Reklama

"Nie wierzę w powrót thrash metalu"

Czy Kreator za sprawą "Violent Revolution" powróci do łask fanów, którzy nie zaakceptowali eksperymentalnego oblicza grupy? Czy wspólna trasa koncertowa Destruction, Kreator, Sodom to tylko żerująca na sentymentach próba wskrzeszenia tego, co już wskrzeszone być nie może czy raczej powrót niemieckiego thrash metalu w glorii i chwale? Jak rysuje się przyszłość tej muzyki? Daleki od hurraoptymizmu, ale z nadzieją patrzący w przyszłość Mille Petrozza odpowiadał na pytania Jarosława Szubrychta.

Czy myślisz, że w tytule utworu, który otwiera waszą nową płytę "Reconquering The Throne", zawarta jest wróżba? Odzyskacie thrashmetalowy tron dzięki "Violent Revolution"?

Oczywiście. (śmiech) Dzięki tej płycie nasi fani przekonają się, że powrócił Kreator taki, jaki kochali najbardziej, że znowu gramy ostro! Tekst "Reconquering The Throne" nie ma jednak nic wspólnego z pozycją naszego zespołu na metalowej scenie. To raczej mój komentarz do sytuacji, która przydarza się każdemu co jakiś czas - wpadamy w totalny dół, już wydaje nam się, że to koniec, ale zawsze jakoś znajdujemy wystarczająco dużo siły, by się z tego wygrzebać.

Reklama

Społeczeństwo mnie nie toleruje, więc przestałem tolerować społeczeństwo... - nie jesteś już nastolatkiem, a wciąż stać cię na pisanie takich tekstów, pełnych buntu i gniewu. Skąd się to w tobie bierze?

To fakt, nie mam już 18 lat, ale widzę wokół siebie nie mniej wkurzających rzeczy, niż wtedy, gdy byłem dzieciakiem. Cytat, który przytoczyłeś nie oznacza jednak, że jestem jednostką aspołeczną i nienawidzę wszystkich wokół. Z moich obserwacji wynika jednak, że jeśli ktoś chce żyć po swojemu, jest w jakiś sposób oryginalny i wystający ponad przeciętność, musisz liczyć się z tym, że będziesz przez większość uważany za kogoś gorszego. Ja oczywiście staję po stronie tych, którzy bronią swojej indywidualności...

Istnieje teoria, według której wściekły thrash metal, który uosabia chociażby Kreator, trafił na podatny grunt w ponurym i zanieczyszczonym Zagłębiu Ruhry. Myślisz, że to prawda? Gdybyś pochodził nie z Essen, ale na przykład z małego bawarskiego miasteczka, grałbyś miłego dla ucha hippisowskiego rocka?

(śmiech) Dobre pytanie. Jestem przekonany, że otoczenie, w którym żyjemy, zawsze ma wpływ na to, co robimy i nie widzę powodu, dlaczego działalność Kreatora miałaby tu być wyjątkiem. Dorastaliśmy w Zagłębiu Ruhry i na pewno podświadomie zawarliśmy te doświadczenia w naszej muzyce i tekstach. Bardzo mocno stąpamy po ziemi, prawdę mówimy prosto w oczy, czasem jesteśmy nawet zbyt szczerzy -to wszystko cechy ludzi zamieszkujących ten region Niemiec. Taka sama - bardzo bezpośrednia, waląca prosto po oczach - jest nasza muzyka. Gdybyśmy wychowali się w spokojnej bawarskiej wiosce, z pewnością nasza muzyka brzmiałaby całkiem inaczej.

"Violent Revolution" to pierwszy album Kreator dla firmy SPV i... znowu gracie ostro. Mówi się, że jednym z warunków umowy była obietnica z waszej strony, że nie wyskoczycie z dziwadłem w stylu "Endoramy".

Po nagraniu "Endoramy" stanęliśmy na rozdrożu. Mogliśmy stworzyć płytę jeszcze bardziej eksperymentalną i melodyjną, ale niewiele mającą wspólnego z metalem, albo wrócić do naprawdę ciężkiego grania. Zdecydowaliśmy się na powrót do korzeni i zabraliśmy się za komponowanie "Violent Revolution". Nie ukrywam jednak, że SPV ucieszyli się z takiego obrotu sprawy. To firma w której pracuje bardzo wielu fanów metalu i pod tym względem doskonale się rozumiemy.

Destruction powrócił niedawno w chwale z płytą "All Hell Brakes Loose", aby teraz dobić wszystkich albumem "The Antichrist". Wy jesteście w trochę innej sytuacji. Nie ma mowy o powrocie zza grobu, bo Kreator nigdy się nie rozpadł. Straciliście za to wielu fanów nagrywając takie płyty, jak "Endorama"...

Nie zmusisz mnie do wyznania, że żałuję nagrania tej płyty, nie licz na to... "Endorama" to jeden z najważniejszych albumów w dyskografii Kreator, również dlatego, że nie przypomina poprzednich, że jest jedyny w swoim rodzaju. "Endorama" to świetna płyta, zawierająca muzykę na najwyższym poziomie - zawsze będę to powtarzał. Problem jednak polegał na tym, że o ile "Violent Revolution" to płyta stworzona przez zespół Kreator, o tyle "Endorama" jest wynikiem eksperymentów muzyków Kreatora z technologią studyjną. Wchodziliśmy do studia przekonani, że właściwie wszystko się może wydarzyć i puszczaliśmy wodze wyobraźni. Wiem, że rezultat nie wszystkich przekonał, ale cieszę się, że stać nas było na nagranie takiego materiału. Teraz przyszedł czas na ostry album. Zasłużyliście sobie na "Violent Revolution"! (śmiech)

Trzeba jasno powiedzieć, że choć "Outcast" i "Endorama" niewiele miały wspólnego z tym Kreatorem, który stworzył "Pleasure To Kill" i "Extreme Aggression", to były naprawdę dobre płyty. Może więc będziesz kontynuował podobne eksperymenty na zasadzie projektu ubocznego?

Tak, na pewno. Mam mnóstwo pomysłów, które nie pasują do agresywnej muzyki, znów wykonywanej przez Kreator i z pewnością będę chciał je zrealizować pod innym szyldem. Będzie to muzyka jeszcze bardziej eksperymentalna i jeszcze bardziej mroczna, niż "Endorama"... Kiedy zakończymy promocję "Violetn Revolution" zabiorę się za to na poważnie, a więc nie wcześniej, niż w połowie 2002 roku.

Czy Tommy Vetterli opuścił Kreator dlatego, że powrót do ostrego, prostego grania, nie był dla niego kuszącą perspektywą? Coś mi mówi, że to właśnie on ciągnął cię na manowce eksperymentów?

Niezupełnie. Tommy po prostu znudził się już graniem w regularnie koncertującym zespole. Ma teraz własne studio, bawi się różnymi elektronicznymi nowinkami i jest mu z tym dobrze. Być może nasze drogi zejdą się jeszcze kiedyś, może zagramy coś razem, ale nie na mojej solowej płycie. Ta bowiem będzie naprawdę solowa, nie chcę niczyjej pomocy. (śmiech)

Tommy'ego zastąpił Sami Yli-Sirniö z fińskiej grupy Waltari. Jak porównałbyś tych dwóch gitarzystów?

Tommy to gitarzysta-intelektualista, przykłada bardzo wielką wagę do techniki i myśli, kiedy gra. Zawsze ma ze sobą kilka gitar na zmianę oraz stertę urządzeń, dzięki którym może uzyskać dwa tysiące różnych efektów. Jest gitarzystą totalnym, wie o tym instrumencie wszystko. Sami natomiast gra instynktownie, daje się ponieść emocjom. Wiedziałem, że jakiś czas temu przeprowadził się z Finlandii do Niemiec i zamieszkał w Dortmundzie, więc kiedy Tommy zdecydował się odejść, od razu zadzwoniłem do Sami'ego.

A nie myślałeś o wyciągnięciu Franka z brazylijskiej dżungli?

(śmiech) Skąd wiesz, że mieszka w Brazylii?! Właśnie dlatego, że przeprowadził się na drugą półkulę nie brałem go pod uwagę, kiedy potrzebowałem gitarzysty, ale chciałbym jeszcze kiedyś z nim zagrać.

Posada drugiego gitarzysty często w Kreatorze jest do wzięcia. To twoja czy ich wina?

I moja, i ich... Wiesz, jeśli chodzi o tworzenie muzyki, jestem tylko ćwiercią tego zespołu. Piszę teksty, udzielam wywiadów, wymyślam okładki - to wszystko prawda, ale w sprawach muzycznych każdy członek Kreatora ma tyle samo do powiedzenia. Ale każdy muzyk musi pamiętać, że stanowi 25% tego zespołu. Nie mniej i nie więcej, nie 15 i nie 50... Dopóki o tym pamięta, wszystko jest w porządku, ale kiedy ktoś próbuje zrobić z Kreatora swój projekt solowy, zaczynają się problemy. Albo raczej ja staję się dla nich problemem.

Okładka nowej płyty przypomina do złudzenia "Coma Of Souls". Czyżbyś uważał właśnie ten album za szczytowe osiągnięcie Kreator?

Nie, nie o to chodzi. Obraz zdobiący "Violent Revolution" zawiera elementy łączące wiele naszych poprzednich okładek. Chcieliśmy połączyć nowoczesną technologię z pradawnymi, zapomnianymi rytuałami, kulturę współczesną i tradycję. Dlatego głowa charakterystyczna dla okładek Kreatora znalazła się na tle bardzo nowoczesnych, futurystycznych wręcz zabudowań, a na jej czole i w wielu innych miejscach znalazł się symbol z "Renewal". Taka jest bowiem płyta "Violent Revolution" - połączenie tradycyjnego Kreatora z przyszłością.

Dlaczego zdecydowałeś się powierzyć produkcję płyty Andy'emu Sneapowi?

Andy to metalowiec, oddany tej muzyce całym sercem, więc mogłem w pełni mu zaufać. Nie musiałem pilnować każdego szczegółu, nie musiałem troszczyć się o brzmienie gitar, bo wiedziałem, że Andy zadba, by miały odpowiednio dużo jadu. Poza tym świetnie zna się na nowoczesnym sprzęcie studyjnymi i potrafi wiele z niego wycisnąć. To był dobry wybór.

Nie myślałeś o tym, by ponownie skorzystać z usług Randy'ego Burnsa, człowieka odpowiedzialnego za brzmienie najważniejszych płyt w dorobku Kreatora?

Niestety, Randy w ogóle nie zajmuje się teraz muzyką. O ile wiem, odbiło mu na punkcie komputerów i to go teraz pasjonuje.

W styczniu 2002 ruszacie na wspólną trasę koncertową z Destruction i Kreator. Czy trudno było cię namówić do tego przedsięwzięcia?

Skąd wiedziałeś? (śmiech) Rzeczywiście, najdłużej opierałem się przed zrealizowaniem tego pomysłu. Nienawidzę karmienia się przeszłością i Schmier długo musiał przekonywać mnie, że ta trasa nie będzie bazowała na gównianej nostalgii, ale po prostu będzie okazją do wypromowania nowych albumów wszystkich trzech zespołów. Nie wierzę w powrót thrash metalu z lat 80. i nie interesuje mnie nagrywanie takich samych płyt, jak 20 lat temu. Dlatego na "Violent Revolution" znalazło się, oprócz wyraźnego nawiązania do naszych poprzednich płyt, sporo elementów nowoczesnych.

Wracając do trasy, obawiam się, że na koncertach w Polsce Sodom i Destruction zagrają swoje bez przeszkód, ale kiedy Kreator wyjdzie na scenę, coś się stanie - trzęsienie ziemi, wybuch wulkanu, początek wojny domowej... Czy kiedykolwiek udało wam się zagrać w Polsce cały koncert, bez żadnych przeszkód?

(śmiech) Stary, wiem do czego pijesz! Nad naszymi koncertami w Polsce wisi jakaś klątwa, ale tym razem nawet gdyby połączone siły wojny domowej i trzęsienia ziemi nie będą w stanie nas powstrzymać. Do tej pory twój kraj opuszczałem z mieszanymi uczuciami - rewelacyjna publiczność i fatalny pech, który uniemożliwił nam pokazanie się od jak najlepszej strony. Najgorzej było, kiedy graliśmy przed Megadeth, bo wtedy musieliśmy opuścić scenę po 20 minutach...

Na tej trasie będziecie nagrywać płytę koncertową i materiał na DVD. Może by tak spróbować w Polsce? Gdzie znajdziecie lepszą publiczność?

To prawda. Polska publiczność jest niesamowita, nigdy nie zapomnę, co działo się pod sceną na naszych koncertach w Katowicach, czy w Krakowie. Wiesz, porozmawiam z menedżerem i podsunę mu pomysł nagrania przynajmniej części materiału w waszym kraju. Zobaczymy, co z tego wyniknie.

Dziękuję za wywiad.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: trasa | Andy | Ziemia | muzyka | publiczność | przyszłość | śmiech
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy