Reklama

"Nie znamy przepisu na chwytliwość"

Gdy w 1998 roku francuska Listenable Records wypuszczała na rynek debiutancki album Soilwork "Steelbath Suicide", poza wyraźną fascynacją Slayer i At The Gates, niewiele więcej można było o muzyce Szwedów powiedzieć. Mało kto przypuszczał wówczas, że już za kilka lat formacja ta dołączy do grona najpopularniejszych i najbardziej postępowych zespołów melodyjnego death metalu. Chwalony przez największe gwiazdy muzyki metalowej, przyjaźnie traktowany przez krytykę, uwielbiany przez tysiące fanów na całym świecie - tak dziś odbierana jest twórczość Soilwork. Ich wysokiej pozycji z pewnością nie zachwieje również "Stabbing The Drama", nowy album Szwedów, który ponownie w barwach wytwórni Nuclear Blast, pojawi się na sklepowych półkach 28 lutego 2005 roku. Na miesiąc przed premierą szóstego krążka Soilwork, na pytania Bartosza Donarskiego odpowiadał klawiszowiec Sven Karlsson.

Od nagrania poprzedniej płyty "Figure Number Five" minęły dobre dwa lata. Podejrzewam, że praca nad jego następcą nie należała do łatwych. W końcu nie tak prosto pobić to, co znalazło się na tamtym albumie.

Po pierwsze, jestem bardzo zadowolony z końcowego rezultatu naszych prac. To zdecydowanie najlepszy, jak dotychczas, album Soilwork. Bardzo dużo czasu zajęło nam pisanie i nagrywanie tej płyty, dlatego trzymanie w ręku skończonego już krążka jest dla nas bardzo przyjemne. Jestem bardzo szczęśliwy z tego, jak ten materiał brzmi.

Reklama

Chyba zgodzisz się ze mną, że "Stabbing The Drama" jest kontynuacją tego, co mogliśmy usłyszeć na dwóch poprzednich płytach, a jednocześnie znów wnosi do waszej twórczości coś odmiennego. Nie nazwałbym tego typową powtórką z rozrywki.

Dokładnie tak samo odbieram tę płytę. Z pewnością można na niej odnaleźć podobieństwa do dwóch poprzednich albumów. Są tam też nowe elementy... Choć, może nie nowe, a po prostu inne. Na nowej płycie pojawiają się szybsze utwory, których nie było na "Figure Number Five" czy "Natural Born Chaos". Powiedziałbym, że ten album jest nieco bardziej zróżnicowany.

Z nowej muzyki mogą być chyba również zadowoleni nieco starsi fani Soilwork, którzy doskonale pamiętają wasze wczesne dokonania. Te wszystkie szybkie i ciężkie partie pojawiające się na "Stabbing The Drama" wskazują na to, że nadal chcecie być zespołem metalowym. Miło z naszej strony.

No tak, choć nawet jeśli ten materiał może być postrzegany, jako - w pewnym stopniu - powrót do korzeni, to te szybsze kompozycje nie są dla nas niczym niecodziennym. Przecież tego typu granie, od zawsze było częścią brzmienia Soilwork. Nie przypominam sobie, abyśmy jakoś szczególnie główkowali nad tym, jak ma ten album brzmieć. Wszystko stało się bardzo naturalnie. Ot, wyszło tak, jak wyszło.

"Stabbing The Drama" jest też mniej zorientowana na pracę klawiszy, szczególnie w odniesieniu do "Figure Number Five". To chyba bardziej pasuje do całości nowego materiału?

W pewnym sensie tak. Prawdę mówiąc na żadnym wcześniejszym albumie nie przygotowałem aż tylu partii keyboardu, jak to miało miejsce w przypadku "Stabbing The Drama". Tym razem jednak ich wykorzystanie jest inne niż to było poprzednio.

Brzmienie klawiszy jest szorstkie, bardziej przypominające dźwięk gitar. Inne jest także ich wkomponowanie w całość materiału. Podczas miksów nieco obniżyliśmy ich brzmienie, co jest szczególnie słyszalne w porównaniu z "Figure Number Five". Należałoby powiedzieć, że "Stabbing The Drama" to album zbudowany przede wszystkim na gitarach i perkusji. Te dwa instrumenty stanowią o tej płycie.

Nie można także zapomnieć o wokalach Björna, zwłaszcza tych mocniejszych. Jest ich więcej niż to bywało ostatnio. To z kolei jeszcze lepiej kontrastuje z czystymi partiami śpiewu, dając większą różnorodność.

Tak, jak już mówiłem, tym razem chcieliśmy zrobić album bardziej różnorodny. To samo dotyczy wokali. Muszę powiedzieć, że głos Björna [Björn "Speed" Strid, Terror 2000, eks-Darkane, przyp. red.] na tej płycie, jest bez wątpienia najlepszą rzeczą, jaką kiedykolwiek dokonał. Mam tu na myśli wszystkie albumy Soilwork. Jak wspomniałeś, ten kontrast pomiędzy ostrym śpiewem, a łagodnymi partiami wokalu, jest czymś naprawdę bardzo fajnym.

Na świeżej płycie pojawiają się również znakomite gitarowe solówki, których trochę brakowało na poprzednim albumie. Opieranie muzyki wyłącznie na rytmie, co jest dziś nagminne, mnie osobiście męczy.

Tak naprawdę, to wszystko zależy od indywidualnego gustu. Osobiście w ogóle nie lubię gitarowych solówek. Trudno byłoby też powiedzieć, że jeśli naprawdę bardzo lubisz solówki, to powinieneś zapoznać się z muzyką Soilwork, gdyż one nie są żadną istotną częścią naszego grania. Z drugiej strony nie da się ukryć, że gitarzyści Soilwork to fachowcy, i gdy mają ochotę na wykonanie dobrej solówki, to nie widzimy w tym problemu. Wiesz, my nie tworzymy naszej muzyki wokół gitarowych partii solowych. To nie nasza działka.

A co powiedziałbyś na solowe partie klawiszy?

Na albumach Soilwork nigdy nie pojawią się klawiszowe solówki (śmiech). Niegdyś, w moich poprzednich zespołach grałem takie rzeczy, ale nie sądzę, abym miał ochotę do tego wracać. Szczególnie w barwach Soilwork.

Jak wyczytałem w waszym raporcie ze studia, nagrania były bardzo wyczerpujące. Ponoć nigdy jeszcze tak się nie męczyliście. O co chodziło?

Mieliśmy trochę problemów natury technicznej. Długo użeraliśmy się z uzyskaniem właściwego brzmienia gitar. To samo dotyczyło innego sprzętu. Z tego powodu byliśmy zmuszeni do przedłużenia sesji nagraniowej o tydzień. Początkowo zamierzaliśmy przebywać w studiu pięć tygodni, a skończyło się na sześciu. Wyobraź sobie, że przez ostatnie 5-6 dni, tak my, jak i producenci, pracowaliśmy po 15-16 godzin na dobę. To było naprawdę stresujące. Mieliśmy wyznaczony termin i musieliśmy zapiąć wszystko na ostatni guzik.

Nie sądzisz, że ta produkcja jest - nazwijmy to - bardziej przyjazna dla ucha? Czuć w niej zdecydowanie więcej brzmieniowej przestrzeni.

Właściwie musiałbym się z tym zgodzić. Wchodząc do studia chcieliśmy uzyskać brzmienie, które nie byłoby przesadnie krystaliczne, jak to miało miejsce w przypadku "Figure Number Five" i "Natural Born Chaos", gdzie dźwięk wyszedł bardzo atmosferycznie i chyba zbyt finezyjnie. Tym razem postanowiliśmy, że ten album będzie brzmiał nieco ciężej, z ponownym ukierunkowaniem na gitary.

Niektórzy recenzenci próbują odnajdywać w waszym brzmieniu elementy nu-metalu, co uważam akurat za nieco dziwne. Szukałem ich dość długo i jakoś nie bardzo znalazłem. To chyba gruba przesada?

Też tak uważam. Zadano mi to pytanie już wcześniej. Sądzę, że nie ma żadnych nu-metalowych elementów w naszej muzyce. Nie jesteśmy pod wpływem jakiś konkretnych zespołów z tego nurtu. Nasze korzenie sięgają o wiele dalej. Słuchamy zupełnie innej muzyki. Całkowicie nie mogę zrozumieć tego rodzaju wniosków.

Soilwork tworzy aż sześć osób. Czy nie jest to czasami problem w dojściu do wspólnego stanowiska w niektórych sprawach, np. muzycznych? A może wprost przeciwnie, to korzyść?

To zdecydowanie wpływa na naszą korzyść. Jak powiedziałeś, jest nasz sześciu, a w zasadzie pięciu plus jeden, gdyż Dirk [Verbeuren, również w Scarve, przyp. red.] nie jest stałym członkiem zespołu. Każdy z nas inspiruje się wieloma różnymi rzeczami, a to jest szalenie pomocne, gdy tylko przychodzi nam do pisania muzyki. Dzięki temu wkład każdego muzyka jest odmienny. Jednak, generalnie rzecz ujmując, kiedy wchodzimy do studia, wszyscy mamy w głowie jedną wizję, tę samą ideę. Zazwyczaj, to, że jest nas aż tylu, nie stwarza żadnych kłopotów.

Czy jest coś, co wiecie na temat chwytliwości muzyki, o czym nie mają pojęcia inne zespoły? Nie da się przecież zaprzeczyć, że Soilwork ma szczególny dar do pisania muzyki, która natychmiast wpada w ucho.

Nie mam pojęcia, stary. Sam chciałbym to wiedzieć (śmiech). To byłoby wprost idealne. Ale nie, nie znamy przepisu na chwytliwość. Wiesz, wydaje mi się, że, jako Soilwork bardziej zwracamy uwagę na samą strukturę utworu. Skupiamy się na całości danej kompozycji, a nie na np. technicznych aspektach poszczególnych partii. Podstawowa aranżacja utworu jest ważniejsza niż cokolwiek innego. Może to jest jednym z powodów, dla którego pisana przez nas muzyka brzmi tak chwytliwie.

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: studia | nagrania
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy