Reklama

"Piękno w smutku i ciemności"

Fanom muzyki progresywnej szkockiej formacji Pallas przedstawiać nie trzeba... ale wypadałoby przypomnieć, bo po wydanych w połowie lat 80. płytach "The Sentinel" i "The Wedge", zespół zamilkł, by znów pojawić się na scenie w 1999 roku. Wydany przez niemiecką wytwórnię InsideOut album "Beat The Drum" rozpoczął nowy rozdział w działalności Pallas, a jego następca - "The Cross & The Crucible" - to póki co najnowsze dzieło zespołu. Romantyczną szkocką duszę przed Jarosławem Szubrychtem obnażył Alan Reed, wokalista grupy.

Przede wszystkim powiedz, co było powodem liczącej aż 13 lat przerwy w działalności Pallas. Czyżby problemy z EMI?

Po wydaniu płyty "The Wedge" doszliśmy do wniosku, że EMI nie przykładają się w zadowalający nas sposób do promocji naszej muzyki, więc podjęliśmy odważną i być może głupią decyzję o zerwaniu kontraktu. Doszliśmy do wniosku, że lepiej będzie pójść własną drogą niż zostać w firmie, która nie wierzyła w to, co robimy. Przez następnych kilka lat byliśmy parę razy blisko podpisania innej umowy, ale z różnych powodów nigdy do tego nie doszło. Pisaliśmy jednak muzykę z myślą o kolejnych płytach, nagrywaliśmy kasety demo. W końcu jednak każdy z nas musiał znaleźć jakiś sposób na przeżycie, więc na jakiś czas Pallas w ogóle zawiesiło działalność. W 1992, może 1993 roku, udało nam się przekonać EMI, by oddali nam prawa do płyt, które dla nich zarejestrowaliśmy. Dzięki ich reedycji na płytach CD udało nam się wskrzesić zainteresowanie muzyką Pallas i zebrać środki, które umożliwiły pracę nad nowym albumem. Okazało się jednak, że zorganizowanie wszystkiego znów zajęło nam trochę więcej czasu niż myśleliśmy. Jednym z tego powodów był fakt, że mieszkam w Londynie, 600 kilometrów od reszty zespołu, co nie ułatwiło współpracy.

Reklama

Czy przez ten czas angażowaliście się w inne muzyczne projekty?

Oczywiście, każdy z nas coś tam pogrywał na boku, ale żaden z tych zespołów nie był równie ważny jak Pallas. Ja na przykład grałem w grupie bluesowej na gitarze. Po doświadczeniach z EMI wszyscy boleśnie odczuliśmy, czym jest muzyczny biznes i przez pewien czas zajmowaliśmy się muzyką wyłącznie dla zabawy, musieliśmy to odreagować.

Kiedy opuszczaliście EMI muzyka, którą wykonywaliście była wciąż bardzo popularna. Dzisiaj tzw. rock dla dorosłych to zaledwie margines muzycznej sceny. Jak myślisz, co się stało?

Świat się zmienia, wszystko idzie do przodu. Urosła nowa generacja fanów muzyki, których bawią całkiem inne dźwięki. To naturalny proces i głupio byłoby dziwić się, że tak się dzieje. Tym bardziej, że w ciągu ostatnich dziesięciu lat pojawiło się naprawdę dużo nowej muzyki. Z drugiej jednak strony, to bardzo smutne, że niektóre gatunki muzyczne, w tym te na których się wychowałem, już dawno nie są popularne. Nie zmusisz jednak ludzi, by lubili coś, czego nie chcą lubić. Sami muszą wybrać.

Skoro świadomi byliście, że na komercyjny sukces nie ma co liczyć, co was w takim razie sprowadza?

Miłość do muzyki, czysta i prosta. Któregoś dnia odkryliśmy, że czegoś w naszym życiu brakuje. Nie bawiły nas już rozpaczliwe próby zostania kimś sławnym, ale tęskniliśmy do wspólnej pracy nad muzyką, koncertów. Zespół w pewnym sensie przypomina rodzinę i my po okresie rozstania postanowiliśmy spróbować jeszcze raz. Sytuacja była o tyle komfortowa, że każdy z nas miał już zajęcie, dzięki któremu mógł nakarmić rodzinę, czy płacić rachunki. Dzięki temu możemy myśleć tylko o muzyce, możemy się czuć artystami w pełnym tego słowa znaczeniu.

Jak porównałbyś pierwsze wcielenie Pallas z zespołem, który nagrał płyty "Beat The Drum" oraz "The Cross & The Crucible"? Czy to wciąż ta sama grupa?

Oczywiście, że nie. Największa różnica polega na tym, że dzisiaj jesteśmy starsi i mądrzejsi. Poza tym jesteśmy szczęśliwsi i bardziej zadowoleni z siebie. Z większym luzem podchodzimy do wszystkiego, więc nie kłócimy się z byle powodu, jak to niegdyś bywało. Jesteśmy lepiej przygotowani do tego, by słuchać się nawzajem, by funkcjonować jako zespół. Łatwiej o kompromisy, o wspólny punkt widzenia. Poza tym jesteśmy dzisiaj bardziej doświadczonymi muzykami, którzy czerpią inspirację z różnych rodzajów muzyki.

Może i jesteście bardziej szczęśliwi, ale nie zmienia to faktu, że "The Cross & The Crucible" to dość mroczny album.

(śmiech) To prawda! Szczypta mroku towarzyszyła wszystkim płytom Pallas. Jest w Pallas coś, co wykracza poza sumę naszych indywidualnych przeżyć, coś żyjącego własnym życiem. Mówię o pewnego rodzaju mrocznym napięciu, które trudno nazwać, ale łatwo uchwycić. Nie oznacza to, że jesteśmy ponurakami, maniakami depresyjnymi, którzy co pięć minut rozmyślają nad rychłym końcem świata. Jednak kiedy komponujemy, właśnie takie klimaty przede wszystkim dochodzą do głosu. Próbowaliśmy już komponować wesołą muzykę, ale szybko przekonaliśmy się, że nie jesteśmy do tego stworzeni. Piękno odnajdujemy w smutku i ciemności. Myślę, że nie bez znaczenia jest tu fakt, że jesteśmy Szkotami. Umiłowanie mroku, smutny romantyzm podszyty czymś złowrogim - to powszechne wątki w szkockiej muzyce i sztuce w ogóle.

Zastanawiałem się właśnie, czy fakt, że pochodzicie ze Szkocji może mieć jakiś wpływ na muzykę, którą wykonujecie?

Mamy silne poczucie tożsamości narodowej i w jakimś stopniu musi to znaleźć swoje odbicie w muzyce. Ciężko to wytłumaczyć każdemu, kto nie jest Szkotem, ale pewne cechy narodowe wyrosły w nas w opozycji do Anglików. I bardzo boli nas, kiedy ludzie z innych krajów myślą, że każdy Brytyjczyk to Anglik... Historia Szkocji - smutna, ale bardzo piękna - miała i wciąż ma ogromny wpływ na formowanie szkockiej duszy. Poza tym większość członków zespołu żyje w przepięknej okolicy, wśród gór, lasów i rzek. Zapewne tak ludzie wyobrażają sobie Szkocję, przynajmniej ja tak bym ją sobie wyobrażał...

Co myślisz o najbardziej popularnej ostatnio grupie ze Szkocji - Travis?

To doskonali kompozytorzy! Piszą przepiękne, mocne piosenki, ale również z odrobiną mroku, o której wspomniałem wcześniej. Śpiewają o naprawdę ważnych rzeczach, wkładają w to całą duszę, ale na szczęście rezultat jest zrozumiały i dostępny dla wszystkich. Uwielbiam Travis.

Wróćmy do waszej nowej płyty. Ile czasu zajęło wam nagranie "The Cross & The Crucible"?

Cały proces zamknął się w 18 miesiącach. Najdłużej trwało komponowanie materiału, głównie ze względu na odległość jaka dzieli mnie od pozostałych członków zespołu - wiesz, wysyłanie sobie taśm, długie rozmowy telefoniczne... Komputerowe szkice utworów krążyły między nami, przybierając coraz to nowe formy. Kiedy już zebraliśmy wystarczająco dużo materiału, pojechałem do Szkocji i zabraliśmy się za nadawanie piosenkom ostatecznego kształtu i odrzucanie śmieci. Sama sesja nagraniowa poszła bardzo szybko, bo dobrze wiedzieliśmy, co chemy osiągnąć.

Czym różni się limitowana wersja specjalna "The Cross & The Crucible" od regularnej?

Limitowana wersja "The Cross & The Crucible" wygląda jak książka w twardej oprawie, niemal jak kieszonkowe wydanie Biblii. Żałuję tylko, że nie stać nas było na obwolutę ze skóry, ale i tak wygląda nieźle. Otwierasz tę książkę i znajdujesz oprawę graficzną znacznie bogatszą niż w normalnym wydaniu płyty. Oprócz tego limitowana płyta wzbogacona jest o sekcję multimedialną, w której znajdziecie teledysk zespołu, zdjęcia i wiele innych atrakcji.

Czy "The Cross & The Crucible" jest płytą koncepcyjną?

Niezupełnie, chociaż wiem, że wytwórnia promuje ją w ten sposób. Jeżeli jednak "Dark Side Of The Moon" Pink Floyd jest albumem koncepcyjnym, to "The Cross & The Crucible" również. Muszę bowiem przyznać, że niemal wszystkie utwory podporządkowane są jednemu tematowi i w pewnym sensie tworzą całość. Nie opowiadam jednak na "The Cross & The Crucible" żadnej historii w odcinkach, ale wciąż wracam myślami do nieustannej batalii, którą toczą ze sobą przeciwstawne siły Wiary i Rozumu, które na przestrzeni dziejów występowały pod sztandarami Religii i Nauki. Śpiewam między innymi o tym, jak ludzie uzywali wiary, by usprawiedliwić największe okropieństwa. Również o tym, że najświatlejsi ludzie średniowiecza musieli wbrew sobie twierdzić, że Słońce się kręci wokół Ziemi, żeby uniknąć śmierci na stosie i o tym, że wciąż żyją ludzie, którzy myślą, że Ziemia jest płaska. "The Cross & The Crucible" to w pewnym sensie mój sprzeciw wobec ignorancji niektórych ludzi, protest przeciwko rządom głupoty, chociaż starałem się w tekstach zachować obiektywizm, nie stawać po żadnej ze stron.

Czy aby na pewno? Z tego co mówisz wynika, że stoicie raczej po stronie racjonalizmu?

Sam nie wiem. Staraliśmy się nie prawić kazań i nie mówić ludziom, co mają myśleć. Muszę jednak przyznać, że raczej widzimy się w obozie Rozumu. (śmiech)

Jak wyglądają koncerty Pallas?

W tej chwili dość skromnie, gdyż po powrocie zespołu na scenę nie pomyśleliśmy jeszcze o jakimś wyjątkowym show, a poza tym nie mieliśmy środków na jego zrealizowanie. Jesteśmy jednak zespołem, który bardzo dobrze czuje się na scenie. Nie stoimy bez ruchu, gapiąc się na swoje instrumenty, ale dużo się ruszamy, pozwalamy muzyce płynąć przez nasze ciała. Jesteśmy grupą, która w koncerty wkłada bardzo wiele pasji i entuzjazmu.

Mam nadzieję, że będzie się o tym mogła przekonać również polska publiczność?

Myślimy o koncertach w Polsce, tym bardziej, że tamtejsi fani nigdy o nas nie zapomnieli. Od kiedy pamiętam, od 1984 roku, dostajemy listy z Polski i to w ilości, która zawsze bardzo nas zaskakiwała. Mam nadzieję, że uda nam się przyjechać do was z trasą promującą "The Cross & The Crucible". Sam zresztą często bywam w Polsce jako turysta i bardzo mi się u was podoba.

Dziękuję za wywiad.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: piękno
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy