Reklama

"Nigdy się nie poddawać"


Marty Friedman swe pierwsze kroki na muzycznej scenie stawiał z zespołem Cacophony. Formacja ta nagrała dwie płyty, jednak prawdziwa kariera tego gitarzysty rozpoczęła się w lutym 1990 r., kiedy dołączył do zespołu Megadeth, z którym sprzedał ponad 10 milionów płyt i otrzymał 5 nominacji do nagrody Grammy. W styczniu 2000 r. Marty opuścił szeregi słynnej grupy, a na jego miejsce przyszedł Al Pitrelli. Rok 2000 to także flirt z nieco bardziej popowym brzmieniem w ramach Red Dye #2. Muzyk znany jest z instruktażowych lekcji gry na gitarze, oraz redagowania kolumn w "Guitar World", "Young Gitar" i "Burrn". Marty nagrywa także albumy solowe, ostatni z nich zatytułowany "Music For Speeding" ukazał się w grudniu 2002 r.

Reklama

O zawartości albumu, pierwszych nutach zagranych przez muzyka na gitarze oraz nowym projekcie, z mieszkającym obecnie na stałe w Japonii Marty Friedmanem rozmawiał z Łukasz Wawro. Nie zabrakło także wspomnień z wizyty w Polsce oraz opowieści o zamiłowaniu do Japonii i Elvisa Presley'a.


Na japońskim wydaniu "Music For Speeding" znalazły się dwie dodatkowe kompozycje. Czy one również, tak jak większość utworów, utrzymane są w ostrym rockowym stylu, z domieszką elektroniki, czy są to może bardziej liryczne numery?

Jeden z nich jest wersją demo. Zanim rozpocząłem pracę nad albumem, zrobiłem mnóstwo utworów demo, uczyłem się po prostu obsługiwania sprzętu. Jeden z nich bardzo się spodobał mojemu przyjacielowi. Bardzo szanuję opinie moich przyjaciół, więc postanowiłem, że kompozycja ta znajdzie się na albumie, jako utwór dodatkowy. Wcześniej nie miałem najmniejszej ochoty publikować tego kiedykolwiek. Chodzi o utwór "Transistor". Jest to naprawdę mocny, rockowy utwór, z elektronicznym podkładem perkusyjnym i bardzo ciężkimi gitarami. Trwa około półtorej minuty.

A drugie z tych nagrań bonusowych?

Drugi utwór to "Meditation from Thaise" i jest to kompozycja będąca interpretacją muzyki poważnej. Utwór ten znajdzie się na albumie składankowym, na którym szereg gitarzystów rockowych gra klasyczne kawałki. W projekcie udział bierze mnóstwo genialnych gitarzystów m.in. Peter Frampton, Steve Lukather i Albert Lee. Tak naprawdę utwór ten, jak i całość projektu, nagrana została w 1996 albo 1997 r., ale do tej pory nie zdecydowano się tego wydać. Z tego, co słyszałem, płyta mimo wszystko ma się jednak wkrótce ukazać. Mam nadzieję, że nikt nie będzie miał mi w związku z tym za złe, że umieściłem tę kompozycję, jako bonus.

Wielu zwątpiło w to, że po tym, jak odszedłeś z Megadeth, a potem założyłeś popowy zespół Red Dye #2, nagrasz jeszcze ostry album. Co sprawiło, że znów zacząłeś komponować ostre kawałki?

Chodzi chyba o to, że to właśnie potrafię robić najlepiej. Bardzo podoba mi się materiał nagrany przez Red Dye, chociaż niewielu ludzi go słyszało. Jednak tak naprawdę najbardziej uwielbiam ostre dźwięki. Problem polega tylko na tym, co zrobić, żeby w ich obrębie wciąż robić cos nowego? Chciałbym, żeby "Music For Speeding" okazał się nowatorskim podejściem do grania ostrych dźwięków.

Chciałbym, abyś powiedział mi kilka słów o bardzo ważnej osobie na płycie, a mianowicie o Jasonie Mossie, który robi te wszystkie elektroniczne hałasy. Skąd go wziąłeś i co on do tej pory robił?

Jason to koleś, o którym rozmawiałem minutę temu - to ten, któremu podobał się jeden z utworów bonusowych. Był jednym z członków Red Dye # 2. Lubi grać na gitarze, ale dużo lepszy jest w programowaniu i obsłudze komputerów. Dokładnie odwrotnie niż ja. Uwielbiam bawić się elektroniką, ale nie jestem w tym zbyt dobry i jestem dużo bardziej znany jako gitarzysta.

Tak więc nauczyłem się od Jasona bardzo dużo na temat obsługi całej tej elektroniki. Tak naprawdę większość dźwięków, które znajdują się na albumie, jest mojego autorstwa, ale to on tłumaczył mi, jak mam to zrobić. Pomógł mi tylko w kilku piosenkach, ale z drugiej strony wszystko, czego się nauczyłem, pochodzi od niego. Wydaje mi się, że jego wpływ napowstanie albumu jest ogromny.

Na pewno każdego interesuje to, dlaczego zdecydowałeś się na zamieszczenie kompozycji "Chirl Girl Rampage", która spokojnie mogłaby zostać puszczona na imprezie techno czy dance. Interesujesz się tego typu muzyką?

O tak. Bardzo lubię ten rodzaj muzyki, jednak zawsze, kiedy słyszę taneczne, czy klubowe dźwięki, to brakuje mi w nich prawdziwych, ostrych gitar i rockowego nastroju. Pomyślałem, że byłoby zabawnie wmieszać w to wszystko nieco gitar. Efekt tego eksperymentu bardzo mi się spodobał.

Twój kumpel, a jednocześnie świetny gitarzysta, Richie Kotzen, pełnił funkcję inżyniera dźwięku przy produkcji "Music For Speeding". Nie miałeś ochoty zaprosić go do zagrania gościnnie solówki?

Nie potrzebowałem na albumie kolejnego gitarzysty. Richie jest niesamowitym gitarzystą, ale to, co mnie bardziej interesowało, to fakt, iż jest świetnym inżynierem dźwięku - jest w tym dużo lepszy niż ja. Do tej pory produkowałem większość swoich utworów sam, teraz nie chciałem jednak zawracać sobie tym głowy i poprosiłem o pomoc Richiego.

Poza tym, kiedy staję przed świetnym gitarzystą, bardzo mnie to mobilizuje i powoduje, że sam gram jeszcze lepiej. Chcę wywrzeć na gościu wrażenie. Jego obecność powodowała, że stawałem się bardziej kreatywny itd. Nie można przy tym zapominać, że to mój świetny kumpel i współpraca z nim sprawiła mi mnóstwo przyjemności.

Czy mógłbyś wytłumaczyć, co oznacza tytuł "0-7-2"?

Cyfry te czytane w odpowiedniej kolejności oznaczają w japońskiej tradycji masturbację. Jeżeli wsłuchasz się w ten kawałek zauważysz, że to bardzo szybkie, niemalże klasyczne granie. To coś na kształt żartu, wygłupu. Powiedzmy, że to w połowie żart, a w połowie poważny utwór. Kiedy słyszę tego rodzaju granie, czuję się, jak podczas masturbacji (śmiech).

Przed nagraniem "Catfight" jakaś kobieta mówi coś po japońsku. Co to za tekst?

Tak naprawdę to nie jest japoński, a ten tekst nic nie znaczy. Chodzi o to, że ta kobieta mówi po koreańsku, przy czym całość puszczona jest od tyłu. Mało tego - tak powstałe dźwięki pomieszałem przy pomocy komputera. Tak więc nie przypuszczam, by ktokolwiek mógł coś z tego zrozumieć, nawet Koreańczycy tego nie przetłumaczą.

Prawdziwa mieszanka.

Tak, zwłaszcza, że podkładem dla tego głosu jest tradycyjna melodia japońska.

Wiem, ze dużo czasu spędzasz w Japonii, mówisz płynnie po japońsku. Nie myślałeś, aby zamieszkać tam na stale?

Właśnie tak robię.

W Stanach Zjednoczonych bywasz już tylko gościem?

Wpadam tam czasami, chociażby po to, by promować poszczególne wydawnictwa, jednak na stałe mieszkam w Tokio.

Co ci się najbardziej podoba w Japonii i w Japończykach?

Bardzo podoba mi się to, że japońska scena muzyczna jest ciągle żywa i zmienia się przez cały czas. Odbiegając od muzyki, bardzo mi się podoba ich kultura, jedzenie, styl życia?

Czyli wszystko?

Prawie wszystko. Jedynymi rzeczami, które mi się nie podobają, są pogoda i trzęsienia ziemi. Dwa dni temu było kolejne trzęsienie ziemi i bardzo tego nie lubię.

Często mówi się, że Japończycy są jedną z najbardziej oddanych rockowych i metalowych publiczności na świecie. Zgodzisz się z tą opinią?

Nie wydaje mi się, by lubili metal bardziej niż jakakolwiek inna narodowość, jednak ci, którzy już zainteresują się metalem, podchodzą do tego bardzo poważnie. Dokładnie tak samo jest z wędkarzami, albo miłośnikami komputerów. Po prostu Japończycy mają taką mentalność, że wszystkie hobby traktują bardzo poważnie. Dzięki temu wydaje ci się nagle, że wszyscy mieszkańcy Japonii słuchają metalu, a to nieprawda. Po prostu robią to bardziej intensywnie. Fani metalu wiedzą wszystko o poszczególnych zespołach, jeżdżą za nimi wszędzie, kupują gadżety związane z poszczególnymi grupami itd. Istnieje jednak sporo gatunków muzycznych, które są w Japonii dużo, ale to dużo popularniejsze od heavy metalu.

Dajesz wiele koncertów instruktażowych, jesteś także redaktorem kolumn w magazynach "Guitar World", "Young Gitar" i "Burrn". Jaką wiedzę starasz się przekazać młodym gitarzystom w pierwszej kolejności?

Tak naprawdę podczas lekcji sam uczę się najwięcej ze wszystkich, dlatego że przychodzi mnóstwo osób i zadaje pytania, a ja nie mam przygotowanych na nie z góry odpowiedzi. Dzięki ich pytaniom uczę się bardzo wiele na temat tego, jak ludzie odczuwają moją muzykę, co im się podoba, a co nie, czego chcieliby się dowiedzieć.

Natomiast jeżeli chodzi o konkretne wskazówki to wszystkim mówię, że nie trzeba pracować bardzo ciężko, ważniejsze jest natomiast to, by nigdy się nie poddawać. Jeżeli zaczniesz ciężko pracować, szybko możesz się wypalić i zniechęcić. Postępując według mojej rady, dojście do celu może ci zająć bardzo dużo czasu, ale jeżeli nie będziesz się poddawał, to w końcu osiągniesz to, co zamierzyłeś.

A pamiętasz jeszcze, jak zdobywałeś gitarowe szlify? Pamiętasz np. pierwszy utwór, jaki udało ci się zagrać?

Pewnie, że tak. Pierwszym utworem, jaki zagrałem, była kompozycja grupy Rush zatytułowana "Blackest Plateau". To niezbyt znany utwór.

Jak do niego dotarłeś?

Jeden z moich przyjaciół mi go podrzucił. Nigdy nie przepadałem za Rush, ale on był prawdziwym maniakiem. Przyniósł mi kiedyś ich płytę i powiedział, że to jeden z najłatwiejszych utworów Rush.

Czy wśród młodych gitarzystów są tacy, których podziwiasz?

Jest ich mnóstwo. Ciężko jest wymienić kogokolwiek, kto w jakiś sposób by się wyróżniał, ale sporo jest takich, którzy są naprawdę świetni. Poziom nagrywanych albumów bardzo się ostatnio podniósł. W związku z tym, że przepływ informacji jest dzisiaj ogromny, ludzie doskonalą się bardzo szybko i w porównaniu z tym, co było np. 10 lat temu, muzycy grają naprawdę o niebo lepiej.

Jeszcze z zespołem Hawaii grałeś koncert przed Deep Purple. Czy udało ci się wtedy porozmawiać z Ritchiem Blackmorem?

Jasna sprawa, że nie. Ci goście byli już wtedy prawdziwymi rockowymi gwiazdami, a do garderoby podjeżdżali limuzynami. Każdy członek zespołu miał swoją. Ich ekipa techniczna także nie była nastawiona w stosunku do nas zbyt przyjacielsko.

A może udało ci się z nim porozmawiać później, kiedy sam już zdobyłeś niemałą sławę?

Tak naprawdę nigdy nie byłem zbyt wielkim fanem Deep Purple, więc nie wychodziłem ze skóry, żeby doprowadzić do takiej rozmowy. Powiem ci jednak, że kiedy oglądałem ich koncert, byli naprawdę świetni. Zobaczyłem, jak naprawdę dobry może być profesjonalny zespół. Byliśmy całkiem nieźli z Hawai, ale w porównaniu z Deep Purple wypadliśmy zupełnie blado.

Wiadomo od jakiegoś czasu, że ty, Al Pitrelli, Dave Ellefson i Jimmy DeGrasso postanowiliście założyć zespół. Powiedz mi, czy znaleźliście już wokalistę i czy wybraliście jakąś nazwę?

Nie mamy ani nazwy, ani wokalisty. Póki co to tylko pomysł. Rozmawialiśmy o pewnym projekcie, który powstanie, jak tylko nadarzy się ku temu okazja. Wszystkim nam zależy na tym, żeby znaleźć naprawdę wielkiego wokalistę, a takich nie spotyka się na co dzień. Jak tylko znajdziemy odpowiednią osobę, spróbujemy coś nagrać.

A czy macie już jakikolwiek pomysł dotyczący tego, co będziecie grać? Zdajesz sobie chyba sprawę z tego, że skoro wszyscy graliście kiedyś w Megadeth, to słuchacze będą się spodziewać właśnie czegoś w tym stylu.

Na pewno nie nagramy czegoś takiego (śmiech). Tak naprawdę wszystko zależy od wokalisty. Ten zespół nie będzie bazował na dźwiękach gitary, tylko skupi się wokół wokalisty.

Wygląda na to, że młodzi wokaliści mają właśnie szansę dołączenia do świetnego zespołu.

Tak, ale szukamy kogoś naprawdę wyjątkowego. To musi być drugi Bono, Rod Stewart, albo Robert Plant. Właśnie to mam na myśli, mówiąc o kimś naprawdę utalentowanym.

Powiedziałeś podobno, że nie miałbyś nic przeciwko powrotowi do Megadeth, gdyby tylko Dave Mustaine ci to zaproponował?

Nie sądzę, bym powiedział coś takiego. Odszedłem z Megadeth kilka lat temu, po co miałbym tam teraz wracać? Chciałbym teraz robić coś naprawdę świeżego, tymczasem, jeżeli twój zespół nazywa się Megadeth, to naprawdę ciężko jest w jego ramach nagrać coś odkrywczego. Nikt nie będzie cię brał na poważnie. Ludzie z radia nie chcą grać czegoś o nazwie Megadeth, a już na sto procent możesz zapomnieć o zaistnieniu w telewizji. Bardzo ciężko jest tworzyć przy tego typu ograniczeniach.

Nie mogę nie nawiązać do twojego przyjaciela Jasona Beckera, z którym przed laty grałeś w grupie Cacophony. Niedawno (31 grudnia i 1 stycznia) zagrałeś z orkiestra i chórem San Francisco Community Centem Orchestra And Chorus, kompozycję Jasona "End Of The Beginning". To był charytatywny koncert. Czy to nagranie ukaże się na płycie?

Niestety, jest to mało prawdopodobne. Słyszałem, że występ był nagrywany, ale nie słyszałem tych taśm i nie mam pojęcia, co stanie się dalej z tym materiałem. Powiedziałem im, że jeśli chcieliby wydać ten koncert, to ja osobiście nie mam nic przeciwko temu, ale później nie otrzymałem już na ten temat żadnych wieści. Jeżeli tylko coś takiego zdarzy się, będziecie mogli o tym przeczytać na mojej stronie internetowej.

Jak czuje się Jason? Czy jego stan się poprawia? [Jason cierpi na ALS, czyli postępujący zanik czynności mięśni - przyp. red.]

Niestety, sytuacja niezbyt się poprawia. Zresztą wszelkie informacje na ten temat są na bieżąco podawane na jego stronie internetowej. Dzwonisz z Polski, tak?

Tak.

Myślę, że jeśli powiem mu, że ma fanów także w Polsce, która jest przecież tak daleko od Stanów, poprawi mu to humor.

No to nie masz wyboru i musisz go pozdrowić od wszystkich polskich fanów.

Na pewno to zrobię.

Podobno jesteś wielkim fanem Elvisa Presleya i już od czasów podstawówki kolekcjonujesz pamiątki z nim związane. Co ciekawego znajduje się w tej kolekcji?

Powiem ci pewną ciekawostkę: jestem przekonany, że mam coś z Polski. Nie zajmuje się pamiątkami, kolekcjonuję tylko albumy winylowe i jestem pewien, że mam także coś z Polski. To wartościowa rzecz, bo ciężko jest kupić winyle Elvisa wyprodukowane w takich krajach jak Polska.

Sprzedałeś miliony płyt, byłeś kilka razy nominowany do Grammy, występowałeś przed wieloma tysiącami ludzi, jesteś wzorem dla wielu młodych gitarzystów. Czy jest jeszcze coś, co chciałbyś osiągnąć jako muzyk?

Wydaje mi się, że pod tym względem z upływem czasu nic się nie zmienia. Cały czas zależy mi głownie na tym, by ciągle zaskakiwać. Bardzo łatwo jest się powtarzać, ale jest to strasznie nudne, tak więc jedyną rzeczą, którą chciałbym osiągnąć jako muzyk, jest nagrywanie coraz lepszych i coraz ciekawszych albumów. Dokładnie o to samo chodziło mi na samym początku kariery.

Mam nadzieję, że ludzie odbierają "Music For Speeding" jako dużo lepszy od poprzedniej płyty i bardzo chciałbym, aby w przypadku kolejnego albumu myśleli podobnie.

Czy będziesz promował "Music For Speeding" na koncertach? A może dasz jakieś lekcje instruktażowe w Polsce?

Bardzo bym chciał, a co ważniejsze, nie jest zupełnie wykluczone. Będę koncertował w tamtych rejonach, a z chęcią zawitałbym do Polski. Byłem w waszym kraju tylko raz i chciałbym zobaczyć dużo więcej, zwłaszcza, że ostatnio spędziłem w Polsce tylko jeden dzień. Miejmy nadzieję, że do tego dojdzie.

Ja też mam taką nadzieję. Dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: kariera | deep | koncert | kroki | friedman | pierwsze kroki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy