Reklama

"Optymistyczne zakończenie"


Micka Pointera fani rocka poznali wiele lat temu, kiedy był jeszcze członkiem bardzo lubianej w Polsce grupy Marillion. Nagrał z nią album "Script For A Jester's Tear", który przez wielu uważany jest za najlepszy w dyskografii tego zespołu. Później jednak drogi Micka i Marillion rozeszły się. Perkusista powołał do życia swój własny zespół - Arena, który pomimo wielu zmian w składzie istnieje do dziś. Mało tego, wydaje się, że dopiero teraz, po blisko ośmiu latach istnienia, grupa osiągnęła stabilizację, jako że jej najnowszy album "Contagion", płyta koncertowa "Breakfast In Biarritz" oraz wydany w 2000 roku album "Immortal?" zostały nagrane w tym samym składzie.

Reklama

Album "Contagion" ukazał się w Polsce 27 stycznia. Płyta jest dziełem tylko i wyłącznie muzyków Areny. Nagrania przebiegały bowiem w trzech studiach - Micka Pointera, klawiszowca i głównego autora tekstów Clive'a Nolana i gitarzysty Johna Mitchella. Dwaj ostatni wzięli też na siebie obowiązki producenckie. Nowa propozycja Areny to album koncepcyjny, którego historia oparta jest na opowiadaniu, które Nolan napisał kilka lat temu, a na potrzeby płyty nieco zmodyfikował.

Dzień po premierze albumu "Contagion", o pracach nad nim, o ściąganiu muzyki z Internetu i o możliwości wspólnych występów z Marillion z Mickiem Pointerem rozmawiał Lesław Dutkowski.


Ponad trzy lata musieliśmy czekać na następcę płyty "Immortal?". Dlaczego tak długo? Czy ma to związek z Clivem Nolanem, który jest zaangażowany w wiele projektów poza Areną, czy może były jeszcze inne powody?

Nad płytą "Contagion" zaczęliśmy pracować w kwietniu ubiegłego roku, ale były problemy z producentem Mikem Stobbiem, który nie mógł się zaangażować w prace nad tym albumem z powodu innych zobowiązań. Nie dało się też skorzystać z usług Simona Hanharta, więc podjęliśmy decyzję, że zrobimy to sami i daliśmy sobie nieco więcej czasu.

Nie udało się nam go skończyć przed latem 2002 roku. Myśleliśmy, że uda nam się wydać płytę tak szybko, jak to możliwe. Zastanawialiśmy się nad październikiem, ale było już za późno, aby zorganizować trasę koncertową. Materiał, jak widzisz był gotowy jakieś 4-5 miesięcy temu.

Czy z tego co mówisz można wnioskować, że te kompozycje są już dość stare i mają około roku albo wiecej.

Nie. Jak ci wspomniałem, płyta nie była gotowa przed latem, a nad wieloma kompozycjami pracowaliśmy już w studiu. Proces nagrywania zajął chwilę, a wydawanie przed świętami nie miało sensu ze względu na niemożność zorganizowania trasy koncertowej. Dlatego postanowiliśmy poczekać z wydaniem do nowego roku, aby niedługo potem pojechać na koncerty.

To już druga płyta studyjna Areny w tym samym składzie. Pomiędzy nimi ukazała się jeszcze płyta koncertowa. Można już mówić, że osiągnęliście stabilizację, jeśli chodzi i skład zespołu?

Myślę, że tak. To interesujące, że udało nam się nagrać dwie kolejne płyty w tym samym składzie. Chcę myśleć, że ten skład już się nie zmieni. Wiem, że podobne rzeczy mówiłem w przeszłości, a potem i tak mieliśmy problemy. Jednak przy pracy nad płytą "Contagion" wszystko wspaniale się udawało. W tym składzie nagraliśmy też tę płytę koncertową, o której wspomniałeś.

Z tego, co wiem jest przygotowana edycja "Contagion" w digi-packu. Podobno mają tam się znaleźć dwie EP-ki Areny?

To nie tak. Zrobiliśmy limitowaną do 15 tys. kopii edycję "Contagion" na digi-packu. Na niej na pewno będzie więcej grafik i książeczka będzie równie obszerna, jak w przypadku edycji w specjalnym pudełku. EP-ki owszem ukażą się, jedna w kwietniu, a druga jakoś pod koniec roku. Każda z nich zawiera materiał powiązany stylistycznie i tekstowo z "Contagion". Na digi-packu jednak ich nie będzie.

Wiem, że za tekstami kryje się historia i oparta jest ona na opowiadaniu, które napisał Clive. On wprawdzie jest odpowiedzialny za wszystkie teksty, ale może powiesz mi w kilku słowach, o co chodzi w tej historii?

Pewnie. Tak, jak powiedziałeś, było opowiadanie, które Clive napisał kilka lat temu. Pierwotnie myśleliśmy o napisaniu historii o osobie, która cierpi na chorobę zakaźną, niekoniecznie taką, jak na przykład grypa. Bohater miał cierpieć na coś takiego i stara się, aby inni też się nią zarazili. Potem zaś chce wszystko naprawić, sprawić by wszystko było jak dawniej, a ludzie nie byli zarażeni.

Historia nieco się zmieniła w czasie pisania nowego materiału po tym, jak doszło do ataków terrorystycznych w Nowym Jorku przy wykorzystaniu wąglika. Nie mieliśmy zamiaru, aby kojarzono nas z jakimś politycznym stanowiskiem. Dlatego Clive zmienił trochę swoją historię. Wprawdzie opowiadanie napisał jakiś czas przed atakami terrorystycznymi, ale woleliśmy uniknąć jakichkolwiek politycznych skojarzeń.

To kolejna z historii Clive'a, w której przedstawiona jest walka dobra ze złem. Zakończenie jest oczywiście optymistyczne.

Zwykle w przypadku albumów koncepcyjnych najpierw powstaje historia, a potem pisze się do niej muzykę. Czy tak było i w przypadku "Contagion"?

Właśnie, że nie, bo robiliśmy wszystko w taki sposób, w jaki zwykle robimy w Arenie. Tak więc najpierw powstała muzyka. Clive po prostu miał wcześniej pomysł, że to będzie album koncepcyjny. Zazwyczaj nie mamy pojęcia, co pojawi się w tekstach dopóki nie zostaną one napisane. Tym razem był ogólny pomysł na to, co ma się w tych tekstach znaleźć.

Ja i Clive zebraliśmy się i zaczęliśmy wymieniać pomysły na muzykę, a po jakimś czasie zastanawiamy się, co zrobić z materiałem dalej i jak zwykle w naszym przypadku bywa, to co nam się podoba zostaje i z tego powstają później piosenki, a resztę odrzucamy.

Zdarza się, iż w tym czasie nagrywamy z Clivem jakieś demo. Potem pojawia się John Mitchell [gitarzysta Areny - red.] i dodaje swoje pomysły do tego, co nam się spodobało. Sugeruje nam także, że coś, co on przyniósł nadaje się do tego, co my już mamy, nawet jeśli my o tym nie myśleliśmy. Później oczywiście piosenka ulega wielu przemianom, bo nigdy nie podchodzimy do tego w ten sposób, że to, co napisaliśmy z Clivem jest wersją ostateczną.

Staramy się upewnić, iż podoba się to każdemu z nas. Możemy mieć na przykład 16 minut materiału, a potem to wszystko i tak się wydłuży, gdy Clive zacznie dopisywać teksty. Muzyka musi do nich jak najlepiej pasować i zmiany są niezbędne. To jest chyba najtrudniejsza część roboty. W przypadku albumu "Contagion" cały ten proces przebiegał nieprawdopodobnie wspaniale.

Nagrywaliście i produkowaliście w sumie w trzech studiach. Skoro rezultat w postaci "Contagion" jest taki dobry to sądzę, że w przyszłości będziecie pracować nad albumami w podobny sposób?

Może nie aż w trzech, ale tylko w dwóch. (śmiech) Nagrywaliśmy w trzech studiach dlatego, że mieliśmy problemy z Mikem Stobbiem, o których już mówiłem. Najpierw myśleliśmy, że uda nam się nagrać wszystko z nim, ale okazało się, że z jego studia nie będziemy mogli za bardzo korzystać.

Zaczęło się wszystko w studiu Clive'a a skończyło się w studiu Johna Mitchella. To było dla nas najwygodniejsze rozwiązanie. Sądzę, że masz rację, iż wszystko wyszło bardzo dobrze i powinniśmy jeszcze spróbować nagrywać w ten sposób.

Mick, w czasach gdy technologia jest tak zaawansowana dalej nagrywasz swoje pomysły na taśmę gwizdając bądź śpiewając?

Tak, czasami mi się to zdarza. Może nie gwizdam już tak często. Jeśli masz jakiś pomysł na muzykę, który przychodzi zupełnie niespodziewanie, trzeba jakoś szybko go zapamiętać. Na przykład nagrywając na dyktafon. Pewnie, że czasami brzmi to jak jakaś kompletna bzdura. Jednak pomysł może ci przyjść do głowy w każdej chwili, gdy na przykład idziesz ulicą albo jedziesz samochodem. Warto taki pomysł zapamiętać. Sądzę, że pisarze zapamiętują pomysły w podobny sposób. Ja mam dyktafon, aby niczego nie zapomnieć. Ten sposób w moim przypadku bardzo dobrze się sprawdza.

Chciałbym zmienić temat. Promocyjna kopia "Contagion" została podzielona na ponad 60 ścieżek. Napisaliście na niej, że w ten sposób chcecie utrudnić zadanie piratom. Czy dla artystów takich jak wy ściąganie albumów jest wielkim problemem, że trzeba wymyślać sposoby zapobiegania temu na własną rękę? Uważasz, że jest szansa, aby ten proceder chociaż zminimalizować, a może zapobiec mu całkowicie?

Moim zdaniem zatrzymanie tego nie jest możliwe. Technologia istnieje, jest dość tania i ludzie dlatego robią sobie kopie albumów, które brzmią idealnie. Może oprawy graficznej nie można tak łatwo skopiować w idealnej formie.

Jeżeli ktoś lubi siedzieć sobie w domu i ściągać muzykę za darmo, to wszystko w porządku. To już jest wybór takiej osoby. Jednak trzeba pamiętać, że muzycy zarabiają pieniądze, jeśli sprzedają się ich płyty. To jest ich dzieło. Czy potrafisz sobie wyobrazić, że wchodzi się na przykład do piekarni i bierze chleb nie płacąc za niego? Ściągający muzykę postępują właśnie w taki sposób, jakby brali chleb za darmo.

Na pewno bardzo to wpływa na artystów. Nie mogę nikomu zabronić, aby to robił. Jeśli ktoś chce sobie ściągnąć coś za darmo to sobie ściągnie. Ale trzeba pamiętać, że zespoły muszą jakoś przetrwać. Nigdy nie zrozumiem, dlaczego niektórzy ludzie nie mają nic przeciwko ściąganiu muzyki z Sieci. Nigdy tego nie zrozumiem.

Ten proces trwa i moim zdaniem teraz jest znacznie gorzej niż wcześniej. Wystarczy, że masz odpowiedni sprzęt, jesteś podłączony do Internetu i jeśli przyjdzie ci ochota ściągasz sobie muzykę. To, co my staraliśmy się zrobić, to sprawić, aby już po zakończeniu prac nad płytą, nie znalazła się ona za szybko w Sieci. To nam się udało.

Przejdźmy do przyjemniejszych rzeczy. Za niespełna dwa miesiące Arena ponownie przyjedzie do Polski i to na pięć koncertów. Na czterech koncertach będą wam towarzyszyć John Wetton i zespół Jadis. Wiem, że znacie się z Johnem od dawna. Jest szansa na jakiś specjalny prezent dla polskich fanów w postaci na przykład zaśpiewania wspólnie jakiegoś kawałka?

Musimy się upewnić, że wszystko będzie jak należy i być może coś takiego się stanie. Jeżeli się nie uda, nie czuj się rozczarowany. Musisz przyjść i zobaczyć co się będzie działo. Nie będę ci w tej chwili niczego sugerował. (śmiech)

Jak wspominasz swoje poprzednie występy w Polsce? Na pewno wiecie, że macie tu wielu fanów. Po raz ostatni graliście u nas kilka lat temu.

No tak, to była zdecydowanie za długa przerwa. (śmiech) Miło będzie znowu zagrać w Polsce. Pamiętam wielki entuzjazm ludzi. Dla każdego zespołu taki entuzjazm publiczności jest czymś fantastycznym.

Bardzo sobie cenię takie zachowanie ludzi. Patrz na nas uważnie na koncercie. Taki entuzjazm ludzi my zwracamy poprzez swoją grę i swoje zachowanie. Żywiołowość i entuzjazm ludzi udzielają się zespołowi. To sprawia, że wieczór jest miły dla każdego. Nie mogę się doczekać kiedy znowu do was przyjadę.

Teraz trochę porozmawiamy o historii. Mamy rok 2003, a za dwa lata wypadnie 10. rocznica istnienia Areny. Może to jeszcze zbyt odległa perspektywa, ale czas artystom mija szybko i może masz już jakiś pomysł na prezent dla fanów na te okrągłe urodziny zespołu?

To nie jest takie złe pytanie. Na razie jeszcze o tym nie myśleliśmy. Te lata tak szybko mijają, nieprawdaż? Jestem pewny, że wymyślimy coś specjalnego. Wiele nie zastanawiałem się nad tym, ale na pewno byłoby miło, gdybyśmy zrobili coś wyjątkowego. Pomyślę nad tym, bo to jest bardzo dobry pomysł.

Następne pytanie także dotyczy historii. Na pewno wiesz, że dla wielu fanów "Script For A Jester's Tear" jest najlepszym albumem Marillion. Biorąc pod uwagę, że czas leczy rany, czy jest jakakolwiek szansa, że kiedyś z jakiejś okazji, na przykład okrągłej rocznicy, znów staniesz na scenie z Marillion? A może nie ma takiej możliwości?

(śmiech) To też jest całkiem dobre pytanie. Nigdy nikt z nich się do mnie nie zwrócił ani nie poprosił mnie o udział w czymś takim. Oczywiście z tych członków, którzy byli w zespole, kiedy ja w nim byłem. Teraz to już zupełnie inna grupa. Nikt z nich nie o coś takiego nie prosił i nie winię ich za to.

Osobiście bardzo wątpię w to, aby coś takiego mogło się wydarzyć. Jeżeli Marillion planowali by zrobić coś, co ma związek z materiałem ze "Script For A Jester's Tear" musieliby nad tym poważnie się zastanowić. Chyba bez problemu zgodzisz się z tym, że muzyka jaką Marillion gra obecnie bardzo różni się od tej z czasów, gdy ja byłem w tym zespole. Marillion, w którym ja grałem już nie istnieje. Została tylko nazwa. Musiałbyś zadać takie pytanie im, jeśli zdarzy ci się z nimi porozmawiać. Byłoby miło myśleć, że jest coś takiego możliwe, ale ja sądzę, iż raczej nie jest.

Dziękuję ci bardzo za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: problemy | muzyka | pomysły | śmiech
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy