Reklama

"Odległości nie mają znaczenia"

Irlandzko-niemiecka grupa Reamonn istnieje od 1998 roku. Już dwa lata po powstaniu doczekała się pierwszego wielkiego przeboju, "Supergirl". Mieszanka niemieckiej precyzji i solidności, z irlandzkim temperamentem i muzykalnością, daje ciekawe efekty. Grupa zdobyła sporą popularność w Europie, a jednym z krajów, w których muzycy witani są najcieplej, jest Polska. W czerwcu 2003 r. ukazała się u nas kolejna płyta Reamonn, "Beautiful Sky", z której pochodził przebojowy singel "Star". Z wywiadu udzielonego przez wokalistę Raya Garvey'a, gitarzystę Uwe Bosserta i basistę Phila Rauenbuscha, Pawłowi Amarowiczowi (INTERIA.PL) i Tomaszowi Lejmanowi (RMF.FM), można się dowiedzieć, o czym tak naprawdę jest piosenka "Star', jak urodzonemu w Irlandii wokaliście mieszka się w Niemczech i dlaczego muzycy na miejsce nagrywania nowej płyty wybrali akurat Hiszpanię.

Swój najnowszy album, "Beautiful Sky", promujecie koncertami w małych salach, w pubach. Jak wam się gra w takich miejscach?

Rea: Nie za bardzo wiedzieliśmy, czego się spodziewać. Mieliśmy doświadczenia z dużych koncertów, ale dla nas występy przed większą czy mniejszą publiczności, na stadionach czy w małych klubach, zawsze wiążą się z wielkim przeżyciem, dużą dawką energii. Wydaje nam się, że taki sposób prezentacji nowego albumu to pewnego rodzaju prezent dla fanów, którzy mają dzięki temu możliwość być bliżej zespołu. Gdy w lutym lub marcu skończyliśmy prace nad albumem "Beautiful Sky", zastanawialiśmy się nad tym, jak najlepiej go zaprezentować. Chcieliśmy to zrobić w jakiś specjalny sposób. Wcześniej po prostu wydawaliśmy singla i jeździliśmy do dużych miast promować płytę. Ale teraz powiedzieliśmy sobie: "Chrzanić to"! I jeździmy po mniejszych miastach, małych klubach i jesteśmy przez to bliżej ludzi.

Reklama

Czy spotkało was coś niezwykłego podczas któregoś koncertu?

Uwe: Tak, kiedyś była taka sytuacja. To dziwne, bo w zasadzie nie mamy wiele takich opowieści, nic takiego, niestety, nam się nie przydarza. Ale gdy odwiedziliśmy moje rodzinne miasteczko, podczas akustycznego koncertu pewna, trochę zawiana, pani w średnim wieku, zachowywała się bardzo głośno, żywo reagowała na muzykę i wciąż krzyczała do mnie: "Uwe, Uwe czy mnie pamiętasz?". Ja koncentrowałem się na grze i nie za bardzo zwracałem na nią uwagę. A było to w dosyć małej sali na 70 osób. Tym krzykiem zepsuła nam cały koncert, a potem okazało się, że to matka mojej pierwszej dziewczyny...

Rea: No tak, jak wracasz do rodzinnego miasta, to zawsze jesteś po prostu chłopakiem stamtąd. Często bywało też tak, że gdy przyjeżdżaliśmy naszym autobusem na koncert do jakiegoś pubu, dopiero wtedy ludzie z miasteczka wierzyli, że rzeczywiście u nich zagramy. Normalnie barmani cieszą się, że mają tak duży ruch, ale trwa to maksymalnie do piątej nad ranem, potem jest już znaczenie gorzej. Widziałem paru, którzy prawie dostawali ataku serca, bo robił się tam straszny chaos. Bywało też tak, że w czasie koncertu podbiegała do nas dziewczyna, a jej chłopak robił zdjęcie. Wyobrażasz sobie?! My tu gramy, a oni sobie robią fotkę.

Phil:Chyba po prostu umieścimy takie forum z trasy koncertowej na naszej stronie internetowej, może działo się tam więcej niż wiemy...

Jesteście bardzo popularni w Polsce. Czy nie możecie wykorzystać tego, że Rea mieszka w Berlinie i częściej u nas bywać? Może jakieś małe koncerty w przygranicznych miastach?

Rea: Parę razy jeździłem z kumplami do Polski po benzynę, papierosy...

Uwe: Były takie plany, żeby zrobić parę koncertów w Polsce i Holandii, blisko granicy niemieckiej, ale nic z tego nie wyszło. Wiemy, że mamy tu wielu fanów, którzy chętnie by przyszli na nasz koncert, dlatego chcielibyśmy bardzo odwiedzić w przyszłości polskie miasta. Takie plany już kiełkują. Mamy nadzieję, że uda się to jeszcze w tym roku.

Na wasz ostatni album napisaliście podobno aż 80 piosenek. Co zrobicie z tymi, które nie zmieściły się na płycie?

Uwe: Wszystkie są zapisane na minidysku, schowane w domu. Zazwyczaj tworzymy trochę więcej piosenek podczas pracy nad albumem, ale teraz rzeczywiście jest ich o wiele więcej. Zazwyczaj też nie wracamy do tego, co już zrobiliśmy, o wiele bardziej wolimy pisać coś nowego, bo za każdym razem czym innym się inspirujemy.

Kilkadziesiąt nowych piosenek wystarczy chyba na trzy nowe płyty. Macie spokój na trzy lata...

Rea: Tak, wytwórnia płytowa by się ucieszyła... (śmiech)

Czy fakt, że nagrywaliście nowe utwory w Hiszpanii, miał wpływ na charakter tej płyty? Skąd wziął się taki pomysł?

Rea: Mieliśmy dosyć podłej pogody w Irlandii. A w Hiszpanii mieliśmy świetne warunki, żeby nie siedzieć przez cały czas w studio. Pogoda była wspaniała, obok plaża itd. Takie warunki pracy bardzo nam odpowiadały. Ja zresztą pierwszy raz byłem w Hiszpanii. To, że możesz sobie zrobić dzień wolny, popatrzeć jak nagrywają inne zespoły, bardzo pomaga. Ale miejsce nagrań nie ma wpływu na to, jakie piosenki ostatecznie powstają - to, co chcemy przekazać, jest w nas niezależnie od tego, w jakim miejscu na świecie jesteśmy. Gdy mamy dobre warunki, to po prostu lepiej nam się pracuje.

Czy mieliście kłopot z wyborem piosenki na singla promującego ten album? Dlaczego zdecydowaliście się na utwór "Star"?

Phil: Decyzję podejmuje wytwórnia, ale jeszcze się nie zdarzyło, żebyśmy mieli inne zdanie w tej kwestii. My po prostu nagrywamy piosenki i wybieramy te, które trafią na album. Co do singla, w wytwórni płytowej są specjaliści, którzy wiedzą, jaką piosenkę wybrać do promocji płyty. A jak sam możesz się przekonać, "Star" to dobry "starter".

Ta piosenka mówi o konflikcie między dziećmi a rodzicami...

Rea: Można ją w ten sposób interpretować... Muszę tu opowiedzieć pewną osobistą historię, o bardzo skomplikowanym stosunku pomiędzy mną a moim tatą. W pewnym czasie byliśmy bardzo mocno skłóceni. On był wtedy szefem policji, a ja punkiem. To przecież nie jest idealne zestawienie. Zauważyliśmy jednak, że łączy nas miłość i wzajemny szacunek. Wtedy postanowiliśmy odłożyć na bok to, co nas dzieli, a skoncentrować się na wspólnych rzeczach. Mimo różnic, każdy powinien odnaleźć własną drogę.

Mój ojciec zawsze próbował pokazać mi, na ile mogę sobie pozwolić. A ja zawsze mówiłem: "Muszę odnaleźć własną drogę" i jestem szczęśliwy, że to mi się udało. Konflikty są wszędzie, między wieloma ludźmi. Zawsze będzie iskrzyło między nastolatkami a rodzicami. Z drugiej strony dobrze jest, kiedy ma się wyrobione zdanie i się go trzyma. To się przydaje z życiu, jeżeli masz własne, wyraziste i przemyślane poglądy.

Rea, możesz opowiedzieć coś więcej o utworze "Strong"? Podobno to twoja ulubiona piosenka z płyty, mówiąca o stereotypach i przesądach dzielących ludzi. Inspiracją był twój związek z dziewczyną pochodzącą z Indii. Podobno ludzie w Irlandii, kiedy was widzieli na ulicy, głośno wyrażali swoją dezaprobatę.

Rea: Być innym - to piękne i o to głównie chodzi w tej piosence. Ja sam byłem kiedyś punkiem. Chodzi tu o stereotypy, jakimi kierują się ludzie na ulicy. Często reagują źle tylko dlatego, że ktoś inaczej wygląda, a to przecież nie świadczy o tym, że ktoś jest na przykład zły. Ta piosenka powstała w momencie, gdy nie mieliśmy jeszcze niczego gotowego na tę płytę. Było tylko wiele, wiele pomysłów, a jeszcze żadnych dobrych utworów. Kiedy powstał "Strong", pomyśleliśmy: "No, wreszcie zaczęło się", kamień spadł nam z serca. Nigdy nie boję się tego, że w pewnym momencie nie będę w stanie pisać muzyki, ale czasami zastanawiam się, czy jestem wystarczająco kreatywny, czy dam radę. W tamtym momencie pomyślałem: "OK, wyluzuj się, przynieś skrzynkę piwa, odpręż się, wszystko jest w jak najlepszym porządku".

Jak reagujecie, kiedy ludzie mówią, że wasze piosenki brzmią znajomo? Odbierasz to jako zarzut czy komplement? Na przykład początek piosenki "Star", jej pierwsze dźwięki, bardzo kojarzą się z nagraniem "Don't Speak" grupy No Doubt.

Uwe: Czasami nie jesteśmy w stanie nad tym panować. Też to już słyszałem, że początek piosenki "Star" podobny jest do No Doubt. To jest tak, że będąc muzykiem, słyszysz jakąś świetną muzykę, potem ją przeżywasz, a następnie ją "oddajesz". I tak funkcjonuje muzyka, jak i cała sztuka. Nie możesz zapobiec temu, że czasami ludzie słyszą podobieństwa z innymi piosenkami. Nawet o "Supergirl" słyszeliśmy, że jest podobna do jakiejś piosenki Neila Younga z lat 60., której ja nigdy nie słyszałem. Tego nie da się przeskoczyć, w muzyce mamy tylko 12 tonów, czasem coś do czegoś jest podobne, ale to dobrze, bo dzięki nam ktoś może sięgnie po płytę No Doubt.

Rea, pamiętasz, kiedy postanowiłeś zamieszkać w Niemczech?

Rea: Nie pamiętam jakiegoś konkretnego momentu. Przyjechałem tutaj w 1998 roku, poznałem wtedy Jensa i Eryka. Nasz zespół zadomowił się we Freiburgu, od tamtego czasu zaczęliśmy naszą karierę. Nigdy nie zastanawiałem się nad tym, kiedy i czy w ogóle wrócę do Irlandii. W końcu jesteś w punkcie, w którym zaczynasz spełniać swoje marzenia i podążanie za nimi jest o wiele ważniejsze niż to, gdzie mieszkasz. Stwierdziłem, że nieważne, czy to Irlandia, czy Niemcy, najchętniej spędzam czas wolny z moją żoną albo rodziną, a jest pomiędzy nimi 2 tysiące kilometrów różnicy. Jak tylko chcę, mogę być z nimi przez kilka dni, odległości nie mają żadnego znaczenia.

A gdybyś miał porównać Irlandię i na przykład Berlin, w którym obecnie mieszkasz?

Rea: Myślę, że Niemcy są bardziej kosmopolityczne. Irlandia ma bardzo mocne korzenie w swojej kulturze, ale nie ma tam tak wielu obcokrajowców. Tamtejsze stereotypy biorą się najczęściej z oczekiwań Irlandczyków wobec innych, jak powinni wyglądać, jak się zachowywać itd. W Niemczech jest tak wiele różnych kultur i przez to jest trochę inaczej. To, jak się wygląda, tak naprawdę nikogo tu nie obchodzi. Choć z drugiej strony też nie jest najłatwiej, bo różni ludzie muszą żyć obok siebie, muszą się "dopasować". To trudne, ale jakoś się udaje.

Czy często zaglądacie na swoją stronę internetową? Czy ten sposób komunikacji z fanami wam odpowiada?

Uwe: Ostatnio w ogóle nie mieliśmy czasu, żeby tam zaglądać. Wszystko z powodu trasy koncertowej. Ale jest to dla nas ważny sposób komunikacji z fanami, wciąż coś nowego tam wymyślamy i staramy się, by strona żyła.

Phil: To o wiele lepszy sposób, aby wymienić opinie, niż np. po koncercie, kiedy zazwyczaj nie ma czasu na rozmowę z fanami, a tylko można usłyszeć coś w stylu: "Świetnie gracie" albo "Dajcie sobie już spokój"... (śmiech)

Dziękujemy za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: koncert | phil | muzycy | piosenka | piosenki | star
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy