźwięku używaliśmy specjalnych generatorów. W środku nocy zaczęło padać i wpadliśmy w panikę, bo baliśmy się, że ktoś może zostać porażony prądem. Chińczykom to się jednak podobało, bo dla nich deszcz oznacza powodzenie. Wszyscy tańczyli patrząc w niebo.

Skąd wziął się w ogóle pomysł takiego koncertu? Kiedy pierwszy raz o tym usłyszałeś, zapewne pomyślałeś, że ktoś chce cię zrobić w konia.

Przez ostatnie 16, 17 miesięcy koncentrowałem się na graniu nietypowych koncertów. Byliśmy na Alasce, w Hawanie, na Chińskim Murze, a w zeszłym miesiącu dałem koncert w "Hollywood Bowl". Kiedy mi zaproponowano ten koncert, byłem bardzo podekscytowany, bo bardzo pasowało to do tego, co akurat starałem się robić. Będąc DJ-em, chciałem wydobyć tę muzykę z klubowego getta.

Jak dobierałeś repertuar koncertu w tak nietypowym miejscu?

Nie planuje się tego aż tak dokładnie. To było pięć czy sześć godzin muzyki. Oprócz mnie występował tam jeszcze jeden lokalny DJ. Poruszaliśmy się w obszarach od muzyki trance, przez progresywne brzmienia, po house i tłum podążał za nami, braliśmy tych ludzi w muzyczną podróż. Wyglądało na to, że kupili to.

Chiny są chyba jednym z ostatnich terytoriów, które nie zostały jak dotąd podbite przez muzykę dance?

Gram koncerty w Chinach od sześciu lat. Byłem już m.in. w Pekinie, Szanghaju i oczywiście w Hong Kongu. Objechałem 21 największych chińskich miast. Dzięki Internetowi i zmianom zachodzącym w Chinach, oni są bardziej otwarci na zachodnią kulturę.

Największą gwiazdą, pojawiającą się na twojej najnowszej płycie, jest Madonna...

Poproszono mnie o zremiksowanie jej nowego singla. Bardzo podobało mi się to nagranie w oryginale. Starałem się zachować specyficzny styl tej artystki. Trochę popracowałem nad wokalem, nie chciałem, aby było go za dużo. Ten miks zdecydowanie sprawdza się w klubach.

"Great Wall" to twoja pierwsza płyta z miksami od trzech lat.

Tak. Z poprzedniego albumu z miksami byłem bardzo dumny. Sprzedałem jakieś pół miliona egzemplarzy w Ameryce, dostałem też Złotą Płytę w Wielkiej Brytanii. Chciałem teraz wrócić do korzeni i nagrać album zawierający wyłącznie miksy, bez dodatkowej produkcji w studiu, bez żadnych efektów - tylko dwa gramofony i ja.

To musi być czasem dziwne uczucie - jednocześnie być DJ-em, miksować płyty, nagrywać płyty...

To świetna sytuacja, bo można przywdziewać wiele różnych masek. Nigdy nie sądziłem, że będę patrzył na świat z perspektywy pudełka z płytami. Nigdy nie spodziewałem się, że będę miał szansę pracować z tak wieloma utalentowanymi ludźmi. Jestem pod tym względem wielkim szczęściarzem. Ja po prostu lubię tworzyć muzykę. Mój ojciec był muzykiem, wychowywałem się w tego typu otoczeniu. Zajmuję się muzyką z pobudek egoistycznych, dlatego jestem bardzo szęśliwy, że ludziom podoba się to, co robię.

Spędzasz dużo czasu w Los Angeles, komponując muzykę filmową. Pracowałeś przy filmach "Kod dostępu", "Znaki", "Matrix Reaktywacja" i "Wieczny łowca II". Co cię skłoniło do pójścia w tym kierunku?

Jestem wielkim fanem filmu. Nigdy w życiu nie przypuszczałem, że będę mógł pojechać do Hollywood i tam pracować. Najpierw poproszono mnie o napisanie muzyki do filmu "Kod dostępu". Przeniosłem się więc do Ameryki, zrobiłem tę muzykę i wtedy nagle pojawiły się kolejne propozycje. Ale nie mogłem z nich skorzystać, bo byłem zajęty kończeniem pracy nad płytą "Bunkka". Oczywiście po nagraniu albumu musiałem wyruszyć w trasę koncertową. Zdecydowałem więc, że będę robił muzykę tylko do poszczególnych scen, a nie do całych filmów. Przez ostatnie półtora roku "zaliczyłem" wiele takich scen. Bardzo mi się to podoba. Ostatnio zaproponowano mi udział w powstawaniu kolejnego filmu. Zajmę się tym prawdopodobnie w styczniu i lutym - to będzie mój następny projekt.

Jak ci się mieszka w Los Angeles? Bratasz się z tamtejszym środowiskiem?

Do LA jadę, pracuję tam, a potem zaraz wracam do Anglii albo jadę do Nowego Jorku. Od czasu do czasu wychodzę gdzieś w Los Angeles, ale bardzo rzadko. Jestem pracoholikiem, więc nie mam czasu na robienie wielu rzeczy poza pracą.

Nie możesz sobie pozwolić w Los Angeles na nic poza pracą? Żadnego picia, palenia?

Prawdę mówiąc poziom profesjonalizmu w Los Angeles jest niewiarygodny. Tylko najsilniejsi są w stanie tam przetrwać. Wiele się tam nauczyłem, np. tego, że dostajesz tylko jedną szansę - jeśli jej nie wykorzystasz, to już po tobie. Obraca się tam ogromnymi pieniędzmi. Ostatni film, przy którym pracowałem, "Matrix Reaktywacja", kosztował trzysta milionów dolarów! To sprawia, że jesteś pod ogromną presją, musisz być absolutnym mistrzem w tym, co robisz. Nie masz ochoty balować całymi nocami.

Remiksowałeś już Madonnę, Jennifer Lopez i Justina Timberlake'a, ale największym wyzwaniem był chyba dla ciebie Elvis Presley?

Elvis był zupełnie wyjątkowym projektem. Kiedy mnie o to poproszono, pomyślałem, że nie wiem, czy chcę pójść tą drogą. Powiedziałem im, by mi przysłali tę taśmę. Nigdy wcześniej nie słyszałem "Rubberneckin'". Wiedziałem tylko, że kiedyś był to wielki przebój. Najpierw o zrobienie miksu poprosili Timbalanda, producenta hiphopowego. Ja potraktowałem to jak czyste wyzwanie. Czy potrafię wziąć to nagranie i nadać mu nowoczesne brzmienie, a jednocześnie - zachowując charakter tego artysty - uczynić to ogólnoświatowym przebojem? To było dla mnie wielkie wyzwanie. Chciałem się przekonać, czy potrafię to zrobić.

Gdybyś musiał skoncentrować się tylko na jednej stronie swojej kariery, co wybrałbyś?

Szczerze mówiąc największą radość daje mi granie ludziom muzyki. Jakieś sześć lat temu zdałem sobie sprawę, że po to właśnie przyszedłem na świat. Byłem wtedy szefem wytwórni płytowej, producentem, robiłem remiksy, a DJ-owanie było moim hobby, znajdowało się na szarym końcu, choć tak naprawdę zawsze najbardziej to lubiłem. Niespecjalnie bawi mnie podróżowanie, nie interesuje mnie nic poza tym, aby stanąć z gramofonami i mikserem przed tłumem ludzi. Jeśli musiałbym przestać to robić, nie wiem, jakbym sobie z tym poradził. Kiedy jadę na wakacje i mam trochę wolnego czasu, świerzbią mnie ręce, chcę grać muzykę. Nic nie daje mi większego kopa, niż występowanie przed ludźmi i obserwowanie reakcji na ich twarzach, kiedy gram.

Być może powinieneś założyć swój własny klub, w którym mógłbyś to robić?

Może kiedyś w przyszłości otworzę małą restaurację albo bar, w którym będzie parę gramofonów i będę mógł pograć trochę starej muzyki. Będzie tam długi bar, przy którym zmieszczą się wszyscy moi przyjaciele. Będziemy sobie coś gotować i słuchać starej muzyki.

Dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: koncert | Los Angeles | Po prostu
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama