Reklama

"Nie tworzymy dla jednej subkultury"


Sosnowiecki Frontside jest na naszym muzycznym rynku zespołem niezwykle charakterystycznym. Znany wąskiemu gronu odbiorców, głównie z kręgów związanych z muzyką hardcore, w zasadzie dopiero dzięki wydanej w roku 2003 płycie "I Odpuść Nam Nasze Winy", tak naprawdę zaistniał w świadomości fanów mocnego grania. Twórcza ewolucja Frontside, świadomie ukierunkowana w stronę otwierania się na różne wpływy, nie od dziś owocuje muzyką wymykającą się jednoznacznym klasyfikacjom. Nie inaczej jest na ich nowym albumie "Zmierzch Bogów - Pierwszy Krok Do Mentalnej Rewolucji", który jeszcze bardziej niż poprzednio, frapuje eklektyzmem i wielowymiarowością wyrazu. Hardcore, thrash, brutalny death metal czy nawet klasyczny heavy metal i rock - wszystko spięte w jeden ekstremalny monolit o wyjątkowej sile rażenia.

Reklama

Siłę i oryginalność pomysłów sosnowieckiego kwintetu doceniono w kraju i za granicą. Zwycięstwo w Fryderykach 2003 w kategorii "album roku - heavy metal", wysokie notowania w metalowych zestawieniach roku, kilkutygodniowa obecność na pierwszym miejscu teledysku "Bóg Stworzył Szatana" czy obiecujący kontrakt ze szwedzką wytwórnią Regain, to zaledwie kilka przykładów potwierdzających muzyczny kunszt Frontside.

Premiera płyty "Zmierzch Bogów" miała miejsce 11 października 2004. Do rozmowy o tym, jakże szczególnym wydarzeniu w historii każdego zespołu, a także o nowej muzyce, poważnych zmianach składu i kilku kontrowersjach, zaprosiliśmy współzałożyciela i gitarzystę Frontside - Demona. Z muzykiem rozmawiał Bartosz Donarski.

Premierę "Zmierzchu Bogów" macie już za sobą. Ciekaw jestem, jaka atmosfera panowała w zespole w związku z tym wydarzeniem. W końcu, bezsprzeczny sukces poprzedniej płyty "I Odpuść Nam Nasze Winy", musiał wiązać się z niemałym ciśnieniem w waszych szeregach.

Ciśnienie było, oczywiście, lecz z powodu zupełnie innych okoliczności. Opuścił nas długoletni wokalista Astek, tym samym plany koncertowe na zachodzie musiały zostać zawieszone na pewien czas. Potem, przed samą sesją nagraniową, straciliśmy miejsce prób. Nie było wokalisty, nie było również osoby odpowiedzialnej za teksty. Wszystko nagle się zawaliło, a sesja się zbliżała. Gdy w zespole dochodzi do takich przetasowania, słuchacze zawsze pod innym kątem odbierają nowe nagrania. Presja się pojawia, a wtedy praca jest mało komfortowa. Przysłowiowy wiatr złapaliśmy wraz z dojściem Aumana (nowego wokalisty) do zespołu. Układanka była kompletna i mogliśmy zaczynać pracę w studio.

Gdzie znajdujesz podstawowe różnice pomiędzy poprzednim materiałem a "Zmierzchem Bogów"? Jak dla mnie, jest tego całkiem sporo, przy jednoczesnym zachowaniu muzycznego kursu obranego wcześniej. Mam rację?

Oczywiście, jest tego sporo. Przede wszystkim nowy wokalista z wielkimi możliwościami. Zmienił się też trochę charakter tekstów, aranżacje utworów są bardziej rozbudowane, a co za tym idzie muzyka zawiera znacznie więcej smaczków. Produkcja albumu to już osobny rozdział. Nigdy wcześniej Frontside nie zabrzmiał na płytach tak masywnie, ciężko i wyraźnie. Tym razem chciałem przemycić do naszej muzyki minimum zagrywek charakterystycznych dla Slayer i moim zdaniem to się udało. To taka maniera, która przylgnęła do nas jakiś czas temu (śmiech). Zespół cały czas się rozwija i słychać to w pracy poszczególnych instrumentów. Wydaję mi się, że tym razem znów udało nam się być o krok przed innymi. Nagraliśmy album z odpowiednią ilością agresji i melodii, na którym wszystko to znakomicie się uzupełnia i współgra. To była naprawdę odważna decyzja. Komponując materiał, chcieliśmy, obok brutalnych wokali, umieścić też śpiewane fragmenty. To zabrało sporo czasu, ale wynik zaskoczył nas samych.

Nowa muzyka Frontside to wciąż wypadkowa - wybacz, że użyje porównań - Agnostic Front i Entombed z domieszką Slayer. Sporą nowością jest natomiast mnogość melodyjnych partii, które nie były aż tak słyszalne, choćby na poprzednim albumie. Wydaje mi się, że jest to, poniekąd, uwarunkowane obecnością w zespole nowego wokalisty, który doskonale potrafi odnaleźć się w takich właśnie aranżacjach.

Auman potrafi znakomicie władać głosem! Obok piekielnych ryków wydobywa z siebie też sporo melodii (śmiech). Szukaliśmy właśnie takiego wokalisty. Dzięki temu możemy realizować wiele pomysłów. Muzyka sama układa się w głowie. Wcześniej było tak, że musieliśmy rezygnować podświadomie z niektórych patentów. Wokale Astka były zupełnie inne. W naszej muzyce było też mniej miejsca na takie urozmaicenia. Teraz komponujemy troszeczkę inaczej, aranżujemy utwory również pod kątem wokali. Zacząłem pisanie tekstów już pod koniec pracy nad muzyką i to z pewnością odegrało dużą rolę. Niektóre utwory były zmieniane, gdy usłyszeliśmy Aumana. Wiedzieliśmy, że mając takiego wokalistę możemy nagrać odważną rzecz, która, mamy nadzieję, nie przejdzie bez echa.

Nie obawialiście się choć trochę, że ten nieoczekiwany zwrot ku melodii może nie spotkać się z przesadnym entuzjazmem waszych fanów, przyzwyczajonych przez lata do muzycznego "wgniatania" w ziemię?

To nie do końca prawda! W 2000 roku wydaliśmy EP-kę "Początek Ery Nienawiści&qout;, która zawierała pięć utworów, z czego w czterech pojawiły się melodyjne wokale Astka! Pierwsza płyta też była bardziej melodyjna od "dwójki", która była przysłowiowym "betonem". Tworzymy muzykę, która w pierwszej kolejności ma nas satysfakcjonować. Jeśli my jesteśmy zadowoleni, decydujemy się pokazać to światu. Sądzę, że akurat tego atutu Frontside ma aż nadto i mam tu na myśli "wgniatanie".

Na nowej płycie jest tyle ciężkiego stuffu, że gdyby pozbawić go tej melodii, to z pewnością album wiele by stracił. Nie jest sztuką nagrać płytę od początku do końca metalową z krwi i kości. Ta płyta ma styl i jej dużą zaletą są właśnie melodyjne wokale! Nie szukajmy sensacji na siłę. Nagraliśmy płytę, którą trzeba odbierać całościowo, a nie przez pryzmat niespotykanych wokali.

Przyjdźmy do kwestii pozamuzycznych. Wizualna oprawa "Zmierzchu Bogów" robi piorunujące wrażenie. Kto jest autorem tej okładki i właściwe, jak można ją interpretować?

Autorem grafiki na najnowszy materiał jest nasz wieloletni przyjaciel i etatowy grafik zespołu - Qras. Tym razem założenie było takie, by cały artwork stanowił nierozerwalną całość z tekstami i muzyką, oraz sam w sobie prezentował nową, niespotykaną na większości wydawnictw, niszczącą jakość. Nie mogło być mowy o przypadkowym dziele, jakich mnóstwo wokół. Doskonale wiemy, na co stać naszego speca od wizualnego oblicza Frontside. Dlatego o efekt końcowy byliśmy spokojni. Niestety, stało się inaczej - finalny projekt nas zwyczajnie zabił! Sugestywność całej strony wizualnej płyty, wbija się centralnie w sam środek głowy i nikogo nie pozostawia obojętnym. A interpretację pozostawiam tobie i reszcie słuchaczy. Poczytajcie teksty, przyjrzyjcie się uważnie wszystkiemu, a na pewno znajdziecie odpowiedź. Ta płyta jest nad wyraz czytelna.

No właśnie. Bardzo intrygujący wydaje się być sam tytuł płyty i teksty, które, jak to zawsze bywa w przypadku Frontside, nie traktują o sprawach błahych. Naprawdę myślicie, że ludzi da się zmienić?

Nie jestem żadnym mentorem i nie roszczę sobie takich praw. Ludzie zmieniają się pod wpływem okoliczności, przeżyć, emocji... Nie sądzę, żeby muzyka mogła zmienić człowieka, chociaż, nie wykluczam, że może mu wskazać drogę. Teksty traktują o wielu rzeczach, których doświadczyłem lub starałem sobie wyobrazić na podstawie cudzych doświadczeń. Człowiek to szerokie spektrum, często nieodgadnione. Miłość, nienawiść, samotność, potrzeba akceptacji... Z tym wszystkim borykamy się każdego dnia i o tym traktują teksty.

Mówiąc o nowej płycie, nie da się uniknąć tematu związanego z nowym składem. Wspominałeś już o tym, niemniej, wyjaśnij, dlaczego we Frontside nie mam już Astka?

Astek sam zrezygnował z muzyki. Chciał, by jego życie biegło swoim torem. Muzyka nie dawała mu już chyba tyle radości... Musiał sobie poukładać wiele spraw. Zrezygnował z grania. Może to proza życia, a może my wszyscy jeszcze nie zdołaliśmy dorosnąć.

Kolejnym nowym muzykiem, który zadebiutował niedawno w waszych barwach, jest Daron. Jak się okazuje miał on spory wkład w powstanie "Zmierzchu Bogów", czego przykładem są rewelacyjne partie solowe, jego autorstwa. Jak wytłumaczyć tę personalną roszadę na stanowisku gitarzysty?

Spędziliśmy z Simonem (poprzednim gitarzystą) wiele lat grając i imprezując. Czasem jednak w każdym związku bywa tak, że każdy chce iść w swoją stronę. Obie strony wiedzą, że zmiana jest nieunikniona. Teraz mamy w składzie Darona i wszystko jest tak, jak należy. To świetny gitarzysta. Nagrał wyjątkowe sola, a to dopiero początek. On się dopiero rozkręci (śmiech). Jestem o tym przekonany!

W 2003 roku Frontside obchodził dziesięciolecie swojego istnienia. Prawda jest jednak taka, że metalowemu audytorium znani jesteście dopiero od kilku lat. Zastanawia mnie, dlaczego w pewnym momencie waszej kariery, postanowiliście skierować swoją muzykę właśnie ku fanom metalu. Czyżby hardcore?owa estetyka okazał się dla was zbyt jednowymiarowa?

Nie skierowaliśmy swojej muzyki w stronę fanów metalu. Zawsze chcieliśmy profesjonalnie wydawać naszą muzykę, a to stało się realne, gdy zaczęliśmy wydawać w firmach, które maja w katalogach głównie bandy metalowe. Nasz split z 1125, który ukazał się w niezależnej Pasażer Records, też był przepełniony muzyką metalową w naszym wydaniu. Wcześniej określaliśmy naszą muzykę mianem crossover. Dopiero, kiedy pojawił się termin metalcore czy deathcore, stwierdziliśmy, że to do nas bardziej pasuje. To nie tak, że chcemy być bardzo hardcore?owi czy też bardzo metalowi. Te etykiety są nam obojętne. Gramy muzykę, która mieści się w tych ramach. Różnice miedzy tymi stylami obecnie tak się zacierają, że to nie ma najmniejszego znaczenia. Brzmienie i estetyka Frontside dla fanów metalu z pewnością nie jest tym, do czego są przyzwyczajeni.

Zatem, czy prawdą jest, że w środowisku hardcore nie macie już za bardzo czego szukać?

Nie tworzymy tylko i wyłącznie dla jednej subkultury. Od lat mamy sporo znajomych w tym środowisku. Oni wiedzą, dlaczego Frontside obiera takie czy inne drogi rozwoju. Jeśli hardcore w twoim mniemaniu to tylko muzyka, to oczywiście, nie mamy tam czego szukać, bo taki hardcore to Minor Threat, Gorilla Biscuits, Warzone, Agnostic Front czy Youth Of Today. Muzycznie nie mamy z nimi nic wspólnego. Inna sprawa to indywidualna świadomość tego, czym jest bycie hardcore, ale to już zupełnie inna kwestia. Jak wspomniałem, etykiety mnie nie interesują. Nie jesteśmy produktem, tylko ekipą chłopaków, którzy coś tam brzdękają o świecie. Wiesz, gdy wstaję każdego dnia nie myślę o tym czy ważne jest, że gram w kapeli hardcore?owej czy nie? Czy mnie lubią czy też nie? (śmiech). Są poważniejsze sprawy, które spędzają mi sen z powiek.

Nie sądzisz, że prawda jest też taka, że dzięki rozwojowi waszej muzyki, możecie dziś docierać z nią do znacznie szerszego grona odbiorców? Te dźwięki stały się po prostu bardziej uniwersalne.

Może trochę prawdy w tym jest, lecz ważną rolę odgrywają tu inne czynniki. Wydajemy w firmie, której dystrybucja dociera do wielu miejsc. Mamy też solidna promocję. Ciężkie granie jest teraz przychylniej odbierane niż to było kiedyś.

W tym kontekście ciekawym może okazać się także to, czego muzycy Frontside słuchają na co dzień. Jak sądzę, spektrum waszych muzycznych zainteresowań jest całkiem spore.

Oj spore! (śmiech). Teraz wypada być metalowcem czy hardcore'owcem? Dociera do nas cała masa muzyki. Obecnie wychodzi tyle wspaniałych płyt... Oczywiście cały czas jesteśmy fanami Slayer, Entombed - nowy album "Unreal Estate" to zaje***** rzecz! - Danzig, Suicidal Tendencies. Sporo jest też świetnych kapel ze środowiska hardcore, jak Unearth, Killswitch Engage, Caliban, Lamb Of God, że wymienię tylko te największe. Mnóstwo death metalu i starego thrashu wałkujemy cały czas. Imprezujemy przy klimatach stonerskich, chilloutowych i house'owych. Z totalnych nokautów - ostatnia płyta Muse!

Z tego, co wiem, dosłownie kilka dni temu, zakończyliście pracę nad teledyskiem do jednego z utworów z najnowszej płyty. Czego możemy się spodziewać?

Prace jeszcze trwają. Skręciliśmy dopiero fragmenty z naszym udziałem. Zostały jeszcze "dokrętki" fabularne. Klip powstaje do utworu "Naszym Przeznaczeniem Jest Płonąć". Zobaczycie w nim piękną panią i kilku młodzieńców zabiegających o jej względy, ale na zakończenia tej historyjki musimy poczekać do dnia premiery.

Płyta "I Odpuść Nam Nasze Winy" - w wersji anglojęzycznej, zatytułowana "Forgive Us Our Sins" - ukazał się na zachodzie nakładem szwedzkiej Regain Records. Jak oceniasz współpracę z tą firmą?

Wszystko biegnie właściwym torem. Ukazało się sporo reklam w zachodniej prasie, napływają recenzje, jest zainteresowanie zespołem. Obecnie trwają przygotowania do naszej europejskiej trasy. Teraz pozostaje nam tylko czekać.

Kiedy możemy oczekiwać, swojsko brzmiącej, "Twilight Of The Gods" (przypomnijmy, że tak zatytułowana była jedna z płyta Bathory)?

Tak, to moja ulubiona - obok "Hammerheart" - pozycja w dyskografii Bathory. Jeśli uda się pojechać w trasę wiosną 2005 roku, to wówczas premiera zostanie przyspieszona. W przeciwnym razie, sądzę, że będzie to jesień 2005.

A z jakimi reakcjami, zarówno fanów, jak i prasy, spotkał się wasz poprzedni album na Zachodzie?

Nie sądzę abyśmy mieli już swoich fanów na Zachodzie (śmiech). Recenzji napływa sporo i album zbiera pochlebne opinie! Płyta zaistniała dopiero w sierpniu tego roku, więc jest spory poślizg w stosunku do premiery krajowej. Na Zachodzie to wszystko dopiero nabiera tempa.

Pozostając jeszcze na chwilę przy temacie poprzedniej płyty "I Odpuść Nam Nasze Winy", powiedz, jak traktujesz otrzymanie prze was Fryderyka 2003 w kategorii "album roku - heavy metal"? Jakoś nie spoczęliście na laurach.

Pewnie! Frontside to zespół ambitny (śmiech). Otrząsnęliśmy się z tego szoku i zabraliśmy się do pracy nad nowym albumem. To przyjemne wyróżnienie, z którego cieszy się nawet moja mama. Takie wyróżnienia dodają splendoru muzyce i zespołowi. To miłe.

Jest nowa płyta, na szeroką skalę zakrojona promocja, niebawem wideoklip. Teraz pozostaje już chyba tylko wyruszyć w drogę?

Tak, w kraju zagramy pewnie dłuższą trasę wiosną 2005. Najprawdopodobniej w towarzystwie naszych przyjaciół z Behemoth. Wcześniej pewnie wpadną jakieś pojedyncze sztuki. Zapraszam serdecznie!

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: metal | teksty | muzyka | śmiech
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy