Reklama

"Paul ze wschodniego Londynu"

"Iron Maiden" i &"Killers" to dla wielu dwie najlepsze płyty Iron Maiden. Jednym z ich znaków firmowych był głos Paula Di'Anno. Jednak po wydaniu drugiego z wymienionych na wstępie albumów, koledzy z Iron Maiden uznali, że zbyt rozrywkowy tryb życia wokalisty nie pozwala odpowiednio przykładać się do grania i wówczas Paul posadę stracił. Od tej pory występował pod różnymi szyldami, między innymi Killers i Paul Di'Anno's Battlezone. Sukcesu, który osiągnęli jego byli koledzy już z Brucem Dickinsonem jako wokalistą nigdy nie osiągnął, ale status legendy stał się również jego udziałem. Kilka miesięcy temu Paul po raz pierwszy przyjechał do Polski na dwa koncerty. Jak się okazało, podczas jednego z nich, w krakowskim studiu telewizyjnym na Krzemionkach, zostało zarejestrowane DVD - "Beast In The East", które miało swoją premierę 1 sierpnia 2003 roku. Na kilka godzin przed tym koncertem Lesław Dutkowski uciął sobie miłą pogawędkę z Paulem Di'Anno.

Co dziś zaprezentujesz podczas koncertu?

Będziemy tu kręcić DVD. Ale nie z Killers. Mam nowych muzyków, którzy mi pomagają. Jako Killers nie nagraliśmy płyty od 1997 roku. Nagrałem swoją solową płytę w międzyczasie, "Nomad" w 2000 roku. Tak więc Killers na razie odpoczywa i przygotowuje się do nagrania płyty. Na razie mamy gotową jedną piosenkę, do której napisałem tekst. Muszę wywiązać się ze zobowiązań koncertowych, a Killers w tym czasie będą komponować.

Z kolei na moją nową płytę solową mam już chyba z osiem gotowych kompozycji i sądzę, że ją skończymy znacznie wcześniej niż płytę Killers. Mam nadzieję, że w przyszłym roku, w marcu lub kwietniu, wszystko będzie gotowe.

Reklama

Czy równocześnie pracujesz nad tekstami na obydwie płyty?

Nie. Moja nowa płyta powstanie w całości w Brazylii, z brazylijskimi muzykami. Mój gitarzysta Paulo będzie moim współpracownikiem. W tej chwili on przebywa w Anglii, co może wydawać się zabawne, bo ja akurat opuściłem ten kraj. Ale niebawem on zapewne zawita do Brazylii i wtedy zaczniemy razem pracować.

To znaczy, że teraz mieszkasz w Brazylii?

Kiedy tylko jest to możliwe. Oczywiście przez jakiś czas mieszkam głównie w hotelach i autobusach. (śmiech)

W jednym z wywiadów powiedziałeś, że zamierzasz się tam przeprowadzić na dobre.

To prawda. Tak szybko, jak to tylko będzie możliwe. Mam tam kobietę, a poza tym mam też dzieci w innych częściach świata, które staram się odwiedzać w miarę często. Za często ich jednak nie widuję. Spotkam się chyba z nimi w przyszłym tygodniu. Będę wtedy we Włoszech.

Czy twoje dzieci lubią twoją muzykę?

Mam szóstkę dzieci. Mój syn owszem, zresztą on sam śpiewa i gra. Gra w angielskiej kapeli punkowo-hardcore'owej. Moja 11-letnie córka, która także mieszka w Anglii, wspaniale śpiewa, chyba najlepiej z całej naszej rodziny. Brzmi jak Celine Dion. (śmiech) Świetny głos, tylko że jest jeszcze bardzo młoda. Wszyscy wiążemy z nią wielkie nadzieje. Mam też dwójkę dzieci w USA, których nie widuję, bo kiedy rozstałem się z ich matką one zostały z nią. Mam też dwie córki, które mają pięć i dwa lata, więc chyba jeszcze za wcześnie jest, aby cokolwiek na ten temat powiedzieć. Starszej chyba się podoba.

Jak to się stało, że nagrywasz DVD w Polsce, a nie na przykład w Brazylii gdzie jesteś bardzo popularny?

Możliwość pojawiła się dzięki zespołowi z Norwegii, który teraz mi towarzyszy. Oni są naszymi dobrymi przyjaciółmi. Kiedy byliśmy w Norwegii pojawiła się możliwość nakręcenia DVD, a że Killers musieli skoncentrować się na pisaniu nowego materiału, to nie mogli się tu pojawić. A warto było skorzystać takiej szansy na promocję, pomijając już fakt, że ja nie wydałem czegoś takiego od długiego czasu. Może nie ma tu Killers, ale dla tych gości, którzy są tu dziś ze mną to też jest dobre, bo będą mogli zaprezentować się publiczności.

Mam już zarejestrowany materiał live po płycie "Nomad" z lat 2000/2001, z Sao Paulo, który jest gotowy do wydania. Oprócz tego jest też sporo nakręconych fragmentów z moich koncertów w Brazylii. Na razie jednak to się nie ukaże dopóki nie dogadamy wszystkiego z moją poprzednią wytwórnią płytową.

Co dzisiaj zagrasz? Będzie dużo kawałków Iron Maiden, a może jakieś niespodzianki typu "Smoke On The Water" z albumu "South American Assault" czy też "Children Of The Revolution"?

Musisz poczekać a usłyszysz. (śmiech) Nie, takich niespodzianek nie będzie. Mało było o nas słychać w ostatnim czasie i trzeba przypomnieć się publiczności. Dziś zrobię coś wyjątkowego, bo postaram się przede wszystkim zadowolić fanów, a zwykle jest tak, że to ja sam muszę być zadowolony. Zespół, z którym gram powiedział, że bardzo chce zagrać instrumentalne kawałki, jak "Genghis Khan", tak dla zabawy. Słyszałem ich na próbie i brzmi to znakomicie.

Paul, chciałem zapytać o jedną rzecz. Zanim dołączyłeś do Iron Maiden siedziałeś w klimatach typu Sex Pistols, The Clash.

I wciąż w nich siedzę.

Ale jak w takim razie się stało, że stałeś się wokalistą heavymetalowym, bo twoje gusta raczej się nie pokrywały z gustami muzyków tego zespołu?

Masz całkowitą rację. Zacząłem chodzić do tej samej szkoły co Steve Harris, który właśnie ją kończył, bo jest trochę starszy ode mnie. Grałem w zespołach punkowych i jakoś tak się złożyło, że nasze drogi znów się skrzyżowały. Mój przyjaciel Travis znał także Steve'a Harrisa i pewnego dnia powiedział do mnie: Słyszałeś, że ta kapela Iron Maiden szuka wokalisty? Ja wcale nie szukałem tej posady, bo nigdy ich nie słyszałem, ale poszliśmy razem zobaczyć ich jak grają w klubie. Byli beznadziejni i czym prędzej stamtąd wyszliśmy. (śmiech) Ja i Travis tarzaliśmy się ze śmiechu, bo obaj byliśmy punkowcami i żaden z nas nie lubił tego metalowego gówna.

Kilka miesięcy później oni skontaktowali się ze mną i poprosili, żebym przyszedł na przesłuchanie. To była niedziela, byłem raczej znudzony i myślałem o tym, jak by się tu zabawić. Uznałem, że to będzie dobry sposób. Zagrali ze mną "Smoke On The Water", które zaśpiewałem nie znając słów. Znałem tylko melodię. Jakoś po południu powiedzieli mi: Stary, masz tę robotę. Zaskoczyło mnie to kompletnie, bo wcale jej nie szukałem. Wtedy zacząłem się spotykać ze Stevem znacznie częściej. Pewnego dnia zaprosił mnie do swojego domu, usiedliśmy i zaczęliśmy razem pisać. I nagle doszliśmy obaj do takiego samego wniosku: To może być świetne. Z moimi wpływami punkowymi i jego metalowymi, a do tego dobrymi tekstami. Wówczas napisaliśmy między innymi "Sanctuary", świetny kawałek.

Tak to mniej więcej wyglądało. Nagle zaczęło pojawiać się mnóstwo podobnych zespołów - Saxon, Samson, Praying Mantis i cała ta nowa fala brytyjskiego heavy metalu. Totalna bzdura, bo był tylko jeden zespół nowofalowy i metalowy i to byliśmy my. Tylko my mieliśmy punkowego wokalistę i metalowych muzyków, którzy z nim grali. Do tego graliśmy też bardzo szybko. Reszta zespołów to nie żadna nowa fala tylko zespoły rockowe. Nie przeszkadzało mi to, ale tak naprawdę tylko Iron Maiden stworzył wtedy jakąś nową falę w metalu.

Po tym, co powiedziałeś sądzę, że nie masz najlepszego zdania o tym, że tak wiele zespołów z nowej fali brytyjskiego heavy metalu reaktywowało się ostatnio?

Nie mam żadnego zdania, bo uwierz mi, że nawet przez sekundę nie zawracałem sobie tym głowy. (śmiech) Kilka lat temu spotkałem się nad kilkoma drinkami z przyjaciółmi z Londynu i podszedł do nas jakiś koleś, który wymachiwał egzemplarzem magazynu "Kerrang!". Zapytał mnie, czy ponownie dołączę do Iron Maiden po tym, jak Bruce odszedł. Ja odpowiedziałem: Co takiego?! Nawet nie wiedziałem, że odszedł i o tym nie myślałem. Gdyby mnie o to poproszono prawdopodobnie odmówiłbym, bo w ogóle nie interesowała mnie ich muzyka. Oczywiście nie mogę całkowicie uciec od Iron Maiden, bo moi fani by mnie zabili. (śmiech) Próbowałem kilka razy, ale mi się nie udało.

O ile się nie mylę nagrałeś punkową płytę z zespołem The Almighty Inbred?

Tak. Jeszcze tego nie wydaliśmy. To nie jest duża płyta. Jest na niej może osiem kawałków. To jest zespół, w którym się bawię kiedy skończę trasę.

Coś w stylu The Ramones?

W tym także, ale to jest w zasadzie w każdym stylu. Gramy swoje kawałki i również utwory The Ramones, Sex Pistols, The Damned, Dead Kennedys i tym podobne. Wybieramy nasze ulubione kawałki punkowe i gramy je. Jestem dość zajęty, ale kiedy tylko znajdę chwilę zabieram się za to.

Podkreślałeś wiele razy, że masz punkowy głos. Dlaczego więc śpiewasz heavy metal?

Cóż... Chyba jestem w tym całkiem niezły. (śmiech) W każdym razie niektórzy ludzie mi tak mówią. To chyba wynika z mojego nastawienia. Wiem, że to trochę dziwne. Ja nie jestem typem gościa, który z wyższością mówi: Jestem wokalistą w zespole metalowym. Gdybym taki był chyba skończyłbym w jakimś miejscu odosobnienia. (śmiech) Jestem szczęśliwy, bo mam najlepszą robotę na świecie, jeżdżę do tylu miejsc, poznaję masę ludzi każdego dnia. Występuję, świetnie się bawię, ale pod koniec dnia jestem zwyczajnym kolesiem ze wschodniego Londynu, który wraca do domu, żyje z żoną i 

dzieciakami.

Nie interesuje mnie wystawny tryb życia, to żebym jechał limuzyną na zakupy z ochroniarzami. Coś takiego zdarza się tylko w Brazylii, co mnie martwi, bo chciałbym po prostu wziąć na przykład moją kobietę na lody, a nie mogę. W innych krajach nie zdarza się tak do tego stopnia. Tam to jest czyste szaleństwo.

Przed laty powiedziałeś, że źle znosisz sławę?

I wciąż źle ją znoszę. Źle się z tym czuję, bo jestem normalnym, zwyczajnym kolesiem.

Ale jesteś też legendą.

Ja tak na to nie patrzę. Jestem po prostu sobą. I tyle. Każdy mi powtarza, że jestem legendą. Mi jednak ciężko jest to zaakceptować. Jestem po prostu Paulem ze wschodniego Londynu. I to się nie zmieni. Nie potrafię tego zmienić, a z ciężarem legendy czuję się źle. Udzielając wywiadów też nie czuję się dobrze. Najbardziej zależy mi na tym, aby wyjść na scenę, zagrać, zejść, walnąć kilka piw z zespołem i pojechać do domu spać.

Mam wiele pomysłów na to, co zrobić jeszcze w biznesie muzycznym, lecz również koncentruję się powoli na innych rzeczach. Studiowaniu medycyny sądowej na przykład. Nie chcę być kimś takim, jak Ozzy czy Aerosmith, którzy ganiają po scenie mając 60 lat. W którymś momencie trzeba przestać.

Wciąż lubię nagrywać płyty i koncertować. Zresztą my koncertujemy naprawdę sporo. Jestem w trasie mniej więcej od dwóch i pół roku. To już zaczyna być za wiele. W którymś momencie chciałbym z moją kobietą wrócić do Brazylii i zająć się medycyną sądową i na przykład współpracować z policją. Tam co chwila się kogoś zabija. To byłoby dla mnie wspaniałe i czymś takim chciałbym się zajmować.

Gdzie mieszkasz kiedy jesteś w Brazylii?

W Sao Paulo. Zabawna rzecz w Brazylii jest taka, że 70 procent spośród mieszkańców ma włoskie korzenie. Mógłbym tam równie dobrze rozmawiać po włosku. Moja rodzina też ma włoskie korzenie. Mój ojciec ma pochodzenie włosko-brazylijskie, a moja matka włoskie. Tatiana, moja kobieta, też ma podobne pochodzenie. Dlatego między innymi przyjeżdża pracować do Rzymu, ale wciąż nie udało nam się spotkać, co mnie cholernie wkurza, lecz to już inna sprawa.

Masz na sobie bluzę West Ham United. Jesteś kibicem tego klubu?

Żartujesz sobie?! Jestem pieprzonym fanatykiem West Ham United. (śmiech) Mam też ich tatuaż na ramieniu. Niestety, nie mogę ich oglądać tak często jakbym chciał. Nie wiem za dobrze jak im poszło w tym sezonie, ale chyba spadną z pierwszej ligi.

Kiedy jestem w Sao Paulo z całą ekipą chodzimy na mecze Corinthians. Jestem ich wielkim kibicem. Czasami chodzą z nami na mecze chłopaki z Sepultury i wielu innych gości. Także fani, którzy przez te wszystkie lata zaprzyjaźnili się z nami. Po meczu spotykamy się z naszymi żonami i dziećmi na barbecue i świetnie się bawimy. Czego można chcieć więcej.

Ta miłość do futbolu i do West Ham United to chyba jedyna rzecz, która cię dziś łączy ze Stevem Harrisem?

Tak, to na pewno jedyna rzecz, która nas dziś łączy. (śmiech)

Dziękuję ci bardzo za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: legendy | sao paulo | DVD | Paula | śmiech
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy